Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V

Ciepło i wygoda towarzyszyły chłopakowi, gdy przebudzał się. Nadal leżał na czerwonowłosym będąc opleciony jego rękoma. Spojrzał na śpiącego jeszcze Rojera. Po chwili przypomniał sobie, co zmusiło go do wstania. Potrzeba skorzystania z toalety była coraz większa, a ramiona mężczyzny nie pozwalały mu wstać.

-Rojer. -wolną dłonią potrząsał przedramieniem niebieskookiego. -Rojer!

-Hmm? -mruknął zaspany Arcana przytulając go bardziej.

-Muszę do toalety! Nie wytrzymam! -nie zamierzał ośmieszyć się w tak kompromitujący sposób jak zmoczenie łóżka. Po chwili starszy uwolnił go, a on szybko zeskoczył z łóżka i w moment znalazł się w łazience z ulgą załatwiając potrzebę.

Umył dłonie i twarz odświeżając się. Po cichu, by nie zdenerwować zaspanego mężczyzny przemknął przez sypialnię i wszedł do salonu. Zauważył siedzącego na kanapie Zero, który pił ciemny, mocno pachnący napój.

-Dzień dobry. -odezwał się zwracając na siebie jego uwagę.

-Dzień dobry. -odpowiedział czarnowłosy. -Wyspałeś się, paniczu? -przytaknął, a jego wzrok zmiękł. -Cieszę się. Widzę, że rany ci nie doskwierają?

-Tak. -powiedział nie chcąc wyprowadzać go z błędu. Przyzwyczaił się ignorować lekki ból.

-Zgaduję, że dogadujesz się z Rojerem? -lekki wstyd zabarwił policzki chłopca na różowo. -Powinnyśmy za pięć godzin dotrzeć do portu. Jest panicz gotowy, by śniadanie zjeść w restauracji? -poklepał zachęcająco miejsce obok siebie. Młodszy skorzystał z oferty i usiadł w bezpiecznej, dla niego, odległości.

-Tam, gdzie będzie śniadanie... Mój strój będzie pasować?

-Niestety nie udało mi się zdobyć niczego konkretnego. Obsługa oddała znalezione rzeczy dzień temu potrzebującym. Wiem, że to nie dużo, ale mam buty, które powinny pasować. -podał mu obuwie, które młodszy założył na stopy. Były nieco za duże, ale nie przeszkadzały w chodzeniu. -Pasuje to paniczowi. -powiedział Shirogane do młodzieńca. -Dasz radę wziąć sam kąpiel?

-Tak. -przyjął oferowaną koszulę, którą starszy wyciągnął z walizki. Weszli razem do sypialni.

-Obudzę Rojera. -wyjaśnił na zaskoczony wzrok chłopaka. Zanim zamknął drzwi łazienki zobaczył jak Shirogane podwija rękawy koszuli, a na jego twarzy pojawia się iskierka złośliwego uśmiechu. Gdy wchodził do wanny usłyszał huk i zaskoczony krzyk Arcany.

-Ty draniu! Zabiję cię! -potem usłyszał kilka przekleństw, od których zapiekły go uszy. Z pewnością parę było w innym języku, bo nie rozpoznawał ich.

-Uspokój się. Przestraszysz panicza. -ton głosu starszego nie wskazywał na to, że słownictwo niebieskookiego zrobiło na nim jakiekolwiek wrażenie.

Odkręcił wodę nie chcąc ich podsłuchiwać. Przez chwilę słyszał ich głosy, a następnie zatrzaskujące się drzwi, gdy później już żaden dźwięk nie docierał do jego uszu wywnioskował, że przeszli do salonu.

Ubrał na siebie identyczną koszulę co poprzednia i buty na nagie stopy. Nadal nie mógł uwierzyć w to, że to nie sen, że zaraz się przebudzi, by dalej walczyć o życie. A teraz? Teraz mógł brać kąpiel w ciepłej wodzie, jeść smaczne jedzenie, którego nie musiał kraść. Spał w wygodnym łóżku, jego rany zostały opatrzone, a on miał kogoś kto się nim przejmował. Nawet jego matka nie pozwalała mu na jakikolwiek dotyk, a co dopiero na wejście do „domu" lub danie mu czegoś do jedzenia. Dziś, gdy obudził się w ciepłych i bezpiecznych ramionach był szczęśliwy. Nie czuł się w żaden sposób zagrożony.

Otrząsnął się z rozmyślań i wyszedł z łazienki kierując się do salonu, gdzie siedzieli gotowi do wyjścia dwaj mężczyźni. Obydwoje mieli na sobie czarne spodnie i buty, jednak na górę Rojer ubrał czerwony golf, a Zero niebieską koszulę. Musiał przyznać, że oboje dobrze wyglądali, w przeciwieństwie do niego.

-Jesteś gotowy? -spytał Arcana uważnie lustrując bruneta.

-Tak.

-W takim razie możemy ruszać. -zadecydował Shirogane.

Posłusznie podążał za czarnowłosym za sobą mając drugiego mężczyznę. Obejrzał się na niego, a ten posłał mu uspokajający uśmiech. Chciał go odwzajemnić, ale mięsnie jego twarzy nie mogły ułożyć się tak jak on by chciał. Zamiast uśmiechu wyszedł mu dziwny grymas, na który niebieskooki zaśmiał się miękko i poklepał go po głowie.

Weszli na pokład statku i trafili na restaurację, gdzie było już wielu klientów. Mężczyzna za nim popchnął go lekko zachęcając do ruszenia z miejsca. Przed nimi stały okrągłe stoliki z blado żółtym obrusem i krzesłami z wysokimi oparciami. Zajęli miejsce przy najbliższym. Rozglądał się ciekawie, aż nie natrafił na spojrzenie czarnych jak węgiel oczu i lubieżnego uśmiechu. Nigdy nie pomylił, by go z kimś innym, zwłaszcza że on również go rozpoznał, gdy mężczyzna przykrył dłonią jedno oko.

-Coś się stało? -spytał Arcana widząc przerażony wyraz twarzy chłopca.

-Za wami- Nie odwracaj się, Rojer! -syknął cicho. -Za wami siedzi trzech z Enemi, jeden to ich przywódca. -ukrył usta za dłonią, by wróg nie mógł widzieć co mówi. -On wie, kim jestem.

-Nie martw się, paniczu. Nic ci nie grozi. -czarnowłosy zmrużył oczy w zamyśleniu. -Słyszałem coś o nich. To podrzędna mafia zajmująca się handlem żywym towarem i narkotykami.

-Mimo, że rządzą Viną, nie są jakoś specjalnie silni. Wręcz przeciwnie, przez to, że całkowicie skupili się na handlu z szychami, nie są w stanie prosperować bez nich-

-Idą tu! -pisnął przerywając drugiemu. Niebieskooki poklepał go po głowie i kazał być cicho. Mijając ich, czarnooki mężczyzna przejechał palcami po bliźnie na karku wywołując gęsią skórkę na jego ciele. Przerwał dotyk, gdy kelnerka zagrodziła im drogę.

-Proszę bardzo. Oto państwa zamówienie. -dziewczyna postawiła na ich stoliku tacę ze śniadaniem.

-Zamówiłem je, jak spaliście. -wytłumaczył im i podziękował pracownicy. -Jedzmy.

Jednak chłopak, pomimo pysznie wyglądającego jedzenia, nie był głodny. Bał się. Tak bardzo się bał. Zaskoczony poczuł na swoich dłoniach dotyk. Arcana i Shirogane przez chwilę uścisnęli go pocieszająco.

-Dziesiąty, nie martw się. Obronimy cię. Przysięgam.

-Za cenę życia. -dodał poważnym tonem czarnowłosy.

-Nie chcę... Nie chcę, by ktoś poświęcił za mnie życie. -wbrew sobie poczuł smutek z powodu słów mężczyzn. Nienawidził się za to, lecz ze smutkiem poczuł małe zadowolenie. Czuł się takim egoistą. Przez to, że czuł się przez nich słabszy i zależny nie mógł z siebie wykrzesać tej niezależności. Wcześniej nie mógł na nikim polegać, a teraz był bliski łez. Gdy wcześniej widział szefa Enemi chłód spowijał jego pozostawiając go z trzeźwym umysłem, który mógł obmyślić plan. Przez ten czas stał się żałosny.

Zwiesił głowę i zjadł owsiankę po karcącym wzroku Rojera. Gdy kończył pić ciepłą herbatę Zero zaczepił kelnerkę, by zabrała ich naczynia.

-Pracownicy przenieśli już rzeczy do samochodu. Pomożecie mi przygotować go do podróży? -chcąc nie chcąc młodszy przytaknął i ruszyli, w ten sam sposób co poprzednio, do hangaru. Enemi stali przy wejściu na co młodszy schował się za plecami Zero. Spojrzał przestraszony na Rojera, ale on tylko posłał u uspokajający uśmiech i położył dłoń na plecach prowadząc do samochodu nie zwracając uwagi na szefa i jego członków.

Shirogane otworzył samochód i kazał mu wsiąść do niego, gdy ko zamykał usłyszał kliknięcie. Złapał klamkę, ale drzwi nie chciały ustąpić. To samo było z pozostałymi. Zaczął ich wołać, ale nie odpowiadali.

Wrodzy mężczyźni wyciągnęli bronie i skierowali je na Zero i Shirogane. Nagle jeden z nich osunął się na ziemię, a chwilę potem ciało wybuchło rozpryskując się. Gdy kawałek ręki wylądował z głuchym dźwiękiem na szybę, Atsushi krzyknął cicho patrząc przerażony, jak ześlizguję się zostawiając czerwoną smugę.

-Spokojnie, spokojnie. -szef mafii Enemi podniósł do góry dłonie w geście poddania. -Po prostu oddajcie nam chłopaka, już zbyt długo nam umykał.

-Udam, że tego nie słyszałem. -wycedził czerwonowłosy ścierając z twarzy krew.

-Jest z Viny. Należy do nas. -dwoje pozostałych wystrzeliła serię pocisków w stronę Zero i Rojera, a raczej chcieli, bronie były pozbawione naboi. Jakim cudem nie mieli ich? Poznawał te bronie, sam unikał ich, gdy próbowali go złapać. Drugi z gangu padł na ziemię, a pod nim zaczęła się tworzyć kałuża krwi. Szef został sam, czego chyba nie zauważył, bo jego uwaga była skupiona na odciętej ręce leżącej na ziemi. Shirogane spokojnym krokiem podszedł do niego i strzelił w jego głowę.

Obydwoje odwrócili się do niego umazani czerwoną posoką i ruszyli w jego stronę zostawiając ciała. Chłopak wypadł z pojazdu, jak tylko poczuł, że starszy odblokował drzwi, i miał zamiar uciec, ale mocne ręce złapały go w talii i obróciły. Został przyciśnięty do twardego ciała i zamknięty w mocny uścisku.

-Nie uciekaj, proszę. -szept Rojera dotarł do jego uszu. Zrezygnowany oparł głowę na ciele starszego, nie mając siły się wyrwać. Łzy, które ronił wsiąkały w ubranie mężczyzny.

-Przepraszam. -wyszeptał. -Przestraszyłem się.

-Shh... Wiemy. -nie wiedział jak mógł tak szybko zaufać tym ciepłym ramionom, które z delikatnością obejmowały. Choć chciał dalej trwać w uścisku wiedział, że nie może to trwać wiecznie. Odsunął się i spojrzał na koszulę, którą miał na sobie. Była cała we krwi, tak jak jego dłonie. Już nie zrobiło to na nim wrażenia.

-Nie widzę sensu, byśmy wracali do pokoju. Oczyścimy się w posiadłości. Pracownicy uznają to jako walkę dla władzy, a my byliśmy tylko świadkami. -zastrzegł Shirogane. -Już zawiadomiłem kapitana statku. -chwilę później weszło wielu ludzi. Większość sprzątała ciała, inna czyściła pomieszczenie, a paru przyszło zapytać ich o szczegóły do raportu. Po złożeniu zeznać mogli wsiąść do czystego już samochodu i wyjechać jako pierwsi.

-Stąd to tylko dwie godziny jazdy, odpocznij. -czarnowłosy opuścił siedzenie młodszego, a on spojrzał na niego z wdzięcznością.

Atsushi nie musiał wiedzieć, że po raz kolejny został napojony środkami usypiającymi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro