Rozdział 7
W tym czasie w bazie powstała niezła wrzawa. Gally kłócił się z Albym, Newtem, Minho, Thomasem, a co za tym idzie również z całą resztą. Przez to zamieszanie nie spostrzegli, że brakuje jednej osoby, która również jest Zwiadowcą i musi być na każdym zebraniu. A dokładniej chodzi o Bena. Lecz nikt nie zauważył jego nieobecności. Pewnie dlatego, że powinien być w szpitalu, po tym jak ukłuła go jedna z tych bestii. No właśnie, powinien.
-Powariowaliście!- wydarł się Gally, kolejny z resztą raz.- Alby do purwy! Minho i Thomas zabrali ją do labiryntu! Przecież nie jest biegaczem! Żądam jej ukarania!
-Nie uważasz, że jej nie moc chodzenia jest wystarczającą karą?!- tym razem odezwał się Thomas.
I miał racje. Nikt nie wiedział jak ona się czuje. Nawet on sam, a jest jej najbliższy. Kiedy miał się rzucić na Gallego do środka wpadł Chuck. Był cały czerwony, pewnie po szybkim biegu. Przeskakiwał wzrokiem z jednego strefera na drugiego. W końcu zatrzymał się na Thomasie. A kiedy się odezwał wszystkich wbiło w ziemie.
-Neu, zniknęła- powiedział kiedy udało mu się złapać oddech.- Poszedłem tylko po coś do jedzenia dla niej, bo mnie prosiła. Kiedy jednak wróciłem nie było jej.
-Widzicie, może ona jednak umie chodzić- powiedział kąśliwie Gally myśląc, że ma racje.
-Ty jej jednak nie widziałeś. Byłeś przy niej kiedy próbowała wstać! Albo kiedy próbowała usiąść?!- Thomas wydarł się na niego, szczerze mówiąc miał ochotę go udusić, tu i teraz.
-Bena nie ma- do środka wparował Clint.- Poszedłem zobaczyć, czy się obudził. Wszedłem do środka i zobaczyłem, że go nie ma.
Kiedy brunet to usłyszał natychmiast wyszedł z sali rady. Jeśli on ją zabrał to... Nie pozwolił sobie dokończyć tej myśli. Nawet nie chciał o tym myśleć. Nagle usłyszał jej krzyk. Odwrócił się w stronę lasu, skąd wydobył się dźwięk. Natychmiast ruszył w tym kierunku. Ben stał nad nią. Neu miała już kilka siniaków i rozciętą skroń, z której płynęła krew kapiąc na bluzkę. Patrzyła w jego puste oczy. Po chwili chłopak wziął zamach i znowu ją uderzył. Zebrała wszystkie siły i krzyknęła jak tylko najgłośniej potrafiła. Miała nadzieje, że ktoś ją usłyszy. Ktokolwiek. Ben złapał ją za włosy i mocnym pchnięciem sprawił, że uderzyła policzkiem w ziemie. Dziewczyna syknęła cicho. Jakimś cudem udało jej się wyswobodzić i z pomocą dłoni przewróciła się na plecy. Chłopak miał ją po raz kolejny uderzyć, ale ona była szybsza. Zamachnęła się i uderzyła go z pięści w szczękę. Blondyn upadł do tyłu. Brunetka na nowo obróciła się na brzuch i zaczęła czołgać. Co chwile haczyła bluzką o gałęzie, ale miała to teraz gdzieś. Chciała od niego uciec. Nagle poczuła jak złapał ją za nogi. Wydarła się, lecz po chwili zasłonił jej usta. Zaczęła próbować się wyrywać, lecz na marne. Czuła jego ciało na swoim. Neu zamknęła oczy, a po policzkach pociekły jej łzy. Poczuła jak Ben zaciska zimne dłonie na jej szyi. Po chwili zaczęło brakować jej powietrza. Nie przejęła się tym. Pozwoliła mu się udusić. Nagle uścisk zniknął. Odruchowo zaczęła brać wdechy. Były łapczywe, chaotycznie, wręcz paniczne. Po chwili ktoś ją delikatnie przewrócił na plecy. Od razu poznała, że to Newt.
-Spokojnie, nic ci już nie grozi- zapewnił ją i się uśmiechnął.
-G-gdzie...- nie dała rady więcej wydusić, gardło ją strasznie bolało.
-Nic nie mów. Jakby to powiedzieć. Jest zajęty- spojrzał za siebie spoglądając na przyjaciela okładającego pięściami twarz ukłutego.
Po chwili brunet przestał wstając z niego. Ben był nie przytomny miał rozwalony nos, pękniętą wargę, rozwaloną brew, jeszcze kilka siniaków i innych takich. Thomas natychmiast odwrócił się do przyjaciela i dziewczyny. Szybko podszedł do niej i jak najdelikatniej mógł, przytulił ją. Jednak ona nie dała rady oddać tego gestu. Przed jej oczami zaczęły tańczyć czarne plamki. Po chwili już nic nie widziała. Brunet widząc, że zemdlała wziął ją na ręce, bo jak inaczej i zaczął nieść do szpitala. Miał gdzieś, czy poniesie konsekwencje pobicia strefera do nieprzytomności. Teraz liczyła się dla niego tylko ona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro