Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌷Rozdział 24🌷

Hiacynt obudziła się z krzykiem. Jej serce pędziło niczym cwałujący koń. Przez moment nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, ale potem wszystko sobie przypomniała. Była w legowisku, które teraz świeciło pustkami. A dzisiaj był dzień ceremonii.

Cała kolonia zebrała się pod wielkim głazem. Na jego szczycie górowała nad wszystkimi Mgła, starając się uciszyć wrzeszczący tłum.

— Proszę ciszej, tak? Ech, weźcie zamknijcie te pyski!

Nagle Hiacynt zauważyła, że w jej stronę zbliża się Orzech.

— Hiacynt, chodź, już czas, kolonia czeka...

Złapał lekko za jej skórę na karku i stanowczo postawił ją na łapy.

— No chodź — pospieszył ją.

Hiacynt prędko pobiegła w stronę skały. Koty ponownie głośno krzyknęły, dopiero ostre syknięcie Mgły było w stanie uciszyć ten harmider. Orzech zabrał kotkę przed skałę i polecił jej stanąć tuż u stóp głazu.

Kolonia raptem ucichła. Wszyscy wpatrywali się z oczekiwaniem na dalsze wydarzenia.

— Z racji tego — zaczęła donośnie Mgła ze szczytu — że Orzech zna naszą przyszłą liderkę najlepiej, to on przeprowadzi ceremonię.

Jasnobrązowa kotka skinęła głową na brata. Ten odchrząknął i zaczął mówić:

— Nasza kolonia ma bogatą historię. Przeżyła liczne bitwy, katastrofy i śmierci. Traciliśmy lidera wiele razy i, choć ubolewamy nad ich śmiercią, kolonia musi trwać dalej.

Spojrzał wprost na Hiacynta, kontynuując:

— Hiacyncie, czy przyrzekasz chronić i opiekować się twoją kolonią?

Dam radę, pomyślała Hiacynt.

— Przyrzekam.

— Czy zobowiązujesz się do zostania jej liderką, gotową poświęcić życie w obronie swoich kotów?

Albo i nie...

— Ja... — głos Hiacynta zawisł w powietrzu. — Nie.

Przez tłum zgromadzonych przeszły nerwowe szmery.

— Co to ma znaczyć?

— Myślałam, że będziemy mieć godnego lidera...

— Co teraz będzie?

— Spokojnie, uspokójcie się! — krzyknęła Mgła. Koty natychmiast ucichły. Brązowa kotka wbiła wyczekujący wzrok w Orzecha i Hiacynta.

— Zaraz...co? — Orzech nie mógł uwierzyć swoim uszom. — Ale...dlaczego?

Hiacynt nie mogła wyrzucić się z głowy wspomnienia złowrogich, płonących oczu brązowego kocura. Uświadomiła sobie, że w zasadzie nigdy nie będzie w stanie spojrzeć na niego w normalny sposób. Za wiele się zmieniło przez ten długi czas.

— Nie mogę wami rządzić. Wtedy stanie się coś złego — rzekła poważnym głosem. Wiedziała, że to, co robi, jest słuszne. — Muszę odejść. To moje przeznaczenie.

— Ale...nic nie rozumiem! Kto zostanie liderem? — zawołał Orzech. Cały entuzjazm zniknął niczym poranna mgła.

Na to Hiacynt znalazła odpowiedź. Poderwała głowę i spojrzała na Mgłę. Górując nad wszystkimi kotami wyglądała jak prawdziwa liderka.

— Mgła — odparła z uśmiechem na pysku. — Jest urodzoną liderką. Pamiętasz, jak pokierowała nas w bitwie? To tak naprawdę dzięki niej odnieśliśmy sukces.

Koty z kolonii natychmiast wymieniły się swoimi spostrzeżeniami.

— Ma rację...

— Mgła zawsze się nami opiekowała. Była jak prawa łapa Olchy, kiedy ta jeszcze żyła.

— Mgła na liderkę!

Wszyscy naraz poczęli skandować imię jasnobrązowej kotki. Mgła położyła uszy po sobie, lekko speszona.

Orzech z dumą zerknął na swoją siostrę. Hiacynt w tym czasie odwróciła się i w milczeniu skierowała się w stronę lasu.

— Czekaj, Hiacynt! — zawołał za nią, gdy tylko zorientował się, że odchodzi. — Zamierzasz tak po prostu odejść? — w jego głosie dało się wyczuć żal.

Śnieżnobiała kotka mrugnęła oczami w odpowiedzi. Wskazała ogonem na Forsycję, która cały czas obserwowała swojego partnera.

— Miałam sen — wyznała po namyśle Hiacynt. — Od małego kociaka miewałam sny, które później okazywały się prawdą. Bardzo bym chciała, ale nie mogę. To tylko przyniesie wam zgubę. Poza tym — wskazała ponownie na złocistą kocicę — ty już kogoś masz.

Orzech spojrzał kątem oka na Forsycję.

— No tak, ale przecież możemy być...

— Przyjaciółmi... — dokończyła szeptem Hiacynt. — Możemy być. Ale nie dziś. Nie teraz...

Bez dalszych słów zagłębiła się dalej w gęsty las.

— Opiekuj się kolonią i doradzaj Mgle. Przyda jej się pomoc...

Nie odwróciła się już. Wiedziała, że postąpiła dobrze. A teraz wracała tam, gdzie od początku było jej miejsce, nawet jeśli wcześniej tego nie zauważała.

Księżyc od zawsze prowadził mnie dobrze. A teraz powracam pod jego osłoną...

***

662 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro