Runa to nie partia dla lwa.
- Jesteś czysta, pani - oznajmiła septa, opłukując ręce w misce z wodą. Selia podniosła się i czym prędzej wstała z łóżka. Czerwona jak burak narzuciła na siebie jakiś koc, a gdy septa wyszła, dziewczyna zawołała przyboczną.
Jeyne przybiegła do niej z szerokim uśmiechem na twarzy. Gdy ubierała Selię w suknię ze srebrnogłowiu zdobioną szklanymi koralikami, paplała nowe plotki zasłyszane w kuchni. Selia dowiedziała się o przystojnym rycerzu, nieznanym z imienia, który wczoraj wywołał bójkę w karczmie oraz o ciąży jednej ze starszych służek z Casterly Rock.
Gdy Roycówna była już w pełni ubrana, do pokoju jak burza wpadł Yohn.
- Przepraszam, że cię bezpodstawnie oskarżyłem. - Usiadł koło niej.
- Nic się nie stało, tylko to badanie było upokarzające - wyszeptała.
- Chciałbym wyruszyć jutro o świcie - oznajmił. - Każ służącej zapakować twoje rzeczy.
- Oczywiście.
Yohn skinął głową i wyszedł z pokoju. Selia razem z Jeyne zapakowały wszystkie suknie otrzymane od Tyriona do kufra.
Selia czuła się źle po tym, co się wydarzyło. Nie wiedziała, dlaczego Yohn w ogóle przybył do Casterly Rock i skąd miał takie informacje. Była jedynie pewna, że skalne ściany twierdzy Lannisterów mają uszy.
***
Następnego dnia, gdy niewielka grupa z Runestone szykowała się do drogi, Selia zebrała się na odwagę i poprosiła brata o ostatnią rozmowę z karłem.
- Mogę pożegnać się z Tyrionem? - zapytała.
- Po co?
- To mój przyjaciel.
- Jeśli musisz, leć. Tylko szybko.
Dziewczyna skłoniła głową i jak mogła najszybciej popędziła do sypialni przyjaciela.
Tyrion siedział w oknie wykuszowym i wpatrywał się w ludzi krzątających się przy koniach. Gdy spostrzegł kalekę w swoich drzwiach, ponownie odwrócił wzrok w stronę okna. Selia podeszła do niego, a następnie objęła powykręcane ciało wątłymi ramionami.
- Czy gdybym był rycerzem, twoja rodzina zgodziłaby się? - zapytał łamiącym się głosem.
- Wydawało mi się, że ty też nie chciałeś tego ślubu.
- Bo nie chciałem. Nie to, że cię nie lubię, ale... - zastanawiał się nad wyborem odpowiednich słów. - Po prostu jesteś dla mnie przyjaciółką.
- Na pewno tylko przyjaciółką? - upewniła się.
- Tak. I tu nie chodzi o to, czy my chcielibyśmy czy nie, nikt o to nie dba. Jestem bratem królowej, synem najważniejszego lorda w królestwie i dziedzicem Casterly Rock, a mimo to Yohn Royce nie wahał się powiedzieć 'nie'. - W jego i tak zaczerwienionych oczach pojawiły się łzy, które następnie spłynęły po policzkach. - Gdybym urodził się normalny, wszystko byłoby lepiej - zakończył szeptem. Selia przycisnęła go do siebie jeszcze mocniej. Ona również płakała.
- Obiecaj mi, że kiedyś jeszcze się zobaczymy - poprosił.
- Przysięgam na bogów starych i nowych, Utopionego i R'hllora, że zrobię wszystko, abyśmy mogli jeszcze zamienić ze sobą chociaż parę słów - zapewniła. Pocałowała Tyriona w policzek i pokuśtykała w stronę przygotowywanych do drogi koni.
***
Jechali przez wzgórza krain Zachodu, brody i lasy dorzecza oraz skaliste zbocza Doliny. Nocowali w grodach, zamkach, karczmach, izbach wieśniaków lub pod gołym niebem.
Po wielu dniach w końcu dotarli pod mury Runestone. Strażnik po ustaleniu tożsamości przyjezdnych otworzył bramę. Gdy wjechali na dziedziniec, wszyscy na nim przebywający
ukłonili się.
Powrót do domu po paru miesiącach nieobecności był dla Selii dość dziwny. Wszystko, kiedyś takie zwyczajne i znane, wydawało się strasznie odległe oraz obce. Nawet stajenni śmierdzieli inaczej niż pamiętała.
Yohn pomógł zejść jej z konia.
- Od razu idziemy do ojca - oświadczył i ujął ją pod ramię. Szedł powoli, tak, że idealnie dotrzymywała mu kroku.
Zatrzymali się dopiero przed wrotami wielkiej sali Runestone. Strażnicy od razu rozpoznali dzieci swojego pana i bez słowa wpuścili ich do środka.
Lord Edwyle Royce siedział na tronie z czardrzewa ozdobionym spiżowymi nitami. Oprócz niego i straży sala była pusta.
Yohn pomógł Selii uklęknąć i sam opadł na kolana. Ich ojciec podniósł się z siedziska, podszedł do nich i dotknął ich głów - najpierw syna, potem córki. Dziewczyna wiedziała, że to jest odpowiedni moment.
- Ojcze, błagam o przebaczenie. Źle uczyniłam i bardzo żałuję, że zawstydziłam nasz ród. Że wystawiłam was. Że uciekłam bez słowa, przez co mogłam złamać serce pani matki - wyrecytowała ze ściśniętym sercem. Usilnie gapiła się w podłogę, nie chcąc, aby ktokolwiek zobaczył jej łzy.
Nagle poczuła dotyk silnych dłoni na swoich ramionach. Podniosła wzrok. Ojciec klęczał naprzeciwko niej. Miała wrażenie, że w jego przekrwionych, brązowych oczach widziała autentyczny smutek.
- Nigdy więcej tego nie rób - wyszeptał. - Nigdy.
- Obiecuję.
***
Następnego dnia wróciła do swoich typowych zajęć - czytała, szyła, uczyła się się z maesterem lub septą i czasami jeździła konno. Nawet dwa razy rozmawiała z siostrą. Balladine zachowywała się przyjacielsko. Właściwie, za pierwszym razem narzekała na jesienną burzę, a za drugim wyraziła wielką niechęć do nowego adoratora. Obydwie rozmowy nie trwały dłużej niż pół godziny, ale Selia cieszyła się ogromnie, że jej siostra nie wspomniała o wydarzeniach z Wysogrodu i Casterly Rock. Relacja z matką się nie zmieniła - lady Madina nie przyszła się nawet przywitać, tylko zamknęła się w swojej sypialni.
Później przez tydzień leżała w łożu z powodu miesięcznej krwi i przeczytała kolejną księgę, tym razem o kulturze Volantis.
***
Gdy miesięczne krwawienie ustało, Selia przeszła się korytarzami Runestone. Nadal znała każdy jego kąt, co niezmiernie ją cieszyło.
Po południu usiadła w oknie wykuszowyn i zaczęła przyglądać się ludziom pracującym oraz ćwiczącym na dziedzińcu. Jeden z rycerzy, prawdopodobnie Yohn, zdawał się być zmęczony po walce z dużo szybszym i zwinniejszym przeciwnikiem, jednak nie ustępował. Dalej walił rywala mieczem, chociaż ani razu go nie trafił. W końcu upadł - stracił równowagę po uderzeniu w kolano. Selia widziała, jak jego oponent podaje mu rękę i pomaga wstać, a następnie wymieniają męski uścisk.
Nagle drzwi do komnaty otworzyły się z cichym szurnięciem. Roycówna odwróciła się i ujrzała Martyna, młodego pomocnika maestera Helliwega. Czarne jak kruki włosy kleiły mu się do czoła. Musiało stać się coś strasznego, skoro ten zazwyczaj spokojny chłopak wyglądał tak, jakby obiegł całe Runestone roznosząc wiadomość do wszystkich ważnych osób w zamku.
- Lady Selio - wydyszał. - Lady Lysa Arryn poroniła.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy. To nie możliwe. To nie mogło się wydarzyć! Lysa miała urodzić ślicznego, zdrowego chłopca!
- Wiadomo coś jeszcze? - starała się mówić spokojnie, ale głos jej drżał.
- Wielki Maester Pycelle napisał tylko, że lady Lysa jest bardzo smutna i...
- Jadę tam - przerwała mu. - Napisz do nich, aby spodziewali się mnie... - spojrzała w brązowe oczy maestera. - Ile się tam jedzie?
- Nie wiem, ale mogę to sprawdzić - odpowiedział.
- Więc sprawdź i ich powiadom. - Wstała i podeszła do szafy. Musnęła dłonią masę rozmaitych materiałów. Każda suknia miała swoje wspomnienie - w tej oglądała ożenek króla Roberta, tą ubrała, gdy ona i Lysa żegnały rodzinę Selii, te to podarunki od Tyriona, a tę nosiła gdy sir Garth Fossoway się jej oświadczył...
- A co z twoim ojcem, pani? - głos Martyna wyrwał ją z przemyśleń. Myślała, że chłopak opuścił już jej komnatę, a o obietnicy danej wczoraj kompletnie zapomniała.
- Uprzedzę go. Idź wysłać wiadomość.
- Jak sobie życzysz. - Ukłonił się i wyszedł z komnaty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro