Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dobra Matko, pomóż nam przetrwać bój.

Edwyle Royce siedział za biurkiem w swojej samotni i akurat moczył pióro w kałamarzu, gdy Selia wparowała do pokoju. Zerknął na nią, po czym wrócił do pisania.

- Ojcze.

- Córko. Co cię do mnie sprowadza?

Przeczuwając, że zanosi się na dłuższą rozmowę, usiadła na obitym brązową skórą krześle.

- Wiadomość o lady Lysie chyba już do ciebie doszła - zaczęła.

- Owszem.

- Nie jest ci jej żal?

- Jest żal. Ale tylko dziecka, którego nie mogła urodzić żywego.

- Dlaczego nie mogła? - dopytywała. Czyżby ojciec wiedział coś, o czym ona nie?

- To nie jest pora na taką rozmowę. Mam dużo pracy - ostatnie słowo powiedział bardziej dobitnie niż resztę.

- Ojcze - zaczęła ponownie - w stolicy bardzo zaprzyjaźniłam się z Lysą. Wspierała mnie w cięższych momentach. Jak mogę pozwolić, aby moja najlepsza przyjaciółka cierpiała w samotności?

Ojciec łypnął na nią spode łba. Westchnął i ponownie się odezwał:

- Lysa cierpi za grzechy, które popełniła.

- Niby jakie? - nigdy nie słyszała o żadnych plotkach ani złych słowach na temat pani Orlego Gniazda.

- Wiesz chyba, że Jon Arryn miał przed nią dwie żony?

- Tak.

- Tych parę lat temu, w roku Fałszywej Wiosny, nasz zwierzchnik nadal nie miał dziedzica. Czyli potrzebował kobiety płodnej, przy której był pewny, że urodzi silnego chłopaka. Najlepiej młodej wdowy z dzieckiem na ręku. No wiesz, takiej, która dowiodła już swojej płodności. - Spojrzał jej w oczy, ale Selia milczała. Chyba wiedziała już, do czego zmierza, ale wolała, aby wyszło to z ust lorda Edwyle'a.

- Twoja przyjaciółka straciła dziewictwo przed ślubem i zaszła w ciążę, a gdzieś po świecie chodzi jej bękart.

Ojciec popatrzył na nią przez chwilę, po czym wrócił do pisania dokumentów. Dziewczyna nie wiedziała co ma powiedzieć. Lysa zrobiła to, o co oskarżono Selię, ale czy to ma jakieś znaczenie? Czy przez to mają przestać się zadawać ze sobą?

- Każdy popełnia błędy. Mimo swoich grzechów, to ona cierpi najbardziej. Nie mogę jej tak zostawić. Jadę do Królewskiej Przystani - zakończyła i wstała, modląc się w duchu, aby jej ojciec nie zaprotestował. Odwróciła się w stronę drzwi, a po chwili usłyszała głos lorda Runestone.

- Każę przygotować konie. I tak miałem pomówić o czymś z lordem namiestnikiem, a przy okazji cię przypilnuję.

Selia nie mogła uwierzyć w jego słowa. Była pewna, że po jej wybrykach ojciec nigdy się nie zgodzi na wyjazd z zamku.

- Statkiem nie byłoby szybciej? - zapytała tylko.

- Byłoby, ale na wąskim morzu szaleją sztormy, a ja nie będę ryzykować.

- A górskie klany?

- W przeciwieństwie do sztormu, zbój ulegnie pod cięciem mojego miecza.

***

Służące pomogły jej nałożyć ciemnoszarą suknię z bawełny, brązową opończę i buty pod kolana. Przechodząc koło lustra, dziewczyna mimowolnie na nie zerknęła. Unikała luster odkąd uciekła z królewskiego wesela, czasami tylko przejrzała się, jak wygląda w jakiejś sukni. Teraz zwróciła uwagę, że jej twarz się nieco wyciągnęła, cera stała się gładsza, a z oczu patrzyło jakby... doroślej? Czyżbym stawała się kobietą?

***

Gdy wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy zostały spakowane, a podróżni byli gotowi do drogi, Selia ukradkiem poszła do zamkowego septu. Od czasu wypadku, a właściwie od kiedy straciła nadzieję na ponowne stanie się w pełni sprawną, nie była religijna, ale teraz czuła, że potrzebuje boskiej pomocy. Podeszła do figury matki, posągu o miłej twarzy i dziecku u piersi.

- Dobra Matko, proszę, pomóż Lysie przetrwać te ciężkie chwile.

Zapaliła świecę i przeszła do następnych ołtarzy. Poprosiła Staruchę o mądrość, a Ojca o szczęśliwą drogę do stolicy. Oni również dostali po świecy. Następnie wyszła i skierowała się na dziedziniec zamkowy.

Yohn i kilkanaście żołnierzy już na nią czekali. Jeden z chłopców stajennych, którego imienia nie dane było jej poznać, pomógł jej wsiąść na konia, ale na jego twarzy widoczne było obrzydzenie, jakby nie dotykał człowieka, a jakiegoś brzydkiego, śmierdzącego zwierzątka.

Tu Selia zauważyła kolejnę zmianę w sobie - kiedyś mogłaby się rozpłakać, patrząc tylko na jego twarz. Teraz nie czuła niczego. Po prostu go zignorowała.

Tymczasem lord Edwyle dał sygnał i chmara jeźdźców wyjechała za bramę.

***

Kilkanaście dni później nocowali w jaskini koło górskiego traktu. Ogień trzaskał wesoło na środku groty, wokoło niego przygotowano posłania. Oczywiście, lord Edwyle i Selia mieli swoje miejsca najbliżej ogniska, tam, gdzie było najcieplej.

Roycówna leżała z zamkniętymi oczyma. Gdy usłyszała tupot ciężkich stóp masy ludzi, pomyślała, że to tylko sen i wtuliła się mocniej w pakunek służący jej za poduszkę.

Nagle ktoś zaczął szarpać ją za ramiona. Półprzytomna, z trudem otworzyła oczy i ujrzała Toma, sługę w średnim wieku zabranego z Runestone.

- Pani, napadli na nas, musimy uciekać - gadał przerażony. Pomógł dziewczynie wstać i zaczął ciągnąć w stronę lasu. Ciągle ją poganiał, ignorując fakt, że kaleka nie pobiegnie szybciej. W końcu pociągnął ją za rękę tak mocno, że upadła. W dodatku zrobiła to na uszkodzoną nogę.

W oczach zaszkliły się jej łzy. Próbowała się podnieść, ale tępy ból pulsował od kostki aż po biodro, a najbardziej oddziaływał na kolano.

- Pani! - warknął sługa. - Musimy uciekać! Chcesz tu zginać czy nie?!

Za tę odzywkę mogłabym kazać wyrwać ci język, pomyślała dziewczyna, ale nie odezwała się ani słowem - z bólu potrafiła tylko jęczeć.

- Pierdolę! - wrzasnął, puścił jej rękę i zaczął uciekać. Selia została sama. Zdołała jedynie oprzeć się o najbliższe drzewo. Tyle łez nagromadziło się jej w oczach, że cały świat miała zamazany.

Nagle usłyszała świst strzały tuż koło swojego ucha. Wytarła oczy rękawem i zerknęła na uciekającego i domniemanego łucznika.

Tom leżał parę metrów dalej, ze strzałą wbitą w plecy. Na początku Selia miała wrażenie, że umazał się czerwonymi owocami, chociaż nie wiedziała dlaczego.

Odwróciła głowę w przeciwną stronę. Łucznik stał zgarbiony, chociaż taki efekt mógł być wywołany przez grube niedźwiedzie futro na jego karku. i łypał na dziewczynę spode łba. Ślepia nieokreślonego koloru błyszczały pod grzywą czarnych, przetłuszczonych włosów.

Zaczął iść w jej stronę. Nawet nie naciągnął łuku - wiedział, że nie musi. Jednocześnie pokazał, że nie zdecydował się jej zabić. A przynajmniej dziewczyna nie zginęłaby od strzały.

Próbowała wstać, zignorować ból, ale był zbyt wielki. Znowu poczuła, jak łezki spływają jej po policzkach.

Tymczasem człowiek z jednego z klanów stał już parę stóp od niej. Zatrzymał się, wzruszył ramionami i zaczął iść. Już po kilku sekundach był przy niej. Złapał dziewczynę w pasie i przerzucił ją przez ramię. Próbowała coś zrobić, postawić się mu, ale mogła jedynie zawyć z bólu po tym, jak uszkodzone kolano uderzyło w twarde ciało.

- Nie rycz, suko - uciszył ją zachrypniętym głosem.

Selia pociągnęła nosem. Dlaczego takie rzeczy zawsze mnie spotykają?

Nagle usłyszała tętent konia. Podniosła opuszczoną dotąd głowę i ujrzała rycerza na gniadym koniu galopującego w jej stronę. Zbójec również zdał sobie sprawę o obecności jeźdźca, bo zrzucił Selię z ramienia (na szczęście mech zamortyzował upadek) i sięgnął po topór, ale nim zdążył wyciągnąć go zza pasa, krew trysnęła mu z gardła w miejcu cięcia rycerza. Jeszcze przez chwilę stał w miejscu, a następnie upadł jak kłoda. Jak martwy.

Tymczasem wojownik podjechał do niej i zsiadł z rumaka. Uklęknął i złapał ją za rękę. Chwilę patrzyła w hełm zasłaniający twarz. Rycerz jedną ręką nadal ją trzymał, a drugą sięgną do żelaznego nakrycia głowy i zdjął je.

Selia musiała zamrugać oczami - nie mogła uwierzyć.

- Garth.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A teraz się przyznać: kto się nie spodziewał?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro