Pojedynek na kopie, czy na sławę?
Przez następny miesiąc stopniowo zjeżdżali się rycerze z całego południa Westeros, a nawet kilku z Północy. Na specjalnie ubitej ziemi na polach za zamkiem zbudowano ogromne trybuny, tak aby wszyscy gapie mogli się pomieścić, a rozstawione namioty zajmowały teren kilkukrotnie większy.
Gdy nadszedł czas rozpoczęcia turnieju, rodzina Royce zajęła swoje miejsce w oznaczonej ich herbem oraz zimową różą owiniętą wokół miecza - znakiem jakiegoś rodu z Północy - wieżyczce na trybunach, tuż po prawej stronie miejsc Arrynów i Tyrellów.
Herold zapowiedział pierwszy pojedynek: sir Zygfryd Brax miał zmierzyć się z sir Kemem Zuchwałym. Siedząc na koniach, ustawili się naprzeciw siebie. Publiczność, głównie w rejonach zajmowanych przez prostaczków, głośno kibicowała.
Na dany sygnał oboje ruszyli. I to jak! Konie puściły się galopem przed siebie, ich jeźdźcy trzymali kopie celując w przeciwnika... A przynajmniej powinni - sir Kem opuścił broń na końskie gardło. Gdy doszło do zderzenia, drewno wbiło się w ciało zwierzęcia. Przerażony rumak stanął dęba tylko po to, aby zrzucić swego jeźdźca i przewróciwszy się, machać kopytami w agonii.
Na widowni zapadła absolutna cisza. Nikt nie śmiał się odezwać. Dopiero po chwili szepty wypełniły przestrzeń.
- Kem Zuchwały, ścierwo z Zapchlonego Tyłka. Dostał pas i ostrogi od Roberta za udział w bitwie i wydaje mu się, że wszystko mu wolno - prychnął lord Edwyle Royce. - Nie ma to ani honoru, ani umiejętności, tylko spryt - gadał z furią w głosie, a lady Madina przyznawała mu rację ruchem głowy.
Mimo nieczystego zagrania, nie dało się zaprzeczyć, że sir Kem wygrał pojedynek. Odszedł jako zwycięzca, a jego rywala odniesiono do maestra, gdy tylko udało się wydostać go spod martwego konia.
Zabrano truchło zwierzęcia i uprzątnięto plac. Po chwili zapomniano o koniu (tak już jest, te zwierzęta bardzo często tracą życie przy człowieku), chociaż na sir Kema wielu pomstować będzie jeszcze długo i w szranki zaczęli stawać kolejni rycerze: sir Humbert Rowan bezproblemowo pokonał sir Lennana Pinkmaidena; sir Anton Hightower i sir Gerion Lannister złamali pięć kopii, zanim pierwszy w końcu spadł z konia; sir Matias Siedmiu Wybrzeży (nazywany tak, ponieważ odwiedził wszystkie wodne granice Westeros) wygrał z sir Sitiulem Tolettem w drugiej rundzie, sir Marys Tyrell został pokonany przez sir Barristana Selmy'ego; a oprócz nich do boju stanęły dziesiątki innych, których imiona zatarły się w pamięci Selii. Niestety, bracia dziewczyny, którzy brali udział, odpadli.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy stoczono ostatni pojedynek. W szranki stanęło dwóch rycerzy z utajnionymi imionami. Pierwszy, każący zwać się Gwiazdą Boga, był wysoki i wielki, miał srebrną, wypucowaną zbroję z siedmioramienną gwiazdą Siedmiu w ich tęczowych barwach. Drugi, nazwany Malum, był nieco szczuplejszy, wysoki, choć nie aż tak jak jego przeciwnik. Ubrał prostą zbroję, bez żadnych dodatków.
Obaj rycerze dosiadli koni - wielkich szajrów, zdolnych unieść dorosłych, umięśnionych mężczyzn w ciężkich zbrojach - i ustawili się po przeciwnych stronach barierki. Wierzchowce nerwowo kopały ziemię przednimi kopytami.
Na sygnał obaj rycerze ruszyli. Konie galopowały, ich grzywy i ogony falowały. Kopie wojowników wycelowane w napierśnik przeciwnika drgały w rytmie tętentu kopyt.
Rumaki dojechały do końca pola bez straty ciężaru z grzbietu - rycerze nie trafili w siebie, nawrócili i natarli na siebie ponownie.
Tym razem Malum wycelował kopię idealnie w środek torsu przeciwnika. Publiczność wstrzymała oddech. Gwiazda Boga był na tyle ciężki, że kopia przeciwnika złamała się, sprawiając jedynie, że rycerz podskoczył w siodle. Lud na trybunach ucichł na chwilę, po czym zaczął głośno szeptać. Do Selii dotarł głos jakiegoś septona, twierdzący, że rycerzowi musiał pomóc w tym Wojownik, oraz jej ojca, według którego Malum nie ma szans.
Malum dostał nową broń i ponownie na siebie natarli. W pewnym momencie Gwiazda Boga obniżył rękę, może przypadkiem, może nie, co nie zmienia faktu, że uderzył czubkiem kopii o podbrzusze przeciwnika.
Malum zgiął się wpół. Nawet zbroja nie mogła uchronić go przed bólem związanym z takim atakiem. Skulił się w siodle, wszystko wskazywało na to, że zaraz spadnie. I faktycznie, już ześlizgiwał się z grzbietu rumaka, gdy złapał się mocniej grzywy i objął rękoma szyję zwierzęcia. Publiczność ucichła, ale gdy rycerz wdrapał się na siodło, zaczęto wiwatować na jego cześć.
Gwiazda Boga ustawił się na końcu pola. Wyprostowany, jakby już wygrał. Dopiero, gdy zorientował się o wyczynie przeciwnika, ruszył po nową kopię. To samo zrobił Malum. Z jego brzucha, poprzez zbroję, wypływała krew.
Trzeba mu pomóc, pomyślała Selia. Nie może walczyć dalej. To myśląc wstała i przecisnęła się kilk miejsc dalej, gdzie siedział jej ojciec.
- Tato, Malum nie może walczyć dalej. - lord Royce, który z poważną miną wpatrywał się w turniej, spojrzał się na nią. - Tato, proszę, musisz coś zrobić!
- Selia, nie mogę zabronić mu udziału w turnieju. Jeśli chce walczyć dalej, zrobi to. Wracaj na miejsce - powiedział i machnął ręką. Czerwona na twarzy Selia przecisnęła się na ławkę i usiadła.
- Widzisz tę ranę? Jeśli Malum nie zrzuci go z konia teraz, nie ma już szans - powiedział ktoś do swojego towarzysza. Faktycznie, krew kapała z rany Maluma, ale mężczyzna nic sobie z tego nie robił. Może jedynie był bardziej skulony niż być powinien.
Tymczasem wojownicy ponownie natarli na siebie. Malum, jakby znając swoją nieciekawą sytuację, uderzył kopią idealnie w przyłbicę przeciwnika.
Gwiazda Boga spadł. Publiczność zaczęła wiwatować na cześć ostatniego zwycięscy tego dnia. Nikt nie dostrzegał, jak zwycięzca powoli, przy pomocy giermka i jeszcze jednego mężczyzny, schodzi z konia tylko po to, aby pochylony wyjść z areny.
Obserwatorzy zaczynali schodzić z trybun. Udali się do zamku, aby napełnić brzuchy, pójść spać i wstać rano na drugą część turnieju.
***
Razem z rodziną, dziewczyna usiadła przy stole na samym środku sali. Miętoliła rękawy sukienki, gdy słuchała szczebiotania Balladine z siedzącym obok mężczyzną.
- Mam ogromną nadzieję poznać zwycięzcę dzisiejszego dnia - mówiła, jednocześnie kołysząc się na ławie, a mężczyzna raczej nie przejmował się jej słowami - w końcu wyrażała chęć poznania innego mężczyzny (a ci, którzy zdawali sobie sprawę jaka naprawdę jest Balladine, wiedzieli, że chodzi raczej o nieco bliższe, żeby nie powiedzieć dogłębne, poznanie), co mogło być uznane za zniewagę - tylko patrzył się w dużo odsłaniający dekolt.
Selia była pewna, że nie tylko Balladine chce spotkać Maluma. Rycerz niezaprzeczalnie został zwycięzcą tego dnia i nie schodził z ust wszystkich. Nie był obecny na uczcie, tak samo jak Gwiazda Boga, ale skoro chciał zachować anonimowość, ten wieczór musiał spędzić w samotności. Selia przypomniała sobie o rycerzu Roześmianego Drzewa z turnieju w Harrenhall sprzed dwóch lat i miała nadzieję, że jeszcze zobaczy Maluma.
***
Po pieczystym ze skwarkami Selia szybko opuściła salę. Miała bardzo silne wrażenie, że zaraz zwróci wszystko, co zjadła. Czerwona na twarzy, pędziła przez zamkowe korytarze najszybciej jak pozwalała jej na to uszkodzona noga. Na jej szczęście były puste, nie licząc samotnego mężczyzny o brązowych lokach. Wpadła na niego na zakręcie, rzuciła krótkie "przepraszam" i popędziła dalej w poszukiwaniu wychodka.
Zdążyła. Gdy pechowa potrawa opuściła jej żołądek, poczuła się jednocześnie lepiej i słabiej. Zapragnęła jak najszybciej znaleźć się w łóżku.
Już zasypiając, spojrzała na hebanowy stolik z szachownicą i pomyślała, że z wielką chęcią zagrałaby w szachy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro