Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wariat



Obudziłem się z suchym jak wiór gardłem. W głowie majaczyły mi jeszcze sny z dziwnym obserwującym mnie mężczyzną i kolorowymi szpilkami tańczącymi na parkiecie wokół Rudego. 

Powłóczyłem nogami do kuchni. Opanowałem otwieranie litrowej butelki wody za trzecim razem i zachłannie się napiłem.

Trzeba się przygotować na seans serialowy. Szybka akcja. Zimny prysznic. Kanapka z masłem orzechowym. Ibuprom na ból głowy popiłem kawą parząc się w język. Czas na spacer.

Wyszedłem z mieszkania robiąc w głowię listę zakupów. Piwo. Cztery piwa. Chipsy cebulowe. Płatki owsiane. Mam ochotę na jakąś czekoladę, a może jednak na popcorn. Dzisiaj nie myślę o żadnym tajniaku, jak go zwał tak zwał. Teraz Rudy wymyśla ksywki. Nie myślę o blondi. Nie myślę o seksowny pisarzu z kawiarni. Netflix and chill.

Przebiegłem przez pasy zapalając papierosa i omal nie wypuściłem go z ust kiedy zobaczyłem jego. Chłopaka mojej dziwnej niewiasty z goldenem, który wyglądał jak aktor. Dobrze, że jeszcze nie zdążyłem wymienić go w myślach.

Spojrzałem z bliska na świeży plakat. Duży czerwony napis drukowanymi literami głosił: ZAGINĄŁ.

Na zdjęciu pod napisem wyglądał naprawdę dobrze. Szczery uśmiech, idealne usta. Przystojny, lekko rozczochrane włosy, umięśnione ciało pod lekką, białą koszulą.

Odszedłem szybko dalej starając się nie myśleć o jego zaginięciu. To kompletnie nie moja sprawa, a dzisiaj zależało mi na chwili spokoju. Mimo to czułem niepokój. Jak mógł zaginąć. Jeszcze wczoraj go widziałem i to w jakiej sytuacji! Był spokojny, szczęśliwy, widać że silny mężczyzna, może wyćwiczony w jakiś sztukach walki. Co mogło się stać? Najpewniej gdzieś uciekł. Może nawet razem ze swoją ukochaną. Razem teraz piją wino gdzieś przy polnej drodze na polskich zadupiach. Rodzice wydzwaniają, a telefon milczy. Swoją drogą bardzo szybko pojawiły się te plakaty. 

Znowu uciskało mnie w żołądku. Miałem już tego dość. Kto jeszcze będzie zaburzał moje nieciekawe życie?

Po przeanalizowaniu samopoczucia i problemów aktualnych dni - kupiłem jednak dwa czteropaki i dwie paczki chipsów. Jedne paprykowe, co by to było ostrzej. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Kasjerka z brzydkimi, niebieskimi włosami niemrawo kasowała moje zakupy, a ja przeliczałem, czy aby na pewno mi starczy. Słusznie, bo dosłownie złotówka więcej i brakłoby mi na te dogodności. 

Czułem się z ukochaną reklamówką niczym młody bóg. Już niczym dzisiaj się nie przejmuje poza problemami postaci w serialach. Ich życie jest jakieś lepsze nawet jak mają problemy. Wyszedłem przed sklep. W miejscu gdzie wcześniej spotkałem pierwszy raz blondynkę kucał tajniaczek. Patrzył w ziemię dotykając całą powierzchnią obu dłoni brudny, nagrzany chodnik.

Chyba nie tylko ja mam nie po kolei w głowie.

Podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie szeroko. Wstał energicznie wycierając ręce w dżinsowe spodnie a jego włosy śmiesznie rozsypały się po czole. Oczy były jaśniejsze niż wczoraj zdołałem dostrzec. Wyglądał też lepiej niż wczoraj. Wyciągnął przed siebie rękę.

-Samuel. – przedstawił się. Jęknąłem w głowie słysząc to pedalskie imię.

-Dlaczego mnie śledziłeś. – odparłem tylko wrogo i założyłem ręce. Chciałem wyglądać groźniej, ale widząc nadchodzącą starszą panią szybko odszedłem z przejścia do sklepu, robiąc jej miejsce. Uśmiechnąłem się do niej uprzejmie i przytrzymałem drzwi.

Tak mnie wychowano. Co poradzę.

Samuel obserwował mnie uważnie z lekkim rozbawieniem.

-Nie śledziłem, po prostu szedłem za tobą.

-To się właśnie nazywa śledzenie. – burknąłem i ruszyłem do mieszkania. Brunet szybko zrównał się z moim krokiem.

-Nie, to się nazywa wracanie do domu po imprezie.

-Obserwowałeś też Rudego na tej imprezie. – Czułem się przy nim spięty. Chciałem już być w domu. Chłopak zmarszczył brwi pytająco. – Tego co ze mną pił. Patrzyłeś na niego cały czas.

-Przecież on nie jest rudy. Jest blondynem i ma zielone oczy...

-Weź odwal się od niego, ma chłopaka. – warknąłem. Skąd ten facet się urwał. Na moje słowa próbował stłumić śmiech.

-Więc tak... - zamyślił się. – Z kim jeszcze się spotykasz? – zapytał z uśmiechem na twarzy. Aż się zatrzymałem.

Wariat. On jest nienormalny.

-Ja też jestem zajęty. 

-A wolisz dziewczyny czy facetów? – Przyśpieszyłem na te słowa niemal do truchtu. – Ej... - ruszył za mną szybko.

-Nie twoja sprawa.

-Czyli chłopaków.

-Nie! Czemu to dla ciebie oczywiste?

-Bo nie chcesz odpowiedzieć.

-Dziewczyny wolę! – już chciałem go uderzyć. Trzymajcie mnie! Wtedy chłopak niespodziewanie zastawił mi drogę. Wręcz wszedł mi pod nogi. Wpadłem na niego z impetem.

-Posłuchaj, zamień ze mną parę słów i dam ci spokój. – Zacisnąłem usta w cienkiej linii. Pachniał drogą wodą kolońską. Zupełnie inaczej niż Rudy czy którykolwiek inny mężczyzna, którego poznałem. Może jeszcze pisarz z kawiarni. Zawstydziło mnie kiedy poczułem tak nagle ciepło jego ciała. Było gorąco więc koszulka którą miał na sobie przykleiła się do rozgrzanej mokrej skóry. – Ej...

-Tak, jasne. – odpowiedziałem szybko wyrwany z dziwnego uczucia i od razu tego pożałowałem.

-Z kim się spotykałeś w ostatnim czasie?

-A powiesz mi tylko dlaczego, do kurwy nędzy, cię to interesuje? – Wyminąłem go szybko słysząc głośny śmiech.

-Nie pasuje ci przeklinanie. Szukam tylko kogoś. Nalegam. – Uśmiechnął się do mnie przymilnie. Już byliśmy prawie przed mieszkaniem. Nagle rozległ się dzwonek baby's on fire. Rozbawiło mnie to, ale i trochę rozczuliło. Chłopak natychmiast stanął i odebrał telefon. Zatrzymałem się razem z nim ciekawie patrząc, jak poważny robi się wyraz jego twarzy. -Mhm... - zaczął kiwać głową w rytm tego co słyszał. Westchnąłem i przełożyłem reklamówkę z piwami do drugiej ręki. Spojrzałem w okno mojego mieszkania. Zaraz otwieram piwo, bo gorąc już nie dawał mi żyć. -Tak, właśnie z nim rozmawiam.

Spiorunowałem go wzrokiem przerażony.

-Z kim rozmawiasz?- Uciszył mnie machnięciem ręki marszcząc brwi.

-Dobrze. – rozłączył się. – Dziewczyna, tak? – zapytał mnie z nadzieją.

-Spotykam dużo ludzi, pracuje w kawiarni... - mruknąłem nie chcąc wracać do tamtej dziewczyny myślami.

-Konkretnie, proszę. – Nerwowo przyłożył złożone dłonie do ust.

-Poznałem taką blondynkę. – powiedziałem niechętnie. – Miała psa, golden retriver. Długie blond włosy. Różowy szalik. – wzruszyłem ramionami. – Co mam ci powiedzieć?

-Doszło do czegoś?- patrzył na mnie poważnie. Pokręciłem z niedowierzaniem głową i odwróciłem się na pięcie. Nie ma mowy, żebym poświęcił mu choćby sekundę więcej mojego czasu. – Była u ciebie w mieszkaniu?

-No była, a teraz idź.

-Muszę zobaczyć twoje mieszkanie. – powiedział mi do ucha wywołując przyjemny dreszcz na plecach. Odwróciłem się do niego z mordem w oczach. 

-Co!?

***************************

Kochani! Komentujcie, lajkujcie, subskrubujcie XD

Ale poważnie, jeśli są jakieś uwagi, chętnie przyjmuję konstruktywną krytykę. Czy rozdziały nie są za krótkie? A może za długie? Mam nadzieję, że będzie się coraz szybciej rozkręcać, to zależy od bohatera, nie ode mnie. Wybaczcie. 

Pozdrowienia dla ukochanego, który bardzo mi kibicuje. Dziękuję i czekam na twój komentarz. <3

Piosenka dla Agnieszki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro