20 czerwca, początek lata
Z początku to przezwisko "Kopciuszek" nie podobało jej się, ale po jakimś czasie stwierdziła, że zniesie to z dumą i znowu zaczęła pleść brednie, że jej dobroć, uczynność i pracowitość się opłaci jakimś bogatym księciem z bajki, który na pewno doceni jak wspaniała jest.
Szczerze, wywołało to u mnie śmiech. Czy ona naprawdę wierzyła, że akurat zjawi się sam z siebie i ją zechce "książę z bajki", przy czym będzie jedynie zachwycony jej umiejętnością sprzątania i poświęcania się? I co jeszcze? Może wniesie do naszej rodziny posag za to, że weźmie ją sobie za żonę?
Naprawdę... Isabella to dobroduszna i miła, ale również przesadnie emocjonalna i naiwna dziewczyna. Na dodatek strasznie często źle odbiera wszystko co odrobinę wykracza po za jej mniemanie dobra i słodkości świata, kończąc na płaczu. Na przykład, jak wtedy, gdy powiedziałam jej wprost, że to nierealne i dziecinne, że w takim wieku dalej marzy żeby zostać wydana za przystojnego i kochającego szlachcica, kiedy tak naprawdę największe szanse będzie mieć gdyby zatrudniła się jako pomoc domowa w jakimś gospodarstwie, jeśli chce wieść w miarę szczęśliwe i dostatnie życie. Wyjść za kogoś bogatego z miłości nie idzie w parze. Albo wybierzesz dostatek, albo miłość w ubóstwie, takie są realia naszego świata. Zdaje sobie sprawę, że można było ująć to w ładniejszych słowach, ale życie jest bardziej brutalniejsze i im szybciej zda sobie z tego sprawę, tym lepiej dla niej.
Jeśli chodzi o mocne stąpanie po ziemi i wpajanie zasad moralnych, etycznych czy zachowań... to były one wszystkie wbite nam do głów jak naszej matce przez naszą babkę, po której zresztą odziedziczyłam to nieszczęsne imię - Bernadetta. Była to kobieta sroższa od naszej matki bez najmniejszej wątpliwości. Każdy w naszej rodzinie bał się jej podpaść, zawieźć ją czy nie sprostać jej wymaganiom... Gdyby spotkała na swojej drodze tak delikatną osobę jak Izabellę, pewnie pochłonęłaby ją wzrokiem w 5 sekund, kiedy ta nawet nie zdarzyłaby zaczął szlochać.
Tak właśnie w naszym genotype płynie siła dominująca u kobiet. Nie mamy drobnych postur, za to mamy inteligencję, spryt i bardzo wyraziście ukształtowane charaktery, które niektórych zachwycają, a innych od nas wręcz odstraszają. Choć głównie przewyższa ta druga grupa. Nasz ojczym należał jednak do tej mniejszości, która ceniła sobie nasz silny charakter. Nie chciał mieć żony, która zawracałaby mu głowę wszystkimi szczegółami i była jakaś przewrażliwiona, dlatego też widząc, jak nasza matka prosto i bez skrupułów podchodzi do podejmowania decyzji, od razu zaproponował jej układ. Znaczy "małżeństwo", ale co za różnica, jak się to nazwie.
Mogę nawet przyznać, że jako partnerzy biznesowi byli całkiem zgrani. Nasza matka jest na tyle kompetentną osobą, z która nie ma miejsca na najmniejsze dyskusje o wątpliwościach, że ojczym bez obaw pozostawiał w jej rękach władzę nad zarządzaniem całym gospodarstwem, kiedy on sam wybierał się w długie podróże zagraniczne, aby szukać nowych partnerów i produktów do swojego biznesu.
Wszystko całkiem dobrze się wiodło przez chwilę. Nawet już przyzwyczaiłam się: do tego, że ojczyma nigdy nie ma w domu; nasz Kopciuszek wiecznie bujała w obłokach, nucąc pod nosem; Olivia szukała jakiegoś sposobu, aby zwrócić na siebie uwagę, zwłaszcza matki, która z kolei była zajęta sprawami zarządzania gospodarstwem. Nawet nowe miasto i okolica stały się już normalnym i znanym widokiem. Choć mieliśmy dość spory kawał drogi do centrum, gdyż nasz ojczym posiadał dość sporę obszary ziemi, ale z karetą albo konno nie był to zbyt wielki problem. Zwłaszcza, że w większości nie mieliśmy zbytniej potrzeby wybierać się do miasteczka, gdyż wszystko czego potrzebowałyśmy było kupowane i dowożone do nas przez służbę.
Raz na jakiś czas jednak wybierałyśmy się do miasta, aby "zażyć trochę powietrza". Tak też wybrałam się z Olivią na główne targowisko, które znajdowało się w centrum, abyśmy mogły trochę pochodzić, posłuchać plotek i napić się herbaty na przyozdobionym kwiatami tarasie. Isabelli oczywiście z nami nie było, rzecz jasna, nie lubiła naszego towarzystwa, tak jak my jej. Miałyśmy zbyt odmienne patrzenie na świat i dla wspólnego spokoju nie wchodziłyśmy sobie w paradę.
Nawet lepiej, że jej z nami nie było, gdyż całkiem niedaleko nas zasiadł Jego Wysoka Mość książę. (Nie pamiętam jego imienia.) Oczywiście nie widziałam jego twarzy, a nawet nie wiedziałam jak wygląda, żeby móc go od tak rozpoznać. Co przyciągnęło moją uwagę w pierwszej chwili to to, że nosił płaszcz z narzuconym na głowę i twarz wielgachnym kapturem w środku białego dnia. To było co najmniej podejrzane, ale jak usłyszałam, jak jego towarzysz w równie dziwnym płaszczu, ale z odsłoniętą głową, zaczął się do niego zwracać, a ten odpowiadać z nonszalancją, stało się to oczywiste. Naturalnie, nikt o zdrowych zmysłach nie używałby królewskiego tytułu, nawet w żartach, gdyż można za to stracić życie.
Olivia już zdążyła się zebrać, ale mnie coś natchnęło i siedziałam jak zaklęta, dziwnie mając ochotę usłyszeć co sprowadza ich do tej uboższej części miasta. Oczywiste jest, że aleje perłowe są jedynym odpowiednim miejscem dla szlachciców i wysoko urodzonych mości i dam. Powiedziałam więc Vii, że poluzował mi się bucik i muszę poprawić sznurówki oraz zaraz ją dogonię. W prawdzie poprawianie sznurówek bucików do kolan jest czymś co mogłoby trwać więcej czasu, ale Vii machnęła ręką i ruszyła przed siebie zaciekawiona jakąś kolorową wystawą.
W taki też sposób, udało mi się podsłuchać rozmowy, której wolałabym chyba nie słyszeć i z wdzięcznością dla losu stwierdzam, że dobrze, że nasz Kopciuszek tego nie słyszała. Szczerze mówię, jeśli by mi się tam rozpłakała, nie przyznałabym się do niej i zostawiła ją tam bez zastanowienia. Zwłaszcza, że jest w wieku Vii, co znaczy, że wkrótce będzie dorosła. A ja nie znam żadnego dorosłego, który płacze... Aś nie o tym miałam pisać. Tylko o tym bucu, który głównie mierzył wzrokiem "znośnie wyglądające wulgarne i prostackie wieśniaczki" jak to sam ujął.
Jego obleśna gadka ze swoim, jak zgaduję, strażnikiem była głównie o tym, że jeśli już musi sobie znaleźć żonę, to musi być ona piękna, zgrabna i zdolna do urodzenia mu wielu potomków. Tak w wielkim skrócie jego wypowiedzi to najlepiej, aby za wiele nie mówiła, ani nie zastanawiała się, tylko posłusznie i grzecznie potakiwała oraz ładnie się uśmiechała. Naturalnie nie jest to nic szokującego od oczekiwań szlachciców względem swoich żon, u których mile jest widziane jeśli dodatkowo mogą "zabawić" towarzystwo i zaprezentować się jakimiś posiadanymi umiejętnościami w zakresie sztuki wysokiej. Ze wszystkich możliwych szlachciców, ci są najgorsi i godni potępienia. Ale mimo wszystko, aby tak śmiało w przestrzeni publicznej mówić takie rzeczy na głos i to jeszcze o trzeźwych zmysłach jest niezwykle haniebne i nietaktowne.
Mniejsza już o to... Pierwszy książę miał już żonę, więc domyśliłam się, że musiał być to ten drugi, do którego tak wzdychała Izabella. Co gorsze, ona naprawdę pasowała do jego opisu co było dla mnie przerażające. Wszystkie jej marzenia mogłyby lec w gruzach, gdyby było jej dane posłuchać jego słów przez pięć minut. Mam tylko nadzieję, że ten książę od siedmiu boleści mówił tak, bo jest jeszcze młody i głupi. No i oczywiście cieszę się, że nie będzie on naszym następnym królem. Niech pierwszy książę Albert de Dillo żyje długo, długo i zdrowo! Bo tak bucowaty książę, jak jego młodszy brat, to całkowita pomyłka i współczuję jego przyszłej wybrance, którą zamierza sobie znaleźć na przyszłorocznym debiucie.
Z szoku jego słów wyrwał mnie jego rechot, kiedy to wskazał palcem, na jakąś nieszczęsną osobę, która była ofiarą wypadku i gromko upadła. Podążyłam wzrokiem za tym tropem, by ujrzeć moją młodszą siostrę rozłożoną na wystawie warzyw i owoców, ze zrujnowaną sukienką i włosami ubadzianymi w to, co wpadła, oraz oczami zaszklonymi od napływających łez. Nie miałam pojęcia, co się stało, ale zaraz ruszyłam w jej stronę. Jednak ktoś ubiegł mnie w pomocy jej w podniesieniu się. Młody czeladnik z piekarni sąsiadującej ze sklepem warzywnym, wybiegł, aby ze złością zbesztać człowieka odjeżdżającego na koniu w pośpiechu. Po chwili zaoferował swoją rękę mojej prawie już płaczącej siostrze i gdy tylko ją podniósł, zaczęli sobie spoglądać w oczy, studiując je. Vii nawet zapomniała o płaczu i prawie się uśmiechnęła, ale prawdopodobnie sok z pomidora skapał jej na rękę z głowy i gdy na niego spojrzała, zdała sobie sprawę z tego, jak najpewniej wygląda i potok łez momentalnie zaczął spływać po jej policzkach. Wyrwała swoją rękę i uciekła w kierunku jakiejś bocznej alejki, aby ukryć się ze wstydem.
Już zmierzałam w ślad za nią, gdy zaskoczona, nie mogłam oderwać wzroku od miny czeladnika. Stał nieruchomo z dalej wyciągniętą ręką przed siebie, co najmniej jakby dalej trzymał dłoń Vii i gapiąc się w powietrze, rumienił się niczym burak. To była niespodziewana reakcja, ale rzuciłam mu jedynie uśmiech politowania, nawet jeśli nie był w stanie go zobaczyć. Nasza matka nigdy nie wyda swojej córki za piekarza, więc jego przelotne zauroczenie nie miało nawet prawa bytu na dłuższą metę. Mógł jedynie pomarzyć, jak w tej chwili, i tyle.
Co do naszej matki, oj oberwało się po równo mi i Vii, za stan w jakim wróciła z miasta. Wiedziałyśmy, że to będzie nieuniknione i zostaniemy zbesztane za wystawienie wizerunku naszej rodziny na pośmiewisko. Na szczęście w biedniejszej części miasteczka nie ma żadnych osób, których opinia byłaby w jakimkolwiek stopniu istotna dla naszej matki. Oczywiście nie wspomniałam jej, że minęliśmy się z księciem, który rechotał najgłośniej, żeby oszczędzić sobie i reszcie niepotrzebnego drążenia drugiego dna tej historii. Skończyło się tylko na wykładzie o tym jak ważny jest wizerunek i uroda jeśli chcemy zaznać przyzwoitego życia i dożyć sędziwych lat. Nasza matka zawsze powtarza nam jak mantra, że uroda jest najważniejsza i mimo, że brzmi to niesamowicie płytko, ma to głębszy sens. A książe z rana mnie tylko o tym upewnił. Im lepiej wyglądasz, tym większe masz szanse na zdobycie zainteresowania wyżej urodzonego partnera. Tak naprawdę zdolności, inteligencja, charakter.. są daleko w tyle za urodą. Jeśli o to chodzi, tylko to się liczy tak się składa i nasza matka bardzo dobrze to wiedziała.
Co ciekawe, Vii przełknęła cały swój wstyd i wykład matki, po czym nie wypowiadając już żadnego słowa powróciła do swojego pokoju. Nie takiej atencji ze strony matki najpewniej oczekiwała. Wydaje mi się nawet, że Vii bardzo wzięła sobie do serca słowa matki i zaczęła dbać o to jak wygląda, bardziej niż kiedykolwiek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro