Gdzie Ci mężczyźni? (2/2)
Miał spać na kanapie, ale do drugiej w nocy jeszcze się lekko trzęsłem. Nie mam pojęcia co aż tak wyprowadziło mnie z równowagi. Czułem niewyobrażalne osłabienie i zdawałem sobie sprawę, że to wina wampirycznych zdolności Mata.
Słowa przepełnione nienawiścią, złością, bólem, walały się po mojej głowie. Jakby ktoś wysypał stos ważnych papierów na moje łóżko i nie możesz się położyć dopóki tego nie uporządkujesz.
Nie rozmawialiśmy z Rudym o tym co zaszło. Doceniałem to, bo widziałem ile myśli kręci mu się po głowie. Był ciągle nieobecny. Kiedy robił nam herbatę, kiedy przykrywał mnie kocem, analizował co się stało. Nawet kiedy siedział w moich nogach nieuważnie przyglądając się kolejnemu sezonowi Supernatural. Uznał, że tylko to może go teraz uspokoić. Mnie jakoś nie motywowała ilość krwi i demonów na ekranie.
Odwróciłem się do ściany i uspakajałem oddech. Po dziesięciu minutach wydawało mi się, że zaraz odpłynę. Poczułem głaskanie po nodze. Delikatny masaż stóp zadziałał na mnie jak afrodyzjak. Nie przeszkadzały mi nawet krzyki serialu w tle. Mruknąłem z aprobatą i szybko usnąłem czując jak najlepszy przyjaciel delikatnie gładzi skórę na moich stopach. Byłem wykończony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro