Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Gdzie Ci mężczyźni? (1/2)

Baaardzo przepraszam moi drodzy, że wczoraj nie było rozdziałów. Są już dzisiaj z samego rana. To wszystko przez przyjaciółkę, która porwała mnie i przetrzymywała w domu pod kluczem puszczając filmy Xaviera Dolana. 
Nie mogę narzekać, co najwyżej poryczeć ze wzruszenia. Mam nadzieję, że będzie się podobało. Nie przejmujcie się tym nastrojem, który się zrobił. Jeszcze będzie zabawnie i lekko, przecież nie chcę Was zamęczyć ;)

Enjoy!

**************************************

Odebrałem i przyłożyłem słuchawkę do ucha.

-Halo?

-Po prostu powiedz nam gdzie jesteś? - Jego głos był lodowaty. Przypomniało mi się jak wyganiał krótkowłosą blondynkę z jego mieszkania, dziewczyna wyszła ze spuszczoną głową, a przecież na mnie wyskoczyła ze szmatą. Warknął na nią takich lodem... Teraz było jeszcze gorzej. Zadrżałem. 

-Komu? - Dlaczego nam? Z kim był?

-Bartek... - nie musiał nic dodawać. 

-Em... pod żabką. Niedaleko...

-Widzę was...

Przepiękne czarne audi zaparkowało z piskiem tuż obok nas. 

-Co do cholery? - szepnął zdruzgotany Rudy opierając się na moim ramieniu. Czułem jak cały się trzęsę. Jakim cudem oni mieli prawo decydować o czymkolwiek w moim życiu. Początkowe przerażenie zamieniało się powoli w furię. Alkohol szybciej rozlał się po moim ciele. Razem z adrenaliną. 

-Nic nie mów Rudy. - Otworzyłem mu drzwi i obszedłem samochód. 

-Nie bierzemy go! - Krzyknął Mat zza kierownicy. Jego dłonie aż zbielały zaciskając się silnie na kierownicy. 

-Zamknij się i jedź. - wycedziłem przez zęby. Oboje z Rudym spojrzeli na mnie z lekkim szokiem. Z taką różnicą, że mój przyjaciel wydawał się kompletnie wytrącony z równowagi a usta zastygły mu w pozycji karpika. Mat miał zmarszczone brwi i zaciśnięte szczęki. Stanowczo nie wyglądał przystojnie w tej sytuacji. Jak spocona maszyna do zabijania. Wrócił wzrokiem na drogę i ruszył z piskiem opon. Rudy zaczął szarpać się z pasami. Wtedy dopiero spojrzałem na Samuela, który patrzył za okno. Wydawał się zrelaksowany, ale podejrzewałem, że był tak samo zły jak nasz kierowca. Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. 

-Wiesz od czego jest telefon? - Rozejrzał się i ruszył na czerwonym. 

-Wiesz, że nie jestem na twoje zawołanie, mimo twoich dzikich eksperymentów na mnie? - wiedziałem, że pomyśli o pocałunku. „Udowodnię ci, że jesteś gejem" może sobie wsadzić w dupę. Sam spojrzał w jego stronę, nie widziałem jego twarzy, ale ręka która wcześniej swobodnie opierała się na udzie zacisnęła się. 

-Zapnij pasy. - powiedział do mnie w miarę opanowanym tonem Samuel. 

-Nie mów mi co mam robić.

-Dzieciaku! - wydarł się Mat. 

-Nie mów do mnie dzie...

-Telefon jest do kontaktu kurwa!

-Nie muszę od ciebie odbierać. W sumie nie muszę wcale mieć z tobą kontaktu. Możecie sobie sami polować na tą blondi. Mnie zostawcie w świętym spokoju. Wcale tego nie chciałem. 

-Mamy podejrzenia kim jest, więc musimy cię pilnować. - Kiedy był zdenerwowany mówił dwa razy szybciej. Znowu przejechał na czerwonym niemal uderzając w bok innego samochodu, który natychmiastowo zatrąbił. Rudy zaklął głośno równo z Samuelem. - Jeżeli się z nią całowałeś to będzie cię szukać. Masz się nas pilnować czy tego chcesz czy nie. Jak będzie po sprawie będziesz sobie spokojnie parzył kawkę, w swoim beznadziejnym życiu.

Zabolało.

Nie mógł wyjeżdżać na moją męskość.

-Ty marny pisarzyno! Ja przynajmniej coś robię. Nie siedzę całe dnie pisząc jakieś badziewie.

Uderzył pięścią o kierownicę włączając przy tym klakson. Było to tak niespodziewane, że cała nasza trójka podskoczyła. 

-Mati... - szepnął Samuel kierując dłoń w jego stronę. Chciał chyba oprzeć ją na jego ręce w uspokajający geście, ale ten brutalnie go odtrącił. 

-Ja nic nie piszę, tylko pomagam! Innym łowcom takim jak Sam.

-Ale to jakim rodzajem demona on jest?

-Pierdolonym człowiekiem. Tak jak ty. - wykręcił się wypowiadając mi te słowa w oczy. Było w nich tyle jadu.

-Mati... - Tym razem Sam głośniej go upomniał. 

-Oni polującą na takich jak ja. Na wampiry energetyczne, które krzywdzą. Różnica jest taka, że ja i inni mojej krwi, nie tylko panujemy nad żądzami. My pomagamy ścigać tych co są poza kontrolą. Ta kobieta najprawdopodobniej już zabiła. 

Zamurowało mnie. Serce podeszło mi do gardła. Dzisiaj ją widziałem. Dzisiaj zrobiłem jej kawę, a ona tak po prostu wyszła kręcąc tyłkiem. 

-Nie wierzę ci...

-Tak? To kiedy ostatnio widziałeś jej chłopaka? Widziałeś ogłoszenia o zaginięciu, przyznaj się. Ponoć podrywała nawet Izę, tą dziewczynę, którą już poznałeś w moim mieszkaniu. Pomagamy jej nad sobą panować. Wampiry muszą się nawzajem uczyć jak...

-Mati! - wydarł się brunet. Ten spiorunował go wzrokiem ale ucichł. Sam wskazał kciukiem za siebie w stronę Rudego. - Zapominasz się nieco. 

Spojrzałem w stronę Rudego, który zaciskał kurczowo ręce na pasach. Cholera. 

-Stary... w porządku? - Zapytałem. Uśmiechnął się do mnie sztucznie i westchnął. Pokiwał histerycznie głową. 

-Na pewno? - zapytał Samuel. Kolejne histeryczne kiwanie głową. 

-Nie istotne. - mruknął Mat. Zagotowałem się znowu na jego słowa. Nikt nie ma prawa tak traktować Rudego. On zawsze jest istotny! - Następnym razem odbierasz, rozumiesz?

-Nie. Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Czemu niby się o mnie martwiłeś?

-Bo mogłeś zginąć debilu! Nie mieliśmy pojęcia gdzie jesteś.

-Szlag by cię trafił. Dobrze, że nie wiedzieliście.

-Mogłeś teraz leżeć gdzieś na mokrym od krwi betonie i się wykrwawiać. - Zatrzymał się na parkingu blisko mojego mieszkania. Uderzyła mnie ta wizja, mimo że byłem niewiarygodnie wściekły poczułem strach.

-Czemu w ogóle się tak martwisz? Zależy ci na mnie? Ile ty mnie znasz, ty cholerny, pieprzony Romeo. - Mat odwrócił się do mnie ze zdziwieniem. Samuel odtworzył automatycznie szybę i westchnął. Do samochodu wpadł zapach asfaltu nocą i tanich fajek. Widziałem kątem oka jak Rudy ostrożnie odpina pasy bezpieczeństwa. W oczach Mata nie było już takiej furii jak wcześniej. Był nadal zły, ale chyba tą emocję przysłonił smutek.

-Nie mam zamiaru mieć więcej trupów na swoim sumieniu niż mam teraz. 

Patrzyłem na niego jeszcze chwilę czując jak się uspokajam pod jego wzrokiem. Zrobiło mi się smutno. Nigdy z nikim się tak nie kłóciłem. Jego ciemne włosy wpadały do oczu, przykleiły się do czoła. Na prawdę się bał. Bał się o mnie a ja... Przez plecy znowu przebiegł mnie dreszcz, tym razem nie aż taki przyjemny, jak inne dreszcze, które chłopak mi zafundował podczas naszej krótkiej znajomości. Gdyby w innych okolicznościach, ale... pod jego wzrokiem nie można długo wytrzymać. 

Bez słowa wyszedłem z samochodu i zatrzasnąłem drzwi. Rudy postąpił tak samo jak ja, tylko bardziej panicznie, podbiegł do mnie i stanął  za moim ramieniem. Patrzeliśmy jak samochód z piskiem odjechał. Nie miał rejestracji, a jedno światło tylne się wypaliło. 

Czułem jak cały znowu zaczynam drżeć. Wściekłość powoli ustępowała. Pojawiał się nieopisany smutek i strach. Moje wnętrzności wykręcały fikołki. Cały brzuch zadrżał, zupełnie jakby z zimna, drżenie rozeszło się po ramionach, dłoniach, nawet po stopach. Cholerny Mat...

-Bartek? - wyszeptał nieśmiało Rudy i usłyszałem jak niepewnie podszedł krok bliżej. Przetarłem twarz i poczułem, że mam mokry policzek. Po moim ciele znowu przeszedł ten dziwny spazm.

-B.?- przyjaciel nieśmiało dotknął mojego ramienia. Drgnąłem czując coś realnego. Ciemne oczy Mata to za dużo jak na ten wieczór.

-Zostaniesz na noc? - wyszeptałem w przestrzeń przed sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro