Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27 marca, pierwszy tydzień wiosny


'Jaka ona jest głupia i naiwna' to była moja pierwsza myśl, podczas pierwszego spotkania córki mojego nowego ojczyma. Może najlepiej od razu sprostuję, na wypadek gdyby ktoś kiedyś miał przeczytać mój dziennik - otóż Isabella, bo tak ma na imię moja przybrana siostra, nawijała coś o jakiejś karmie. Konkretnie o tym, że powinniśmy być zawsze dobrzy, mili oraz prowadzić całe nasze życie jak najlepiej, bo to się opłaca i zostaniemy za to wynagrodzeni, a bycie złym, niemiłym i niegrzecznym sprowadzi na nas nieszczęścia i niedole.

Osobiście uważam, że nie ma ludzi, którzy zdołaliby całe swoje życie być tylko źli albo tylko dobrzy i człowiek skazany jest na balansowanie między jednym a drugim, gubiąc się i szukając swojej własnej ścieżki. I nie ma to nic wspólnego z byciem miłym czy grzecznym. Wydaje mi się, że gdyby bicie blaskiem czystej dobroci było takie proste, jak w jej motcie życiowym, to nie istniałaby w ogóle niesprawiedliwość na świecie. A jak wiadomo niezmiennie istnieje. I nawet jakby ludzie tacy byli, to dalej nieszczęścia by miały miejsca. Nieszczęście i cierpienie niekoniecznie musi być boską karą za jakieś przewinienia. Czasem jest zwyczajnie niezawinione i może spotkać każdego. Z tego właśnie składa się życie jakie znam, choć mam jedynie osiemnaście lat. Możesz więc myśleć o mnie co chcesz, ale ja, na pierwszy rzut oka, wiedziałam, że mam do czynienia z naiwniaczką, która tylko powtarza jakieś utarte ludowe prawdy.

Będąc szczerą od początku nie lubiłam w niej tej niezachwianej nieskazitelności, gracji i urodziwości, której mi zawsze brakowało. Nie żebym jej tego zazdrościłam - co pewne jako pierwsze nasuwa się na myśl. Dobrze wiem, że ze swoją zgorzkniałością, sarkazmem, analitycznym chłodem, a w szczególności wyglądem, nie umywam się do jej standardów... To w końcu dziewczyna o naturalnie bujnych blond-lokach i oczach lśniących jak turkus.

No dobra, na początku trochę jej zazdrościłam, ale wcale nie uważam się za brzydką! Jedynie gdy stoimy tuż obok siebie, nie mogę zaprzeczyć, że jest wręcz idealnie zbudowana, a ja wyglądam zbyt zwyczajnie, co mnie często irytowało z początku. Ona nie musi robić niczego specjalnego, żeby dobrze wyglądać, śpiewać czy przykuwać uwagę innych. Może nawet nie sam jej wygląd tak mnie drażnił kiedykolwiek, jak właśnie zachowanie ludzi względem niej z jego powodu. Wszyscy zawsze byli dla niej mili; wszyscy od początku ją uwielbiali i wszyscy zawsze posyłali jej uśmiechy... Nie żebym sama kiedykolwiek chciała być w centrum uwagi mieszkańców Hilltown, nie odbierz tego źle. Co mnie denerwowało to codzienna dawka rozczarowania w ich oczach, kiedy to widzieli mnie zamiast ich ulubienicy.

Nic nie poradzę na moją przeciętną urodę jaką odziedziczyłam po matce, szatynce o brązowych oczach. I to nawet bardziej ją przypominam niż moja młodsza siostra Olivia. Ta z kolei irytuje mnie tym, że papuguje większość rzeczy, które robię. Prosty przykład - na początku przyjazdu do naszego nowego domu nie mogłam zapamiętać imienia nowej członkini naszej rodziny, więc zwracałam się do niej 'hej ty' albo 'ej', bo głupio mi było pytać po raz dziesiąty o imię. Olivia podłapała to i już po tygodniu z głupiutką złośliwością zwracała się do niej wyłącznie w ten sposób. Jej zachowanie przynajmniej jest dla mnie zrozumiałe, zważając na to, że dotychczas była najmłodsza i stanowiła centrum uwagi rodzicielskiej. Oczywiście po śmierci naszego ojca drastycznie zmalała ta uwaga, a nowy ojczym, słysząc szloch swojej najpierwszej córeczki, karcił nas raczej za brak szacunku do niej niżeli próbował się z nami zaznajomić.

Co natomiast zawsze wydawało mi się zabawne, to to, że nasz nowy ojczym całkiem sporo przypomina naszego ojca. Też żyjący pracą i też mało zwracający uwagę na relacje międzyludzkie. Ponadto żyjący w pośpiechu, a małżeństwo z naszą matką traktujący jako biznes - on będzie mógł skorzystać z naszych pieniędzy ze spadku do swoich biznesów, a my będziemy mieć dach nad głową i "opiekę". To przykre nie mieć prawa posiadać własnego majątku, ale takie życie kobiet. Choć mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni.

Natomiast jeśli chodzi o moją matkę... Ona bez przerwy próbuje przelać na mnie i Olivie swoje niespełnione ambicje. Zwłaszcza jeśli chodziło o dobre zamążpójście, dobrą edukację, etykietę i kurtuazję. Dla kontrastu, Isabella na przykład, jak określa to służba, umie bardzo dobrze gotować, hobbystycznie lubi sprzątać i ma tak słodki głos, że sama z siebie śpiewa lepiej niż ja z moją siostrą razem wzięte po prywatnych dwuletnich naukach. No dobra, tego ostatniego służba nie mówi, ale widać to w ich oczach, kiedy w jedną stronę pałają zachwytem, w drugą bowiem z odrazą i zrezygnowaniem.

Nasza matka uważała to za hańbę, że tak mało kulturowa dziewczyna, która nie jest nawet zrodzona z jej genów, jest lepsza od nas. Przez to często miałam wrażenie, że odczuwała względem jej zawiść, którą po równo wylewała też na nas za niespełnianie oczekiwań. Wywierała na nas presję, abyśmy starały się być lepsze i wkładała w to każde pieniądze, ale wydaje mi się, że nic to nie zmieniło. Każdy ma naturalne predyspozycje do różnych dziedzin, a nasze najwidoczniej się mijały. Być może jest to zastanawiające, czy w takim razie mam matce za złe, że cisnęła nas do kształtowania umiejętności, które ewidentnie nie były dla nas?

Cóż... był czas kiedy wzbudzało to we mnie pokłady gniewu, kiedy w żaden sposób nie byłam w stanie wytłumaczyć matce, że to nie dla nas i nie rozwiniemy się pod tym względem tak, jakby chciała. Ale... ale teraz już się z tym pogodziłam, albo precyzyjniej mówiąc zrozumiałam, gdzie leży przyczyna. Nasza matka starała się ze wszystkich sił zapewnić nam wszystko, czego sama nie dostała i nie mogła nawet o tym marzyć, ze względu na niski stan majątkowy jej własnych rodziców. Mimo, że pochodzimy z rodu szlacheckiego, to dziadkowie stawiali jako najważniejsze umiejętność, aby w przyszłości zajęła się gospodarstwem i umiała nim zarządzać. Nie miała nawet przywileju wybrać sobie męża, ani zadebiutować w wyższych sferach, jak przystało w tradycji obchodzić ceremonie dojrzewania. A jeśli nie jesteś odpowiednio wykształconą, kulturową osobą, nie ma szans na debiut i dostatnie zamążpójście. Nie istniejesz dla bogatych, wysoko urodzonych arystokratów.

Jedyny przywilej jaki pozostał naszej matce to możność wybrania imion dla swoich dzieci, gdyż ojciec nie dbał o to i nie miał żadnych preferowanych imion dla dziewczynek. I mimo że Olivii trafiło się całkiem znośne imię, to moje jest lekką przesadą... Bernadetta... Bercia... Ber.... ZA CO???

Ale mniejsza już o smutną historię mojej matki. Mam inne nękające mnie pytanie - czy naprawdę istnieją osoby, które z własnej woli lubią "hobbystycznie sprzątać"? Dla mnie to już jakiś żart. Rozumiem sprzątanie po sobie i utrzymywanie porządku, ale czyszczenie kafli kuchennych do perfekcji wydaje mi się już odrobinę przesadne, a wręcz pedantyczne. Izabella niestety podczas sprzątania kafli i kominka, często kopciła inne miejsca, po czym je też sprzątała oczywiście, ale to głupota. Gdyby zaczęła od siebie, po wyczyszczeniu kominka, miałaby znacznie mniej roboty, ale chyba nigdy nie wpadła na to, że sama kopci i rozprowadza najwięcej tego czarnego pyłu. Dlatego też nasza matka prześmiewczo zaczęła wołać na nią "Kopciuszek". 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro