🌷Rozdział 1🌷
Hiacynt raptem zerwała się z posłania, wzbijając w powietrze liście paproci i trzcinę. Rozejrzała się dookoła, upewniając się, że wciąż znajduje się w swojej norze.
— Hej, siorka! — szara, cętkowana głowa stanęła w wejściu do nory, blokując wpadające do środka blade światło świtu. — Idziemy na polowanie. Pomyślałem, że chciałabyś pójść poganiać wiewiórki niż gnić w legowisku — zażartował Popiół, lecz spoważniał na widok zmartwionej miny Hiacynta. — Znowu zły sen? Wszystko w porządku?
Biała kotka wbiła spojrzenie lodowatych oczu w swoje łapy. Miała ten sen już kilka razy. Nie wiedzieć czemu, akurat ten musiał mieć jakieś znaczenie. Jakby...jakby miał jakieś powiązanie z teraźniejszością. Co jeśli znów stanie się coś strasznego?
— Halo! Ziemia do Hiacynta, idziemy na łowy, siostrzyczko! — syknął jej prosto do ucha, na co kotka podskoczyła, boleśnie uderzając głową o sklepienie nory.
— Tak, już idę — jęknęła, pocierając łapą obolałe miejsce. Po chwili wstała z ziemi i ruszyła ku wyjściu.
W pierwszej chwili oślepiło ją światło wdzierające się do jej oczu. Później zdołała dojrzeć Lunę, Blaska i Księżyca rozmawiających pośrodku otoczonej przez drzewa polany, ich łapy drżały z ekscytacji.
— Hiacyncie, Popiele! — przywitała ich Luna, stykając się nosami z kociętami. — No, w końcu możemy wyruszać.
— Już myśleliśmy, że prześpisz cały dzień — zaśmiał się Blask. — Odkąd zaczęłaś miewać koszmary nigdy nie zaznałaś porządnego snu.
Czyli od zawsze, dodała w myślach Hiacynt, jednak nie odważyła się wypowiedzieć tej myśli na głos. To prawda, od momentu urodzenia miewała dziwne, mroczne sny. Cała rodzina traktowała to dość normalnie, ale Hiacynt była pewna, że jej bracia śpią zwyczajnie. Zawsze opowiadali o swoich snach, jak o przyjemnych wypadach do lasu, goniąc myszy i króliki. Czemu ona, w takim razie, ciągle śniła o okaleczeniu Popioła?
— Myślę, że Hiacynt powinna się przespać — wtrącił się Księżyc. — Niedobór snu może prowadzić do halucynacji, co może utrudnić polowanie i normalne funkcjonowanie — ciągnął monotonnym głosem. — Zaś to może doprowadzić do problemów psychicznych oraz...
Nie skończył, bo Popiół trzepnął brata w ucho. Czarno-biały kocur syknął na Popioła i polizał się po uchu.
— Dobrze, już dobrze, nie wygłupiajcie się — skarciła ich Luna. — Polowanie to nie kocięce igraszki. To ważna życiowa umiejętność, którą powinniście doskonalić przy każdej okazji. Dzisiaj poćwiczymy łowy na króliki. Jak wiecie, króliki to bardzo szybkie i dość duże zwierzęta, więc trzeba wiedzieć, jak je złapać. Praca zespołowa jest bardzo przydatna podczas takiego typu...
Hiacynta przestał interesować monolog czarnej kotki. Zamiast tego wyobrażała sobie siebie, jako przywódczynię wielkiej kolonii. Praca zezpołowa. Tak, miałaby całą grupę do dyspozycji!
— Hiacynt! — krzyknęła Luna, przywracając uwagę białej kotki. — Co przed chwilą powiedziałam?
Hiacynt z zakłopotaniem bąknęła:
— O... o łapaniu królików?
Luna pokręciła głową z rezygnacją.
— Nie, nie. Słuchaj, Hiacyncie, bo zaraz użyjesz tych technik w praktyce.
***
Luna zwinnie biegła przez leśne poszycie, bezszelestnie stawiając kroki i sprawnie pokonując wszystkie przeszkody. Blask oraz Popiół sunęli za nią jak cienie, podczas gdy Księżyc zachowywał nieduży odstęp, rozglądając się na wszystkie strony i myśląc nad każdym postawionym krokiem.
— Kurczę! — syknęła pod nosem Hiacynt po raz trzeci zapadając się wykopany przez kreta dół. Z mozołem wstała na cztery łapy i niezdarnie przewaliła się przez leżącą na ziemi sporą kłodę.
Księżyc spojrzał na nią i ruchem ogona nakazał milczenie, po czym sam ruszył przed siebie, węsząc w powietrzu z postawionymi uszami.
Biała kotka jęknęła, lecz posłusznie ruszyła za rodziną. Była tak zapatrzona we własne łapy, że w ogóle nie zwracała uwagi, gdzie zmierza. W rezultacie wpadła na swojego brata, który ostro syknął i popatrzył na nią z wyrzutem.
— Hiacyncie, bądź uważniejsza — upomniała ją Luna, wbijając w nią karcące spojrzenie. — Tuż za tamtymi drzewami jest polana z norami królików. Duża grupa królików upatrzyła sobie to miejsce i wykopała swoje nory w jednym miejscu. Będziemy musieli działać grupowo, żeby polowanie się powiodło.
Czarna kocica zaczęła przydzielać poszczególnym kotom swoje role, lecz Hiacynta to w ogóle nie interesowało. Za to wzdychała z zachwytem na widok pięknego, barwnego motyla o złoto-pomarańczowych skrzydłach, unoszącego się nad skąpaną w słońcu polaną.
— Idziemy — szepnęła ledwo słyszalnie Luna i po chwili znikła w gęstych zaroślach. Cała grupa podążyła za nią.
Wtedy Hiacynt zdała sobie sprawę, że nie wie co robić. Gdy wypadła niezdarnie po drugiej stronie liściastej ściany ogarnęło ją przerażenie. Wszyscy rozeszli się na prawo i lewo, okrążając miejsce polowania. Tylko ona stała jak wryta, nie wiedząc co czynić.
— Psst! — syknął Popiół. — Miałaś iść z Księżycem!
Kotka posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie i prędko potruchtała w stronę Księżyca, który napiął mięśnie i przypadł płasko do ziemi, czujnym wzrokiem obserwując niczego nie świadome króliki, które jako pierwsze wychyliły łebki z nor.
— Na mój znak — cichy szept Luny przeciął powietrze jak błyskawica, gdy ta podniosła nieco ogon. — I...teraz!
Czarna kocica uderzyła jak piorun, łapiąc zębami pierwszego królika i sprawnym, wyćwiczonym od wielu dekad ruchem, przekręciła mu kark, uśmiercając go na miejscu.
Popiół po odrobinę dłuższym czasie zrobił to samo, odrzucił zdobycz na bok i wbił spojrzenie w Księżyca i Hiacynta, którzy nadal czekali w miejscu.
Dobrze, że nie pobiegłam, odetchnęła w duchu. Zepsułabym całe polowanie.
Raptem Księżyc wystrzelił do przodu i zaczął zaganiać królika w kierunku...
Mnie!, pomyślała z niepokojem, obserwując rozgrywającą się scenę. Hiacynt prędko pobiegła do przodu, jednak było już za późno. Ofiara zdążyła zwinnie ominąć czarno-białego kocura i uciekła nawet Blaskowi, który w ostatniej chwili rzucił się na stworzonko.
— Hiacynt! — wrzasnęła wściekle Luna, zamiatając pył ogonem. — Niech zgadnę: znowu mnie nie słuchałaś.
Biała kotka opuściła uszy oraz ogon i wymamrotała ciche przeprosiny:
— Przepraszam, Luno, ja...
— Twoje przeprosiny nie napełnią naszych brzuchów — parsknęła. — A co powiesz na to, żebyś wróciła do domu i wymieniła nam wszystkim posłania. Może zbieranie liści nie sprawi ci aż tyle problemów.
Hiacynt z przygnębieniem powlokła się z powrotem do domu. Świetny był dzisiaj dzień. Jak zwykle niczego nie potrafię. Jestem bezużyteczna.
***
Hiacynt właśnie kończyła układać liście paproci w legowisku rodziców, gdy raptem usłyszała szelest. Wychyliła głowę z nory i z fuknięciem otrząsnęła ziemię, która spadła na jej pysk. Luna, Blask oraz jej bracia wracali z polowania, każdy trzymał jakąś zdobycz w zębach. Popiół i jego matka z dumnie podniesionymi ogonami dźwigali pokaźne króliki, zaś Księżyc wraz z ojcem w pełni zadowolili się dwoma ryjówkami i wiewiórką.
— Cześć, siorka — miauknął, rozwierając paszczę w potężnym ziewnięciu, niechcący wypuszczając gryzonia z pyska. — Mam nadzieję, że sprzyjała ci ta cała natura, kiedy zbierałaś liście. — zażartował, posyłając jej małego kuksańca.
— Ta, dzięki. Przepraszam za to wcześniej — wymamrotała skruszona. — Obiecuję, że następnym razem będę słuchać. I wyjdzie nam to polowanie.
— No, tak jakby to nasze trzecie polowanie na króliki — przypomniał. — Patrz! — wykrzyknął nagle, zadarłszy głowę do góry. — Już świecą pierwsze gwiazdy!
— Wspaniałe — westchnęła z zachwytem Hiacynt. — Szkoda, że noc jest taka piękna, a trwa tak krótko.
Wtem Luna zwołała całą rodzinę na wspólny posiłek. Hiacynt oraz Popiół ochoczo zajęli swoje miejsce w okręgu i obserwowali, jak czarna kocica rozdziela wszystkim ich porcję.
— Z racji tego, że Hiacynt nie wykazała się dzisiaj uważnością — powiedziała znacząco, przysuwając łapą ryjówkę do łap białej kotki. — Dostanie mniej jedzenia. Jednak mam nadzieję, że zmotywuje to ją do zmiany. I przyniesie szczęście nam wszystkim.
Pomimo karcącej wypowiedzi Luny Hiacynt z radością zabrała się do pałaszowania swojej zdobyczy. Na koniec oblizała pysk i obgryzła wszystkie kości do czysta. Kilkoma ruchami łapy wykopała mały dołek do którego wrzuciła wszystkie resztki. Popiół po chwili namysłu wsypał swoje do dziury wykopanej przez siostrę.
— Idę spać — oznajmił Blask, ziewając. — Nic tu po mnie. Muszę iść jutro na patrol.
— Mogę z tobą? — zapytał podekscytowany Popiół. — Jeszcze nigdy nie byłem na patrolu.
Czarno-biały kocur pokiwał głową, po czym udał się na spoczynek do nory jego i Luny.
— No, no, wy też powinniście iść spać, kociaki — miauknęła czarna kotka, powoli wstając z ziemi. — Jesteście już prawie dorośli, a więc musicie za wszelką cenę doskonalić umiejętności łowieckie, a polowanie to nie przelewki.
— Dobranoc, Hiacyncie — wyszeptał Popiół, truchtając do swojej nory.
— Dobranoc — mruknął pod nosem Księżyc, jak zwykle nieskory do rozmowy.
— Dobranoc, wszystkim — powiedziała łagodnie Hiacynt, po czym znikła w swoim legowisku.
Miała tylko nadzieję, że uda jej się zasnąć.
***
1382 słowa
Hej! Oto pierwszy rozdzialik. Ogl to staram się, by były dłuższe niż zazwyczaj, bo planuję, żeby powieść miała 15 rozdziałów, każdy po min. 10 stron A5 w wordzie.
Nie mam za dużo do powiedzenia, jedynie zachęcam do zostawienia opinii o 1. rozdziale. Gwiazdeczki oraz komentarze, jak zawsze, mile widziane. Zabiorę się za następną okładkę i opublikuję jutro. A to będzie na tyle.
Cat <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro