Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dziewiąty - W blasku gwiazd


"Słuchaj swojego serca

Kiedy on będzie cię wołał

Słuchaj swojego serca

Tylko to możesz zrobić

Nie wiem, dokąd zmierzasz

I nie wiem dlaczego

Ale słuchaj swego serca

Zanim powiesz mu: Żegnaj"

- z piosenki Listen to Your Heart, DHT & Edmee




Kiedy Totmes i Neferure dotarli do gospody, słońce prawie już zaszło, tak więc całe światło w środku pochodziło wyłącznie od świec. Nocne życie zdążyło się już rozpocząć – ludzie bawili się pośrodku sali, a wokół mieszały się odgłosy wielu instrumentów, wśród których dało się rozróżnić flety, bębny, grzechotki i klaskanki, stanowiące tło dla wesołej piosenki śpiewanej przez młodą dziewczynę.

Ogrom dźwięków początkowo przytłoczył rodzeństwo, które próbowało się wpasować, ale już po chwili gra nieco przycichła i zastąpiły ją wolniejsze dźwięki strun lutni. Śpiewaczkę zastąpił mężczyzna, który zaczął śpiewać melancholijną, ale zapadającą w ucho pieśń o nieszczęśliwej miłości.

Tańczący goście przerwali swobodne pląsy i teraz trzymali się swoich osób towarzyszących, poruszając się wolniej, tworząc atmosferę intymności oraz czułości.

W powietrzu unosił się zapach różnych rodzajów mięsiwa, napojów i serów, ale Neferure bezbłędnie wyłapała pośród nich słodką, delikatną nutę lotosu, czy raczej – mieszanki zawierającej ten kwiat.

– Coś mi się zdaje, że można odlecieć po tutejszych drinkach... Nie pij niczego, czego sam nie zamówisz, o ile chcesz trzeźwo myśleć na jutrzejszej radzie – poradziła bratu.

Totmes przewrócił oczami.

– Nie jestem głupi – powiedział. – Dawno tu nie byłem... Czyj to lokal?

– Minhotepa.

Odprężył się nieco.

– A, to możemy liczyć na darmowe jedzenie – stwierdził z zadowoleniem.

– Jeśli go zastaniemy – odparła dziewczyna. – Pójdę po nie, a ty poczekaj tu albo idź potańczyć.

Zostawiwszy brata, przeszła do drugiej izby, gdzie było nieco spokojniej, bo siedzieli tam ci, którzy woleli zjeść w „ciszy", choć oczywiście i tak było słychać muzykę.

Za ladą baru księżniczka zastała jasnowłosego chłopaka, którego dobrze znała i który na jej widok wesoło zmrużył oczy.

– Neferure! Od dawna cię nie widziałem. Czemu zawdzięczam tę wizytę? – Nachylił się w jej stronę i spytał konspiracyjnym szeptem: – Czyżby brakowało ci mojego towarzystwa?

Roześmiała się.

– Wybacz, Min, ale nie ty jesteś powodem mojej wizyty. Po prostu chciałam się rozerwać.

Westchnął głośno na pokaz, przykładając sobie dłoń do serca.

– Zatem, co mogę podać mojej ulubionej księżniczce?

– Jestem jedyną księżniczką, którą znasz. I podaj mi dwa miodowe piwa. Te rzadsze w konsystencji, wiem, że na pewno macie na zapleczu – poleciła. – Poza tym dwa pieczone udka z gęsi i dwa kawałki chleba. Najlepiej białego z ziarnem – dodała po chwili namysłu.

Prychnął i wykonał lekko pogardliwy ukłon.

– Czego sobie tylko zażyczysz. – Wyciągnął spod lady dwie miski. – Przyszłaś tu z moim... hmm... n a s t ę p c ą ?

Uśmiechnęła się figlarnie.

– Lepiej. Z moim bratem.

Minhotep momentalnie się wyprostował.

– Jego Królewska Mość w gości u mnie? – zniżył ton tak bardzo, że gdyby Neferure nie znała jego głosu, przy gwarze wokół niczego by nie zrozumiała. Doceniała jednak, że starał się być dyskretny.

– Owszem. – Udała, że się namyśla. – Mogłabym zapłacić za jedzenie i miód moim pierścionkiem... ale tak sobie myślę, że może bardziej skorzystasz, gdy mój bratanek się narodzi i Totmes zamówi od ciebie produkty na ucztę z tej okazji... – Zmysłowo zawiesiła głos.

Młodzieniec zacmokał i pogroził jej palcem.

– Cwana z ciebie bestia! Jak już zostaniesz królem, to nie chcę być w skórze sąsiednich krajów – odpowiedział. – Dobrze, stoi. Poza tym... i tak nic, bym od ciebie nie wziął. Miło cię zobaczyć. – Mrugnął do niej, po czym odwrócił się i zniknął w kuchni.

Kilka minut później postawił przed nią tacę z dwoma kubkami i dwoma miskami.

– Proszę. Dasz radę wziąć sama czy posłać kogoś, by to zaniósł?

– Nie, poradzę sobie. Dziękuję.

– Zatem, do zobaczenia. Pozdrów brata!

Wróciwszy do Totmesa, Neferure zastała go wpatrującego się w tańczących.

– Na co patrzysz? – zapytała, podając mu piwo i miskę z jedzeniem.

– Po prostu nigdy nie widziałem dwóch całujących się chłopaków w innym miejscu niż koszary – wyjaśnił.

Dziewczyna zamrugała, widząc dwie postacie, które jej wskazał. Czarnych kędziorów Intefa i ognistej czupryny Pera nie dało się pomylić z niczym innym. Rzeczywiście – całowali się, zdając się nie zwracać na nic uwagi, a jednocześnie ani na moment nie przerwali poruszania się w rytm muzyki. Było w tym coś hipnotyzującego, natomiast Neferure nie planowała dłużej patrzeć.

– Wychodzimy – syknęła do Totmesa, łapiąc go za ramię.

Ściągnął z konfuzją brwi.

– Przeszkadza ci to?

– Na bogów, nie! Po prostu nie mam ochoty na spotkanie z nimi! – Nachyliła się w stronę brata. – Ten czarnowłosy to kuzyn Mahesa.

Błysk zrozumienia odbił się w oczach chłopaka.

– Och, trzeba tak było od razu!

Odwrócili się w stronę wyjścia, ale zanim zrobili choć krok, Neferure usłyszała za plecami, jak ktoś woła:

– Nebtu!

Jęknęła w duchu i zmusiła się do uśmiechu, gdy tymczasem Per i Intef zgrabnie wymijali innych tańczących, aż dotarli do miejsca, gdzie stała z Totmesem.

– Cześć – powiedziała, siląc się na lekki ton.

– Hej – odparli chórem. Oczy obu błyszczały, a na policzkach Pera widać było silny rumieniec wynikający ze spożycia alkoholu.

Neferure z ociąganiem wskazała na Totmesa.

– Mój młodszy brat... Dżedefor – podała pierwsze imię, jakie jej przyszło do głowy.

Młodzieńcy spojrzeli na nią i króla z dużym zainteresowaniem.

– W ogóle nie jesteście podobni! – ocenił Per.

Totmes zaśmiał się i wzruszył ramionami.

– Inne matki.

– To faktycznie wiele wyjaśnia – stwierdził kuzyn Mahes, po czym przedstawił się: – Jestem Intef. A to mój najlepszy przyjaciel, Per.

– Przyjaciel oraz chłopak – uzupełnił rudzielec, z szerokim uśmiechem obejmując towarzysza w pasie, i na moment odchylając głowę bok, by pocałować go w policzek w zaborczym geście.

Totmes pociągnął łyk piwa ze swojego kubka.

– Więc jesteście przyjaciółmi, którzy się zeszli? – zapytał ostrożnie.

Intef przytaknął.

– Znamy się całe życie.

Młody król się uśmiechnął.

– To zupełnie jak ja i moja żona...! Jej matka była jedną z opiekunek. – Mimowolnie się wzdrygnął na wspomnienie Ipu. – W każdym razie, takie związki są najlepsze! – stwierdził z uznaniem. – Życzę dużo szczęścia!

Szarooki chłopak skinął głową.

– Dziękuję. Tobie i twojej żonie również. – Nagle zmarszczył czoło. – Zaraz... to ty będziesz miał to dziecko, któremu Nebtu wykupiła połowę zabawek z naszego straganu?

Totmes zamrugał i spojrzał na siostrę. Neferure uświadomiła sobie, że opowiadając mu całą historię swoją i Mahesa opisała wszystko – z wyjątkiem powodu, dla którego w ogóle zatrzymała się przy jego kramie. Nie mówiła, co dokładnie u niego kupowała.

Spłonęła rumieńcem, odrobinę zmieszana.

– Niespodzianka...? – mruknęła. – Chciałam wręczyć, gdy... będzie właściwy czas.

Totmes pojął, co miała na myśli. Nie przekazała mu zabawek, bo dziecka jeszcze nie było, ale również ponieważ przez ostatnie tygodnie ich kontakty były chłodne i pełne rezerwy. Nie było miejsca na rodzinną atmosferę. Ale może teraz miało się to zmienić...?

– To bardzo... miłe. Dziękuję – powiedział ciepło chłopak.

Neferure wzruszyła ramionami, ale nie czuła dłużej skrępowania, ale raczej zadowolenie z myśli, że jej brat ją docenia.

– Nie ma o czym mówić – odparła z uśmiechem.

Zapadła niezręczna cisza.

– Więc... jesteście tu sami? – spytała Neferure Intefa, nie umiejąc uciec od tematu jego kuzyna.

– Mahes został w domu, jeśli o to pytasz – powiedział chłopak.

– Och. – Dziewczyna nie była pewna, czy poczuła ulgę czy rozczarowanie.

Szarooki zawahał się i powiedział powoli:

– Nebtu, nie wiem, co między wami zaszło, gdy byliście nad rzeką i przepraszam, że się wtrącam, ale... pokłóciliście się?

Potrząsnęła głową.

– Nie. To znaczy... nie nazwałabym tego kłótnią. Ale zdarzyła się pewna... sytuacja. Z mojej winy – przyznała.

Chłopak westchnął.

– Porozmawiaj z nim – poprosił. – Wydaje się przybity. Przykro na niego patrzeć.

– To wszystko jest skomplikowane...

– Wiem, że zależy mu na tobie. Jeżeli nie jesteś zainteresowana... to w porządku. Ale upewnij się, że wszystko między wami wyjaśnione. Bo z tego, co z niego wyciągnąłem, dla niego nic jasne nie jest – powiedział stanowczym tonem.

Po chwili zastanowienia sięgnął do kieszeni tuniki i wyciągnął z niej nieduży drewniany przedmiot.

– Klucz do domu. Gdybyś poszła tam sama, a jego akurat nie było, to wejdź do środka. Lepiej nie chodzić w pojedynkę w nocy, nawet gdy ma się sztylet. – Wskazał na broń, która zawsze nosiła u pasa, kiedy była na mieście. Potem uśmiechnął się dziarsko i wziął Pera za rękę: – Cóż, nie będziemy wam dłużej przeszkadzać. Dobrej zabawy!

Neferure obserwowała, jak odchodzą i wracają do tańczenia. Ich wspólny śmiech oraz radość i ekscytacja na twarzach powodowały ukłucie bólu i zazdrości w jej sercu. Chociaż jej brat stał tuż obok, czuła się samotna i zapomniana. Tak bardzo pragnęła, by Mahes był tuż obok niej, pragnęła widzieć jego uśmiech i sama śmiać się w jego ramionach...

Tęsknota na jej twarzy sprawiła, że Totmes poruszył się niespokojnie.

– Zaczynam się zastanawiać, czy oprócz Mahesa, nie pragniesz przy okazji całej jego rodziny – zażartował.

Księżniczka opuściła wzrok.

– Nie jestem zazdrosna, że są razem. Po prostu... czuję się źle, bo ich związek nie jest... typowy, a jednak znaleźli w sobie odwagę, by spróbować... a ja boję się walczyć o swój.

Totmes odstawił jedzenie na najbliższy stolik i położył jej dłoń na ramieniu.

– Po prostu idź do niego. Porozmawiajcie.

Spojrzała na niego ze zmęczeniem przemieszanym z irytacją.

– Nie jesteś obiektywnym doradcą, bo ten stan rzeczy byłby ci bardzo na rękę – wypomniała mu.

Uniósł brew.

– A czy ja powiedziałem, że masz za niego wyjść i zrezygnować z korony? Powiedziałem tylko, że powinnaś z nim pomówić. Intef zasugerował ci to samo. – Zaśmiał się sucho. – Nie muszę cię do niczego namawiać. Twoje serce już wybrało.

Neferure otwarła usta, ale nie umiała znaleźć odpowiednich słów.

– Mówiłeś, że powinnam się oderwać od polityki i rozmyślań – wyszeptała w końcu. – Sądziłam, iż mamy się dziś po prostu dobrze bawić...

– Byłoby miło. Ale to nie ze mną chcesz spędzić ten wieczór, siostro. Widać to w twoich oczach. Myślisz tylko o nim.

Neferure nie była pewna, czy mówi szczerze czy próbuje nią manipulować. Może zresztą jedno i drugie? Nie miało to dla niej zresztą większego znaczenia. Wiedziała, że chciał po prostu spokojnej przyszłości dla nich obojga. I ona  t e ż  tego chciała.

Spojrzała raz jeszcze na Intefa i Pera, którzy stykali się w tej chwili czołami. Rudowłosy chłopak odgarnął towarzyszowi loki z oczu. Neferure poczuła, jak kolejna fala tęsknoty rozrywa jej serce.

I w tamtej chwili wybrała.

Kiedy ponownie zwróciła się w stronę brata, Totmes zobaczył na jej twarzy determinację i energię do działania.

– Masz rację. Myślę teraz tylko o nim – przyznała, po czym zawołała do tańczącej dwójki: – Intef, Per, możecie po zabawie odprowadzić mojego brata do ogrodów pałacowych?! – Skoro ona nie powinna chodzić po nocy sama, to szesnastolatek, od którego zależą losy Obu Krajów tym bardziej.

– Jasne! – odkrzyknął kuzyn Mahesa.

Neferure skinęła głową w podzięce i spojrzała na Totmesa.

– Zostawiam cię w dobrych rękach.

– Nie wątpię – odparł z uśmiechem. – Zatem zdecydowałaś?

– Ja tak. Ale on też musi zdecydować. – Jeśli Mahes jej nie chciał, wszystkie jej wahania i wątpliwości, mogły okazać się bez znaczenia.

– Zatem powodzenia.

 Odstawiła kubek z piwem na stół i wybiegła z karczmy.


Z okien domu Mahes nie dobywało się żadne światło świec – albo położył się spać, albo nie było go w środku. Neferure zapukała do drzwi kilkukrotnie, ale nikt nie podszedł.

– Mahes? – zawołała, ale odpowiedziała jej cisza.

Z westchnieniem dziewczyna wyjęła zza pasa sukni klucz i włożyła go w zamek. Po tym jak przekręciła przedmiot, dało się słyszeć, jak blokująca drzwi belka podnosi się do góry i ustąpiły one z cichym skrzypnięciem. Neferure postąpiła krok do przodu, gdy nagle ktoś chwycił ją za ramiona.

Nim zdążyła krzyknąć, ciepły oddech owiał jej kark, a przy uchu rozległ się szept Mahesa:

– Nie wiem, czy powinienem się cieszyć czy być zaniepokojony, że próbowałaś się do mnie włamać.

Powoli odwróciła się i zadarła do góry głowę, by spojrzeć mu w oczy.

– Intef powiedział, że mogę tu zostać na noc. Mam daleko do domu, a podobno nadmierne chodzenie po mieście o tej porze jest niebezpieczne. – Ostatnie zdanie powiedziała nazbyt przesadnym tonem.

– O, żebyś wiedziała, że jest!

– Ty jednak spacerujesz sam.

– Byłem tylko w ogrodzie. – Wzruszył ramionami. – Czy raczej w gąszczu, który kiedyś był ogrodem.

Na chwilę zapadła cisza.

– Wróciłaś – powiedział wreszcie chłopak.

Neferure skinęła głową.

– Tak. I chcę cię przeprosić.

– Za co?

Opuściła wzrok.

– Najpierw cię pocałowałam, a potem uciekłam.

– Cóż, wolno ci mieć wątpliwości co do uczuć...

– Owszem – przyznała – ale nie powinnam się tak miotać i zostawiać cię na całe dni bez odpowiedzi. Przepraszam. Wszystko ci wyjaśnię.

Prawie wszystko, dodała w myślach. Tego, że jest córką Hatszepsut, nie zamierzała mu zdradzać. Przynajmniej, nie dziś.

– W porządku. Naprawdę. – Niepewnie ujął w dłonie jej twarz i połączył miękko ich usta. Objęła go za szyję, oddając pocałunek.

Kiedy się od siebie oderwali, w nikłym świetle księżyca Neferure dostrzegła, że chłopak się uśmiecha. Nie mogąc się powstrzymać, też się uśmiechnęła.

– No proszę. Nie uciekłam – powiedziała, siląc się na wesoły ton i starając się ukryć targające nią zdenerwowanie. Miała teraz powiedzieć Mahesowi tyle rzeczy... Pragnęła i jednocześnie bała się odwzajemnienia przez niego tego, co czuła. O ile wszystko byłoby prostsze, gdyby okazało się, że nie kocha jej tak jak ona jego. A jednocześnie całą sobą chciała, by jednak ją kochał...

– Cieszę się. Przywróciłaś mi wiarę w siebie – stwierdził chłopak i Neferure była prawie pewna, że w jego policzkach utworzyły się urocze dołeczki.

Mahes wziął ją za rękę.

– Chodźmy do środka.


 Po tym jak chłopak nalał im do kubków soku z winogron, para usiadła na ławce ustawionej w pokoju dziennym. Na stoliku przed nimi ustawił zapachową świecę, która wydzielała korzenną, pobudzającą zmysły woń.

Neferure nerwowo przygryzała usta, nie wiedząc od czego powinna zacząć swoje wyjaśnienia. W końcu powiedziała:

– Rozmawiałam o tobie z moim bratem. O tym, co robisz.

Chłopak wyprostował się gwałtownie.

– Chodzi ci o...?

– Tak, o ulotki – odparła niecierpliwie. – Nie powiedziałam mu gdzie mieszkasz, tylko o tym, że się narażasz. Potrzebowałam porozmawiać z kimś trzecim o tej sytuacji.

Pokiwał z głową, na jego twarzy odbiła się wyraźna ulga.

– I? Co powiedział?

– Że powinieneś wyjechać ze stolicy – odrzekła dziewczyna. – Wiem, że to nie zmieni twoich przekonań... ale nie wiesz, czy nikt cię przypadkiem nie obserwuje i nie czeka, aż się czymś zdradzisz. Niekoniecznie ludzie z pałacu. To mogą być znajomi, klienci na targu... A jeśli ktoś powiąże cię jakoś z ulotkami? – Ujęła go za nadgarstek dłonią, w której nie trzymała napoju. – W innym mieście będziesz mógł wyrobić sobie reputację od nowa i działać w mniej radykalny sposób niż tutaj. Gdy minie kilka lat i wszystko przycichnie, wrócisz do Teb. Ale teraz powinieneś wyjechać.

– A Intef i Per?

– Nie wiem, co mówią publicznie. Ale ulotki produkowaliście tutaj. W twoim domu. O ile nie przyłapie się ich z paszkwilami w ręku, nie będzie wystarczających dowodów przeciw nim. To o ciebie się martwię.

Młodzieniec westchnął i spojrzał na płomyk tlący się na szczycie świeczki.

– To dlatego uciekłaś po naszym pocałunku? Bo jeszcze przed rozmową z bratem, wiedziałaś, że muszę stąd wyjechać i nie ma dla nas wspólnej przyszłości? – zapytał głucho, w jego głosie brzmiała rezygnacja.

Neferure przełknęła ślinę, zbierając całą swoją odwagę.

– Nie, Mahesie. Nie uważam, że nie moglibyśmy mieć wtedy przyszłości, bo mogłabym przecież pojechać z tobą. – Obrócił głowę w jej kierunku, w jego oczach pojawił się błysk nadziei. Księżniczka kontynuowała. – Uciekłam, bo przeraziło mnie to, co do ciebie czuję. To, że przy tobie zapominam o wszelkich zobowiązaniach, jakie mam wobec swojej rodziny... o wszystkim, co pragnęłam osiągnąć. To, że cię kocham – Mahes wstrzymał oddech, gdy to powiedziała – i że chociaż mam w pałacu dostęp do wszystkich możliwych luksusów, to nagle przestało mi wystarczać. Nie obchodzi mnie, czy spędzę w nich resztę mojego życia... ponieważ teraz liczy się dla mnie tylko to, by spędzić je z tobą.

Opuściła wzrok, czując, że drży na całym ciele.

– Nie wiem jeszcze, co chcę zrobić z tym uczuciem, ale zanim cokolwiek postanowię... chciałabym wiedzieć, czy w ogóle je odwzajemniasz. Czy kiedy mówiłeś mi, że chcesz byśmy byli razem... miałeś na myśli przyszłość, czy tylko przygodę? – Ponownie spojrzała mu w oczy, czekając na odpowiedź.

Chłopak oddychał szybko i płytko, widziała jak jego grdyka porusza się nerwowo. Jego palce drżały równie mocno jak jej, kiedy położył dłoń na jej policzku.

– Nigdy nie czułem do nikogo czegoś tak silnego, jak wobec ciebie – wyszeptał w końcu. – Bałem się powiedzieć, że cię kocham... bo jeszcze nigdy nikomu tego nie powiedziałem. Nie wiedziałem, co dokładnie powinienem wtedy czuć ani kiedy dokładnie to powiedzieć. Ile powinienem cię znać, zanim to zrobię? Jakich dokładnie słów użyć? Ale zgaduję, że po prostu powinienem słuchać instynktu i głosu serca. W końcu miłość uderza spontanicznie i nie zależy od czasu czy od kwiecistych mów. – Zaśmiał się cicho, jego palce wciąż błądziły po jej skórze.

Nagle pochylił się i pocałował ją w usta. Niemal natychmiast się odsunął, ale Neferure zdążyła poczuć falę lekkości, która ja ogarnęła.

– Ja też cię kocham, Nebtu – wyznał Mahes. – I kiedy mówiłem, że chcę byśmy byli więcej niż przyjaciółmi, miałem na myśli więcej niż przygodę. Miałem i mam nadal nadzieję na przyszłość, w której mielibyśmy wspólny dom i rodzinę.

– I w której bylibyśmy małżeństwem – dopowiedziała szeptem dziewczyna.

– Tak... Jeśli oczywiście tego chcesz.

Pochylili się ku sobie i zetknęli swoje czoła.

– Pomijając już moje wykroczenia... twoja rodzina nie zaakceptowałaby mnie z powodu naszej różnicy klasowej, prawda? To znaczy, teoretycznie jestem synem urzędnika, ale upadłem dość nisko w stosunku do pochodzenia...

– Moja matka nie zrozumiałaby – przyznała Neferure. – Chciała... chciała przekazać mi majątek. Jeśli wyjdę za kogoś niższego stanu, dostanie go mój przyrodni brat. A ja ją zawiodę.

Oczywiście, to co mówiła było tylko połowiczną prawda. Po prawdzie Hatszepsut byłaby zachwycona, że jej córka pokochała kogoś z niskiej klasy społecznej – kogoś, kto nie mógłby liczyć na tron. Jak długo związek nie zostałby publicznie ogłoszony, nie miałaby z nim żadnego problemu, o ile nie dowiedziałaby się o przestępstwach chłopaka względem jej majestatu. Neferure uświadomiła sobie jednak, że choć takie rozwiązanie byłoby najwygodniejsze, to nie chce takiego stanu rzeczy.

Choćby Mahes przyjął dobrze wieść o jej pochodzeniu, choćby przekonała go jakoś do życia w pałacu, zdawała sobie sprawę, że zawsze będzie rozdarty pomiędzy miłością a tym, w co wierzy. Nie chciała tego od niego żądać. Tak samo męczył ją konflikt z Totmesem.

Długo próbowała przekonać samą siebie, że wizja matki odnośnie sukcesji tronu i istnienia dynastii żeńskich królów są słuszne, ale jednocześnie prawie od początku czuła, że ten plan jest nieuczciwy.

Sobekneferu wieki temu panowała, bo nadeszła jej kolej, by rządzić. Bo była prawowitym dziedzicem tronu w prostej linii, po śmierci ojca i brata. Ale dziesięć lat temu Hatszepsut koronowała się jedynie w celu zabezpieczenia Egiptu na wypadek śmierci Totmesa w dzieciństwie. Tylko gdyby umarł, Neferure mogłaby w naturalny sposób przejąć władzę.

Ale Totmes żył i wkrótce miał zostać ojcem. Hatszepsut pozostawała na tronie, ale jej obecność na nim nie była już potrzebna, by asekurować istnienie dynastii. I Neferure też potrzebna nie była.

Przynajmniej tak to odczuwała.

Wierzyła, że projekt matki jest częściowo słuszny i że pewnego dnia – za dekady bądź wieki – powróci on. Powstanie dynastia, w której brat i siostra będą wspólnie dziedziczyć koronę i panować. Pewnego dnia ktoś podejmie kontrowersyjną decyzję i doprowadzi do tego. Ale nie ona. Ona nie czuła się dość silna, by ryzykować wszystko dla idei. Totmes był prawowitym królem, czy Hatszepsut się to podobało czy nie, i nie chciał dzielić tronu z siostrą. Wpraszanie się na miejsce obok niego ocierało się o uzurpację.

Kiedy minionego popołudnia Totmes wyciągnął do niej rękę, uświadomiła sobie, jak bardzo kocha brata. I jak bardzo nie chce z nim walczyć. Myśl o tym, że zawiedzie matkę, wywoływała w niej potworne wyrzuty sumienie, ale pragnęła już tylko spokoju.

I pragnęła życia z Mahesem.

– Nie mogę cię prosić, byś dla mnie rezygnowała ze swojego życia – wyszeptał chłopak, przerywając jej rozmyślania.

Wysunęła podbródek.

– Podjęłam już decyzję. Nawet jeślibyś ze mnie zrezygnował, nie zostanę w domu. Mój brat... lepiej się sprawdzi jako dziedzic naszego majątku niż ja. Matka będzie musiała to przeboleć. – Poza tym, sytuacja powtórzyłaby się tak czy inaczej. Neferure nie mogła się związać z nikim ze swojej klasy, zatem ilekroć zakochiwałaby się, stawałaby przed tą samą decyzją: żądać od biedniejszego kochanka, by żył z nią nieoficjalnie, bądź odejść z pałacu.

Mahes patrzył na nią dość sceptycznie.

– Czuję jednak, że to przede wszystkim dla mnie, jesteś gotowa zrezygnować ze swojego życia. – Pogładził kciukiem jej nadgarstek. – Nebtu, ja też nie chcę się rozstawać, ale... może powinnaś trochę dłużej przemyśleć tą decyzję? Jeśli będę musiał wyjechać, możesz zawsze dołączyć do mnie później. Nie podejmuj pochopnie decyzji, które możesz żałować...

– To nie jest nagła decyzja – ucięła dziewczyna. – Mój brat i ja od miesięcy spieraliśmy się o... spadek. Walczyłam o niego, bo tak po prawdzie... nie miałam żadnej innej perspektywy. To dzięki tobie znalazłam nową i zrozumiałam, że bogactwo i władza to nie wszystko. – Położyła mu dłoń na policzku, a młodzieniec uśmiechnął się, najwyraźniej pokrzepiony nieco jej słowami. – To ciebie potrzebuję na swojej drodze. Ty dajesz mi siłę życiową. Jesteś... jesteś moim słońcem.

– A ty jesteś moim – odparł Mahes z uczuciem.

Połączyli ze sobą swoje usta i Neferure z każdym uchem jego warg zatracała się w pasji, która ją ogarniała.

Prawie nie zwróciła uwagi, gdy objął ją w talii i podniósł do góry. Nie przerywała odwzajemniania jego pocałunków ani na moment, gdy ostrożnie niósł ją po schodach na piętro domu.

Dopiero, gdy położył ją na łóżku w swojej sypialni, oderwała się i w księżycowym świetle wpadającym przez okno, mogła dostrzec jak całe jego ciało drży pod wpływem pożądania. Zacisnął dłonie na swojej tunice i powoli ściągnął ją przez głowę. Odrzucił ją na bok i nachylił się nad dziewczyną.

Neferure go za szyję i przyciągnęła do kolejnego pocałunku, jednocześnie stopniowo schodząc dłońmi w dół jego szerokich ramion. Czując pod palcami twarde mięśnie, o których wiedziała, że musiał wyrobić je godzinami pracy fizycznej, jako że nie trenował w armii, oraz jego ciężar na sobie, marzyła tylko o tym, by móc zlać się z nim w jedno, trawiona przez żar, który nią ogarniał.

Obejmując dziewczynę, Mahes pociągnął za wstęgę wiążącą jej suknię, tak samo jak wtedy nad rzeką, ale tym razem nie zamierzała się wzbraniać. Pragnęła go w każdym możliwy sposób.

Młodzieniec oderwał się na moment i księżniczka zorientowała się, że patrzy jej w oczy.

– Nie jestem twoim pierwszym, prawda? – zapytał, a ton jego głosu nie pozwalał jej ustalić, czy pyta z ciekawości, zazdrości czy z pragmatyzmu.

Neferure potrząsnęła głową.

– Nie. A ja? – odwróciła pytanie. – Czy jestem twoją?

Zaśmiał się pod nosem.

– Nie.

– To dobrze – odparła dziewczyna, posyłając mu psotny uśmiech, choć nie była pewna, czy jej twarz jest na tyle oświetlona, by go zobaczył. – Bardzo dobrze...

Uniósł brew (a przynajmniej tak jej się wydawało).

– No proszę... nie znałem cię od tej strony – stwierdził wesoło.

– Więc chyba czas, byś poznał. – Przyciągnęła go ponownie ku sobie i ogień, których ich ogarniał, wziął nad nimi górę.


 Jakiś czas później leżeli obok siebie, a Neferure patrzyła na gwiazdy, widoczne przez okno.

– Nie przeszkadza ci nigdy ich światło, gdy zasypiasz? – spytała.

– Nie lubię ciemności – odparł. – Świeczki zapalonej też nie lubię zostawiać. Zostają gwiazdy. – Ściągnął czoło i spojrzał na dziewczynę. – Mam zasłonić okno?

Pokręciła głową, opartą o jego tors.

– Nie. Nie chce mi się spać. A niebo wygląda pięknie.

Uśmiechnął się.

– Trudno się nie zgodzić...

Przekręciła szyję, aby go pocałować, a kiedy się odsunęli od siebie, spojrzała na niego pytająco.

– Mimo wszystko, zazwyczaj śpię przy zasłonach. Jak to rozwiążemy, gdy ze sobą zamieszkamy?

– Wiesz – Mahes odgarnął jej włosy z czoła – myślę, że kiedy będziesz obok mnie, ciemność nie będzie dłużej problemem. Przy tobie – pocałował ją w skroń – niczego się nie boję.

Nagle przybrał poważny wyraz twarzy.

– To kiedy ją poznam? Twoją matkę?

Poczuła nagłe zimne.

– Nigdy – odparła wypranym z emocji głosem.

Odwróciła się plecami do chłopaka, wbijając wzrok w ścianę. Nagle rzeczywistość uderzyła ją z całą mocą.

– Rozumiem, że może być nam przeciwna, ale... może jakoś ją do siebie przekonam? – powiedział chłopak, dotykając jej ramienia. – Ciężko mi z myślą, że pewnie was skłócę. Może zdołam coś naprawić...

Ponownie obróciła się w jego stronę.

– Mahes, doceniam, że o tym myślisz, ale... – zawahała się – ...moja matka jest bezwzględna i potężna. Nie wiem, czy posunęłaby się do tego, by cię zabić wyłącznie z powodu mojego uczucia, ale... na pewno coś by wymyśliła. Pozbyłaby się ciebie w inny sposób. Albo zniszczyła ci całe życie. Nie może wiedzieć, kim jesteś.

– Ale... co jej powiesz, gdy będziesz mówiła, za kogo chcesz wyjść?

Neferure przełknęła ślinę i przymknęła oczy. Czuła zmęczenie i rezygnację.

– Nic jej nie powiem – oznajmiła. – Zostawię jej tylko krótką wiadomość. Mój brat wyjaśni jej resztę. A ty i ja wyjedziemy. Ja zapłacę za podróż. Kiedy dotrzemy do jakiejś miejscowości, w której chcielibyśmy zatrzymać się na dłużej, ustalimy do jakiego stopnia łączymy nasze majątki i spiszemy intercyzę. Wtedy nasz mariaż stanie się faktem, a matka nie będzie już mogła nic zrobić.

Nienawidziła myśli, że ucieknie jak zwykła kryminalistka, ale bała się, że w innym wypadku Mahes padłby ofiarą gniewu Hatszepsut. A przede wszystkim nie umiała sobie wyobrazić, stawienia czoła matce i oznajmienia jej, że rezygnuje z sukcesji. Nie znajdowała sobie odwagi zmierzyć się z zawodem, jaki jej sprawi. Wolała więc zniknąć po cichu.

Możliwość, że  m o ż e  zdoła ukryć przed Mahesem prawdę o swojej tożsamości, działając w ten sposób, tylko dodawała jej motywacji. Pewnie będę musiała w końcu mu powiedzieć... Ale jeszcze nie teraz. Jeden problem naraz, zadecydowała.

Mahes westchnął cicho.

– Skoro tego chcesz... Kiedy stąd wyjedziemy? I jak? Karawaną? Statkiem?

Zastanowiła się.

– Statkiem. Za pięć tygodni, tuż po tym, jak zakończy się festiwal Sed – odpowiedziała. – Mnóstwo podróżnych na niego przybędzie, a potem mnóstwo będzie wyjeżdżało. Przepadniemy wśród nich, jak kamienie rzucone w wodę. – Po chwili dodał: – Jeśli chcesz, możemy zebrać Intefa i Pera ze sobą, natomiast... nie wiem, czy jest to coś, czego by chcieli. Ich życie jest tutaj i nie ma powodu, by je porzucali.

Chłopak z melancholią pokiwał głową.

– Będzie mi ich brakować... ale – uśmiechnął się lekko – każda rodzina się w pewnym momencie rozdziela. Będę miał nową, z tobą.

– Zrobię wszystko, byś nigdy nie żałował, że ze mną jesteś – powiedziała miękko.

– A ja zrobię wszystko, byś czuła się kochana i szczęśliwa – obiecał jej.

Dziewczyna bez słów objęła go za ramię i wtuliła się w zagłębienie jego szyi. Przepraszam, mamo, pomyślała, ale on znaczy dla mnie więcej niż wszystkie korony świata.  





Tu macie ode mnie fanart - słowa na nim są z przecudnej piosenki Cascada Every Time We Touch, do której link poniżej.

Ta piosenka była jedną z pierwszych, które zainspirowały mnie w ogóle do napisania tej historii (ale wersja pianinowa!!! - klasyczna jest okropna XD), ale dopiero teraz, kiedy Mahes i Neferure wyznali sobie miłość, jak należy, mogę ją tu wstawić 😊


https://youtu.be/awN4ewBvvks




Okej, muszę przeprosić, ale prawdopodobnie do końca sierpnia nie będzie kolejnych rozdziałów - mam we wrześniu jeden egzamin i kilka esejów do napisania, i muszę się na tym skupić.

Myślę, że sam rozdział 10 dałbym nawet radę napisać, ale będzie miał on cliffangher, a ja bardzo nie lubię wstawiać takich rozdziałów, póki nie mam gotowego następnego, tak więc wolę sobie wszystko na spokojnie dopracować :) 

Rozdziałów będzie jeszcze 4-5 + epilog i posłowie. 


Boję się, że ta historia może stwarzać wrażenie odrobinę przewidywalnej, natomiast mam nadzieję, że mimo wszystko dobrze się na niej bawicie i będziecie czekać na dalszy ciąg (gdzie - jak się zapewne domyślacie, Hatszepsut w końcu pozna Mahesa).




Na koniec jest jeszcze jedna sprawa, o której czuję się w obowiązku napisać, zwłaszcza po częstych opiniach o moich opowiadaniach na podstawie mitologii greckiej na temat tego, że moi bohaterowie "zakochują się za szybko".

Nie będę ukrywać - nie umiem (i nie lubię) pisać "slow burn".

Ale też zarówno historia Neferure jak i Heleny Trojańskiej toczy się w STAROŻYTNOŚCI, gdzie mało kto używał frazy "za krótko się znamy" i raczej wierzono w miłość od pierwszego wejrzenia.

W pierwszym rozdziale było powiedziane, że do święta Sed są trzy miesiące, w tym - został do niego tydzień (tak, ujawniam zza kulis, iż potrwa ono miesiąc 😉), czyli księżniczka i Mahes znają się pomiędzy około dwóch miesięcy.

[Edit: gdy teraz czytam rozdział pierwszy nie umiem tego znaleźć, więc możliwe, że tego jednak nie napisałem, tylko miałem w głowie 😆 Tak czy inaczej, nic się nie zmienia - akcja nadal obejmuje kilka tygodni.]

W mojej Helenie z Troi (spoiler!) Helena i Parys zaręczają się po miesiącu, a biorą ślub po sześciu - dwie osoby stwierdziły, że to "zbyt szybko".


Być może z dzisiejszego punktu widzenia to "dziwne" i "za szybko", ale pamiętajmy, że antyk to czasy, gdy swatanie dwunastoletnich dzieci było normą. 

I jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, by taka dwunastolatka szczególnie długo znała przyszłego męża, gdy ją za niego wydawano... 

Zresztą vice versa - gdy mężczyzna żenił się w celach politycznych, też zwykle nie znał przyszłej żony. 

Jeśli ludzie mieli okazję wziąć ślub z miłości, to robili to tak szybko, jak to tylko możliwe - długie zwlekanie groziło, że rodzina znajdzie im innych kandydatów (albo, że ich drugie połówki zwyczajnie umrą - pamiętajcie, iż to czasy, gdy zwykła biegunka może człowieka zabić).



Mitologia mówi, że Helena uciekła z Parysem (i w domyśle: zdecydowała się wyjść, choć trudno stwierdzić, czy pobrali się zaraz potem czy dopiero w Troi) po dziewięciu dniach od pierwszego spotkania.

Perseusz postanowił, że ożeni się z Andromedą, po tym jak zobaczył ją rozciągniętą nagą na skale (długa historia!).

Medea i Ariadne zakochały się w Jazonie i Tezeuszu od "pierwszego wejrzenia" i praktycznie z miejsca im się oświadczyły.

Oczywiście mitologia nie jest źródłem historycznym, natomiast mówi nam o sposobie postrzegania świata przez starożytnych. W ich realiach, jeśli para poczuła do siebie "miłość" (a czy  dziś uznalibyśmy to za pożądanie czy "prawdziwe" zakochanie, to już inna kwestia), to natychmiast podejmowała kroki, by razem pozostać.

(Perseusz mieszkał w innej części świata niż Andromeda - gdyby odjechał, nie poślubiając jej, to minęłyby miesiące, zanim by wrócił na druga randkę, podczas których zdążyłaby wyjść za mąż lub po prostu umrzeć. Wyjątkowo niepraktyczny związek...)   


Te związki niekoniecznie były postrzegane przez starożytnych jako "rozsądne" (wszystkie wymienione, poza związkiem Perseusza, zakończyła tragedia), natomiast pokazują, że "miłość od pierwszego wejrzenia" jak najbardziej była dla nich realna.


Zresztą i w dzisiejszych filmach to widzimy - w Titanicu z Leonardem DiCaprio, Jack i Rose wyznają sobie wielką miłość po... dwóch dniach. Dziś byśmy powiedzieli: to za szybko!

Ale przypomnijmy sobie, co było alternatywą dla Rose: małżeństwo z człowiekiem, którego może i znała, za to którym gardziła i który traktował ją przedmiotowo. No, chyba nie wmówicie mi, że to byłoby dla niej wiele zdrowsze...?


W wielu wydanych powieściach historycznych, które czytałem, pary bardzo szybko zakochiwały się w sobie (a przynajmniej - uważały, że to miłość), więc ja też poszedłem tym tropem. 



Piszę to wszystko, bo naprawdę nie mam ochoty czytać pewnego dnia w jakiejś recenzji swojej pracy, że para zna się za krótko. Dwa miesiące to szmat czasu, a już zwłaszcza w starożytności, gdy ludzie ogólnie żyli szybciej, bo szybciej umierali. 

Bardzo mnie kiedyś zabolało, gdy czytałem recenzję Heleny i autorka krytykowała ich "tylko" półroczną znajomość przed ślubem, zupełnie nie mając na uwadze realiów (choć twierdziła, że miała!), w których główną bohaterkę wcześniej dwukrotnie dano w zamążpójście nie pytając o zdanie. Więc powiedzcie sami czy kilka tygodni/pół roku wypada tak źle w porównaniu z wymuszonym związkiem?

Przede wszystkim jednak pragnę dodać, że kwestia tego, kto jak szybko powinien brać ślub jest... całkowicie prywatna.

Ktoś może wziąć ślub po pięciu latach znajomości, a ktoś inny po roku.

Każdy ma inny sposób patrzenia na swoją przyszłość i inne relacje z partnerem. To całkowicie subiektywne odczucia i nie powinniśmy oceniać, że jakieś pary chodzą ze sobą zbyt długo lub zbyt krótko - to ich decyzja, kiedy chcą się pobrać.


Tak więc ostatnim akcentem: możecie uważać Mahes & Neferure za szybko zdecydowali się na ślub czy za szybko się zakochali. I może z współczesnego punktu widzenia macie rację, ale dla nich samych to mało istotne.

Na tą chwilę czuli, że powinni i podjęli decyzję o wspólnej przyszłości. TO jest ważne dla dalszego ciągu fabuły, a nie długość ich związku.


Jeśli uważacie, iż ich związek jest mało rozsądny (jak na przykład, nawet nie przedstawiła go mamusi) - to możecie to napisać śmiało swoje spostrzeżenia. Nie twierdzę, że wszystkie decyzję Neferure są mądre. Natomiast uważam, że długość znajomości jest akurat najmniejszym z ich problemów...


To tyle na razie! Przepraszam za ten długi eleborat 😅

Dziękuję wszystkim, którzy to komentują i/lub gwiazdkują, bardzo mnie motywujecie ❣💖💖💖💘

Trzymajcie za mnie kciuki - liczę, że niebawem znowu się tu zobaczymy!




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro