Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział III


JOANNA

Moją siostrę i mnie dzieliła przepaść, którą tworzyło wiele więcej niż piętnaście lat różnicy między nami. Ja urodziłam się w czasie, gdy nasza matka była w lepszej sytuacji finansowej i więcej mi mogła zapewnić. Ponadto wydawało jej się, że wszystkie wychowawcze niepowodzenia związane z pierwszą córką może wyprostować, opiekując się lepiej kolejną.

Miałam szczęście, będąc „tą drugą". Ale patrząc na moją siostrę Martę, nie potrafiłam się z tego cieszyć. Nie mogłam napawać się swoimi małymi sukcesami, obserwując jednocześnie jej złamane życie.

Przede mną siedziała czterdziestoletnia, gruba i zaniedbana kobieta. Siwe pasemka, głębokie zmarszczki na czole i wokół oczu sprawiały, że czasem przypisywano jej dziesięć lat więcej. Na kolanach trzymała dwuletnią dziewczynkę, która wyła wniebogłosy i prawą rączką trzymała się mocno czerwonego szlafroka matki. Siedemnastoletni brat małej Zuzanny siedział zamknięty w swoim pokoju, nie budząc zainteresowania ani matki, ani ojca. Pewnie ślęczał nad książkami, ale równie dobrze mógł sobie pakować w żyłę heroinę.
Marta zupełnie niezamierzenie powtórzyła schemat stworzony przez naszą matkę. Zastanawiałam się właśnie, czy Zuzia będzie miała w życiu lepiej niż Kamil, gdy siostra spytała nagle:

― Jak ci idzie w pracy?

Starając się przekrzyczeć wrzaski dziecka, odpowiedziałam ze słabym uśmiechem:

― Dobrze. Nie mam teraz czasu na tłumaczenia, ale sama rozumiesz... matury. To gorący okres także dla nas.

― Uhm ― mruknęła Marta, poruszając rytmicznie kolanami. Zuzanna uspokoiła się wreszcie, a po chwili usnęła, opierając policzek o pierś matki. ― Poczekaj, położę ją. Zaraz wrócę.

Rozejrzałam się po ciasnym pomieszczeniu, które w tym mieszkaniu służyło za sypialnię i pokój gościnny. Pośrodku stał mały stoliczek, a na nim moja filiżanka z kawą, która wystygła już dawno temu. Pod ścianą znajdował się stary telewizor, odbierający zaledwie pięć kanałów, a kąt zajmowała wysłużona sofa. Zyski z moich sporadycznych tłumaczeń i korepetycji oraz pensja nauczycielki angielskiego nie dawały mi kokosów, jednak ja mieszkałam w wiele lepszych warunkach.

― Cześć, Asiu. Co słychać?

Uśmiechnęłam się na widok siostrzeńca. Jako że byłam niewiele od niego starsza, odpuściłam sobie zwracanie się do mnie per „ciociu". Pamiętam dokładnie dzień, w którym Kamil przyszedł na świat ― to był sylwester, a ja miałam osiem lat. Przechodziłam wtedy okres fascynacji lalkami i fakt pojawienia się w naszej rodzinie małego człowieczka był dla mnie niesamowicie podniecający.

― Cześć, nic nowego. Sam wiesz, nuda. Stara bieda. Powiedz mi lepiej, co tam w szkole?

― Doskonale. Zwłaszcza, że przez matury nie muszę do niej chodzić ― odparł kwaśno.
Wiedziałam, że nie układa mu się w szkole ― zastanawiało mnie tylko, czy była to kwestia niepowodzeń w nauce czy może w kontaktach z kolegami? A może zakochał się nieszczęśliwie? Trudno było cokolwiek z niego wyciągnąć. Mając trzy lata był o wiele bardziej rozmowny, pomimo uboższego słownictwa.

― Wiele bym dała, żeby być znowu w liceum ― spróbowałam ponownie.

― Przecież jesteś w liceum.

― Z drugiej strony biurka to już nie to samo ― zaśmiałam się. ― Zresztą czuję się okropnie staro, patrząc na te wszystkie śliczne, młode dziewczyny i przynudzając im o angielskiej gramatyce.

― Może są takie, które z chęcią by się z tobą zamieniły...

― Może... ― powtórzyłam za nim, odrobinę zniechęcona.

Rozmowa się nie kleiła. Z ulgą powitałam powrót Marty, choć wydawało mi się, że zanim przekroczyła próg pokoju, Kamil chciał jeszcze coś powiedzieć. Gdy zobaczył matkę, zamknął usta, odwrócił się na pięcie i wrócił do swojego pokoju.

― No, Aśka. Twoja kawa już zupełnie wystygła. Może zrobię ci nową i pogadamy trochę, co?

Drzwi za Kamilem zamknęły się z trzaskiem. Nagle odechciało mi się kawy i ploteczek. Wiedziałam, że moje wizyty były praktycznie jedyną rozrywką mojej siostry, wiedziałam też, że na nie czekała, nie mogłam się jednak zmusić do tego, by spędzić w tym ciasnym pokoju choćby minutę dłużej.

― Muszę już iść...

― Już? Asiu, nie żartuj... Dopiero co przyszłaś! ― oczy Marty powiększyły się ze zdziwienia, a sekundę potem skurczyły się z ogromnego zawodu.

― Nie, nie. Naprawdę muszę. Jutro matura z angielskiego i...

― Ostatni dzień mojego leniuchowania ― dodał Kamil. Uśmiechał się do mnie, pomyślałam więc, że może zrobiło mu się głupio z powodu naszej krótkiej rozmowy. Lecz potem dostrzegłam w jego oczach coś dziwnego ― i na pewno nie była to chęć pojednania.

― Tak. „Witaj szkoło!" ― rzuciłam bez entuzjazmu.

Kamil podążył za mną do wyjścia. Przyglądał mi się z przekrzywioną głową, jak nerwowo grzebię przy zamkach. Nagle jego obecność i dziwne zachowanie zaczęły mnie jednocześnie irytować i niepokoić.

― Są otwarte ― wydusił z siebie.

Chwyciłam za klamkę. Rzeczywiście, zamek ustąpił bez problemu.

― Zatem do zobaczenia ― powiedziałam cicho.

Nagle, zupełnie niespodziewanie, Kamil rzucił mi się na szyję w geście pożegnania. Poczułam, że drży i niezdarnie poklepałam go po plecach.

― Pamiętaj, że pobyt w liceum może też być koszmarem ― wyszeptał mi prosto do ucha. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro