Zamek tysiąca kwiatów.
Sir Garth zniknął bez słowa. Selia tłumaczyła sobie to tym, że skoro na zamku nie ma żadnych wartych uwagi kobiet, dał sobie spokój i pojechał do Essos, poszukać kogoś bardziej interesującegi. Selia nie wiedziała, czy powinna się z tego faktu cieszyć, czy smucić. Nie wiedziała, czy naprawdę coś do niego czuła, czy po prostu potrzebowała miłości tak bardzo, że zakochała się w pierwszym lepszym, przyjacielsko zachowującym się mężczyźnie?
Jakiś czas później przestała mieć w brzuszku motylki na samo wspomnienie sir Gartha, ale kolejne wydarzenie zakłóciło jej pogodną egzystencję - Lysa zaszła w ciążę.
- To... naprawdę fajnie - rzekła Selia usłyszawszy tę wiadomość.
- To najszczęśliwszy dzień mojego życia - piszczała z podniecenia Lysa. - Na pewno dziedzic Orlego Gniazda będzie chłopcem godnym Arrynów i króla Roberta!
Selia uśmiechnęła się blado. Jej przyjaciółka poroniła raz, może dwa razy zanim się poznały, ale Roycówna nie chciała psuć jej humoru swoim martwieniem się. Na pewno wszystko będzie dobrze, próbowała uspokoić się Selia. Lysa urodzi zdrowego chłopca i nic złego się nie wydarzy.
***
- Powinnaś do nich napisać - powiedziała Lysa stanowczo.
- Po co? - naburmuszyła się Selia.
- To twoja rodzina. Na pewno chcą wiedzieć co u ciebie.
- Nie sądzę, aby ich to obchodziło.
- Oj nie mów tak. Kochają cię.
Selia położyła głowę na stoliku. Lysa przysunęła się do niej i zaczęła głaskać przyjaciółkę po głowie.
- Moja droga, nie ma czym się martwić - powiedziała ciepło Lysa i wzięła do ust cytrynowe ciasteczko. - Poczęstuj się, zamkowe kucharki są naprawdę utalentowane.
Selia podniosła głowę i zlustrowała wzrokiem desery stojące na blacie. Potrawy wyglądały pięknie i z całą pewnością były smaczne, ale nie miała humoru opychać się nimi. Ponownie uderzyła głową w stół. Zrobiła to za mocno, bo wszystko, co na nim stało podskoczyło, a wino wylało się na włosy i sukienkę sprawczyni tego zamieszania. Może Selii tylko się przywidziało, ale była prawie pewna, że Lysa oraz osoby przechodzące wokoło nich śmiały się z niezdarnej kaleki. Podniosła głowę i rozmasowała czoło.
- Chyba wrócę już do mojego pokoju. Chciałabym się obmyć i trochę odpocząć.
- Tak tak oczywiście - rzekła Lysa. - Tylko nie zapomnij o liście. Obiecujesz?
- Obiecuję. - Selia uśmiechnęła się i pokuśtykała do zamku.
***
Dziewczyna zawsze uważała się za w miarę mądrą osobę - przynajmniej mądrzejszą od dzieci, które odwiedzały z rodzicami Runestone - ale napisanie kilku zdań do rodziny okazało naprawdę trudne. Nie wiedziała, co ma przekazać ludziom, z którymi nie miała kontaktu od dłuższego czasu, a wcześniej rozmawiała najrzadziej, jak to możliwe.
Parę pogniecionych i podartych kartek później udało się jej naskrobać kilka sensownych zdań. Opowiedziała tylko, jak wielką przyjemność sprawia jej towarzyszenie lady Lysie, zadeklarowała, że wszystko u niej w porządku i wyraziła chęć zobaczenia się z rodziną.
Odeszła od listu zmęczona jak nigdy. Jej pokój nie był wyposażony w biurko, dlatego wszystko pisała na stoliku z namalowaną szachownicą stojącym na tarasie.
Słońce chyliło się ku horyzontowi. Selia czuła piasek pod powiekami. Nie sądziła, że napisanie głupiego listu zmęczy ją do tego stopnia. Nawet nie przebrała się w piżamę, zanim rzuciła się na łóżko.
Następnego ranka udała się do Wielkiego Maestera w celu wysłania wiadomości. Pycelle nie robił żadnych problemów, tylko wyprosił ją, zanim wysłał list.
Na korytarzu złapała ją Lysa.
- Seliuś, nie uwierzysz, co mój mąż przed chwilą mi powiedział! - oznajmiła uradowana, ale nim Selia zdążyła odpowiedzieć, wyjawiła tajemnicę. - Jon jedzie do Wysogrodu i zabiera nas ze sobą!
- Och... To bardzo miło z jego strony.
- Wyruszamy za dwa dni o świcie, bądź gotowa! - rzekła lady Arryn i pocałowała przyjaciółkę na pożegnanie w oba policzki.
***
Od dawna Selia nie czuła się tak dobrze i beztrosko, jak podczas podróży do Wysogrodu. Wszyscy podróżujący byli w świetnych nastrojach, tańczyli, śpiewali, grali, bawili się, a ich pogodna aura udzieliła się nawet kalece. Było jej trochę smutno, że nie mogła bawić się z innymi, tylko patrzeć, ale i tak był to najlepiej spędzony czas w jej życiu.
Do stolicy Reach dowlekli się po kilku, może kilkanastu dniach - Selia tego nie wiedziała, ale jak to mówią: szczęśliwi czasu nie liczą. Lord Tyrell z całą obecną w zamku, bardzo liczną rodziną powitał ich z szerokim uśmiechem na twarzy.
Zostali zakwaterowani w jednych z najpiękniejszych i najbardziej luksusowych pokoi w pałacu. Selia nie mogła się napatrzeć na wystrój sypialni Lysy i jej męża - ściany pokryte arrasami przedstawiającymi sceny z polowań, zasłony ze złotogłowiu, kryształowe wazony z najróżniejszymi kwiatami. Co prawda, jej pokój nie był tak piękny jak ten, w którym rezydowała jej przyjaciółka, ale z pewnością należał do najpiękniejszych, w jakich spała.
Jeszcze tego samego dnia, gdy lordowie omawiali sprawy państwowe, Selia i Lysa postanowiły obejrzeć sławne wysogrodzkie ogrody. Przechadzały się między rabatkami pełnymi róż, tulipanów, żonkili i tysięcy innych kwiatów. W końcu zatrzymały się na ławeczce w cieniu drzewa magnolii.
- To bardzo ładny zamek - oznajmiła Lysa - choć nie tak ładny jak Orle Gniazdo.
Selia nie mogła nie zgodzić się z przyjaciółką, ale obydwa zamki zajmowały drugie miejsce na jej prywatnej liście. Pierwszy był pałac, którego obraz znalazła w jakiejś starej księdze, lecz jego nazwa i położenie zatarły się przez wieki.
- Nic nie może równać się z siedzibą Arrynów, droga Lyso - odpowiedziała słodkim głosem. To najwyraźniej spodobało się Lysie, bo szeroki uśmiech wkradł się na jej usta.
- Oczywiście, że nie może - rzekła i zrobiła bardziej dumną minę niż zwykle.
***
O zmierzchu Selia przebrała się w suknię koloru malin ozdobioną koralikami i udała się na ucztę powitalną.
Wielka Sala Wysogrodu była porównywalnie duża do sali tronowej w Królewskiej Przystani, ale z całą pewnością można było powiedzieć, że bardziej udekorowana.
Arrynowie usiedli na podwyższeniu koło lorda Tyrella i jego najbliższej rodziny. Selii przypadło miejsce nadal zaszczytne, z boku sali, nieco w cieniu, ale to było akurat jego zaletą. Cieszyła się, że niewielu ludzi będzie musiało ją oglądać.
Podano pierwsze potrawy, tak wspaniałe, jakby władca Reach chciał prześcignąć wesela Roberta Baratheona i Cersei Lannister. Pieczyste w miodzie, kurczaki gotowane z tysiącem kwiatowych płatków, papryki z ostrym nadzieniem, cytrynowe ciasteczka, migdałowe cukierki i wiele, wiele innych potraw, od których Selia nie mogła oderwać wzroku.
Gdy goście już sobie trochę popili, czerwony na twarzy lord Tyrell powstał. Wszyscy zgromadzeni ucichli w oczekiwaniu na słowa władcy.
- Moi szlachetni panowie i umiłowane panie! Wielką przyjemnością jest gościć was w Wysogrodzie. Nasz królewski namiestnik, lord Jon Arryn, zaszczycił nas swoją obecnością. Z tej wniosłej okazji pragnę ogłosić turniej na jego cześć! - powiedział głośno, a w sali rozległy się wiwaty.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Well. W zeszłym tygodniu nie dodałam rozdziału, tak jak powinnam. Głównie dlatego, że musiałam uwolnić to całe napięcie zgromadzone przez wyciąganie ocen - a to, co wychodziło spod mojego pióra, było krótko mówiąc, płaczliwym merysójkowym kiczem, czego naprawdę nie chcielibyście zobaczyć. Chociaż... te zUe dzieUa aŁtoreczek zawsze mają dużo wyświetleń ;)
Pozdrawiam, Paulineczka662
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro