Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Było nam tak...



Nad salą nauczycielską była mała kawalerka.

-Mieszkasz sam?

-Mhm. – Mruknął tylko idąc do kuchni bez słowa. Rozmowny jak zawsze. Rozejrzałem się. Wszędzie leżały puste kubki i filiżanki. Na stole puste pudełko po pizzy. Czuć było stary tytoń i tani ketchup. Uchyliłem okno, które nie było myte od stuleci. Jakim cudem on tak dobrze wygląda? Dwa kwiatki na parapecie wyzionęły ducha już jakiś czas temu. Usłyszałem stuknięcie szkła o stolik. Dwie szklanki lodu z colą. Uświadomiłem sobie, że znowu mam suche gardło, nie tylko przez upał, ale i przez kaca. Usiadłem powoli na sofie zwracając uwagę na to, czy nie ma tam nigdzie noża, albo czegoś innego.

-Długo tu mieszkasz? – Siedział skulony i bawił się kostkami lodu w swoim napoju.

-Tydzień. – Rozejrzałem się jeszcze raz.

-To jakim cudem...

-Mam często gości. – Uśmiechnął się, ale chyba tylko sam do swoich myśli. Kiedy podniosłem szklankę, on uniósł swoją w moim kierunku. Czekał na mnie, żeby się napić. Stuknąłem się z nim i wypiłem duszkiem do dna. Uh! Chłopak się roześmiał.

To było praktycznie samo whisky. Napój natychmiastowo mnie obudził. Zakaszlałem parę razy marszcząc się na twarzy.

-A więc po co przyszedłeś? Grasz? – zapytał i odwrócił się w moją stronę wygodnie wyciągając się na sofie. Koszula uniosła mu się do góry odsłaniając kawałek umięśnionego ciała, które z resztą i tak było widoczne pod delikatnym materiałem jego ubrania.

-Nie, nie. Ograniczam się do słuchania muzyki. Szukam pewnej dziewczyny. – Zawstydziłem się na dźwięk moich własnych słów. – Poznałem ją jakiś czas temu i powiedziała, że mogę ją tutaj znaleźć.

-Kłamiesz. Teraz naprawdę. – Uniosłem brwi na jego odpowiedź i sapnąłem z zaskoczenia. Chłopak obserwował mnie teraz uważniej.

-Okej. – Zatarłem ręce. – To wstyd, ale nie dała mi numeru, ani żadnego kontaktu. Nawet nie znam jej imienia, ale wiem, że tutaj pracuje. Nie zależy mi na niej,  muszę ją znaleźć tylko z powodu jednej rzeczy. Ja wiem, jak to głupio brzmi. Zależy mi tylko na tym, żeby się dowiedzieć... - dlaczego chciała mnie zabić. Dokończyłem w myślach. – czy wszystko u niej w porządku. – Popatrzyłem na niego spłoszony i zawstydzony. Widząc jego szeroki uśmiech znowu poczułem ciepło na policzkach. Po same uszy. Nawet wyżej, po ostatni włos na głowie. Rozczochrał mi włosy łagodnym ruchem dłoni.

-Posłuchaj... - napił się i szybko kontynuował patrząc mi w oczy. – Po pierwsze, mów mi Mat.

-Ja jestem...

-Wiem, Bartek. Po drugie obserwowałem cię długo w kawiarni. – Nie poczułem się na tą informację dobrze. – Nie należysz do takich typów, którzy podrywają dziewczyny. A nawet jakbyś chciał, nie umiałbyś.

-Nie prawda. Lubię podrywać kobiety. – Zaprzeczyłem zawstydzony. Mat spojrzał na mnie z zawadiackim uśmiechem i dziwną iskrą w oczach. Znowu poczułem palenie na twarzy.

Niespodziewanie przysunął się do mnie i pocałował w usta. Jęknąłem z przerażenia pod jego wargami. Serce galopowało mi jak szalone. Odsunął się i spojrzał na mnie interpretując moje zachowanie. Nie odepchnąłem go, ale i nie odpowiedziałem na jego zachowanie. Po prostu patrzyłem na niego w czystym, niewinnym szoku. Tylko musnął moje wargi, a ja zareagowałem tak... silnie. Podniecenie przeciągnęło się dreszczem po całym kręgosłupie.

-Tak jak mówiłem, wolisz mężczyzn. – otworzyłem usta, żeby zaprzeczyć ale wystarczyło, że uśmiechnął się w ten sam sposób jak przed chwilą. Dla bezpieczeństwa zakryłem usta dłońmi. – Więc kompletnie nie rozumiem twojego zaprzeczenia, ani tego dlaczego szukasz tej blondynki.

-Nie mówiłem, że to blondynka. – Przewrócił oczami.

-Widziałem tu tylko dwie blondynki w twoim wieku. Odpuść. – Whisky lekko zaszumiało mi w głowie. Oparłem się o sofę ostrożnie i przymknąłem oczy. Czułem się przybity, z drugiej strony okropnie skołowany po tym pocałunku. Chciałem być już w domu. Chciałem iść spać. Nie myśleć o nich. – Jesteś zmęczony. Odprowadzić Cię do domu?

-Nie – mruknąłem. Czułem jak bardzo zmęczony byłem. Fakt, nie spałem za długo w nocy, ale to pewnie wina alkoholu. Przymknę na chwilkę oczy i mi to minie.

-Przepraszam. – szepnął tak, że go prawie nie usłyszałem. Pogłaskał mnie lekko po kolanie, jakby próbując dodać otuchy. Usłyszałem, że wstaje i coś fioletowego mignęło mi przed oczami kiedy chciałem zobaczyć co robi. Przetarłem je kciukami i zobaczyłem jak odnosi do kuchni szklanki. Chciałem wstać ale zakręciło mi się w głowie. Co jest?

Po chwili usłyszałem powracające spokojne kroki. Schowałem głowę w dłoniach.

-Co ty mi dałeś? – wymruczałem.

-Nic. – w jego głosie słychać było zawstydzenie. – Jesteś tylko zmęczony. Uwierz mi. - Usiadł przy mnie. Zachwiałem się więc objął mnie stanowczo ramieniem i oparł sobie o tors.

-Njjj... - Chciałem stąd iść. Zamruczał mi do ucha tylko „ciii" i zaczął głaskać po głowie. Było mi tak dobrze. Czułem ciepło bijące od jego ciała. Nigdy nie czułem czegoś takiego. Taką rozkosz, spokój i coś jeszcze, przez co miękło mi serce. Westchnąłem wtulając się głębiej w jego ciało. Mat na chwilę zastygł, ale po chwili zaczął znowu głaskać mnie po głowie.

Było nam tak dobrze. 

*******************************

Wiem, że dzisiaj krótko, ale nie bez powodu. Jutro więcej, goręcej, konkretniej i w końcu zacznie się coś wyjaśniać. Trzymam za was kciuki. 

B.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro