Rozdział dwunasty - Mąż księżniczki
"Zakochałbyś się we mnie, wiedząc, że jestem księżniczką?"
- Isabella do Luka, Zakochana księżniczka (2005)
Neferure powoli zbliżyła się do wejścia swojej komnaty, gdzie dwie dwórki już na nią czekały z dezorientacją i niepewnością w oczach.
– Tia, Merit. – Powitała je. – Czy mój... mój mąż jest w środku?
– Tak, moja pani. Czeka na ciebie – powiedziała Tia i dodała: – Dałyśmy mu wodę do picia, bo zdawał się spragniony, ale... proszę wybaczyć śmiałość, ale może powinnyśmy też wezwać medyka, by go obejrzał?
Księżniczka skinęła głową.
– To dobry pomysł... Porozmawiam teraz z panem Mahesem w cztery oczy, a wy poproście lekarza, by tu poczekał.
Wzięła głęboki oddech i skierowała się do środka.
Mahes stał pośrodku komnaty, rozglądając się wokół z zagubieniem na twarzy. Z siniakami i skaleczeniami i w brudnym, potarganym ubraniu wydawał się nie pasować do uporządkowanego wnętrza z lśniącą podłogą i czystą pościelą na łożu. Słysząc kroki, odwrócił głowę w stronę wejścia i zesztywniał.
Neferure zatrzymała się i przez długą chwilę wpatrywali się w siebie. Widziała w oczach chłopaka mieszające się ze sobą żal, niepewność i tęsknotę. Zastanawiała się, co on widzi teraz w jej oczach, bo czuła w tej chwili wiele rzeczy jednocześnie – jak miłość, ulga, niepewność i wstyd.
Sięgnęła dłonią do peruki na swojej głowie i powoli ściągnęła ją, po czym wyjęła spinkę z włosów, pozwalając im opaść na plecy. Miała nadzieję, że bez diademu Boskiej Małżonki będzie wyglądała dla Mahesa bardziej zwyczajnie i swobodnie – jak dziewczyna, która znał – i rzeczywiście, zdawało się, że odrobinę się rozluźnił.
Zbliżyła się do niego cały czas, patrząc mu w oczy. Przełknął ślinę, ale się nie cofnął. Kiedy otworzyła usta, chcąc się odezwać, nieoczekiwanie przyciągnął ją do siebie i objął mocno.
Neferure zesztywniała, ale po chwili odwzajemniła uścisk. Gdy jednak nacisnęła na plecy chłopaka, syknął głośno.
– Przepraszam – szepnęła, szybko przenosząc dłonie na jego barki.
– W porządku – odparł, nie zwalniając uścisku. – Jest w porządku... – Ale nagle jego głos się załamał i młodzieniec wybuchnął gwałtownym płaczem, pokazując, że nic nie jest w porządku.
Neferure przytulała go i delikatnie głaskała jego kark, gdy płakał w jej ramię, wstrząsany niekontrolowanym szlochem. Nie była pewna, co robić – nigdy nie była z kimś w podobnej sytuacji. Mogła się jedynie domyślić, że areszt, tortury, strach, sąd, kłamstwa jej samej i ocalenie którego się nie spodziewał spowodowały u Mahesa kumulację wielu emocji, które teraz szukały ujścia. Płakał z bólu, ulgi, zawodu lub wzruszenia – albo z wszystkich tych powodów jednocześnie. Miał do tego prawo i wiedziała, że musi pozwolić mu to z siebie wyrzucić.
Trwało to kilka minut, zanim młodzieniec w końcu się uspokoił. Usiedli potem na brzegu jej łóżka, ponownie w niezręcznym milczeniu. Po dłuższej chwili księżniczka odważyła się zapytać o jego stan fizyczny.
– Mahes, twoje plecy...
– Używali pałek. I rzemieni – uprzedził ją. – To sama co na twarzy: siniaki i rozcięcia. Tylko pewnie wygląda to gorzej. Możliwe też, że mam złamane trzy żebra.
– Powiedziałeś coś? Przepraszam, ale muszę wiedzieć, na wypadek, gdyby ktokolwiek zauważył jakąś nieścisłość w mojej opowieści...
– Nie. Nie mogłem ryzykować, że połączą coś, co powiem, z Intefem. Mówiłem tylko że papirusy są moje. Nic więcej.
Skinęła głową.
– Dobrze. Sprawdzę, czy medyk już przyszedł. – Chciała wstać, ale złapał ją za rękę.
– Poczekaj. Nie jestem w aż tak złym stanie, a... chciałbym porozmawiać.
Opuściła wzrok.
– Zapewne masz do mnie wiele pytań... – powiedziała cicho.
– Mam – przytaknął.
Wyprostowała się, odetchnęła głęboko i zwróciła w stronę młodzieńca.
– Zatem pytaj.
Na chwilę zapatrzył się na parapet okna.
– Czy to ta begonia, którą ci kupiłem?
Neferure uniosła brew.
– To naprawdę pierwsza rzecz, którą chcesz wiedzieć?
Wzruszył ramionami
– Tak, jest twoja – odparła.
Chłopak skinął głową z lekkim uśmiechem na twarzy, ale zaraz spoważniał.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś o sobie? – zapytał głuchym tonem, nerwowo wykręcając palce. – To znaczy... rozumiem, czemu nie zrobiłaś tego na targu. Ani wtedy, gdy przyszłaś do mnie do domu. Gdybym był księciem, pewnie też nie opowiadałbym tego każdej napotkanej osobie. Ale potem?
Zawahała się.
– Nie chciałam, żebyś zaczął patrzeć na mnie inaczej – wyznała w końcu. – Zaczęło mi na tobie zależeć... i wiedziałam, że prawda może zmienić twój stosunek do mnie. Że mógłbyś się zdystansować i nie dać mi szansy jako przyjaciółce... a tym bardziej komuś więcej. Bałam się tego... lub że stanie się wręcz przeciwnie. Że będziesz usiłował wykorzystać naszą bliskość, by wpłynąć na moją decyzję o przyjęciu lub odrzuceniu tronu. A chciałam podjąć ją... niezależnie. Sama dokonać wyboru. By nikt nigdy nie mógł powiedzieć, że dałam się zwieść mężczyźnie, który dbał o ideały, a nie o mnie.
– A kiedy już wiedziałaś, że cię kocham? Czemu wtedy ukrywałaś prawdę? – W głosie młodzieńca krył się wyrzut, ale też pragnienie zrozumienia.
– Bo wtedy nie wiedziałam, jak mam ci to wyznać. Bałam się, że jeśli powiem wprost, zerwiesz ze mną. Potrzebowałam przygotować się psychicznie. Czekałam na odpowiednią chwilę...
Zaśmiał się ironicznie.
– I kiedy ta chwila by według ciebie nastąpiła, co?
Dziewczyna westchnęła.
– Chciałabym powiedzieć, że skoro tylko wysiedlibyśmy z okrętu w nowym miejscu... ale prawda jest taka, że nie wiem. Już nigdy się tego nie dowiemy.
Mahes również westchnął.
– Tak... Cóż – podjął nieco pewniejszym tonem – skłamałaś na temat swojego pochodzenia i bardzo mnie to boli... Ale w sytuację wczoraj wpakowałem się samemu, choć mnie ostrzegałaś. Jestem wdzięczny, że mimo to uznałaś, iż... jestem wart ocalenia. Pomimo tego, jak głupi potrafiłem być.
– Ja też byłam – stwierdziła gorzko. – Tając prawdę i pozwalając, byś dowiedział się na sali rozpraw.
– Nie zaprzeczam... byłaś. – Trącił ją lekko łokciem, znów się uśmiechając, ale tym razem szczerze. – Wiesz... gdybyś mi powiedziała od razu po naszych zaręczynach, natychmiast zniszczyłbym wszystkie ulotki o Hatszepsut i zrezygnowałbym ze wszystkich akcji przeciw niej.
Neferure przewróciła oczami.
– Bo wiedziałbyś, że księżniczka sama ucieka, więc nie trzeba bojkotować jej sukcesji?
– N i e. Ponieważ Maatkare jest twoją matką – oznajmił. – Wiem, co bym czuł, gdybyś źle mówiła o moim ojcu... Nie odwołuję niczego, co o niej powiedziałem, ale gdybym był świadomy, kim ona dla ciebie jest, wielu rzeczy bym nie zrobił. Z samego szacunku wobec ciebie. Nigdy nie uchybiłbym matce mojej dziewczyny. – Nagle zamrugał. – Zaraz... Jesteśmy małżeństwem. Ona jest teraz moją teściową, prawda?
– Właściwe byłoby, żebyś ty też nazywał ją teraz „matką" – przyznała beznamiętnym tonem.
Chłopak z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Zabójczyni mojego ojca moją matką... – mruknął do siebie, po czym spojrzał z napięciem na ukochaną. – Myślisz, że... naprawdę zostawi mnie w spokoju? Czy będzie próbowała nas zniszczyć?
Wzruszyła ramionami.
– Nie mam pojęcia, co zrobi. Nie może cię oficjalnie skazać, bo nie ma w oparciu o co. Czy będzie nam sprawiała problemy? Próbowała pozbyć się ciebie po cichu? Nie wiem. Chciałabym rozwiać twoje obawy albo przygotować na najgorsze... ale naprawdę nie mam pojęcia, co się teraz dzieje w jej głowie. Wiem tylko, że nawet gdyby cię – przełknęła ślinę – kazała zabić, nic tym nie osiągnie. Nie wrócę do jej planów związanych z sukcesją. Nawet gdybyś zniknął z mojego życia.
Zmarszczył czoło.
– Dlaczego?
– Ponieważ – dziewczyna położyła dłoń na policzku męża i uśmiechnęła się smutno – pomogłeś mi uświadomić, jak bardzo byłoby to złe. Bogowie wybrali mojego brata na króla. Jego dzieci kiedyś zasiądą po nim na tronie. Moim zadaniem jest dopilnować, by taki stan rzeczy pozostał. Jeśli jest mi przeznaczone kiedyś założyć koronę, pozostaje mi czekać, aż nadejdzie moja kolej. Nie mam prawa sama po nią sięgać.
Mahes powoli podniósł rękę twarzy i przytrzymał czule dłoń dziewczyny. Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy, i Neferure ponownie zobaczyła w jego spojrzeniu całą gamę emocji: niedowierzanie, miłość, onieśmielenie, dumę, wdzięczność, ale też współczucie – z powodu tego wszystkiego, co musiała poświęcić, by obrać drogę Maat. Perspektywy władzy, możliwości zmiany świata według własnych reguł. I przede wszystkim, tego co najbardziej bolesne – matki.
Neferure nie zamierzała się oszukiwać. Nie chciała wierzyć, że Hatszepsut mogła ją znienawidzić, ale nie miała wątpliwości, że ich relacja uległa nieodwracalnej zmianie. Miną miesiące lub lata nim, nim matka znów jej zaufa. O ile w ogóle kiedyś jej znów zaufa.
– Jesteś pełna sprzeczności. Od początku to w tobie lubiłem – powiedział Mahes, ale w jego głosie pobrzmiewał dziwny smutek.
– O co chodzi?
Młodzieniec cofnął dłoń i opuścił wzrok.
– Nawet nie wiem teraz, na ile cię znam... – szepnął cicho, a Neferure zrozumiała, że po ostatnich wydarzeniach nie tylko Hatszepsut może mieć problem z zaufaniem jej.
– Zawsze byłam przy tobie sobą, Mahes. Wszystko, co mówiłam o swoich przekonaniach, gustach, wątpliwościach... nawet o sytuacji rodzinnej: wszystko to było prawdą!
– Może i tak, ale nie znając pewnych faktów, nigdy nie mogłem w pełni zrozumieć tego przez co przechodzisz. Nie mogłaś mi w pełni opowiedzieć, jak postrzegasz świat, bo musiałaś cały czas się pilnować, by nie wyjawić za dużo... Nie chcę, by tak to wyglądało. Jesteś teraz moją żoną... Chciałbym znać cię w pełni jako osobę.
Pokiwała głową.
– Nie mam już nic do ukrycia.
– Na razie. Ale co jeśli w przyszłości zaangażujesz się w jakąś działalność polityczną, której nie będę aprobował? Też zamierzasz mówić półprawdy i liczyć, że wszystko się ułoży? – Ujął jej dłonie. – Jeśli mamy zacząć od nowa, musisz mi obiecać, że odtąd będziesz ze mną szczera. Że kiedy o coś zapytam: czy to o twoje plany, czy coś z twojej przeszłości, przedstawisz mi pełen obraz sytuacji. Mogę cię o to prosić?
Tym razem to ona uciekła wzrokiem.
– Tak.
Uniósł sceptycznie brew.
– Nie wydajesz się przekonana...
Westchnęła z frustracją.
– Po prostu... Boję się, dobrze? Boję się, że ta pełna wersja mnie cię odrzuci! – wykrzyczała. – Że uznasz, że nie potrafisz mnie zrozumieć, że jestem kimś kompletnie innym niż sobie wyobrażałeś! Że zawiedzie cię to, jaką osobą jestem... – ostatnie zdanie wypowiedziała, czując jak łzy zamazują jej obraz.
– Och, Nebtu. – Nachylił się i pocałował ją w czoło. – Naprawdę masz o sobie tak niskie mniemanie? I o mnie? Mówiłaś, że zawsze byłaś sobą i WIERZĘ, że byłaś. Pokochałem cię, choć wiedziałem, iż należymy do dwóch rożnych światów. Byłem przygotowany na to, że będą między nami różnice w sposobie myślenia i wciąż jestem. Wiedziałem, że jesteśmy inni, a teraz po prostu rozumiem bardziej dlaczego. I chciałbym rozumieć jeszcze lepiej. Żeby móc być dla ciebie lepszym towarzyszem, lepszym mężem. – Uśmiechnął się do niej. – Jesteś miłością mojego życia. Mogę się z tobą nie zgadzać, ale nigdy się od ciebie nie odwrócę. Tak jak ty nie odwróciłaś się ode mnie – przypomniał. – Mogłaś kazać mnie ukarać straży pierwszego dnia za to, co mówiłem. Nie znałaś mojej historii, nie wiedziałaś, co mną kieruje. A ty nie tylko nie pytałaś o nic, ale otworzyłaś przede mną swoje serce.
– Może część mnie już wtedy czuła – wyszeptała księżniczka. – Czuła, że to ty jesteś mi przeznaczony. Ty, a nie tron Egiptu.
– Niezbadane są ścieżki losu – przyznał z melancholią w głosie Mahes.
Popatrzył na nią poważnie.
– Więc... co teraz zrobimy? Mieliśmy wyjechać, ale skoro jestem oficjalnie uniewinniony...
– Myślę, że nadal powinniśmy – powiedziała Neferure z rezygnacją. – Matka nie będzie patrzyła na nas przychylnie. Lepiej zejść jej teraz z oczu. Poza tym... boję się, że gdy będziemy mieli dziecko, mogłaby próbować wykorzystać je w sukcesji. Ojciec-poddany nie dyskwalifikuje zupełnie. Czasem odpowiednie okoliczności lub kompetencje kandydata wynagradzają braki w urodzeniu. Pamiętaj, że mój dziadek zaczynał jako zwykły żołnierz. Wolę nie ryzykować ponownego wciągnięcia w konflikt z Totmesem, bo matka chce widzieć swoją krew na tronie.
Chłopak pokiwał głową z namysłem.
– Po prostu ciężko mi z myślą o wyjeździe stąd. Nigdy nie byłem poza Tebami... – Westchnął. – Przepraszam. Wiem, że ty też zostawiasz wszystko.
– To nic złego, że chciałbyś zostać – zapewniła go. – Pamiętaj, że to nie musi być na zawsze. Wcześniej miałeś wyjechać dla bezpieczeństwa, ja chciałam się ukryć przed matką... Teraz nie będziemy uciekinierami. Możemy żyć, jak chcemy. Podróżować i poznać wszystkie te miejsca, których dotąd nie znaliśmy. Jako wolni ludzie. – Posłała mu pokrzepiający uśmiech, który on odwzajemnił.
– Myślę, że... to może być ciekawe – powiedział młodzieniec po dłuższej chwili milczenia. – Jest wiele rzeczy w Północnym Egipcie, które chciałbym zobaczyć. Nekropolia Imhotepa, groby dawnych królów w Gizie... Albo Morze Śródziemne i Czerwone. Oraz góry na Synaju. – Jego oczy błyszczały. – Byłaś w tych wszystkich miejscach, prawda? Pokazałabyś mi je?
– Jeśli tylko zechcesz – powiedziała miękko.
Pocałował ją w promieniach popołudniowego słońca, wpadających przez okno.
Kiedy się odsunął, przybrał dziarski wyraz twarzy.
– Co teraz? Oprowadzisz mnie po pałacu?
– Być może. O ile medyk nie każe ci odpoczywać. – Mrugnęła do niego, a chłopak sarknął głośno. Wstała, by wydać instrukcje służbie, ale zatrzymała się jeszcze i dodała: – Poślę do Intefa, że jesteś bezpieczny i może cię jutro odwiedzić. A dziś spróbuję ci jeszcze dokładniej wyjaśnić, jak funkcjonujemy w pałacu i czyje miejsce jest gdzie.
– Wspaniale – mruknął, choć oczy błyszczały mu wesoło. – Mam wrażenie, że ten pomysł z wyjazdem nagle wydał mi się ciekawszy niż przed chwilą...
Neferure roześmiała się.
Dobra, obiecałem notkę w sprawie kwestii małżeńskich, więc teraz je wyjaśniam:
Nie mamy dowodów, by w starożytnym Egipcie istniało coś takiego jak „ślub". Małżeństwem zostawała para, która po prostu zdecydowała się żyć wspólnie i płodzić ze sobą dzieci (prokreacja, prokreacja i jeszcze raz prokreacja!).
W dwóch powieściach, które czytałem (Nefertiti i Last Heiress) za małżeństwo uznawała się para, która razem weszła do pustego domu i spędziła tam noc, ale jakoś nieszczególnie mi się chce wierzyć, że tak się działo za każdym razem, skoro nowożeńcy często mieli już własny dom... Po co szukacie nowego lokum, jak się ma stare?
Wiadomo, że spisywano umowy małżeńskie, aby zdecydować o podziale majątkowym współmałżonków i zabezpieczyć się na wypadek niewierności partnera i rozwodu, trudno jednak powiedzieć, czy działo się tak za każdym razem.
Wydaje się, że małżeństwem stawała się para, która zwyczajnie... chciała nim być. Nic więcej. Neferure pragnie mieć z Mahesem dzieci i symbolicznie posłała swoje rzeczy do jego domu, a w tym momencie on mieszka z nią w pałacu, więc... chyba spełniają warunki?
Joyce Tyldesley w swojej książce Cleopatra. Last Queen of Egypt pisze tak: „w egipskim prawie nie było żadnej formalnej cywilnej ani religijnej ceremonii, i małżeństwo wymagało jedynie od pary wspólnego pożycia w celu płodzenia dzieci. Kleopatra mogła się zatem uważać za prawomocnie poślubioną Antoniuszowi i Cezarowi, nawet jeśli oni nie uważali siebie za poślubionych jej".
Kara Cooney nadmienia w swojej biografii Hatszepsut: „W starożytnym Egipcie nie było formalnej ceremonii ślubnej, której towarzyszyłyby uczty, zabawy i wzruszające przysięgi; małżeństwo stanowiło raczej kontrakt o charakterze ekonomicznym. Nie wydaje się też, aby w jakikolwiek sposób świętowano zaślubiny władców, z wyjątkiem może rytuałów koronacyjnych, które wskazywałyby, że młoda para to odtąd Król i Wielka Małżonka Królewska".
Zapewne w tym momencie spytacie: czy gdyby Anen i Hatszepsut mieli dzieci to byliby małżeństwem???
I tutaj powiem... nie wiem. Większość kobiet faraonów rządziła jako wdowy lub koregentki z mężami i nie było czegoś takiego jak „książę-małżonek". Jeśli król nie miał syna, a córka miała męża, to on zostawał nowym królem, NIE ona sama. Mogła sięgać po tron tylko, jeśli była „singielką".
Hatszepsut, Sobekneferu i wiele innych owdowiałych kobiet na tronie Egiptu nigdy nie wyszło za mąż powtórnie (a w każdym razie – nie znaleziono dowodów, by to zrobiły), bo wiedziały, że w tej samej chwili w której by się na to zdecydowały, ich nowy małżonek zabrałby im koronę i całą władzę.
Jednocześnie byłoby skrajną głupotą sądzić, że przez te wszystkie lata rządów żyły w celibacie i nigdy się nie zakochały. Prawdopodobnie miały swoich partnerów, których jednak nie uznały oficjalnie za mężów na inskrypcjach.
Bo o to właśnie chodzi – Egipcjanie chcąc uznać coś za prawdziwe, opisywali to. W swoich grobach wymieniali na ścianach imiona rodziców, żon, synów i córek. Hatszepsut mogła być w długoletnim związku, ale jak długo nie nazwała tego człowieka w dokumentach i inskrypcjach swoim mężem, nie był on nim.
(Oczywiście w tym momencie dużo spekuluję – nie mamy żadnych statusów prawnych, które określałyby jak żeński faraon może rządzić, i czy wolno mu mieć lub nie mieć męża. Mamy tylko historyczne przykłady, z których musimy wyciągnąć własne wnioski i ja przedstawiam swój. Jeśli ktoś ma inne zdanie – niech czuje się wolny, by je wyrazić!)
Chciałem tutaj jeszcze poświęcić parę słów Kleopatrze, ponieważ jest ona jedynym znanym przykładem kobiety-faraona mającej męża, który sam nie był faraonem, i jednocześnie jedynej, która urodziła dzieci PO wstąpieniu na tron.
Jej dynastia, Ptolemeusze, miała macedońskie pochodzenie, zatem obyczaje greckie i egipskie mieszały się za ich czasów. Wielu władców wzięło uroczyste śluby w greckim stylu, ale nie mamy wzmianek, by Kleopatra tak zrobiła.
Królowa wdała się w romans z rzymskim generałem Markiem Antoniuszem w 41 p. n. e. W następnym roku na świat przyszły ich bliźnięta, zatem teoretycznie został spełniony prokreacyjny warunek małżeństwa – jednak para nie mieszkała razem i nie widzieli się w ogóle przez kolejnych kilka lat.
Ponownie się zobaczyli dopiero w 37 p. n. e. Od tego momentu ich relacja się zacieśniła. Antoniusz zamieszkał z Kleopatrą w Aleksandrii i pisząc do swego rywala Oktawiana około 32 p. n .e. nie przebierał w słowach, chociaż wobec braku kontekstu trudno nam ustalić poziom ironii i dokładny wydźwięk:
„O co ci chodzi? Masz coś przeciwko temu, że sypiam z Kleopatrą? Przecież jesteśmy małżeństwem i to bynajmniej nie od niedawna – nawiązaliśmy romans dziewięć lat temu. A ty? Czy jesteś wierny Druzylli? Moje gratulacje, jeśli gdy ten list do ciebie dotrze, nie będziesz w łóżku z Tertulią, lub Terentillą, lub Rufillą, lub Salvią Tritisenią – lub z nimi wszystkimi. Czy to naprawdę ma znaczenie gdzie i z kim się pokładamy?"***
Według rzymskiego przekazu, rozpaczająca nad martwym ciałem Antoniusza Kleopatra miała nazywać go swoim „mężem, panem i władcą".
Wydaje się zatem, że w istocie uważali się za małżeństwo. Pytanie, wedle których praw – egipskich? greckich?
W świetle prawa rzymskiego małżeństwo nie było ważne, bo Kleopatra była cudzoziemką, a on sam był przez długi czasy żonaty z siostrą Oktawiana, z którą rozwiódł się dopiero w maju 32 (mimo to Kleopatrę nazywaną pogardliwie „egipską żoną" Antoniusza, a w Atenach mówiono, że Antoniusz ma "dwie żony").
Z pewnością Antoniusz zachowywał się jak jej mąż, siedząc obok niej podczas uroczystości Donacji aleksandryjskich (ona na złotym tronie, on na srebrnym), podczas gdy syn Kleopatry, Cezarion, oficjalnie jej współwładca, siedział... poniżej.
Jednak rzymski dowódca nie próbował nazwać się nigdy królem (dla republikańskich Rzymian nie było zresztą większej zbrodni niż próba ukoronowania siebie) i nie pojawia się też w egipskich inskrypcjach jako faraon. W oczach Egipcjan był partnerem panującej królowej i ojcem jej dzieci, ale nie był niezbędny w ikonografii. Ich pani miała potomków, a z kim – to już nie miało dla nich większego znaczenia.
Choć oczywiście Kleopatrę dzieli od Hatszepsut i Neferure ponad tysiąc lat i sama ideologia władcy była zupełnie inna (Hatszepsut nazywała siebie Królem, Synem Re i ukazywano ją pod postacią mężczyzny, Kleopatra wszędzie używała żeńskiej tytulatury i niemal na wszystkich wizerunkach pozostawała kobietą), to jednak poszedłem podobnym tropem w sprawie dzieci Neferure.
Nie mamy żadnego „księcia-małżonka" na tronie Egiptu przed czasami Kleopatry, zatem musimy przyjąć, że taki człowiek po prostu zostałby faraonem. Jeśli chciałaby rządzić sama, musiała pozostać niezamężna. Czy jednak gdyby księżniczka czy królowa miała nieślubne dzieci, to mogłyby one dziedziczyć tron? Nie wiemy. Kleopatra nie miała większych problemów z ogłoszeniem swojego syna z Cezarem współwładcą, choć był on bękartem przynajmniej wedle greckich obyczajów, ale jak wspominałem, Kleopatra żyła w innych czasach. Nie znamy żadnych przypadków z okresu XVIII dynastii, nie da się tezy zaprzeczyć ani obalić.
Zdecydowałem się skorzystać z otwartej furtki. W książce Starożytny Egipt. Życie, sztuka, obyczaje pada stwierdzenie, że w Egipcie: „Dzieci uważano za potomstwo naturalnej matki i ojca; nie było adopcji ani pojęcia dzieci nieślubnych". Polemizowałbym z tym twierdzeniem, zwłaszcza w sprawie adopcji – musimy pamiętać też, że historia Egiptu trwała kilka tysiącleci i różne obyczaje i prawa panowały przez ten czas. Dla ułatwienia podążyłem jednak za tym tokiem myślenia w Dziedziczce Egiptu – tak więc gdyby Neferure miała dzieci z Mahesem, ale nie nazwała go swoim mężem w napisach, wtedy on nie mógłby przejąć tronu, za to one już tak.
Nie wiemy, co robiły księżniczki, które nie wychodziły za mąż za królów – przed i po XVIII dynastii mogły normalnie poślubiać poddanych, ale w czasach Hatszepsut tego nie widzimy. Pojawiły się teorie, że zrzekały się tytułów królewskich, gdy wychodziły za mąż, by nie dawać partnerom zbyt wysokich perspektyw. Jestem za tą teorią, bo faraon mógł mieć nawet kilkadziesiąt córek i nie chcę mi się wierzyć, że wszystkie grzecznie siedziały w haremie faraona lub (przy wszystkich swoich przywilejach i prerogatywach) godziły się na życie w staropanieństwie i bezdzietności.
I Neferure wybrała opcję zrzeczenia się pozycji...
*** na podstawie tłumaczenia Roberta Gravesa w: Joyce Tyldesley, Cleopatra. Last Queen of Egypt
Zostały dwa rozdziały, epilog i posłowie. Nie wiem, kiedy je opublikuję. Rozdziału trzynastego jeszcze nie zacząłem pisać, za to epilog jest gotowy, podobnie jak fragmenty czternastego oraz posłowia (tak, piszę nie po kolei - i co mi kto zrobi?). Prawdopodobnie ukażą się w grudniu - choć nie wiem, czy na początku czy raczej w święta.
Słowo daję, że jeszcze żadnego opowiadania nie publikowało mi się tak DZIWNIE - po trzy rozdziały i przerwa, znowu trzy i przerwa, itd.
Przepraszam jeżeli to frustruje - główną przyczyna tych opóźnień są moje studia, ale też nie czuję jakiejś mocnej presji, ponieważ zasadniczo nie zostawiam wielkich cliffangherów, więc czytelnicy nie zostają w zawieszeniu.
Brak czytelników to kolejna rzecz, która działa demotywująca. (I nie mogę mieć pretensji do tych, co czytają, natomiast otwarcie przyznaję, że liczyłem na większy odbiór, i gdyby takowy był, możliwe, że czułbym większą motywację do pisania i znalazłbym czas, by pisać nowe rozdziały bardziej regularnie.) Na szczęście nie na tyle, by mnie zupełnie zniechęcić - jak widzicie, historia jest już prawie skończona.
Jakiego zakończenia się możecie spodziewać? Cóż... to nie jest baśń o Aladynie, tylko coś, co bazuje po części na prawdziwej historii - zatem będzie słodko-gorzkie. Nie, Mahes, nie umrze od zakażenia ran, o to możecie być spokojni. 😄Chodzi mi raczej o perspektywę Hatszepsut, dla której wszystkie wizje, która miała, właśnie się posypały, i jak to na nią wpłynie zobaczymy w końcowej części.
Wyjdzie na to, że zakończenie będzie bardziej nostalgiczne, niż pierwotnie zamierzałem, ale doszedłem do wniosku, że ta opowieść zaczęła się od Hatszepsut i na niej powinna się skończyć, nawet jeśli skupiała się głównie na Neferure. 😉
Mam nadzieję, że Was mimo wszystko nie rozczaruję - trzymajcie za mnie kciuki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro