Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌷Rozdział 3🌷

Hiacynt, ciężko dysząc, rozejrzała się po polanie. Był tam Księżyc oraz Luna, oboje stali z wytrzeszczonymi oczami i natychmiast przybiegli do niej.

— Hiacynt! — pisnęła Luna, podpierając głowę córki własnym pyskiem. — Co się stało?

— Popiół - wydusiła. — On...lis...

— Mamo, pewnie lis go zaatakował — podpowiedział Księżyc.

— Musimy go uratować — rzekła stanowczo. — Mogę tam pobiec i...Hiacynt?

Biała kotka czuła się słaba. Łapy jej drżały, aż trudno jej było stać. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje.

— Hej, wszystko w porządku? — szepnął niepewnie czarno-biały kocur.

Hiacynt miała ochotę mu odpowiedzieć, ale momentalnie upadła. Powieki się zamknęły, a świat zmienił się w jednolitą czerń.

***

Otworzyła oczy. Znajdowała się w swoim legowisku, otoczona przez całą rodzinę. Był tam Blask, Księżyc, Luna...

Popiół!, westchnęła z ulgą. Nic ci nie jest!

Kocur lizał niewielkie zadrapanie na przedniej łapie. Najwidoczniej nie było poważne, bo mógł dalej chodzić.

— Hiacynt, już wszystko dobrze — usłyszała kojący głos Luny.

— Może powinniśmy dać jej odpocząć. Nie wiem czy da radę wstać — miauknął Księżyc.

— Przestańcie — powiedziała Hiacynt, starając się nie okazać odczuwanego bólu podczas chodzenia. — Nic mi nie jest. Przecież tylko upadłam.

— Tak? To świetnie. Mogę już iść — wymamrotał Popiół i wyszedł szybkim krokiem z legowiska. Wydawał się obrażony, ale kotka miała nadzieję, że ona nie jest powodem jego nienawiści.

— Hiacynt, może nie powinnaś ryzykować... — zaczęła współczująco Luna, ale pod ciężarem spojrzenia białej kotki odwróciła głowę i wyszła z legowiska razem z Księżycem i Blaskiem.

Hiacynt westchnęła. Gdyby teraz wszyscy nie mogli mieć do niej urazę i zostawić ją w spokoju!

Kotka wygramoliła się z nory i zamarła. Liście drzew zmieniły kolor z zielonego na jaskrawożółty, pomarańczowy i ognisty. Trawa zaczęła żółknąć i obumierać, odsłaniając nagą, brązową ziemię.

— Ale ładnie - szepnęła, skacząc w najbliższą stertę kolorowych liści. Czuła się jak kocię, które pierwszy raz doświadczyło magii jesieni. Beztrosko bawiła się wśród liści, nie czując już nawet bólu.

— Hej, Księżyc - zagadnęła brata, który, z jak zwykle poważną miną, dbale pielęgnował swoje futro. Na dźwięk jej głosu nadstawił ucho, ale nic nie powiedział. — Idę się przejść. Powiesz mamie?

- No dobra — mruknął obojętnie. — Tylko uważaj, żeby ci się nic nie stało...

Ale kotka go nie słuchała. Znała jedno miejsce, która podczas tej pory roku miało swój urok, a żadne drapieżniki się tam nie kręciły. Mało kto chciałby polować na płaskoogonowce!

Gdy dotarła nad staw rozwarła szczęki ze zdziwienia. Malowniczy leśny krajobraz odbijał się majestatycznie w nienaruszonej tafli wody. Na dodatek na przeciwległym brzegu stał wielki, potężny łoś o masywnym porożu.

— Ciesz się póki możesz, panie łosiu — mruknęła z rozbawieniem. — Niedługo ci odpadnie!

Zwierz machnął łbem i wydał z siebie głośny ryk, po czym pogalopował w gąszcz.

Śnieżnobiała kotka usiadła nad wodą. Z przyjemnością oglądała w tafli swoje odbicie. Gdy spadnie śnieg będę niewidzialna i nikt mnie nie zobaczy!

Owinęła ogon wokół łap, rozglądając się po otoczeniu. Było tak cudnie!

Nagle coś przykuło jej uwagę. Nagły szelest liści. Nadstawiła uszy i skupiła wzrok na małym, jasnobrązowym stworzonku, umykającym od sterty do sterty. Ryjówka, oblizała zęby. Niezła przekąska!

Natychmiast przypadła do ziemi w pozycji łowieckiej i poczęła się skradać. Po kilku krokach napięła mięśnie i wyskoczyła w powietrze, lądując na kupce kolorowych liści. Gryzoń wydał z siebie cichy pisk, lecz potem zamilkł.

Hiacynt odgarnęła łapą liście i pochwyciła zdobycz w szczęki. Potruchtała nad wodę i z przyjemnością wzięła pierwszy kęs ryjówki.

Coś mi się zdaje, że w jesień zwierzyna wydaje się smaczniejsza!

Po zjedzeniu zdobyczy zakopała resztki i szykowała się do powrotu na polanę, gdy nagle usłyszała dziki wrzask, a coś ciężkiego zwaliło się na nią i przygwoździło do ziemi.

Hiacynt jęknęła z zaskoczenia i upadła pod naciskiem napastnika. Słyszała jego szybki, głośny oddech, gdy dyszał tuż przy jej uchu.

Kotka wyrwała się z uścisku i walnęła brązowego, pręgowanego kocura łapą w pysk. Ten zatoczył się do tyłu i wbił spojrzenie zielonych oczu w swoją przeciwniczkę.

Wtem jego wyraz pyska się zmienił, kocur wydawał się zdezorientowany. Hiacynt czekała w napięciu aż napastnik zaatakuje pierwszy, lecz nic takiego się nie stało. Po prostu stał i patrzył na nią, przechylając głowę.

— Oj - bąknął w końcu. — Przepraszam, ja...Myślałem, że jesteś kimś innym. Przepraszam, że cię zaatakowałem.

Hiacynt zastrzygła uszami z zaintrygowaniem.

— Co masz na myśli? Szukałeś kogoś konkretnego?

— Tak, ale to już nie ważne — odparł stanowczo, siadając. — Fajnie polujesz, serio. Widziałem, jak złapałaś tę ryjówkę.

Kotka widziała, jak kocur oblizuje wargi, nawet usłyszała ciche burczenie jego brzucha.

— Jak ci na imię? — zapytała.

— Orzech. — odparł zielonooki.

— A więc, Orzech, może zobaczysz, jak powinno się polować na ryby. Są smaczne, tłuste i niezwykle łatwe do złapania. Chodź — zachęciła go ruchem ogona i przysiadła nad krawędzią wody. Brązowy kocur usiadł nieopodal.

— Uważaj, żeby twój cień nie padał na wodę. To odstraszy zwierzynę — ostrzegła. — A kiedy już ujrzysz jedną — ciągnęła, wbijając wzrok w kotłującą się wodę na środku zbiornika - Czekasz, aż znajdzie się w zasięgu twoich pazurów.

Ryba wydawała się duża, a jej szary cień sunął pod taflą wody. Zwierzę podpływało coraz bliżej. Gdy znalazło się tylko kilka króliczych skoków od brzegu Hiacynt machnęła zamaszyście ogonem i zaczepiła pazury o srebrne łuski zdobyczy.

Pociągnęła za sobą rybę, która z łupnięciem upadła na ziemię i próbowała za wszelką cenę dostać się spowrotem do wody, lecz Hiacynt szybko ukróciła jej szanse zadając śmiercionośny cios w okolice głowy.

— Bierz — mruknęła z rozkoszą, obserwując Orzecha, który jakimś cudem powstrzymywał się od radosnego skoku na martwą rybę. — Jest cała twoja.

Po skończonym posiłku Hiacynt pokazała swojemu nowemu przyjacielowi, jak powinno się zakopywać resztki. Aż dziwne, że tego nie wiedział!, pomyślała z rozbawieniem.

— Super się z tobą bawiłem, muszę przyznać — rzekł Orzech. - To co? Spotykamy się tu następnego dnia? Oczywiście, jeśli możesz — dodał pospiesznie.

Uśmiech malował się na pysku śnieżnobiałej kotki.

- No pewnie! Fajnie się poluje razem.

Następnie oboje rozeszli się swoje strony, a w głowie Hiacynta nadal utkwił jego pełen emocji wyraz pyska, gdy dziękował jej za złowiony posiłek.

Właśnie znalazłam nowego przyjaciela, stwierdziła z uśmiechem.

1020 słów

Hejka! Publikuję 3 rodział Podróży Hiacynta i muszę się szybko zabrać za 4! Wstawię za chwilkę także 2 rodziały PK albo i wszystkie od razu, bo mam już skończoną tę powieść. Wyczekujcie kolejnego tomu!

A to będzie na tyle. Jak zwykle: gwiazdeczki i komentarze o tym, co myślicie! Papa!

Cat <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro