Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lwie paszcze.

Tydzień po weselu większość gości opuściła już Królewską Przystań, a owego dnia przyszła kolej na rodzinę Royce. Selia nie miała ochoty żegnać ich szczególnie uroczyście, ale Lysa uparła się i razem z paroma rycerzami oraz Selią odprowadziła ich parę kilometrów za północną bramą. Tam postanowiła wrócić już do stolicy i kazała Roycównie. pożegnać się z rodziną.

Ojciec i bracia byli nawet mili - życzyli jej szczęścia na dworze. Na usta matki wkradł się cień uśmiechu, ale milczała. Za to Balladine żegnała się z nią ze swoim okropnym, złośliwym uśmiechem. Co ona znowu wymyśliła?

To pytanie nurtowało ją całą drogę do zamku, jednak nie znalazła na nie odpowiedzi.

Lady Lysa spędzała resztę dnia z mężem, dlatego jej dwórki mogły spędzić ten czas w dowolny sposób. Selia miała zamiar przez całe popołudnie nie wychodzić ze swoich komnat.

Po powrocie przebrała zakurzone ubrania na sukienkę, której nigdy nie ubrałaby przy ludziach - było na tyle gorąco, że nie wytrzymałaby, tak jak zazwyczaj, w sukience zasłaniającej większość ciała. Owa sukienka odsłaniała ramiona, dekolt, całe ręce, a nawet lekko prześwitywała od pasa w dół i gdyby dobrze się przyjrzeć, można byłoby zobaczyć zarys nóg.

Tak jak prosiła, na balkonie czekał już na nią stolik z namalowaną na nim szachownicą i pudełkiem figurek. Kochała szachy. Grając samemu, obmyślała wszystkie strategie, jakie wpadły jej do głowy. Jednak wstydziła się prosić kogokolwiek o zagranie partii. Obawiała się, że jej umiejętności okażą się zbyt niskie i tylko się ośmieszy.

Słońce prażyło już w najlepsze, gdy postanowiła zrobić sobie przerwę i wróciła do komnaty. Jakaś dobra dusza postawiła na komodzie dzbanek zimnego wina. Dziewczyna nalała sobie trochę do kielicha i wypiła w paru łykach.

- Lady Kaleko - nawet nie zauważyła, gdy drzwi otworzyły się, a do komnaty wszedł giermek, z którym Balladine bawiła się i spiskowała. Chłopak przekręcił klucz w zamku i ze złowieszczym uśmiechem na twarzy i sztyletem w dłoni podszedł do niej. Cofnęła się o krok.

- Czego chcesz? - wycedziła.

- Nie powinnaś się tak odzywać. Teraz ja tu rządzę - powiedział. Nim Selia zdążyła zrobić cokolwiek, pojawił się przy niej i trzymał ją za nadgarstki.

- Jesteś moja - wyszeptał jej do ucha. Śmierdział winem i potem. Siłował się z nią przez chwilę i rzucił na łóżko. Próbowała odpychać go, ale jej starania spełzły na niczym. Przytrzymał ją nogą i zdejmował spodnie. A ona nic nie mogła zrobić. Była za słaba. Zawsze była za słaba. Zawsze i bez wyjątku. Jedyne, co jej pozostało, to krzyk. Krzyk pełen żalu, rozpaczy i bezsilności.

Kiedy myślała już, że nic jej nie uratuje, ktoś kopnął w drzwi. Raz. Drugi. Napastnik zawiesił się. Drzwi wygięły się, ktoś wsadził klucz w zamek i przekręcił go. Do pokoju wparowały dwa czerwone płaszcze oraz sir Garth Fossoway i Tyrion Lannister. Żołnierze lwów złapali niedoszłego gwałciciela, ogłuszyli i wywlekli na korytarz, a rycerz i karzeł podeszli do niej. Fossoway pomógł jej się podnieść. Dziewczyna oddychała ciężko, miała czerwoną twarz, jej oczy były pełne łez, które co chwilę spływały po policzkach.

- Już dobrze, nic ci nie grozi - powiedział kojącym głosem sir Garth. Selia wtuliła się w niego i wybuchła płaczem. Tyrion usiadł koło nich i złapał dziewczynę za ramię.

- Jeśli to ci poprawi humor, to dopilnuję, aby ten przestępca resztę życia spędził na Murze.

Roycówna odchyliła się od rycerza i odwróciła w stronę Lannistera. Ledwo zobaczyła jego twarz, gdy zakręciło się jej w głowie i z nadmiaru wrażeń zemdlała.

***

Kwiaty pachniały. Chyba róże. Albo azalie. Chociaż nie. To był zapach lawendy.

Zamrugała oczami. Dopiero po chwili zorientowała się, co się stało. Przypomniała jej się próba gwałtu i automatycznie rozpłakała się. Nie śmiała nawet myśleć, co stałoby się gdyby sir Garth i Tyrion nie pojawili się w porę.

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Teoretycznie, pokój wyglądał tak jak zawsze, ale coś się zmieniło. Nie potrafiła określić co.

Wygrzebała się z pościeli i wstała z łóżka. Gdy była nieprzytomna, ktoś umył ją, przebrał w koszulę nocną oraz położył do łóżka. Jakby nie mógł wybudzić jej od razu. Minęło kilka godzin, o czym świadczył panujący na zewnątrz zmrok.

- Czujesz się już lepiej? - usłyszała głos za plecami. Odwróciła się. W drzwiach balkonowych stał najmłodszy z dzieci lorda Tywina. W jednej ręce trzymał puchar z winem, a w drugiej pudełko z figurami szachowymi.

- T-tak. Chyba tak - odpowiedziała cicho. Odłożył przedmioty, podszedł do łóżka i wspiął się na nie, aby ich twarze były na tym samym poziomie.

- Jest mi naprawdę przykro z powodu tego, co zrobił lennik mojego ojca - powiedział i złapał dziewczynę za ręce. - Chłopak jest teraz sądzony i albo zostanie wykastrowany, albo zesłany na Mur.

Dziewczyna pokiwała głową, ale głos ugrzązł jej w gardle. Pragnęła dziękować Krasnalowi, całować po rękach i kłaniać się mu, ale mogła tylko stać i patrzeć na niego z oczami czerwonymi od łez.

Stali przez chwilę w ten sposób, aż chłopak, już po raz drugi, zaczął rozmowę.

- Grywasz w szachy?

Pokiwała głową.

- Mam nadzieję, że kiedyś zaszczycisz mnie zagraniem partyjki - rzekł. - Próbowałaś kiedyś cyvasse? - dodał po chwili.

Zaprzeczyła. Nigdy nie słyszała o takiej grze.

- W takim razie w to również będzie trzeba zagrać - powiedział i ukłonił się na pożegnanie. Jeszcze stojąc przy drzwiach życzył jej dobrej nocy i wyszedł.

Jednak ta noc w żadnym wypadku nie mogła zostać uznana sa dobrą. Selia przez długi czas nie mogła zasnąć (co było spowodowane kilkugodzinną drzemką), a gdy już jej się to udało, nawiedzały ją koszmary i budziła się co kilka minut. W końcu usnęła nad ranem.

Obudziła się w południe. Na stoliku stała taca ze śniadaniem: mleczne bułeczki, twarożek, masło, miód, małe zielone jabłko i garść leśnych owoców. Dziewczyna łapczywie zjadła posiłek i spojrzała na kwiaty na stoliku. Wcześniej się pomyliła. Okazały się być czerwono-złotymi lwowymi paszczami.

Lysa Arryn przyszła do niej jakiś czas później. Wyraziła tylko żal z powodu tego, co prawie wydarzyło się i odeszła, wymawiając się spędzeniem tego dnia z królową.

Selia nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Spacerowała po zamku, chodziła po ogrodach i przechadzała się po murach. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Jakby była duchem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro