Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22 września, końcówka lata i początek deszczowej jesieni


Ledwie lato minęło i zaczęły się paskudne deszczowe pory, a już zaczęły się pierwsze dyskusje na temat balu przyszłorocznych wiosennych debiutantek, w tym Vii i Izabelli. Jeszcze nie ustalono dokładnej daty, ale plotki już się rozeszły, że drugi książe będzie sobie szukać przyszłej żony na owym balu. Oh co za zaskoczenie!

Panny zaczęły szaleć, rozpoczęły diety, intensywne nauki etykiety i sztuki oraz jeszcze więcej niepotrzebnych prób zabłyśnięcia i zdobycia szansy. W tym jedną z nich miała być Izabella, gdyż o dziwo Vii zdawała się być trochę mniej entuzjastyczna jeśli chodziło o debiut. Natomiast twarz Kopciuszka wręcz promieniała z radości na przyszłoroczną imprezę i możliwość zobaczenia swojego "księcia z bajki". Ilekroć nie widziałam jej rozmarzonej miny, przed oczy sunął mi się ten nonszalancki uśmiech jej księżulka, przez co aż mnie cofało.

Byłam pewna, że on i ona stworzyliby idealną parę - ona ładniutka i głupiutka, on bogaty i nonszalancki. Tyle, że zaraz po tym Izabella z pewnością poznałaby się na jego prawdziwej naturze i zostałaby doszczętnie zraniona i obdarta z marzeń. A ja nie mogłam przestać myśleć o tym jak wyglądałaby jej mina, gdyby tak się stało. Ja nawet jej nie lubię, a nie mogłam tego wyrzucić ze swoich myśli, objadając się ze stresu czekoladą. Z początku były to niewielkie ilości, ale z czasem pogorszyła się ta sytuacja.

Pewnego burzliwego dnia przybył do naszego domu posłaniec ojczyma, aby dostarczyć nam listy z zagranicy. Myślałam, że będą one odnośnie biznesów i tego kiedy ojczym wróci, ale nie długo potrzebowałam, aby odkryć prawdę...

Nasza matka zaczęła się dziwnie zachowywać. Była bardziej niemrawa niż zwykle i tydzień po otrzymaniu korespondencji, zamiast napisać list zwrotny, odesłała całą służbę z naszego domostwa. Słyszałam, że w przypływie złości zwolniła wszystkich bez wyjątku, nawet lokaja, który pracował dla rodu naszego ojczyma od pokoleń. Co więcej, nawet najmniejsza rzecz potrafiła już rozdrażnić naszą matkę, która przestała się hamować i wrzeszczała na wszystko i wszystkich. To mnie upewniło, że wieści nie są dobre. Podejrzewałam, że biznes się posypał, ale to co się stało naprawdę, przebiło wszystkie moje oczekiwania.

Pewnego razu nasza matka nie mogła znieść uchachanej i całej w skowronkach Izabellki i fuknęła na nią tak mocno, bez żadnego jasnego powodu, że najlogiczniejsze było posłanie ją na jakiś czas jak najdalej od wzroku matki, dla dobra wszystkich. Kopciuszek w ten sposób skończyła na strychu. Matka trochę się uspokoiła wtem, więc ta alternatywa stała się częścią codzienności. W tym ani ja, ani moja siostra nie potrafiłyśmy gotować, nie wspominając już o pracach domowych i gospodarczych, które zawsze były pracą służby, a nie młodych panien z rodowodem. Tak też cała brudna robota spadła na nieszczęsną Izabellę, która była jedyną wiedzącą, co robić. Matka nawet zabraniała mi i Vii zbliżać się do kuchni, gdyż najmniejsza ranka na naszym ciele mogłaby przekreślić naszą szansę na dobre zamążpójście.

Wiadomo, ciało kandydatki na żonę musi być nieskazitelne, niczym zadbana krucha porcelana. A żaden szlachcic nie kupi nawet odrobinę uczkniętego "towaru". Tak samo w kategoriach umów małżeńskich. Nasza matka nawet chciała dać nam odrobinę swobody i możliwości wyboru tego kandydata, który nam przypadnie do gustu, ale ostatecznie, to dalej matka podejmowała za nas wybór. Dokładnie tak samo, jak niegdyś nasza babka względem matki. Prawdziwy wybór nie istniał. Wkrótce nawet to stwierdzenie stało się znacznie prawdziwsze pod innym względem. Gdyż już nie było żadnego wyboru...

Mój stres, zajadanie się czekoladą, przebite oczekiwania z treści listu oraz brak wyboru, wszystko to skumulowało się i wybuchło w jednym dniu i to przypadkiem. Chciałam napić się wody przebudzona ze snu, więc zeszłam na parter, ale zamiast w kierunku kuchni, poszłam w przeciwnym. Wybrałam się w stronę tańczącego promienia światła, które dawały iskry płomieni z kominka w salonie. W środku było ciemno i cicho. Jedyne co zdążyłam usłyszeć to pociąganie nosem. Weszłam w głąb, aby ujrzeć postać kobiety siedzącej w foteliku skierowanym do kominka. W nim spała niespokojnie matka, mająca mokrą całą twarz, a w ręce tuląca się do butelki wina. Był to niebywale szokujący widok i nie mam pojęcia co było bardziej nietypowe - to że płakała, czy to że pod fotelem było jeszcze więcej opróżnionych butelek wina.

Jedyne czego byłam pewna w tamtym momencie, to tego, że coś niezwykle strasznego musiało się stać, aby doprowadzić naszą matkę do takiego stanu. Rozglądnęłam się jeszcze raz, a moje oczy przykuły kulki zrobione z pogniecionych kartek papieru i to tuż pod jej nogami. Nasza matka nienawidziła śmieci i było to wbrew etykiecie, aby nie wyrzucić zbędnych rzeczy od razu do kosza. Podniosłam więc te kulki i rozwinęła jedną z nich. Był to list z kondolencjami. Rozwinęłam drugą kulkę i zobaczyłam spisaną ostatnią wolę naszego ojczyma. Widząc to, uderzyła mnie rzeczywistość, której nie byłam świadoma aż do tej pory, a matka próbowała przed nami odkryć. Ojczym nie żyje. To znaczy tyle co utracenie dochodu, dachu nad głową i wszystkich majętności, jeżeli w przeciągu miesiąca matka ponownie za kogoś nie wyjdzie.

Nazajutrz, kiedy tylko matka otrzeźwiała i pozbierała się do swojego przyzwoitego stanu, z tego, którego najpewniej nie chciałaby nigdy nikomu pokazać, przyszłam do niej. Pokazałam jej rozprostowane listy i zażądałam rozmowy, w której miała mi wyjaśnić, co się stało.

W końcu mi zdradziła, że nasz ojczym zachorował będąc za granicą i umarł, a biznesy się rozwiązały i nie mamy już jak się utrzymać, przez co zwolniła służbę i obcięła koszty. Nawet już zastanawiała się nad tym, czy nie wykorzystać ziem i nie zarobić trochę na uprawie zboża, ale gdyby pracownicy zaczęli wypytywać się o właściciela roli, którego wiecznie nie było i nikt od długiego czasu nie widział, mógłby nastąpić problem. Kobieta nie może prowadzić takiej działalności. Kobieta nie ma prawa dziedziczyć i gdy tylko rozejdzie się wieść o śmierci ojczyma, skończymy bez dachu nad głową.

Problem ten był poważny i to na tyle, że nie mogłyśmy zataić go przed resztą członków rodziny. Musiałyśmy poinformować o naszej sytuacji Izabelle i Vii, oraz kazać im zaprzysiąc, że nigdy nikomu tego nie zdradzą. Tak też Izabella pochłonęła się w rozpaczy, Vii w zmieszaniu, a ja z matką opracowałyśmy najbardziej wiarygodną historię, która pozwoli nam przeżyć najbliższy czas. Otóż postanowiłyśmy wypuść plotę, że biznes naszego ojczyma trochę się posypał za granicą i wstyd mu wrócić dopóki nie wyjdzie na prostą z długów i zarobi jakieś przyzwoite pieniądze - to będzie przykrywka dla naszego nagłego zmniejszenia się wydatków i zwolnienia całej służby.

Podzielenie się z nami tym problemem, trochę ściągnęło ciężaru z ramion matki, ale nie rozwiązało całkowicie jej nowych zwyczajów zatapiania smutków w kieliszkach. Podobnie zresztą jak mojego obsesyjnego uzależnienia od słodyczy, aby poradzić sobie ze stresem, który był równie mocny co matki. Dla Vii znaczyło to tyle, co zakończenie edukacji artystycznej i lekcji kurtuazji, oraz ograniczenie posiadania nowych sukien częściej niż raz na miesiąc na dobry początek. Za to Kopciuszek przyjęła to z całkiem innej strony. Dla niej była to utrata rodzica, z którym była związana emocjonalnie, w przeciwieństwie do nas. Więc dla niej znaczyło to tyle, co osierocenie i choć prawnie byliśmy jej rodziną, nikt nie czuł jakiś szczególnych więzi z którejkolwiek strony. Stała się więc ona na tyle osamotniona, że zaczęła gadać ze zwierzętami, a zwłaszcza myszami. Nigdy nawet nie wiadomo, jakie te myszy przenoszą zarazki i choroby, a ona je całowała, ohyda. Jak dobrze, że mamy Lucyfera, który na nie poluje. Gdyby nie ten kot, najpewniej sama wzięłabym wałek do ręki i goniła za tymi szkodnikami, aż powybijam wszystkie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro