Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Liliana

Wraz z innymi dziećmi Demeter postawiłyśmy na nogi cały Obóz, nie wyłączając Chejrona. Przeszukaliśmy cały teren, ale nigdzie nie znaleźliśmy Theo. Marika dosłownie szalała ze strachu, nawet mimo melisy, którą zaparzył jej Chejron. Sytuacja jeszcze się pogorszyła, gdy z lasu wróciła Ari z Taylorem. Bez Lucy. Moja przyjaciółka była zapłakana i od razu zaszyła się w Wielkim Domu. Taylor niewiele się odzywał. Powiedział jedynie, że nie ma co szukać Theo, bo go już tu nie ma. Podobnie jak Lucy.

– Co?! – Marika podbiegła do niego i chwyciła do za koszulkę. – Nie, to nie możliwe! Odeszli... Na zawsze? – mówiąc, szarpała go chcąc uzyskać więcej informacji.

Blondyn obrzucił ją spojrzeniem wyzutym z emocji.

– Eos porwała Lucy. Theo pewnie też.

Czarnowłosa puściła chłopaka i odwróciła się. Była blada jak trup.

– Nie, nie, nie. To się nie dzieje. Powiedz, że to się nie dzieje naprawdę! – wrzasnęła znowu patrząc na Taylora. Ten posłał jej tylko znaczące spojrzenie i odwrócił się na pięcie. Przepchnął się przez otaczający nas tłum obozowiczów i poszedł w stronę siódemki.

Wtedy przygalopował do nas Chejron. Na jego grzbiecie siedzieli Isla i Lars.

– Jakieś wieści? – zapytał stary centaur, przystając, by pasażerowie mogli zejść na ziemię.

Ponieważ Marika nie wyglądała na skorą do raportów, ja opowiedziałam Chejronowi, co się wydarzyło. Ten zmarszczył brwi, a na jego twarz wstąpił głębszy niepokój.

– Bogini od balsamów zabrała mojego brata? – zapytał Lars. Chyba jeszcze nie dotarło do niego, co się wydarzyło.

Isla wymusiła w sobie uśmiech i poczochrała mu włosy.

– Znajdziemy go, nie bój się – odparła.

Siedmiolatek powiódł dookoła zmęczonym wzrokiem. Na piżamę założył grubą bluzę, ale nie wyglądał jakby było mu ciepło. Stłumił ziewnięcie.

– To chcę iść spać. Jak się obudzę, to Theo już wróci, tak?

Isla zagryzła wargi i chwyciła go za rękę. Nie odpowiedziała, tylko poprowadziła go do naszego domku.

– To bardzo dobry pomysł – powiedział Chejron, odprowadzając ich spojrzeniem. – Za niedługo świta, ale postarajcie się jeszcze przespać. Poproszę tylko, by wszyscy grupowi stawili się w Wielkim Domu. Musimy zrobić naradę.

Krąg herosów z wolna zaczął się zmniejszać, ale wiedziałam, że tej nocy długo nikt nie zaśnie. Wszyscy będą się zastanawiać, co się dzieje i czy będzie następny zaginiony.

– Lilli, idź do czwórki. – Podniosłam wzrok i zobaczyłam Nathana. Obok niego stała Mei Han. – Odprowadzę Marikę do Wielkiego Domu i najwyżej z nią zostanę. Nie jest w najlepszym stanie – powiedział, dyskretnie przyglądając się grupowej.

– Nikt z nas nie jest – dopowiedziała Mei Han, pociągając nosem. – Chodź, spróbujemy jeszcze zasnąć.

Pokręciłam głową. Miałam jeszcze jedną rzecz do zrobienia.

– Przyjdę, ale później. Muszę zobaczyć co u Arietty – powiadomiłam ich.

Dziewczyna skinęła głową. Zrozumiała.

– W porządku. Zrób, co należy.

Podziękowałam jej i odwróciłam się w stronę Wielkiego Domu. Możliwe, że trzeba komuś pomóc.

***

Po wcześniejszej postawie Ari, byłam pewna, że będzie teraz siedzieć w kącie, przełykając łzy. Tymczasem dziewczyna najzwyczajniej na świecie piła herbatę. Jedyną różnicą od codzienności, była jej markotna mina. Ciężko nad czymś myślała (co, swoją drogą, nie zdarza się zbyt często).

Podeszłam do niej, ale mnie nie zauważyła. Stałam przez chwilę w niezręcznej ciszy, aż w końcu postanowiłam się odezwać:

– Wszystko w porządku? – zapytałam, choć nie było to najtrafniejsze sformułowanie. Oczywiście, że nic nie było w porządku. Przed chwilą patrzyła, jak bogini porywa jej siostrę!

Ari otrząsnęła się i podniosła wzrok. Wydawała się być lekko nieobecna.

– Pomyślmy. Z mojej winy zniknęła Lucy. Twój brat też zniknął. Nie wiemy, czy Eos nie wróci. A jeśli tak, to kto będzie następny. Jak uważasz: w porządku, czy nie? – wbiła we mnie oskarżycielskie spojrzenie. Zignorowałam je i usiadłam na kanapie obok przyjaciółki. Niech się wyżywa, co mi tam. Kiedyś jej przejdzie.

– Ciężko, co? – Założyłam ramię na ramię i wbiłam spojrzenie w głowę Seymoura. Nie oczekiwałam od przyjaciółki odpowiedzi.

Moje myśli poszybowały do Theo. Przez ostatnie dwa tygodnie nie poznałam go jakoś szczególnie dobrze. W moich oczach był małym berbeciem, pajacującym i robiącym wszystkim wokół żarty. Teraz żałowałam, że nie spędziłam z nim więcej czasu. Wprawdzie nie prosił się o to jakoś specjalnie, chciał być jak Sean – duży, zaradny i odważny. Próbował grać dorosłego. Zawsze domagał się od Mariki konkretnych zadań, lubił pomagać Seanowi i Nathanowi. A teraz... Teraz go nie ma. Mały bohater znikł.

– Lilli? Ty płaczesz?

Zwróciłam się do Ari. Nawet nie zauważyłam jak po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Ale nie wstydziłam się ich.

– Boję się – wyznałam cicho i skuliłam się.

Wzięła głęboki wdech. Szykowała płomienną przemowę.

– „Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu" Mark Twain – powiedziała i zapatrzyła się w Seymoura. – Jutro rano będziemy wiedzieć, co robić. Możliwe, że Chejron wyśle na misję dziwnie uznanych. Zresztą, cały Obóz chce pomóc. Nie ma mowy, byśmy ich nie znaleźli.

Skinęłam głową. Przyszłam tu ją pocieszyć, a dzieje się na odwrót.

– Znajdziemy ich. Oczywiście – potwierdziłam jej słowa. Nagle zawrzał we mnie gniew. – Co odbiło tym Trzem „E"?! Porywać dzieci? Aż wstyd! Jak tak można? – wstałam i wbiłam wzrok w przyjaciółkę. – No: jak?

Ari flegmatycznie wzruszyła ramionami i upiła łyk herbaty.

– Na miejscu Trzech „E" drżałabym ze strachu. Z doświadczenia wiem, że lepiej nie złościć Lilliany di Rosa. Jak to się mówi: „Lilli jest zła, drży cały świat".

Jej słaba rymowanka trochę mnie ostudziła. Ale nie do końca.

– Niech Eos schowa się w swojej eosowej twierdzy, bo nadchodzę – obwieściłam złowrogo.

************************

I to by był koniec.

Póki co.

Kiedyś pewnie napiszę kolejną część, ale naprawdę nie mam pojęcia kiedy. Oby jak najszybciej, bo pisząc "Dziennik Obozu Herosów" naprawdę dobrze się bawię. Mam nadzieję, że czytanie też jest przyjemne.

Dziękuję wszystkim, którzy to przeczytali!

WildAntka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro