Tupot koślawych stóp.
Minęły trzy dni odkąd rodzina Royce'ów przyjechała do Królewskiej Przystani. Selia spędziła ten czas w bibliotece Czerwonej Twierdzy. Podobało się jej tam: uwielbiała przemierzać wąskie ścieżki pomiędzy regałami, otwierać opasłe tomiszcza i pochłaniać zawartą w nich wiedzę. Co najważniejsze, biblioteka zawsze była pusta i nikt nie stresował Selii swoją obecnością.
W dzień królewskiego ślubu służące dokładnie wykąpały dziewczynę. Gdy była już cała różowa i czyściutka, uczesały jej długie, aczkolwiek cienkie włosy w dwa warkocze urozmaicone wplecionymi w nie błękitnymi wstążkami.
Gdy Selia wyszła z wanny, ubrała się w bieliznę i sukienkę na uroczystość w sepcie położoną na łóżku. Była piękna: bladoniebieska z gorsetem obszytym ciemnoniebieskimi kamieniami oraz gładkimi spódnicami ciągnącymi się po ziemi. Uszyte z cienkiego jedwabiu rękawy były rozcięte tuż przed zgięciem łokcia, a ich zakończenia obszyte nicią koloru kamieni na gorsecie opadały na wysokość kolan. Dekolt sukienki był niewielki, a materiał zasłaniał ramiona i nierówne obojczyki, co w przypadku Selii było ogromnym plusem. Dodatkiem do sukni był naszyjnik z takimi samymi kamieniami jak na gorseciku, tyle, że były większe.
Ubrała strój i podeszła do lustra. Suknia na pewno dodawała jej nieco uroku, ale jednocześnie zwracała na nią uwagę. Tymbardziej, że chwiejny chód i tak przyciągał wzrok.
Nie mogła jednak iść na wesele w łachmanach. I tak wszyscy będą gapić się na Roberta i Cersei, więc czym ja się martwię?, myślała. Na pewno wszyscy będą tak samo pięknie ubrani, jak i ja.
Wtedy do pokoju weszła Balladine. Jasnoróżowa, wąska koronkowa suknia bez ramiączek opinała się na szczupłej sylwetce dziewczyny. Różowe kamienie świeciły w jej uszach i włosach oraz na szyi.
- Siostrzyczko, idziemy - powiedziała z uśmiechem godnym żmii. Chcąc nie chcąc, Selia ubrała buciki na płaskiej podeszwie i dołączyła do siostry.
Uroczystość w Wielkim Sepcie Baelora zaczęła się w południe. Król wyglądał zjawiskowo, a suknia panny młodej była tak cudna, że ciężko ją opisać. Złożono siedem przysiąg, wypowiedziano siedem błogosławieństw, wymieniono siedem obietnic i zaśpiewano pieśni na cześć siedmiu bogów. Gdy nikt nie odpowiedział na wezwanie przeciwko zawarciu małżeństwa, zabrzmiała weselna melodia i przyszedł czas na zamianę płaszczy. Tywin z typową dla siebie surową miną odpiął zapinkę i zdjął panieński płaszcz swojej córki. Król z uśmiechem ubrał żonę w żółty z wyhawtowanym czarnym jeleniem.
Po ślubowaniu miłości oraz pocałunku para powoli zaczęła schodzić po schodach i iść do wyjścia. Król był bardzo przystojny oraz poruszał się jak przystało na wojownika, a królowa uśmiechała się delikatnie. Wyglądała słodko i niewinnie.
Reszta gości zaczęła wychodzić za nimi. Selia szła samotnie ponieważ Balladine, która miała iść z nią, dreptała z tym samym giermkiem co poprzednio.
Dopiero po chwili zorientowała się, że koło niej idzie karzeł w czerwonym stroju w lwy. Domyśliła się, że to Tyrion Lannister, brat królowej, ale była zbyt nieśmiała, żeby się odezwać.
Gdy wszyscy doszli do ulicy, Krasnal odszedł w swoją stronę, a dziewczyna przy pomocy jakiegoś rycerza z wyhaftowanym zielonym jabłkiem na piersi, który się jej nie przedstawił, wsiadła do swojego powozu. Siedziała sama - jej rodzice i rodzeństwo woleli wrócić do zamku jadąc konno - ale to akurat było plusem.
Po powrocie do Czerwonej Twierdzy udała się do swojej komnaty i przy pomocy Kiry przebrała się w suknię na ucztę. Była w kolorze spiżu, z wyhaftowanymi brązową nicią runami. Co prawda, obojczyki i ramiona pozostawały zasłonięte, ale boki sukienki zdobiła prześwitująca myrijska koronka. Selia czuła się przez to strasznie odkryta, ale nie mogła nic poradzić na fantazje krawcowej. Co prawda, mogła iść na ucztę w błękitnej sukni, ale skoro dostała od ojca drugą, specjalnie na wesele, powinna mieć ją na sobie. Służące zmieniły jej fryzurę: ciemne włosy zostały upięte w kok za pomocą spiżowych spinek.
Do pokoju ktoś zapukał.
- Proszę - powiedziała głośno Selia. Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł ten sam rycerz, który pomagał jej po uroczystości w sepcie. Ukłonił się i powiedział:
- Pani, nazywam się sir Garth Fossoway i poproszono mnie, abym odprowadził cię na ucztę.
Selia przyjrzała się mu uważnie. Chłopak miał nie więcej niż 20 lat. Brązowe loki opadały mu na czoło, cień zarostu zdobił delikatnie zarysowaną szczękę a piwne oczy przyglądały się dziewczynie ze spokojem.
Czerwona na twarzy, wstała i poczłapała do rycerza. Sir Garth ujął ją pod ramię i powoli prowadził ku sali tronowej.
Selia czuła, że powinna się odezwać, ale nie potrafiła wymyślić niczego odpowiedniego. W końcu rycerz, jakby zmęczony ciszą, odezwał się.
- Jak podobał ci się ślub, pani?
- Był bardzo piękny - powiedziała cicho. - Lady... Przepraszam, królowa Cersei musi być wniebowzięta.
- To prawda. Połowa dziewcząt w królestwie zamieniłaby się z nią na miejsce.
Nic mu nie odpowiedziała. Czy ona chciałaby poślubić Roberta Baratheona? Zostałaby królową, ale stałaby w centrum zainteresowania dworu, miasta, a może nawet całego Westeros.
Tymczasem doszli do sali tronowej, gdzie miała odbyć się uczta weselna. Sir Garth odprowadził Selię na przeznaczone dla niej miejsce koło Royce'ów i innych rodów Doliny.
Na początek król próbował wygłosić przemówienie, ale nie był już do końca trzeźwy i język mu się plątał. W końcu życzył wszystkim dobrej zabawy, a służący zaczęli podawać pierwsze potrawy: pierożki z mięsem wieprzowym polane tłuszczem, racuchy z dodatkiem dzikiego bzu, przepiórki w sosie z leśnych owoców, bitki wołowe, jagnięcinę w miodzie... Dania były tak zróżnicowane, że Selia nie potrafiła się na nic zdecydować. W końcu nałożyła na swój talerz wszystkiego po trochu.
Na środku sali występowali minstrele, błaźni, tancerze, żonglerzy, aktorzy oraz masa innych wykonawców umilających gościom weselnym czas.
Gdy zabrano już cytrynowe ciastka i sorbet wiśniowy z dodatkiem czekolady, orkiestra zaczęła grać skoczną melodię. Król i królowa poprowadzili tańce, a większość gości ruszyła za nimi.
Selia ze smutkiem spojrzała po pozostałych. Przy stołach siedzieli tylko staruszkowie i kalecy.
Dziewczyna bezmyślnie dłubała widelcem w jedzeniu na talerzu i przyglądała się tańczącym. Lady Lysa Arryn oraz jej siostra lady Catelyn Stark poruszały się spokojnie w parze z ich mężami, królowa Cersei wirując na parkiecie oczarowała wszystkich mężczyzn na sali, a Balladine bardzo starała się jej dorównać - tańczyła najbardziej wyzywająco, jak mogła uczynić to dama, nie wzbudzając przy tym podejrzeń o ewentualnej karierze w domu publicznym.
Gdy muzyka ucichła, wszyscy wrócili na swoje miejsca, napili się grzanego wina z korzeniami i zjedli po kawałku tarty owocowej, a następnie ponownie zaczęli tańczyć.
Wtedy ktoś złapał Selię za ramię. Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę. Tym kimś okazał się giermek, który wcześniej tańczył z Balladine. Na pewno nie był do końca trzeźwy, ale nie wydawał się pijany w sztok.
- Chcę tańczyć. Wstawaj - powiedział głośno i uśmiechał się złośliwie. Selia zaczerwieniła się. Gdybym spróbowała wejść na parkiet, wszyscy zaczęliby się śmiać, pomyślała i zrzuciła rękę chłopaka ze swojego ramienia.
- Wstawaj! Już! - krzyknął, a wielu gości odwróciło się w ich stronę. Giermek złapał za oparcie krzesła i odsunął je gwałtownie - dziewczyna zachybotała się na nim, a gdy chłopak potrząsnął siedziskiem mocniej, spadła na podłogę. Mimo, że wszyscy goście się na nią patrzyli, nikt jej nie pomógł.
- Przestałabyś się popisywać, Selia - rzekła do niej Balladine ze złośliwym błyskiem w oku, a następnie zwróciła się ku ludziom w sali - Mili państwo, nie warto poświęcać jej nawet minuty uwagi.
W oczach Selii pojawiły się łzy. Wstała i wybiegła z sali najszybciej jak umiała, jednak uszkodzona noga ugięła się na skutek wysiłku i dziewczyna ponownie upadła na podłogę, wywołując salwę śmiechu. Podniosła się i już nieco spokojniej wyszła z sali, jednak chihoty ucichły dopiero po zamknięciu wrót.
Łzy spływały po jej policzkach, gdy weszła do swojego pokoju. Delikatnie zamknęła drzwi i osunęła się po nich.
Wiem, że Balladine wymyśliła tę sytuację specjalnie, żeby mnie ośmieszyć. Już nie raz manipulowała ludźmi w ten sposób, często moim kosztem. Jeśli jestem spalona przy większości westeroskiej szlachty, nigdy nie znajdę męża ani nikogo, kto dobrowolnie będzie chciał się mną zaopiekować, a nie dlatego, że mu zapłacę.
Jej użalania nad sobą mogłyby trwać całą noc, gdyby nie to, że ktoś zapukał do drzwi komnaty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro