Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VII

Gdy kobieta otworzyła przed nim drzwi, jego oczom ukazało się wielkie pomieszczenie o stonowanych barwach. Na środku stał okrągły stół, a przy nim siedzieli członkowie mafii. Zauważając jego przybycie wstali prezentując różnorakie stroje w ciemnych odcieniach. Od razu wiedział z kim ma do czynienia.

May zaprowadziła go do miejsca, gdzie stało krzesło, bardziej zdobione od innych. Ukłoniła się, a następnie stanęła kilka miejsc dalej.

-Wznieśmy toast za nowego szefa mafii Kokushibyō! -nie mógł zlokalizować osoby, która to powiedziała. Każdy podniósł czarną czarkę z wygrawerowaną srebrną czaszką z rubinowymi oczami i wypili jednocześnie złotawą ciecz. Niepewnie powąchał napój nim zanurzył w niej usta upijając mały łyk. Skrzywił się na palące uczucie w gardle, a oczy załzawiły.

Spojrzał na rozbawionych jego reakcją ludzi, czując wstyd. Tyle, jeśli chodziło o udawanie twardego. Przyjął z wdzięcznością ofiarowaną wodę o Zero, który spłynął zimnym strumieniem w jego przełyku przynosząc ulgę.

Kątem oka zauważył zbliżającą się, lekko przygarbioną, sylwetkę. Napiął mięśnie gotowy do ucieczki. Przed nim zatrzymał się starszy mężczyzna o srebrnych oczach, tak jak jego prawe oraz siwych włosach z widocznymi lekkimi zakolami. Ubrany w granatowy garnitur z krawatem, na której znajdowała się broszka z czaszką.

-Pragnę podarować ci pierścień, który jest przekazywany z pokolenia na pokolenie Yakuzy. Teraz należy do ciebie, przyjmij go. -z wahaniem podał mu swoją dłoń, a starszy wsunął mu go na kciuk, oczywiście był o wiele za duży. -Jestem młodszym bratem poprzedniego szefa, nazywa się Shinsuke. Jestem szczęśliwy móc poznać swojego bratanka. -objął skamieniałego chłopca, który niepewnie oddał uścisk. Dlaczego czuł się zdominowany? -Witaj w rodzinie, Atsushi. Na cześć naszego nowego szefa, bawcie się! -krzyk uniósł włoski na jego karku.

-Dziękuję. -wyszeptał łamiącym się głosem. Nie wiedział, czy to przez dominującą sylwetkę starszego, czy uczucia, które towarzyszyły mu od początku przemowy. Mężczyzna odszedł od niego i usiadł parę miejsc dalej.

W Sali zapanowała wrzawa, każdy zaczął częstować się bogatym wyborem potraw przy okazji rozmawiając. Spojrzał na zapełniony po brzegi stół nie wiedząc co wybrać.

-Pozwól, że ja za ciebie wybiorę. -skinął głową z wdzięcznością. Gdy Rojer nakładał na jego talerz jedzenie, on przyjrzał się mu. Wyglądał już jakby czuł się tu pewniej, nie był taki spięty jak na początku.

-Wszystko w porządku? -spytał łapiąc go za dłoń, powtarzając wcześniejsze gesty. Czerwonowłosy drgnął zaskoczony i uśmiechnął się do niego.

-Tak, już tak. -wiedział już, że nikt go nie zaatakuję. Shirogane przestrzegł każdego, ale teraz choć nieświadomie chłopiec dał mu swoją ochronę. A nikt nie przeciwstawi się Yakuzie. Większość posyłała mu wrogie spojrzenia. Rodzina Arcana nie była w zbyt dobrych stosunkach z Kokushibyō, a teraz jeden z nich siedzi jako prawa ręka ich nowego szefa. Gdyby Zero i Atsushi nie dali mu ochrony, wiedział, że kwestią czasu byłoby rzucenie wyzwania przez członków mafii o posadę prawej ręki. Może już by nie żył.

Wcześniej widział różnicę między poszczególnymi członkami mafii. Teraz dopiero zauważył jak te różnice były ogromne. Pierwsze co rzucało się w oczy to karnacja. Nigdy nie widział tak wielu odcieni. Od niemal białej jak trup do ciemnej niczym noc. Zauważył kilka postaci z tatuażami. Oraz liczne blizny. Niektórzy mieli kaptury naciągnięte na twarz lub maski.

-To skrytobójcy. -usłyszał głos Zero. -Tylko poprzedni szef widział, jak wyglądają. Zlecamy im zabójstwa. Oczywiście to przedstawiciele różnych terytoriów. To najlepsi. -spojrzał na niego akurat, gdy ten sprawdził godzinę na zegarku. -Paniczu, już późno. Moi drodzy, pora kończyć. -nie wiedział jak ktoś mógł usłyszeć mężczyznę w tej gwarze. Jednak po chwili zaczęli wstawać. Widział, jak niechętnie to robią.

-Możecie zostać, jeśli chcecie. To, że ja idę nie znaczy, że trzeba to kończyć. -chóralny krzyk podziękować rozniósł się po sali.

-Paniczu, pozwól, że zaprowadzę cię do twojego pokoju. -zaczęli wchodzić po schodach. Starszy wziął go na ręce ignorując zapewnienia, że sam może dać radę. -To w porządku? -spytał, gdy chłopak zrezygnowany oparł się o niego.

-Co takiego?

-Żeby świętowali bez ciebie.

-Tak. Ważne, by oni się dobrze bawili. -ziewnął i przetarł oczy. Nie wiedział, że jest tak śpiący. Zero postawił go przed ciemnymi drzwiami ze złotymi zdobieniami.

-Zostać z tobą? -zaproponował mężczyzna.

-Nie. Idź i dołącz do nich. Martwię się o Rojera. -starszy ukłonił się przed nim i życząc mu dobrej nocy zamknął za nim drzwi.

Nigdy...

Nigdy nie miał własnego pokoju, zwłaszcza tak pięknego.

Stąpał ostrożnie po ciemnobrązowych panelach ułożonych w misterne wzory oglądając wnętrze. Przejechał po oparciu ciemnogranatowej dużej kanapy, która stała pod ścianą z lewej strony od wejścia, dokładnie naprzeciw wielkiego ekranu, który zasłaniał całą ścianę. Przed kanapą stał średni prostokątny stolik. A z prawej strony drzwi znajdowała się mała biblioteczka zapełniona po brzegi książkami. Nie dalej niż trzy metry dalej, wbudowany w ścianę, stał kominek a przed nim dwa fotele tego samego koloru co kanapa. Na pomalowanej na karmelowo ścianie zawieszone były obrazy, które rozdzielały trzy okna.

Przeszedł przez kolejne drzwi znajdując się w sypialni. Ciemna, dębowa podłoga i czarne łóżko z baldachimem idealnie kontrastowały z beżowymi ścianami. Podszedł do szklanych drzwi, które znajdowały się z lewej strony łóżka, i z zaskoczeniem stwierdził, że to był balkon. Spojrzał z dziecinną radością na gwiazdy zdobiące nocne niebo, w Vinie rzadko je widywał przez chmury lub pyły.

Po drugiej stronie łóżka znajdowały się dwie pary drzwi. Pierwsze ukazywały ogromną garderobę wypełnioną po brzegi różnymi strojami, na jedynym stoliku leżała dobrze znana mu koszula Zero. Wziął ją i skierował się do drugich drzwi, które ukazały łazienkę. Skorzystał z niej chętnie i ubrał koszulę mężczyzny.

Zatopił się w miękkim i pachnącym łóżku wtulając się w ogromne poduszki. Był zmęczony, a sen, jak na złość, nie chciał nadejść. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Ruszył w stronę salonu, a następnie otworzył je.

-Shinsuke? -spytał zaskoczony widząc mężczyznę.

-Ah, nie chciałem przeszkadzać. Pomyślałem, że możesz mieć problem z zaśnięciem, więc przyniosłem herbatę. -dopiero teraz zauważył tacę trzymaną w jego pomarszczonych dłoniach. Przejął ja od niego i zaprosił do środka. Po odstawieniu tacy na stolik zapalił światło i zmrużył oczy. Starszy usiadł na kanapie co po chwili dość niechętnie też zrobił i biorąc przykład z mężczyzny wziął w dłonie kubek parującego napoju. Upił kilka łyków i oblizał usta.

-Pyszna.

-Cieszę się. -trwali chwile w milczeniu. -Podoba ci się tu?

-Umm...

-Nie denerwuj się. -zaśmiał się lekko, a go przeszły nieprzyjemne dreszcze. -Pragnę tylko poznać twoją opinię o tym miejscu.

-Tu jest pięknie. -odparł po chwili. -Ale... Nie wydaję mi się, że... Umm... To znaczy... Wydaję mi się, że jestem tu zbyt krótko, by powiedzieć coś więcej. -wydukał.

-To zrozumiałe. Ale czy przez ten krótki czas, który z nami spędziłeś, czujesz coś? Coś co trzyma cię tu?

-Czuję się... jakbym już ich znał. To miejsce... mam wrażenie, że to tu należę. Wiem, że nikt nie chcę mnie zabić. -na poważnej twarzy mężczyzny zagościł szczery uśmiech, a dominację, którą młodszy czuł od srebrnookiego zmalała zauważalnie.

-Dobrze się spisałeś, Atsushi. -chłopiec odetchnął w myślach z ulgą.

-To był... test?

-Można tak powiedzieć. Po prostu chciałem wiedzieć, jak się tu czujesz. -jasne oczy zlustrowały jego sylwetkę. -Poznaję ten szef, to koszula Zero? -spytał z ciekawością, a chłopiec pokrył się rumieńcem.

-Była w garderobie. -mruknął cicho zażenowany.

-Rozumiem. -cichy śmiech wymsknął się z ust starszego. -Pora na mnie. -wstał kierując się do wyjścia. -Pokojówka jutro rano to sprzątnie. -wskazał na tacę z kubkami.

-Shinsuke. -zawołał cicho.

-Hmm?

-Dziękuję. -powiedział cichym głosem ze wzrokiem wbitym w podłogę.

-Możesz i mówić „dziadku", będę zaszczycony. Może nie zastąpię Aoi'ego, ale...-przerwał nie mogąc dobrać odpowiednich słów.

-Dziękuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro