Ucieczka galopem.
Cały tłum milczał. Dało się usłyszeć brzęczenie owadów latających nad nimi. Sir Garth nadal wpatrywał się w Selię proszącym wzrokiem.
Nie wytrzymała tego. Wstała i uciekła z trybun najszybciej, jak uszkodzona noga na to pozwoliła. Nikt nie próbował jej powstrzymać, słyszała tylko pomruki, że trzeba coś z nią zrobić.
Popędziła w stronę zamku. Na szczęście nikt jej nie gonił. Od razu poszła do komnat służących. Tam znalazła Jeyne, swoją przyboczną.
- Pani? - zapytała zdziwiona kobieta. - Co ty tutaj robisz?
- Wyjeżdżamy. Przebierz się w coś ciepłego oraz ciemnego, przyszykuj konie i czekaj na mnie na dziedzińcu.
- Pani, ale...
- Natychmiast - oznajmiła stanowczo i odwróciła się na pięcie. Drogę do pokoju przebyła w letargu, nic innego się nie liczyło.
Wpadła do komnaty jak burza. Od razu przebrała się w coś bardziej odpowiedniego na podróż - szarą bawełnianą sukienkę, idealną na chłodniejszą noc, buty o płaskich czubkach i ciemnobrązowy płaszcz z kapturem.
Naskrobała list do rodziców, który mówił, że dziewczyna jedzie do Runestone, prosi o zabranie rzeczy jej i Kiry oraz do Lysy, gdzie rezygnowała z towarzyszenia jej. Nalała kapkę wosku świecy na wiadomości i zapieczętowała je odciskiem pierścienia. Zgarnęła jeszcze mieszek z pieniędzmi i ruszyła do kuchni - wpakowała do dwóch toreb tyle jedzenia, ile się do nich zmieściło. Kucharki nie miały nic przeciwko temu, jeśli, oczywiście, dostały do ręki monetę.
Następnie wybiegła i udała się na dziedziniec. Jeyne już na nią czekała, razem z dwoma gniadymi wierzchowcami. Służąca pomogła Selii wsiąść na konia, dosiadła swojego i wyjechały z zamku. Na szczęście obrońca bramy był na tyle schlany, że drzemał w strażnicy.
***
Po dwóch godzinach galopu zdecydowały się zatrzymać w karczmie na noc. Selia wykupiła jeden pokoik i dwie kolacje, którą była kasza z mięsem nieznanego pochodzenia, ale dało się tym nasycić.
Nocą, gdy leżały po przeciwnych stronach łóżka, Jeyne odezwała się.
- Pani? Jeśli mogę spytać, gdzie tak właściwie jedziemy?
Selia musiała zastanowić się chwilę.
- Oficjalnie czy nieoficjalnie?
- Co to znaczy? - Służka nie rozumiała.
- Oficjalnie wracamy najkrótszą drogą do Runestone. Nieoficjalnie jedziemy do Casterly Rock.
- Dlaczego tak? - zapytała cicho Jeyne. Selia zaczynała żałować, że wzięła ze sobą akurat ją.
- Napisałam rodzicom i Lysie, że zmierzam do domu. Właśnie tam będą mnie szukać. Dodatkowo wywołałam niemały skandal. Bez pościgu się nie obędzie.
- A my go zmyliłyśmy - dopowiedziała cicho służka. - Pani, co się stało na turnieju?
Selia wzięła głęboki oddech. Nie chciała o tym mówić.
- Śpij już, Jeyne. Rano musimy wcześnie wstać.
***
Selia czuła pulsujący ból w lewej nodze, jednak nadal przyciskała łydki do boków konia. Jej rumak gładko galopował po leśnej ścieżce. Jeyne jechała trochę wolniej, Roycówna zostawiła ją w tyle.
- Pani! Zwolnij trochę, bo zajeżdżasz konia! - krzyknęła do niej służąca. Selia posłusznie zwolniła do stępu. Jeyne ją dogoniła.
- Nie krzycz przy koniu, bo go spłoszysz - skarciła przyboczną.
- Przepraszam, pani, ale uciekłabyś mi.
- Uch... No dobra. Prawdopodobnie i tak jadą na wschód, więc nikt nie powinien nas tu szukać.
***
Po dziesięciu dniach jazdy dotarły do Lannisportu. Przed gospodą "Pod lwim kłem" rozstały się.
- Jeyne. Pojedziesz do Casterly Rock. Poprosisz o spotkanie z Tyrionem Lannisterem. Zaprowadzisz go tutaj, do mnie. Jak najszybciej. Będę czekać przy stole w rogu.
Przyboczna powoli pokiwała głową. Po jej twarzy widać było, że nie bardzo ma ochotę na to zadanie, ale ruszyła galopem w stronę twierdzy. Selia patrzyła na jadącą dziewczynę i modliła się w duchu, aby służka wypełniła zadanie.
Zaprowadziła konia do stajni. Chłopiec o złotych włosach złapał wierzchowca za uzdę i odprowadził go do boksu, a Roycówna nałożyła kaptur, po czym udała się do karczmy.
Wesoły śpiew roznosił się po całym pomieszczeniu. Ludzie stukali kuflami, pili, a uśmiechy nie schodziły z ich krzywych gęb.
Wzięła dzban piwa z baru i usiadła przy pustym stoliku w rogu. Nalała napój do kielicha i powoli zaczęła pić.
***
Kiedy Selia była już w połowie dzbana, Jeyne w końcu przyprowadziła Tyriona. Gdy tylko ją zauważyli, Karzeł podszedł do stolika i usiadł naprzeciwko dziewczyny.
- Tyrionie.
- Selio. Przyznam, że nie spodziewałem się tu ciebie.
- Cóż... Ja też nie. - Westchnęła.
- Więc, co cię do mnie sprowadza? - zapytał i nalał piwa do kielicha, przyniesionego przed chwilą przez kelnerkę.
Westchnęła głęboko i opowiedziała całą historię, od kurew w pokoju Gartha, poprzez jego wyznanie miłości, anonimowy turniej, aż do koronacji na królową miłości i piękna i ucieczki. Tyrion słuchał jej uważnie, wpatrując się w nią różnokolorowymi oczami.
- Co masz zamiar teraz zrobić? - zapytał, gdy skończyła.
- Nie wiem. Chyba pojadę dalej, ale nie sądzę, aby starczyło mi pieniędzy.
- Więc dlaczego w ogóle opuszczałaś Wysogród?
Selia poczerwieniała. Z perspektywy czasu, jej również wyjazd wydawał się kompletną głupotą.
- Nic nie rozumiesz - odparła chłodno. - Nie potrafiłam zostać tam dłużej. Nie wiedziałam, czy sir Garth mnie kocha i naprawdę mi się oświadcza czy żartuje. Działałam pod wpływem emocji, czułam, że muszę się stamtąd wydostać. Chciałam wrócić do Runestone, ale wiedziałam, że właśnie tam będą mnie szukać. Dlatego przybywam do ciebie, ponieważ jesteś moim jedynym przyjacielem - skończyła cicho.
***
Karzeł nie miał serca zostawić jej na pastwę losu. Jeszcze tego samego wieczoru pojechali do Casterly Rock. Selia obawiała się konfrontacji z lordem Tywinem, ale wiedziała, że jest nieunikniona.
Żołnierze odprowadzili ich pod drzwi samotni władcy Casterly Rock. Tyrion zapukał w drzwi, a gdy zimny głos zaprosił go do środka, otworzył ciężkie drzwi i wszedł do komnaty. Selia podążyła za nim.
Lord Tywin siedział przy biurku i coś pisał. Gdy weszli, spojrzał na nich. Jego oczy były zielone, upstrzone złotymi plamkami oraz zimne jak północne morze.
- Ojcze.
- Witaj Tyrionie. Co to za młoda dama? - zapytał spokojnie, patrząc na Selię.
- Jestem Selia Royce, panie. - Ukłoniła się.
- Usiądz, proszę. Co sprowadza się do Casterly Rock? - Ponownie skupił się na liście. Zanim Selia zdążyła odpowiedzieć, zrobił to Tyrion. Opowiedział ojcu całą sytuację. Gdy skończył, lord Tywin namyślił się przez chwilę.
- Mój dom jest zawsze otwarty na gości - oznajmił. - Ty i twoja służąca możecie zostać tu tak długo, jak tylko zechcecie, pani. - Wziął z biurka srebrny dzwoneczek i zadzwonił nim. Po chwili w komnacie zjawiła się służąca.
- Czego ci potrzeba, panie?
- Przygotujcie komnaty dla lady Selii i miejsce w pokoju służących dla jej przybocznej.
- Oczywiście, panie. - Wyszła w pośpiechu. Lord Tywin ponownie skierował spojrzenie zielonych oczu na Roycównę.
- Mam nadzieję, że czas spędzony w Casterly Rock zapamiętasz jako szczęśliwy, pani.
- Też mam taką nadzieję, panie - uśmiechnęła się.
- Zaopiekuj się lady Selią, Tyrionie - zwrócił się do syna. - Możecie odejść.
Ukłonili się przed nim i wyszli.
- Nie mogę uwierzyć, że się zgodził - powiedział Tyrion z radością w głosie.
- Ja też nie. Ale udało się, to jest najważniejsze - uśmiechnęła się Selia.
- Przepraszam - usłyszeli cichy głos zza pleców. Należał do drobnej służącej z brudnymi włosami. - Milady, twoje komnaty są gotowe.
- Już idę. Do jutra, Tyrionie. - Pochyliła się i pocałowała go w policzek. Następnie razem ze służącą poszła do sypialni.
W szafach czekały na nią ubrania. Zanim służąca opuściła pokój, powiedziała, że kiedyś należały do królowej Cersei, kiedy ta była jeszcze panną na Skale, ale wyrosła z nich, a właściwie gorsety zrobiły się na nią za ciasne.
Z myślą, że ma do wyboru iście królewskie szaty, Selia przebrała się w wytartą koszulę nocną i położyła się do łóżka. Zasnęła od razu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam dzisiaj urodziny, łapcie dodatkowy rozdział ♡
[Następny pojawi się w przyszłym tygodniu]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro