🌷Rozdział 4🌷
Hiacynt była tego poranka w niezwykle dobrym humorze. Wygramoliła się ze swojego legowiska i ziewnęła potężnie. Rześkie powietrze dodawało jej energii i pobudzało do działania. Tym bardziej, że ten dzień nie zamierzała spędzić na obijaniu się!
— Hiacynt! — kotka odwróciła głowę. To Luna zawołała ją, duma i lekkie zaskoczenie malowały się jednocześnie na jej ciemnym pysku. — Wstałaś dziś wyjątkowo wcześnie. Mogę wiedzieć, co przekonało cię do ukrócenia drzemki, hmm?
— Oj tam — mruknęła lekceważącym tonem Hiacynt. — Po prostu chcę nacieszyć się jesienią!
— ,,Nacieszyć się jesienią"? — powtórzył burkliwie Księżyc, który przez cały ten czas przysłuchiwał się rozmowie z boku, liżąc swoje czarno-białe futro. — Z czego się tu cieszyć? Zwierzyna chowa się po norach, a to nic dobrego. Wierz mi, niedługo spadnie śnieg i nie będzie nic do jedzenia.
— Chociaż staraj się pokazać entuzjazm — syknęła mu prosto do ucha Hiacynt, na co kocur warknął z irytacją. — Warto jest znajdować pozytywy, nawet w najgorszej możliwej sytuacji. Tak swoją drogą — dodała, rozglądając się po polanie — gdzie są Popiół i tata?
— Popiół poszedł na patrol z Blaskiem. Wiesz, robota kocurów — westchnęła Luna, rozciągając się. — A my może poszlibyśmy na polowanie? Skoro ciebie nie interesują patrole — burknęła, mierząc ostrym spojrzeniem Księżyca, który unikał kontaktu wzrokowego z matką.
Księżyc mruknął pod nosem z rezygnacją:
— No dobra — i leniwie powstał na cztery łapy.
— A ty, Hiacynt? — Luna zwróciła się do białej kotki.
— Och... — odparła Hiacynt, lekko zdenerwowana. Wprawdzie miała ochotę spotkać się dzisiaj z Orzechem. Urządzali spotkania nad stawem już od kilku dni i on pewnie będzie tam dzisiaj czekał... Mama ani tata nie byliby zadowoleni z intruzów na naszym terenie!
— To...jak? — powtórzyła podejrzliwie Luna.
Uch! Pomyśli, że coś przed nią ukrywam! Muszę się zgodzić. Może uda mi się jakoś zaalarmować Orzecha...
— Tak, oczywiście — odpowiedziała szybko, ruszając marszem w stronę lasu. — Zamyśliłam się tylko. Możemy wyruszyć już teraz.
Luna i Księżyc nic nie powiedzieli, jednak Hiacynt czuła lekki niepokój, bijący od tej dwójki.
Przepraszam, ale nie mogę powiedzieć wam prawdy.
***
Hiacynt wypadła z zarośli, sunąc przez leśne poszycie. Starała się za wszelką cenę kroczyć na przedzie, jednak wszystko zdawało się jej to utrudniać. Teraz na przykład, jakiś wielki krzaczor postanowił wbić mi ciernie w skórę!, fuknęła w myślach, łapiąc zębami ostre igiełki, które przyczepiły się do jej futra.
Miała nadzieję, że Orzech nie zechciał dzisiaj przyjść nad staw. Hiacynt sama nie wiedziała, co mogłoby się stać, gdyby wraz z Luną i Księżycem natknęła się na pręgowanego kocura, siedzącego nad taflą wody. Jeszcze gorzej, gdyby napomknął o naszych tajnych spotkaniach, dodała, czując lekki niepokój i spoglądając mimowolnie do tyłu. Luna i jej brat byli jeszcze kawałek dalej, a poruszali się spokojnym spacerem. Nie wiem, czy kiedykolwiek by mi wybaczyli! Ale może uda mi się ostrzec Orzecha zanim będzie za późno...
— Hiacynt! Hiacynt, jesteś tam? — nagle do jej uszu dobiegł burkliwy głos Księżyca. Chwilę później dało się słyszeć donośny odgłos kocich łap, bijących o wyścielone liśćmi podłoże. Czarno-biały kocur wyściubił głowę przez cierniste krzewy i przecisnął się przez nie z niemałym trudem. Za nim podążyła Luna, zahaczając swoim ciemnym futrem o wystające ostre kolce.
— Tak sobie pomyślałam... — zagadnęła, usilnie starając się ukryć drżenie jej własnego głosu. — Może dokończycie polowanie we dwójkę? Chciałabym sprawdzić swoje szczęście nad stawem.
Księżyc przewrócił oczami i zerknął na Lunę, której mina wyrażała niepewność.
— O tej porze roku zwierzyna chowa się po norach — mruknął jak zwykle monotonnym głosem. — Możesz tam iść, ale nie wróżę ci nic dobrego.
Luna wydała z siebie głębokie westchnienie.
— Zbliża się zima. Powinniśmy nałapać jak najwięcej zwierzyny i napełnić nasze brzuchy, póki możemy. — rzekła poważnym tonem, spoglądając z góry na Hiacynta. — Jednakże — dodała przeciągle. — uważam, że w twoim przypadku, jestem skłonna się na to zgodzić. — Biała kotka ucieszyła się natychmiast, na dźwięk tych słów, lecz Luna powiedziała jeszcze: — Powinnaś nauczyć się polować w samotności, skoro praca grupowa nie idzie ci najlepiej.
Normalnie Hiacynt spochmurniałaby po ostatnich słowach matki, ale sam fakt, że się zgodziła, był wystarczający, aby wywołać uśmiech na pysku śnieżnobiałej kotki.
— Dziękuję! Dziękuję, Luno! — zawołała, radośnie podskakując w miejscu.
Czarna kocica z widocznym zdezorientowaniem śledziła ją wzrokiem.
— A co jest w tym stawie takiego ciekawego? — mruknęła podejrzliwie.
— Widzimy się z powrotem! — rzuciła, biegnąc w podskokach ku stawowi. Czuła swoje pędzące serce i uciążliwe myśli, kotłujące się w jej głowie.
Jeszcze nie jest za późno...
***
Hiacynt pędziła jak błyskawica przez las. Liście ulatywały do góry spod jej łap, a giętkie gałęzie krzewów drżały od gwałtownych podmuchów wiatru.
Kotka była wyczerpana długim biegiem, jednak nie miała zamiaru się poddać. Od jej niepowodzenia może zależyć życie Orzecha.
W końcu dotarła na miejsce. Gdy dysząc, przecisnęła się przez zarośla, odniosła wrażenie, jakby ktoś ścisnął mocno jej klatkę piersiową. Niedaleko, tuż obok brzegu siedział brązowy, pręgowany kocur i wpatrywał się w taflę wody. W jego oczach można było dostrzec zmartwienie.
Usłyszawszy szelest liści, nadstawił uszu i spojrzał w kierunku zarośli, z których przed chwilą wynurzyła się Hiacynt. Na widok pełnej wdzięku, śnieżnobiałej kotki, na jego pysku odmalował się zachwyt, a ten pobiegł czym prędzej w podskokach w tę stronę.
— Hiacynt! — zawołał wesoło. — Już myślałem, że nie przyjdziesz. Mam ci tyle do opowiedzenia...
— Cicho! — syknęła ostro Hiacynt, czego szybko pożałowała, widząc skruszoną minę przyjaciela. — Jestem na polowaniu z moją mamą i bratem! Nie powinno cię tu w ogóle być!
Chyba brzmię trochę zbyt ostro. Ale Orzech na pewno zrozumie, że to poważna sprawa.
— Musisz uciekać, mogą być tu w każdej chwili! — ostrzegła ponownie.
W tym momencie rozległ się szelest i odgłos kocich łap, bębniących o podłoże. Hiacynt ze strachu zrobiła kilka kroków do tyłu, tworząc dystans między nią a Orzechem. Kilka sekund po tym z zarośli wychynął Blask, ociekając zapachem lasu.
Widząc intruza na swoim terytorium instynktownie wydał z siebie warkot. Zerknął kątem oka na białą kotkę, która obnażyła kły, chcąc sprawiać pozory.
— Obcy na naszym terytorium? To nie twoje miejsce! — syknął wściekle i zaatakował młodego kocura. Zadał mu potężny cios w podbródek. Jego przeciwnik wydał z siebie bolesny jęk i cofnął się w popłochu.
Hiacynt wraz z Blaskiem zaczęli okrążać kocura.
— Hiacynt, pokaż mu, co robimy z niechcianymi gośćmi na naszym terenie — kotka poczuła, jakby ktoś rzucił w nią kamieniem. Mam zaatakować Orzecha? Nie...Nie mogę...
Muszę, uświadomiła sobie, wzdychając głęboko i spoglądając na brązowego kocura bez śladu litości.
Zacisnęła zęby z bezsilności. Muszę, powtórzyła w myślach jeszcze raz.
Rzuciła się na kocura z wrzaskiem i przyszpiliła go do ziemi.
— Mogłeś uciekać, gdy ci mówiłam! — warknęła tuż przy jego uchu, zanim zaorała pazurami jego uszy. Orzech silnym ruchem odepchnął od siebie przeciwniczkę i z podkulonym ogonem uciekł w głąb lasu, ku krańcu terytorium. Zanim na dobre opuścił nieswój rewir, wbił nienawistne spojrzenie prosto w Hiacynta.
— Przepraszam — szepnęła cicho, tak by nikt, oprócz jej samej, nie mógł usłyszeć tych słów.
— Brawo, Hiacynt! — zawołał z podziwem w oczach Blask. — Ten kocur nie pokaże się już więcej na naszym terytorium. Powiem Lunie, by zostawiła dla ciebie dodatkowy kawałek zwierzyny. Ciężka praca się opłaca!
— Ta...super... — odparła z udawanym entuzjazmem biała kotka. Prawdę mówiąc, jedyne co teraz czuła, to czysta skrucha i ciążące nad nią poczucie winy. On mi ufał, a ja go zdradziłam w taki sposób..., jęknęła w myślach.
— Chodź, Hiacynt. Wracamy na polanę — zarządził Blask, ruszając szybkim krokiem drogą powrotną. Hiacynt niechętnie powlokła się za nim. — Należy ci się nagroda! — dodał entuzjastycznie.
To nie zwycięstwo. To czysta porażka.
***
1269 słów
Skończyłam już PK, więc wracam do pisania PH, a w międzyczasie powstaje zupełnie nowa seria o kotach, pt. Wyzwoleni. Na razie mam napisane 3 rozdziały, więc opublikuję jakiś czas później. Za to z Podróży Hiacynta mam gotowe prawie 6 rozdziałów.
Polecam także zajrzeć do mojej nowej książki z konkursami! A to by było na tyle. Papa!
Cat <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro