Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lilliana

No cóż. Ja takich rewelacji nie miałam. Obudziłam się, Mei Han, która przy mnie czuwała przywitała mnie w świecie żywych, a potem Isla Fair zawołała nas na kolację i to by było na tyle.

– Horkos? – upewniła się Jessica Flowerpetal.

Przełknęłam kęs kanapki i potwierdziłam.

– Bóg przysięg. Trzeba przy nim uważać na słowa.

Marika westchnęła i nałożyła sobie dokładkę sałatki z pomidorami. Wcześniej wcisnęła w Larsa Sparta dwie porcje, twierdząc, że rośnie i potrzebne mu witaminy. Ośmiolatek nie był zachwycony. Dobrze, że ja wyglądam dojrzale i Marice nawet przez głowę nie przeszło, by upewniać się, czy pamiętam o witaminach. Z pewnością stwierdziła, że jestem na tyle mądra i rezolutna, by pamiętać o wartości warzyw. Szczerze, to sałatki nawet nie tknęłam. Nie przepadam za pomidorami. Są takie czerwone i płynne. I mają taką skórkę...

– Horkos jest synem Eris. Karze krzywoprzysięzców – powiedziała.

Uniosłam brwi. Nasza grupowa ma chyba mylne wyobrażenie o rudym sklepikarzu.

– Przez wieki musiał zmienić upodobania – stwierdziłam. – Teraz raczej sam generuje nieprawdziwe przysięgi. Zmusił mnie do tańczenia baletu! A z Martina zrobił wykrywacz metalu.

Kąciki ust Mariki podniosły się w tłumionym uśmiechu.

– Tak, pewnie tak – zgodziła się i wróciła do swojej sałatki.

Zastanowiłam się nad tym, co powiedziała. Horkos synem Eris? Eris należy do trzech „E". Przypadek? Nie sądzę.

Z kącika, który rano zmienił się w kuchnię, wyłoniła się głowa Isly Fair. W jasnopurpurowych warkoczach miała mnóstwo płatków owsianych, ale minę miała godną Chejrona widzącego, że wszyscy herosi przeżyli ćwiczenia na ściance wspinaczkowej z lawą. W skrócie: była z siebie dumna.

– A na deser śliwki zapiekane pod kruszonką – oznajmiła entuzjastycznie i wyszła zza ściany. W rękach niosła dwa żaroodporne naczynia z deserem.

– Dobrze, że nie spalane pod kruszonką – zauważył Sean Grow, mając na uwadze dzisiejsze, liczne alarmy pożarowe w niektórych domkach.

Zaśmialiśmy się zgodnym chórem, niczym prawdziwa rodzina. Zapach śliwek i cynamonu unosił się w powietrzu, a ja, spoglądając na dąb podtrzymujący sufit domku, stwierdziłam, że to właśnie takie chwile tworzą fundamenty relacji pomiędzy półboskim rodzeństwem.

***

– Jak długo można się kąpać? – zapytałam, wyciągając się na krześle.

– Jak się jest jednym ze Spratów, to bardzo długo – stwierdziła Mei Han, po raz kolejny rozdzielając karty na cztery sterty. Razem z nią i Mariką byłyśmy ostatnie w kolejce pod prysznice. Reszta albo właśnie się myła, albo już chrapała pod kołdrami. Teoretycznie wszyscy chłopcy powinni nas przepuścić, ale Nathan z Seanem zgodnie stwierdzili, że nie mają zamiaru czekać trzech godzin i już wolą się nie kąpać. Theo i Lars Spratowie szybko się z nimi zgodzili, dodając, że właściwie mogą się nie myć przez tydzień. Na te słowa Marika, która ma manię na punkcie czystości, przepuściła ich w kolejce. Teraz nasi kochani bracia zajmowali prysznice i nie wracali już od ponad pół godziny.

– Jak długo będą tam siedzieć? – zapytała Mei Han i nie czekając odpowiedzi zebrała swoje karty w wachlarzyk. Skinęła na mnie, bym zaczęła kolejną rundę makao.

Rzuciłam dziesiątkę pik na stół. Graliśmy już trzeci raz.

Nim chłopcy wrócili, zdążyłyśmy rozegrać do końca całą rundę. Wparowali do środka z takim rumorem, że Marika musiała ich uciszać.

– Wszyscy już śpią – powiadomiła ich gniewnie.

Wtem rozległ się zaspany głos należący do Lai Callaway.

– Nie wszyscy!

Do naszych uszu doszło kilka tłumionych chichotów, wskazujących na to, że jest więcej nieśpiących.

Marika machnęła ręką, a Mei Han dodała:

– Psujecie Marice reprymendę.

Znowu śmiech.

Nasza grupowa pokręciła z ubolewaniem głową i znów powiodła wzrokiem po chłopcach, którzy dopiero co wrócili z kąpieli.

– A gdzie Theo? – zapytała. Dopiero teraz zauważyła brak jednego z bliźniaków.

Sean wskazał ręką na drzwi. Skutkiem ostatnich eksperymentów z szybkorosnącymi pnączami domowymi, wszyscy musieliśmy korzystać z ogólnych, obozowych pryszniców. Mieściły się one na dworze, w pobliżu Wielkiego Domu, więc mieliśmy trochę do chodzenia.

– Cofnął się po ręcznik – wytłumaczył. – Powinien zaraz wrócić.

Odpowiedź wystarczyła Marice. Skinęła na nas i wzięłyśmy nasze akcesoria kąpielowe.

– Jak wrócimy, macie wszyscy spać. Nie wyłączając Theo – powiedziała.

Lars machnął uspokajająco ręką.

– Jak wy wrócicie, to my już będziemy wstawać na śniadanie.

Zignorowałyśmy jego komentarz i wyszłyśmy z czwórki, wspaniałomyślnie nie wspominając, kto siedział pod prysznicami przez ostatnią godzinę.

Na dworze było ciemno, księżyc zakryły chmury. Śpiewy przy ognisku już dawno ucichły, więc nawet najstarsi byli już w swoich domkach. Było przed drugą. Świerszcze cykały, a jedynym źródłem światła były jasne okna niektórych domków. Noc była ciepła i spokojna.

– Ależ przyjemnie – Mei Han rozłożyła ręce i przymknęła oczy. Nie musiała patrzeć, gdzie idzie, bo dobrze znała drogę.

– Prawda – przyznałam. Miło się czasem znaleźć z dala od gwaru.

Marika rozglądała się na boki. Chyba wypatrywała Theo. Podeszłam do niej bliżej i powiedziałam uspokajająco:

– Wyluzuj, pewnie wygłupia się w łazience, bądź Chejron wezwał go do siebie, by wiedzieć czemu zakłóca ciszę nocną.

– Tak, pewnie tak – zgodziła się, roztargniona. Ciekawe o czym rozmyślała.

Doszłyśmy do pryszniców, ale nie zastałyśmy tam Theo. Zajrzałyśmy do każdej kabiny, a potem Marika nawet poszła do Wielkiego Domu, ale Theo jakby znikł.

Przyznaję, zaczęłam się denerwować.

– Może minęliśmy się po drodze? – zasugerowała Mei Han. – W tych ciemnościach niewiele widać.

Marika przytaknęła, pędząc w stronę czwórki. Niewiele myśląc pobiegłyśmy za nią.

Przełknęłam nerwowo ślinę. Błagam, niech Theo będzie w domku! Niech to będzie jego głupi żart! – myślałam. Podświadomie zaczęłam panikować. Co jeśli Theo porwał potwór? Na przykład minotaur w peruce? Co jeśli Theo został uprowadzony? Ale przez kogo? Żaden śmiertelnik nie może wejść na teren Obozu.

– Na pewno stroi sobie z nas żarty – uspokajała mnie Mei Han. Lekko dyszała, a źdźbła pszenicy, które jak zwykle ozdabiały jej czarne kitki, wysuwały się spod gumek. Pewnie zaraz spadną. – Prawdopodobnie poszedł do Jaya z jedenastki. Pewnie właśnie gadają o najnowszym zestawie klocków lego i nic im nie jest.

Wtedy właśnie dobiegłyśmy do czwórki. Marika gwałtownie otworzyła drzwi i wparowała do pomieszczenia, nie bacząc na hałas.

– Theo wrócił?

Nathan i Sean, którzy siedzieli na trawie zastępującej dywan, podskoczyli zaskoczeni. Chyba przerwałyśmy im rundę statków.

– Nie, myśleliśmy, że jest z wami – odparł Sean. Dopiero po chwili zauważył nasze zatroskane miny i to, że jeszcze się nie wykąpałyśmy. Połączył fakty i na jego twarzy pokazało się zaniepokojenie. – Gdzie on jest? – zapytał, wstając.

Marika zaczęła krążyć po pokoju. Była naprawdę zdenerwowana. Jej blada twarz i rozgorączkowane spojrzenie nasuwały przepuszczenie, że zaraz zemdleje.

Szybko poszłam do kuchni i nalałam wody do szklanki. Wręczyłam ją grupowej.

– Dzięki. Musimy sprawdzić wszystkie domki. Może gdzieś się przypałętał. Może się z kimś zagadał. Może...

– Spokojnie – Nathan przerwał jej w pół zdania. Wiekiem był zaraz po Marice. Z tego, co zauważyłam przez ostatnie tygodnie, był kimś, kto zawsze myśli trzeźwo i stawia innych do pionu. – Rozdzielmy się. Ja biorę pierwsze trzy domki, następne Marika, potem Lila, Sean, Mei...

– Ja też mogę pomóc – odezwała się Isla, wstając z łóżka. Chyba od dłuższego czasu przysłuchiwała się rozmowie. Narzuciła na piżamę bluzę, wsunęła stopy w papcie i była gotowa.

– I ja – dodała zaspanym głosem Laia.

– Super, weźmiecie resztę – ucieszył się Sean i zrobił to nieco za głośno.

– Czemu hałasujecie? – Lars usiadł na łóżku i przetarł oczy. W przyciemnionym świetle ledwo było widać jego twarz, ale był wyraźnie zdezorientowany.

Isla podeszła do niego i przytuliła go. Chyba zastanawiała się, czy mu powiedzieć, że jego bliźniak zniknął.

– Chodźcie, idziemy – zarządziła Marika i posłała fioletowowłosej przyzwalające spojrzenie. Następnie otworzyła drzwi i wybiegliśmy w noc.

***********************

Pozwolę sobie napisać:

Bam, bam, baaam!

I uciekam, by wrzucić kolejną część.

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro