Rozdział dziesiąty - Początek końca
Hej, hej!
Jak widzicie żyję! Zdałem drugi rok studiów i wróciłem do pisania :D
Na początek bardzo drobna uwaga - odkryłem błąd chronologiczny w prologu, który skorygowałem. To nie wpływa w żaden sposób na fabułę: po prostu w miejscu, gdzie Hatszepsut jest opisywana jako "piętnastoletnia dziewczyna", teraz jest napisane "niespełna piętnastoletnia".
Była to poprawka konieczna, bo gdyby Hatszepsut miała skończone piętnaście lat, to by znaczyło, że albo mamy teraz 15 rok panowania (a jej jubileusz był w 16!!!), albo że ona kończy 31 lat, a nie 30. (I oczywiście MOGŁABY kończyć 31 , natomiast musiałbym wtedy edytować fragmenty w fabuły i wyjaśniać, czemu czekała ze świętem 30-lecia o rok dłużej, a praca bierze udział w konkursie i wolałem nie dodawać żadnych nowych rzeczy.)
Bardzo przepraszam za tę pomyłkę. Na moje usprawiedliwienie powiem, że egipska chronologia nastręcza masy problemów: Egipcjanie liczyli daty od wstąpienia na tron nowego króla i nie uznawali dat zerowych, więc rok śmierć Totmesa II był zarazem rokiem pierwszym Totmesa III. Licząc w ten sposób łatwo można "zgubić " cały rok. Starałem się pilnować wieku bohaterów, ale jest ich kilkoro, a ja nigdy nie miałem głowy do matematyki i w pewnym momencie zrobiłem błąd.
Jak wspominałem, nic się nie zmienia w historii - minęło piętnaście pełnych lat wspólnych rządów Totmesa III i Hatszepsut, teraz trwa rok 16, ona kończy 30 lat, Neferure ma 17, Totmes - 16, Mahes - 19, itd. Po prostu teraz liczby się zgadzają (14 lat i kilka miesięcy + 15 lat i kilka miesięcy = 30 lat)😊
Przepraszam za to drobne zamieszanie i za moje niedopatrzenie - mam nadzieję, że mi je wybaczycie 😉
"Co zrobić mam był stał się cud i cofnął czas?
Jak zmienić los, co tak okrutnie ze mną gra
I jakiż nierozumny cel w tym ma, że znowu nas rozdziela?"
- z piosenki Przebacz mi, musical Romeo i Julia (tekst: Szymon Głąbski)
Neferure ostrożnie odłożyła złożoną suknię do tobołka, gdzie znajdowały się już dwie inne, wraz z trzema paskami i dwoma wstęgami. Zastanawiała się chwilę, po czym wrzuciła do środka jeszcze niewielką szkatułkę z kosztownościami, uznając, że w ten sposób okaże Mahesowi, iż ufa mu w kwestii swojej materialnej własności.
Do ich wyjazdu zostało kilka tygodni, a na razie chciała zostawić u niego choć część swoich rzeczy, by symbolicznie okazać, że uważa go za swojego męża, a dom chłopaka jest teraz też jej domem. Przygotowania do święta Sed pochłaniały ją bez reszty i nie miała czasu go odwiedzić, ale pragnęła pokazać mu, że o nim pamięta.
– Powtórz, co masz przekazać panu Mahesowi – powiedziała do służącej, wręczając jej pakunek.
Dziewczyna przymknęła oczy i wyrecytowała:
– Mam mu powiedzieć, że rzeczy są od mojej pani Nebtu, a na wszelkie pytania odnośnie twojej sytuacji rodzinnej mówić, że pracuję u ciebie od tygodnia i nie orientuję się w niej dobrze.
– Doskonale. Żadnych, nawet najmniejszych aluzji, co do tożsamości mojej matki – przykazała stanowczo Neferure. – Powiem mu we właściwym czasie. Sama.
– Oczywiście. Możesz na mnie w pełni polegać – zapewniła dwórka, posyłając księżniczce pokrzepiający uśmiech.
Odwróciła się i ruszyła do drzwi komnaty, przy wejściu mijając Satiah i skłaniając krótko głowę.
Królowa zatrzymała się i przez chwilę w milczeniu patrzyła na szwagierkę. W końcu weszła do środka i powiedziała:
– Słyszałam o czym mówiłyście... Więc, jesteś już w pełni zdecydowana?
– Jestem. – Neferure usiadła na brzegu łoża, a jej bratowa chwilę później dołączyła.
– Totmes wyjaśnił mi sytuację twojego ukochanego. Rozumiem dlaczego musi stąd uciekać. Rozumiem też, że chcesz jechać razem z nim i życzę wam jak najlepiej. Ale – zawahała się – nie myślałaś, żeby trochę z tym... poczekać?
– Poczekać? – Neferure zaśmiała się gorzko. – Sądziłam, że będziesz zachwycona, że znikam. Jedna rywalka mniej dla twojego dziecka...!
Satiah posłała jej zmęczone spojrzenie.
– Mylisz mnie ze swoim bratem. Ja patrzę na to bardziej realistycznie niż on. – Z niepokojem na twarzy objęła dłonią lekko zaokrąglony brzuch. – Jeżeli dziecku coś się stanie... i jeżeli Totmes nagle umrze... kto wtedy obejmie tron? Jesteś jedyną dziedziczką korony. Powinnaś być przy boku matki. Przynajmniej, póki Totmes nie będzie miał zdrowego następcy.
Księżniczka westchnęła.
– Myślałam o tym – przyznała – ale gdyby coś takiego się wydarzyło, zawsze mogę tu wrócić. Poza tym, mało prawdopodobne, żeby tak się stało. Nawet jeżeli twoje dziecko by zmarło, jesteś młoda i nie jesteś przy tym jedyną żoną mego brata. Wkrótce pojawi się więcej spadkobierców. Od ciebie i od innych kobiet. Nie jestem już tu potrzebna.
– Ale gdybyś poczekała te cztery miesiące...
– Nie chcę tyle czekać! – wybuchnęła, a Satiah podskoczyła. Neferure wzięła głęboki oddech. – Wybacz. Wszystko o czym mówisz, brzmi rozsądnie. Ale ja mam już dosyć bycia rozsądną. Zbyt długo byłam rozsądna. Zbyt długo robiłam to, czego ode mnie oczekiwano. – Przyłożyła dłonie do skroni i przez chwilę milczała.
– Ja... chcę mieć dziecko, Satiah – wyznała wreszcie. – Tak szybko jak to możliwe. Matka miała mnie w trzynastym roku życia. Ty będziesz miała swoje przed siedemnastymi urodzinami. Ja niedługo będę obchodziła osiemnaste, a nawet nie jestem w ciąży. Mój najlepszy czas na macierzyństwo przemija. Bo podążałam za poleceniami matki. Mogłam poślubić Totmesa. Mogłam też odejść z pałacu już dawno i założyć gdzieś własną rodzinę. Zostałam dla niej. Ale nie mogę już dłużej. I jednocześnie nie mogę mieć tego dziecka tutaj, bo tego chce moja matka. Pragnie wykorzystać je w swoich planach odnośnie sukcesji.
– Hatszepsut chce byś miała dziecko, ale bez męża – zauważyła Satiah. – Brak oficjalnego ojca stwarza fikcję czystej krwi. Ale gdy wskażesz zwykłego skrybę... czy syna skryby... jako swojego małżonka, wasze dzieci będą wykluczone z sukcesji. Nie będzie już mogła...
– W teorii. Ale nie zapominaj, że mój dziadek nie miał w sobie nawet kropli królewskiej krwi, a dzięki świetnym umiejętnościom militarnym i małżeństwu z Siostrą Króla zdołał założyć koronę – powiedziała grobowym głosem księżniczka. – Mahes ma zbyt słabą pozycję i wykształcenie, by żądać tronu, ale matka wciąż może przekazać go mojemu dziecku. Poza tym, łamanie wszelkiej tradycji to jej specjalność... – Pokręciła głową. – Może w przyszłości sytuacja ulegnie zmianie, ale teraz mam dość tych wszystkich politycznych zagrywek. Chcę ich oszczędzić Mahesowi oraz naszym dzieciom. Jeżeli oczywiście jakieś będą.
Młodsza dziewczyna posmutniała.
– Kiedy tak mówisz, mam wrażenie, że jestem złą matką. Ty robisz wszystko, by oszczędzić swoim dzieciom życia w pałacu, a ja skazałam je na nie, w chwili gdy wyszłam za Totmesa...
Neferure otwarła usta w zdumieniu, usiłując znaleźć jakąś rozsądną odpowiedź.
– Nie... nie porównywałabym tego – powiedziała powoli. – Każda życiowa decyzja ma dobre i ciemne strony, a ludzie cenią różne wartości. Twoje dziecko może być odpowiedzialne za losy całego państwa, co jest ogromnym brzemieniem, ale będzie miało dostatnie dzieciństwo, znakomitą edukację i najlepszych medyków. Być może nie będzie szczęśliwe i odejdzie, tak jak ja. Ale równie dobrze moje dzieci mogą mnie przeklinać za to, że musiały dorastać z dala od babki i kuzynów. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć dalekosiężnych konsekwencji swoich decyzji. Możemy tylko... robić co uważamy za słuszne. – Uśmiechnęła się do bratowej.
– Chyba tak – przyznała Satiah, odwzajemniając uśmiech z nostalgią w oczach. – Pozostaje nam czekać i się przekonać.
– Wielu powie, że jesteśmy samolubne, bo poszłyśmy za głosem serca. Że wmieszałyśmy miłość w sprawy państwa – powiedziała Neferure. – Ale państwo tworzą ludzie. Każde z nich jest na swój sposób samolubne. Moja matka jest wielką władczynią, ale to nie znaczy, że nie jest samolubna. Jak inaczej nazwać to, że próbuje dać mi tron? A Totmes? Czy nie jest samolubny, chcąc być jej jedynym dziedzicem? Z jej punktu widzenia pewnie tak, choć inni się nie zgodzą. Każde z nas ma swoje priorytety, które wydają się mniej lub bardziej słuszne. Świat nie jest czarno-biały. – Położyła dłoń na przedramieniu szwagierki. – Pamiętaj, by przypominać o tym mojemu bratu od czasu do czasu.
Królewska małżonka skinęła głową.
– Będę.
Księżniczka przyglądała jej się z namysłem i nagle dotarło do niej, że nie pamięta, kiedy ostatnio rozmawiały w ten sposób. Jak przyjaciółki. Nie to, żeby kiedykolwiek odnosiły się do siebie wrogo – one po prostu... nie rozmawiały.
– Byłam dla ciebie okropna – wyszeptała Neferure z poczuciem winy.
Młodsza dziewczyna zamrugała, zaskoczona.
– Co? Nie! Absolutnie tak nie uważam – zapewniła. – Prawda, że... nie byłyśmy blisko, ale naprawdę widywałam w innych rodzinach gorsze relacje niż nasza.
Księżniczka pokręciła głową.
– To nie znaczy, że moje zachowanie było w porządku. Byłaś naszą towarzyszką zabaw od wczesnego dzieciństwa i zawsze byłaś najlepszą przyjaciółką Totmesa. Zawsze siedziałaś obok niego podczas przyjęć i uroczystości i nikt nie miał wątpliwości, że pewnego dnia się pobierzecie. A jednak przez cały ten czas... traktowałam cię z góry. Nie prześladowałam cię, ale też zawsze okazywałam ci dystans i wyższość. Nie tak powinno się traktować siostrę.
– Byłam twoją poddaną. Niczego innego się nie spodziewałam – odparła Satiah.
– Zważywszy, że wychodzę za mąż za poddanego, nie powinnam zdecydowanie kontynuować tych wzorców – zauważyła Neferure, uśmiechając się ironicznie. – Staram się teraz być... bardziej empatyczna – wyznała. – I więcej słuchać głosów naokoło. Nie wierzę już ślepo w nieomylność królewskiego majestatu... czy mnie samej. Chyba mi wychodzi, bo Mahes nie zarzucił mi dotąd, że traktuję go z góry. Póki co.
– Najważniejsze mieć dobre chęci. To już połowa sukcesu – powiedziała wesoło żona Totmesa, ale zaraz spoważniała. – Na twoim miejscu mimo wszystko porozmawiałabym na spokojnie z Hatszepsut, zamiast uciekać. Ja też jestem matką, Neferure. Wiem, że gdyby moje dziecko chciało opuścić pałac... zaakceptowałabym to. Może nie rozumiałabym do końca, ale pozwoliła szukać własnej drogi.
Księżniczka potrząsnęła głową.
– Jesteś wspaniała, Satiah, ale moja matka nie jest tobą. Patrzysz z własnego doświadczenia, bo od ciebie nigdy nie oczekiwano obrania konkretnej drogi. Nie wypominam ci niczego, po postu stwierdzam fakt – zapewniła szybko. – Wychowywano cię inaczej niż mnie. Nie miałaś zobowiązań z tytułu spadkobierczyni rodziny, za to mnóstwo perspektyw. Tak, pewnie twoja matka i ojczym nie byliby zachwyceni gdybyś uciekła z kimś pokroju Mahesa, ale wciąż mogłaś przebierać w arystokratach, którzy cię otaczali. Gdybyście ty i Totmes nie zakochali się w sobie, prawdopodobnie wciąż mogłabyś sama zdecydować, z kim i kiedy chcesz założyć rodzinę. Ja tak nie miałam. Matka podporządkowała pół swoich rządów, by elita zaakceptowała mnie jako następczynię tronu. Do tego wstrzymała moje zamążpójście i poświęciła całą moją młodość, by zrealizować swój plan. Nie mam do niej żalu, robiła to co zrobiłby każdy władca, natomiast... nie mam odwagi jej powiedzieć, że porzucam wszystkie jej wysiłki i dążenia. Nazwij mnie tchórzem, ale nie umiem stawić jej czoła.
Skończywszy mówić, Neferure wyprostowała się i dodała dziarskim tonem:
– Ale nie jestem aż tak nieodpowiedzialna, by bez słowa wyjaśnienia zostawić moje obowiązki najwyższej kapłanki Amona. Dałam już Totmesowi dokument, w którym oficjalnie przekazuję prerogatywy Boskiej Małżonki mojej następczyni.
– O. – Twarz Satiah wyraziła zainteresowanie. – Komu? – spytała, sięgając po puchar z wodą ze stoliczka nocnego i pociągając łyk.
Starsza dziewczyna spojrzała jej w oczy.
– Tobie.
Żona króla zakrztusiła się.
– Mnie? Ale... przecież ja nie mam królewskiego pochodzenia! – zawołała na poły z niedowierzaniem, na poły z przerażeniem.
Neferure wzruszyła ramionami.
– Ten urząd nie ma nawet stu lat, a Boską Małżonką zawsze była najwyższą rangą kobieta w dynastii. Królowa Ahmes-Nefertari, potem królowa Meritamon, wreszcie moja matka, teraz ja. Ale gdy odejdę, ty będziesz najważniejsza. Jesteś matką pierwszego potomka młodego króla. Kiedy zniknę, będzie mógł cię w końcu ogłosić swoją Wielką Małżonką. Połączysz to z rolą najważniejszej kapłanki Amona, jak niegdyś moja matka i jej przodkinie. Prawda, że najchętniej widziano by w tej roli kobietę czystej krwi, ale... żadnej nie ma. Pozostajesz ty.
– To bardzo dużo odpowiedzialność – zauważyła niepewnie młodsza dziewczyna. – Nie wiem, czy jestem gotowa...
– Na odpowiedzialność nigdy się nie jest gotowym. Moja matka była młodsza niż ty, gdy została regentką. Bycie w królewskiej rodzinie oznacza, że musimy być mentalnie gotowi na niemożliwe. – Ujęła dłonie bratowej. – Jak wcześniej zauważyłaś: ja uciekam, a ty dobrowolnie weszłaś do pałacu. Z chwilą, gdy wyszłaś za Totmesa, świat władzy stał się częścią twojego. Możesz uciekać od polityki, ale polityka zawsze będzie się domagała udziału królowej. Możesz też oddać tytuł Boskiej Małżonki komuś innemu, ale pamiętaj, że za kilka lat możesz tego pożałować. Powierzam ci to stanowisko, nie po to by sprawić ci problem, ale ponieważ mi na tobie zależy... i ponieważ wierzę, że jesteś godna tej roli.
Satiah powoli skinęła głową, jej oczy błyszczały ze wzruszenia.
– Wiem... wiem, że kiedy będę matką następcy tronu, będę musiała się zagłębić w strefę władzy. Niezależnie od tego, czy zostanę Boską Małżonką czy nie – przyznała. – To na pewno będzie trudne, ale... masz rację, że muszę się podjąć tej roli.
– Pamiętaj, że nie będziesz z tym sama. Totmes i kapłani pomogą ci się wpasować w nowy świat. Żadna królowa nie urodziła się Boską Małżonką. Każda czuła ten sam lęk, co ty teraz. Ja również. To przejdzie. Z wsparciem ludzi wokół poradzisz sobie – zapewniła Neferure.
– A co z tobą? – spytała ze zmartwieniem w głosie jej szwagierka. – Ty nie będziesz miała żadnej znajomej twarzy w nowym miejscu...
Na twarzy księżniczki zamajaczył lekki uśmiech.
– Będę miała męża.
Było południe. Na dolnym tarasie Dżeser-Dżeseru, świątyni zbudowanej przez Hatszepsut dla upamiętnienia jej rządów, zebrały się najwyżsi kapłani i dostojnicy królestwa, podczas gdy ogromne tłumy tych mniej znaczących zebrały się wokół świątyni oczekując mającego nadejść spektaklu.
Neferure obserwowała jak jej matka i brat występują na środek tarasu. Była ubrana w białą suknię kapłanki o długich rękawach, a na czarną sięgającą ramion perukę miała nałożony srebrny diadem Boskiej Małżonki Amona, mający formę związanej z tyłu głowy opaski i dekorowany w motyw wijących się węży.
Maatkare Hatszepsut i Mencheperkare Totmes rozłożyli szeroko ręce, pozdrawiając zgromadzonych w dole ludzi. Głowy obydwojga zdobiły w całości zakrywające włosy hełmiaste, błękitne korony, wykonane z barwionej skóry i dekorowane złotymi ćwiekami. Jednak podczas, gdy Totmes miał na sobie wyłącznie ceremonialną spódniczkę władcy i sandały, Hatszepsut była ubrana jak wojownik, zakładając na swoją tunikę i nogi płaty brązowej zbroi. U pasa miała zawieszony miecz oraz sztylet.
O ile Neferure się orientowała, jej matka nigdy nie walczyła w bitwie, była jednak obecna z wojskiem podczas kampanii w Nubii lata temu i dzisiaj podkreślała ten aspekt swoich przeszłych osiągnięć jako króla-zdobywcy.
Hatszepsut skinęła głową córce i pasierbowi, po czym zaczęła schodzić po schodach w stronę stóp świątyni. Totmes wycofał się do tyłu, przysuwając się w stronę siostry.
– Co myślisz? – spytał.
– Myślę, że nie powinna się nadwyrężać i biegać w tym upale w pełnym rynsztunku – oceniła cierpko dziewczyna. – Od śmierci Sitre jej zdrowie często się załamuje. Dałoby się przeprowadzić święto Sed bez rytualnego biegu. Albo ty mógłbyś pobiec zamiast niej. Jesteś współwładcą.
Zagapił się na nią.
– Teraz to moja wina? Byłaś przy tym, jak jej proponowałem, że ją zastąpię! Powiedziała: „Możesz biegać w kolejne dni, ale pierwszy bieg należy do mnie. To moje urodziny, mój jubileusz i ja muszę go rozpocząć". Wiesz, że jak raz się uprze, to nic jej nie przekona do zmiany zdania. A medycznych porad to już w ogóle nie słucha!
Neferure westchnęła ciężko.
– Wiem.
– Poza tym – Totmes uśmiechnął się kątem ust – nawet przewlekle chorzy mają lepsze dni, a dziś definitywnie taki jest dla niej. Wystarczy spojrzeć i widać, że rozpiera ją niespożyta energia! Miej trochę więcej wiary w matkę. Zwłaszcza, że nie jest jeszcze aż tak stara.
Dziewczyna parsknęła, po czym szybko przybrała poważny wyraz twarzy i powiodła wzrokiem za Hatszepsut.
Władczyni zdążyła już dotrzeć do stóp świątyni i teraz stała odwrócona w kierunku z którego przyszła. Ponownie wznosiła ręce do góry, ale tym razem jej wzrok był skierowany w stronę nieba.
– Amonie, mój boski ojcze, panie wszelkiego życia! – wykrzyknęła, a jej głos odbity echem od ścian budynków, poniósł się po dolinie. – Dziś mija trzydzieści lat i dziewięć miesięcy, odkąd wlałeś swoją esencję w łono mej matki! Dziękuję ci za wszelką pomyślność i urodzaj, które zsyłasz na Oba Kraje i oddaję ci cześć jako twój Syn i z twojej woli Król Południa i Północy! Daj mi siłę, bym mogła w twym imieniu czynić ten kraj wielkim przez kolejne trzy dekady! – Zamknęła oczy i wygięła głowę do tyłu, a tłum zgromadzonych wydał z siebie okrzyk aprobaty.
Kiedy ponownie zapanował spokój, Hatszepsut odwróciła się i ruszyła biegiem po wyznaczonej wokół świątyni trasie, którą miała trzykrotnie przebyć, aby symbolicznie przywrócić sobie młodość i sprawność w oczach ludu.
Po zakończeniu biegu i rytualnym oczyszczeniu, Hatszepsut przebrała się w suknię królewskiej małżonki z przewiązaną spódniczką króla wokół bioder, jak robiła to przed wiekami Sobekneferu, i w tym stroju udała się wraz z towarzyszącym jej od Dżeser-Dżeseru tłumem do głównej świątyni Amona w Tebach, gdzie teraz wznosiły się sprowadzone przez nią obeliski.
Gdy mijała kolejne sanktuaria, coraz więcej ludzi pozostawało z tyłu, nie mogąc podążyć za nią dalej. Do najświętszej z kaplic weszła jedynie w towarzystwie swojego współwładcy i Boskiej Małżonki.
Totmes i Neferure stanęli w wejściu i obserwowali, jak sędziwy arcykapłan Hapuseneb, który już dawno wycofał się z życia publicznego i wyznaczył swojego następcę, teraz powrócił do dawnej roli, by włożyć na głowę Hatszepsut podwójną biało-czerwoną koronę, symbolizującą Południowy i Północny Egipt.
– Amonie Re, pobłogosław Maatkare Hatszepsut-Chenemet-Amon, swego Syna i swoją Córkę, Pana Obu Krajów! – oznajmił lekko schrypniętym wątłym głosem, drżącymi rękoma umieszczając koronę na głowie władczyni, a następnie podając jej do rąk bicz i pastorał – te same czynności, które wykonał dziesięć lat wcześniej.
Hatszepsut podniosła się z tronu, a z jej oczu i podniesionego do góry podbródka biły duma i pewność siebie. Młody król i księżniczka pochylili lekko głowy, a władczyni ruszyła do wyjścia, by jak najszybciej okazać się zebranym dostojnikom i kapłanom w pełnych regaliach królewskich.
Stało się, pomyślała czując radość i wzruszenie w swym sercu. Moje życie zatoczyło krąg, a ja narodziłam się na nowo! Rozpoczęła się nowa era!
Jej wzrok padł na moment na córkę i serce Hatszepsut wypełniło ciepło. Neferure stanowiła jej największą siłę i motywację. Szczególnie teraz, gdy Sitre nie żyła, a Hapuseneb i Senenmut – jej niegdysiejsi najwięksi sojusznicy – byli starzy, władczyni czuła, że zbliżał się czas młodego pokolenia. Była więc zdeterminowana, by zapewnić swojej córce najwznioślejszą rolę z możliwych w tej nadchodzącej przyszłości.
Amon jest mi przychylny. Wkrótce jej głowę również ozdobi podwójna korona i będziemy władały razem: matka i córka. Lud Egiptu zapamięta nasze imiona na wieki!
Neferure nie pamiętała później dlaczego wracając do swoich komnat wybrała drogę przez główne wejście do pałacu, pomimo że była ona dłuższa. Pozostawało jej wierzyć, że przeznaczenie kierowało jej krokami. Oczywiście, tak czy inaczej dowiedziałaby się o wszystkim, ale przynajmniej nie została zaskoczona i miała czas wiele rzeczy przemyśleć.
Kiedy weszła do holu, nadal mając na sobie ceremonialny strój, jej uszu dobiegły odgłosy ostrej kłótni oraz szarpaniny. Przyśpieszyła kroku i wkrótce ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu zobaczyła Intefa, któremu trzej strażnicy blokowali przejście do dalszej części pałacu.
– ...co to znaczy, że nie ma kogoś takiego?! Może po prostu nie znacie wszystkich osób, które tu mieszkają! Wezwijcie mi kogoś, kto się lepiej orientuje!
Jeden ze strażników, starszy mężczyzna, westchnął ciężko, sugerując, że młodzieniec się powtarza.
– Nie twierdzę, że znam wszystkich przyjezdnych, ale utrzymujesz, że ta młoda dama mieszka tu na stałe. Zapewniam cię, mieszkają tu tylko dwie damy o imieniu Nebtu i żadna nie jest młoda. A już na pewno żadna nie ma jasnych włosów i zielonych oczu!
– Zarzucasz mi, że ją sobie wymyśliłem?!
Mężczyzna wyglądał, jakby był na granicy wytrzymałości. Mimo to powiedział spokojnym, choć stanowczym głosem:
– Sugeruję, że może po prostu szukasz w złym miejscu. Nie mogę kazać szukać kogoś, kogo nie znam. Może okłamała cię i nie jest wcale damą, tylko zwykłą służącą?
– Myślisz, że nie wiem, jak się noszą służące?!
Oczy strażnika zabłysły groźnie.
– Myślę, mój drogi młodzieńcze, że...
Dziewczyna zdecydowała się interweniować.
– Intef, jestem tutaj – powiedziała głośno. – Co się dzieje?
Chłopak obrócił się w jej stronę i wydał z siebie westchnienie ulgi.
– Dzięki bogom, spadłaś mi z nieba! – Posłał gwardzistom triumfalne spojrzenie. – Ha, mówiłem! Wygląda, jakby była służącą?
Oczy mężczyzn wyraźnie się rozszerzyły. Dowódca opuścił wzrok i wykręcił palce w geście zakłopotania.
– Wasza wysokość, proszę o wybaczenie – powiedział, pochylając krótko głowę przed księżniczką. – Powinniśmy byli się zorientować, kogo nam opisywał. Gdybyśmy wiedzieli, natychmiast poinformowalibyśmy cię o wizycie... tego młodego człowieka.
Intef zamrugał, słysząc tytuł, jakim strażnik określił Neferure. Omiótł jeszcze raz uważnym spojrzeniem jej strój i kiedy w końcu zauważył na jej głowie srebrny diadem Boskiej Małżonki, na jego twarzy odmalowały się zrozumienie i szok jednocześnie. Otworzył usta, ale nie był w stanie wydać z siebie jednego dźwięku.
Neferure zaklęła w duchu, mając świadomość, że będzie musiała zapewne powiedzieć Mahesowi prawdę szybciej, niż planowała. Na razie pozostawało jej robić dobrą minę do złej gry i na spokojnie odbyć rozmowę z przyjacielem.
Posłała strażnikom swój najcieplejszy uśmiech.
– Nic złego się nie stało – zapewniła ich. – Po prostu następnym razem, skoro już go znacie, przyślijcie go prosto do mnie.
Trzech mężczyzn żarliwie przytaknęło, a Neferure nie traciła dłużej czasu, tylko chwyciła Intefa za przedramię i bezceremonialnie pociągnęła go w kierunku bocznych korytarzy.
Kiedy znaleźli się w rzadko uczęszczanym przez służbę skrzydle, poza zasięgiem ciekawskich uszu i puściła w końcu jego rękę, Intef nadal wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi ustami.
– Jesteś, jesteś... – Wciąż nie potrafił dokończyć zdania.
– Wiem doskonale, kim jestem – stwierdziła dziewczyna niecierpliwie. – Czemu mnie szukałeś?
Oblizał nerwowo usta.
– Aresztowali Mahesa – wyrzucił z siebie.
Neferure poczuła, że jej serce zamiera. W uszach słyszała szum i na moment zrobiło jej się tak słabo, że była pewna, iż się przewróci. „Aresztowali Mahesa". Zawsze wiedziała, iż to się może stać, a jednak nic nie mogło jej przygotować na falę przerażenia, którą teraz poczuła.
Nie, teraz! Błagam, nie teraz, gdy wszystko szło ku dobremu...!
– Jak dokładnie? – zapytała po chwili głucho, łapiąc się ściany i usiłując opanować szok. Jeżeli miała w jakikolwiek sposób pomóc ukochanemu, nie mogła sobie pozwolić na panikę. Musiała myśleć przytomnie i realistycznie.
– Przyłapali go, jak próbował się przekraść do ogrodu pałacowego. Przeszukali jego sakwę i znaleźli... – zawahał się i spojrzał na nią niepewnie – ...paszkwile o twojej... twojej matce. Przynajmniej tak mi powiedzieli. I zgadza się to z naszymi wcześniejszymi planami. Ustaliliśmy, że podrzuci cztery ulotki do pałacu.
Powstrzymała się od komentarza i skinęła głową, by mówił dalej.
– Potem przyszli do naszego domu... Znaleźli ostatnie trzy... rysunki. I przybory skryby, więc zatrzymali go nie tylko jako roznosiciela, ale i twórcę. Nie wiem, czy się przyznał czy nie, ale...
– Ale na pewno będą go podejrzewać o zorganizowaną działalność – dokończyła Neferure. – Będą usiłowali wyciągnąć z niego, czy działał sam.
W spojrzeniu Intefa odmalowało się przerażenie.
– Wy... wyciągnąć? – powtórzył.
Księżniczka zignorowała pytanie, nie chcąc o tym myśleć, zanim pozna całą sytuację.
– Jak to się stało, że ciebie wypuścili?
– Według spisu administracyjnego mieszkam w domu po rodzicach. Nie ma formalnie dowodów, że wiedziałem, co robi Mahes. Nie ma też świadków, którzy by mogli mnie obciążyć, bo dom Mahesa stoi na uboczu i nie mamy służby. Nikt nie może stwierdzić, jak często tam bywałem i co wtedy robiłem. Poza tobą i Perem, w każdym razie. – Zmarszczył brwi. – Dlaczego nas nie wydałaś? Wiedziałaś od wielu tygodni...
– Może dlatego, że przez was zrobiłam się sentymentalna – warknęła dziewczyna. Ukryła twarz w dłoniach i wydała z siebie pełen frustracji i złości dźwięk. – Mówiłam! Mówiłam, że macie dać sobie z tym spokój! Ostrzegałam was!
– To były ostatnie ulotki! Mieliśmy je rozdać do końca tygodnia! To zbyt niebezpieczne, położyć je wszystkie jednego dnia, więc działaliśmy powoli – odparował młodzieniec. – Poza tym... – dodał z wahaniem – ...gdybyś nam powiedziała, kim jesteś, nie musielibyśmy się w to dalej angażować. Skoro chciałaś wyjść za Mahesa, to znaczy, że planowałaś się zrzec tronu, prawda? Mogłaś po prostu nam to oznajmić!
– I do końca życia zgadywać, czy Mahes ożenił się ze mną, bo mnie kocha, czy po to, by ocalić duchową równowagę Egiptu – podsumowała z ironią.
– A interesy i miłość nie mogą się łączyć?
Księżniczka posłała mu miażdżące spojrzenie, po którym się skulił.
– Mogą, ale nie gdy w imię tej miłości wyrzekam się całego znanego mi świata – wycedziła. – Nie mam zamiaru poświęcać się dla kogoś, jeśli nie jestem pewna, że jego intencje są czyste.
Chłopak opuścił wzrok, wpatrując się w czubki swoich sandałów.
– Nebtu... to znaczy, Neferure – poprawił się – proszę... pomóż mu. Musi być coś, co możesz zrobić. Czy nie mogłabyś go... ułaskawić? – zasugerował.
Westchnęła i potrząsnęła głową.
– Ale przecież... jesteś następcą tronu! Trzecią najważniejszą osoba w państwie!
Księżniczka obróciła się gwałtownie w jego stronę.
– Właśnie, następcą tronu, a nie cudotwórcą! Paszkwile były o mojej matce, nie o mnie. Mahes obraził j ą, zatem tylko o n a może mu wybaczyć. Ja i Totmes nie możemy się wtrącać, jak długo nie wymyślimy sensownego rozwiązania. Jeżeli sami sobie zaszkodzimy interweniując w jego sprawie, nie pomożemy mu.
Młodzieniec przełknął ciężko ślinę.
– Więc... mogłabyś przekonać matkę, by wybaczyła Mahesowi?
Neferure postukała placem w wargę.
– Musiałabym się zastanowić, co dokładnie jej powiedzieć. Nie będzie miało dla niej znaczenia, czy go kocham, czy nie. Złamał prawo, zatem musiałabym to przedstawić tak, by jakoś go usprawiedliwić. Albo mogłabym przekonać ją jako potężne przesłanie niósłby akt łaski... Tak czy inaczej, należałoby rozsądnie dobierać słowa. – Zaczęła nerwowo chodzić wte i we wte. – Alternatywnie mogłabym go jakoś przemycić z lochu... Ułożyć plan ucieczki. Ale nie wymyślę tego na poczekaniu. Potrzebne jest co najmniej kilka dni, żeby wszystko zorganizować.
Intef był bardzo blady.
– A mamy tyle?
– Nie zostanie stracony bez sądu – oceniła dziewczyna – a sądu też nikt nie zwoła na poczekaniu. Najwcześniejszy może się odbyć dopiero jutro. O ile oczywiście nie zostanie odłożony przez te wszystkie uroczystości lub jakieś pilniejsze przypadki. Więc, tak mamy czas, by go ocalić przed śmiercią. Nie mam jednak pojęcia, jak ocalić go przed... przesłuchaniami. – Ostatnie słowo wymówiła ze ściśniętym gardłem.
– Masz na myśli... tortury?
Neferure zamknęła oczy. Nie była w stanie nawet myśleć o torturach i Mahesie. O Mahesie krzyczącym z bólu i błagającym oprawców, by przestali. Na samą świadomość, że to nieuniknione, miała ochotę krzyczeć tak długo, aż straci głos, i uderzać pięścią o ścianę, aż wszystkie kości dłoni popękają.
Resztką samokontroli nakazała sobie spokój. Mahes potrzebował, by zachowała zdrowy rozsądek i trzeźwy osąd sytuacji. Musiała pozostać dla niego silna.
– Nie mam pojęcia, co dokładnie mu zrobią. Nawet jeżeli przyznał się do winy, to im nie wystarczy. Będą chcieli wiedzieć, czy działał sam. I jeśli odmówi współpracy, będą próbować, to z niego... wydobyć. A nawet jeżeliby podał imiona twoje i Pera, będą wciąż go przesłuchiwać, aby mieć pewność, że nie jest w to zamieszana większa grupa. – Na czoło dziewczyny wystąpił zimny pot. – Istnieje narkotyk, który zmniejsza ból. Mogę go kazać umieścić w jedzeniu, które mu zaniosą. Jeśli przekupię, kogo trzeba... Nie można z tym przesadzić, więc nie da się tego ciągnąć dłużej niż dwa dni, ale tyle powinno nam wystarczyć, by zorientować się w sytuacji i wymyślić plan.
– A co ja mam w tym czasie robić?
Neferure spojrzała mu w oczy.
– Nie wątpię w siłę woli Mahesa, ale tortury i w ogóle fizyczny ból złamały już wiele silnych umysłów. Ty i Per nie możecie zostać u siebie. – Zastanowiła się chwilę, po czym dała chłopakowi pierścień z wygrawerowanym na nim swoim imieniem. – Idźcie do domu damy Ipu.
– Matki królowej Satiah?
– Tak. Pokażcie jej pierścień i powiedzcie, że proszę o gościnę dla was na parę dni, i że Satiah jej wszystko wyjaśni, gdy znów przyjdzie ją odwiedzić. To powinno wystarczyć. Tam czekajcie na wiadomość ode mnie. Skontaktuję się z wami najpóźniej jutro wieczorem.
Intef pokiwał żarliwie głowa i ścisnął mocno jej przedramię.
– Proszę, uratuj go, Neferure. On jest moją jedyną rodziną.
Dziewczyna ujęła twarz chłopaka w dłonie i zapewniła mocnym głosem:
– Kocham go, Intefie. I ocalę, choćby to była ostatnia rzecz, jaką zrobię.
Jeżeli chodzi o pokaz fizyczne sprawności podczas święta Sed to oczywiście nie wiemy na ile dosłownie, a na ile symbolicznie mamy rozumieć inskrypcje.
W dwóch powieściach o Hatszepsut, które czytałem, bieg zamiast niej wykonywał Totmes (że niby skoro są współwładcami, to skoro on to wykona, to jakby oboje zrobili). Na pewno byłoby to bardzo praktyczne, ale też nie powinniśmy zakładać, że robiła wszystko co mogła, byleby się wymigać, więc... u mnie sobie pobiegła.
Padła w tym rozdziale kwestia małżeństwa oraz (po raz dwutysięczny sto pięćdziesiąty piąty - mam nadzieję, że to nie jest dla Was bardzo nudne XD) sukcesji tronu nieślubnych/ślubnych dzieci - chcę to szerzej wyjaśnić w notce, ale za kilka rozdziałów, dobrze? Ten był niemożliwie długi, więc nie chcę już tutaj zanudzać.
Jeszcze tylko jedna rzecz, a mianowicie: korony.
Pojawiają się tutaj dwa typy: błękitna (cheperesz) i podwójna (pszent), których obrazki wstawiam poniżej. Oczywiscie istniało znacznie więcej rodzajów... przynajmniej według hieroglifów i malowideł.
Co ciekawe, chociaż okres historii starożytnego Egiptu wynosi 3 tysiące lat, nie znaleziono ŻADNEJ, ale to ŻADNEJ korony, z żadnego z rodzajów (a doliczyłem się co najmniej 11...).
Dlaczego?
Cóż, możliwe, że przedmioty był "własnością państwa", a nie faraona i po prostu przekazywano je dalej, więc nie było potrzeby produkować dużo nowych. Poza tym, przypuszczalnie wykonywano je z nietrwałych materiałów (pszent podobno z włókna roślinnego, cheperesz ze skóry).
Mimo wszystko, 3 tysiące lat to szmat czasu, i na pewno takich przedmiotów musiało być kilkadziesiąt sztuk każdego z rodzajów.
Możliwe, że nadal czekają na odkrycie.
Ale muszę też wspomnieć o teorii Joyce Tyldesley - uznanej egiptolog i autorki biografii Hatszepsut, Tutanchamona, Nefretete i Kleopatry - która uważa, że wizerunki poszczególnych koron mogły być... symboliczne. I że większość z nich nie istniała.
Większość powieści, filmów i książek popularnonaukowych nie podąża tym tropem, więc ja też nie (w końcu, królowie COŚ musieli nosić na głowach), natomiast uznałem, że powiem o tej hipotezie, bo jest ciekawa, a nieobecność jakichkolwiek koron - zastanawiająca.
(Aha, nemes, to coś co ma na głowie maska Tutanchamona i sfinks, NIE było koroną, tylko rodzajem chusty. Nie wiem, czy jakiś znaleziono, natomiast ludzie w Egipcie do dziś noszą chusty związane w podobny sposób, więc ta rzecz raczej istniała.)
Ten srebrny diadem Boskiej Małżonki Amona, który miała na głowie Neferure (a w każdym razie - coś podobnego do tej rzeczy z wizerunków) został znaleziony i był pokazany na jednej z prezentacji akademickiej o Neferure, którą znalazłem na YouTube (wrzucam link do odnośnika, szukajcie tego ok. 7 minuty).
Mnie to przypomina związaną z tyłu głowy wstążkę/opaskę, więc tak to opisałem XD
W tym miejscu żegnam się z Wami!
Mam nadzieję, że rozdział nie zawiódł!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro