Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXVII

Młody Yakuza wraz ze swoimi kompanami czekali na wyniki losowań. Spojrzał na inne grupy niepewnie szukając Yure.


Złapał za rąbek rękawu kombinezonu Kokushibyō swojego mate, który składał się z czarnych przylegających spodni ze srebrnym paskiem przebiegającym przez lewą nogawkę i takiej samej kamizelki z nadrukiem srebrnej czaszki z rubinowymi oczami, a on jako Yakuza miał złotą czaszke.


-Spokojnie kotku.-przyciagnął go do siebie.-Obronię cię.


Pokiwał głową mocniej wtulając się w starszego.


-Paniczu, spójrz.-polecił mu Zero. Zerknął na tablicę widząc dopasowane mafie. Gdy odnalazł swoje nazwisko koło niego była grupa Psycho.-Psycho to ta z pazurami.


Zauważył, że ktoś wyciąga do niego rękę, z ciekawością spojrzał w górę widząc średniego wzrostu mężczyznę w fioletowym kombinezonie.


-Jestem szefem grupy Psycho- Armin Royel. Liczę na uczciwą walkę.
-Atsushi Kokushibyō. Ja również.-uścisnęli swoje dłonie. Starszy ukłaniając się oddalił ze swoimi kompanami.

Nagle poczuł dotyk na ramieniu, odwrócił się czując złowieszczą aure, zobaczył wysokiego bruneta o złotych, pociemniałych oczach. Zrozumienie uderzyło w niego niczym piorun.


-T-ty?!-ledwo wydusił to słowo omal nie mdlejąc widząc jakim wzrokiem na niego patrzy. Jego mate złapał go przyciągając do siebie i warczącz ostrzegawczo na przybyłego.


-Wyrosłeś mój synu.-spojrzał na grupę młodszego i z powrotem na niego.-I również dorosłeś.-tu zwrócił uwagę na białowłosego, który gotów był do ataku, jedyne co go powstrzymywało to dłoń młodszego, która gładziła jego ramię.


-Czego chcesz?-spytał niepewnie.


-Jak to, czego? To oczywiste, pragnę poznać mojego syna.-zaśmiał się nieprzyjemnie, lecz brunet zauważył coś ciepłego w jego oczach, znikło jednak tak szybko jak się pojawiło.


-To dlaczego nas zostawiłeś?!-uniósł głos.


-A właśnie, jak tam u Eleny? Elizabeth?-zgadywał.


-Eleonor. Nie żyje. Odpowiedz!


-Byłeś niechcianym dzieckiem. Myślałem, że umrzesz w Vinie, ale się myliłem.-klasnął w dłonie.-Zdziwiłem się, że staruszek wybrał ciebie na swojego zastępcę. Jeszcze większym zaskoczeniem okazało się, że żyjesz.-zaczesał swoje włosy do tyłu.-Jestem trochę zawiedziony, że jesteś najniższą klasą.


-A ja jestem zawiedziony mając takiego ojca.-powiedział cicho dusząc w sobie gniew. Odwrócił się ciągnąć za sobą wściekłego białowłosego, który warcząc odstraszał wszystkich wokół.

Zaciągnął go do najbliższej łazienki i zamknął ich w jednej z kabin.


-Uspokój się.-starał patrzeć się mu w oczy, ale starszy wbijał wzrok przed siebie nie reagując na prośby chłopca.


Stanął na desce klozetowej i spróbował ponownie bez skutku, w końcu złapał jego twarz i przycisnął swoje usta do warg mężczyzny, ale zadania nie ułatwiały wystające kły mężczyzny.-Felcor!-zawołał płaczliwie zyskując w końcu jego uwagę.


-Atsushi?-zdezorientowany zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Młodszy przytulił się do niego mocno dziękując w myślach.-Co ci się stało?-zlizał krew z delikatnej wargi bruneta.


-To nic. Byłeś taki dziwny, nie reagowałeś na nic, wciąż wpatrywałeś się w jeden punkt.


-Nie przejmuj się tym.-machnął lekceważąco ręką.


-Jak to "nie przejmuj"?! Martwiłem się!-krzyknął wściekły uderzając go w pierś.


-Przepraszam kotku.-przytulił młodszego do siebie całując go w czoło, mając nadzieję, że zapomni o incydencie.-Czyżbyś mnie pocałował?-zamruczał mu do ucha podgryzając je. Brunet pisnął lekko, odsuwając białowłosego.


-Niedługo mierzymy się z Psycho, nie czas na takie rzeczy.-zarumieniony prawie krzyknął.


-Tak, tak.-uśmiechnął się chwytając młodszego w pasie i stawiając na podłogę.


-Zamierzam walczyć pierwszy.-oznajmił gdy dołączyli do swoich kompanów na zewnątrz.


-Co?!


-Co takiego?!


-Nie możesz!


Właśnie tych reakcji się spodziewał, ale nic nie podważy jego decyzji.


-Tak postanowiłem.


Avis uderzył ogonem o duże drzewo, które trzaslo z łatwością i padło na ziemie wydając głośny huk.


Obrócił się i podszedł do niego przytulając go.

-Nie bądź zły.


-Wiesz, że mogę bez problemów pokonać każdego.


-Wiem.-potwierdził uśmiechając się do niego.-Ale chcę to zrobić.


-Martwię się o ciebie.-wyznał szepcząc do jego ucha, by inni nie słyszeli.-Nie chcę, by stała ci się jakaś krzywda.


-Vina mnie zahartowała, nie martw się.


-Właśnie o to chodzi!-podniósł głos zaciskając mocniej na nim dłonie.-Za dużo już wycierpiałeś. Nie chcę...nie chcę żebyś więcej cierpiał.-wyznał.


-Głuptasie.-położył dłoń na policzku mężczyzny.-Życie piszę nam historię. Ktoś ma lepiej, ktoś ma gorzej, taka kolej rzeczy. Ale życie obdarowało mnie rodziną.-pogładził dłoń białowłosego.-Którą kocham.-spojrzał wprost w jego oczy dając mu do zrozumienia co do niego czuje.


Nagle mężczyzna pocałował go, mocno trzymając głowę by nie mógł się uwolnić, a drugą dłonią chwycił biodro przyciągając go jeszcze bliżej, dając mu tym samym odpowiedź.


Zawstydzony do granic możliwości widział wpatrujących się w nich ludzi. Starszy wyczuwając brak oddechu od chłopca oderwał się od niego trzymając go w swoich ramionach.


Ivo szturchnął Avisa w bok pokazując mu zrobione zdjęcie z ich widowiskowego pocałunku.


-Prześlesz mi to.


-Już to zrobiłem, tak jak z obiecaną niespodzianką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro