Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌷Rozdział 4🌷


Hiacynt była tego poranka w niezwykle dobrym humorze. Wygramoliła się ze swojego legowiska i ziewnęła potężnie. Rześkie powietrze dodawało jej energii i pobudzało do działania. Tym bardziej, że ten dzień nie zamierzała spędzić na obijaniu się!

— Hiacynt! — kotka odwróciła głowę. To Luna zawołała ją, duma i lekkie zaskoczenie malowały się jednocześnie na jej ciemnym pysku. — Wstałaś dziś wyjątkowo wcześnie. Mogę wiedzieć, co przekonało cię do ukrócenia drzemki, hmm?

— Oj tam — mruknęła lekceważącym tonem Hiacynt. — Po prostu chcę nacieszyć się jesienią!

— ,,Nacieszyć się jesienią"? — powtórzył burkliwie Księżyc, który przez cały ten czas przysłuchiwał się rozmowie z boku, liżąc swoje czarno-białe futro. — Z czego się tu cieszyć? Zwierzyna chowa się po norach, a to nic dobrego. Wierz mi, niedługo spadnie śnieg i nie będzie nic do jedzenia.

— Chociaż staraj się pokazać entuzjazm — syknęła mu prosto do ucha Hiacynt, na co kocur warknął z irytacją. — Warto jest znajdować pozytywy, nawet w najgorszej możliwej sytuacji. Tak swoją drogą — dodała, rozglądając się po polanie — gdzie są Popiół i tata?

— Popiół poszedł na patrol z Blaskiem. Wiesz, robota kocurów — westchnęła Luna, rozciągając się. — A my może poszlibyśmy na polowanie? Skoro ciebie nie interesują patrole — burknęła, mierząc ostrym spojrzeniem Księżyca, który unikał kontaktu wzrokowego z matką.

Księżyc mruknął pod nosem z rezygnacją:

— No dobra — i leniwie powstał na cztery łapy.

— A ty, Hiacynt? — Luna zwróciła się do białej kotki.

— Och... — odparła Hiacynt, lekko zdenerwowana. Wprawdzie miała ochotę spotkać się dzisiaj z Orzechem. Urządzali spotkania nad stawem już od kilku dni i on pewnie będzie tam dzisiaj czekał... Mama ani tata nie byliby zadowoleni z intruzów na naszym terenie!

— To...jak? — powtórzyła podejrzliwie Luna.

Uch! Pomyśli, że coś przed nią ukrywam! Muszę się zgodzić. Może uda mi się jakoś zaalarmować Orzecha...

— Tak, oczywiście — odpowiedziała szybko, ruszając marszem w stronę lasu. — Zamyśliłam się tylko. Możemy wyruszyć już teraz.

Luna i Księżyc nic nie powiedzieli, jednak Hiacynt czuła lekki niepokój, bijący od tej dwójki.

Przepraszam, ale nie mogę powiedzieć wam prawdy.

***

Hiacynt wypadła z zarośli, sunąc przez leśne poszycie. Starała się za wszelką cenę kroczyć na przedzie, jednak wszystko zdawało się jej to utrudniać. Teraz na przykład, jakiś wielki krzaczor postanowił wbić mi ciernie w skórę!, fuknęła w myślach, łapiąc zębami ostre igiełki, które przyczepiły się do jej futra.

Miała nadzieję, że Orzech nie zechciał dzisiaj przyjść nad staw. Hiacynt sama nie wiedziała, co mogłoby się stać, gdyby wraz z Luną i Księżycem natknęła się na pręgowanego kocura, siedzącego nad taflą wody. Jeszcze gorzej, gdyby napomknął o naszych tajnych spotkaniach, dodała, czując lekki niepokój i spoglądając mimowolnie do tyłu. Luna i jej brat byli jeszcze kawałek dalej, a poruszali się spokojnym spacerem. Nie wiem, czy kiedykolwiek by mi wybaczyli! Ale może uda mi się ostrzec Orzecha zanim będzie za późno...

— Hiacynt! Hiacynt, jesteś tam? — nagle do jej uszu dobiegł burkliwy głos Księżyca. Chwilę później dało się słyszeć donośny odgłos kocich łap, bijących o wyścielone liśćmi podłoże. Czarno-biały kocur wyściubił głowę przez cierniste krzewy i przecisnął się przez nie z niemałym trudem. Za nim podążyła Luna, zahaczając swoim ciemnym futrem o wystające ostre kolce.

— Tak sobie pomyślałam... — zagadnęła, usilnie starając się ukryć drżenie jej własnego głosu. — Może dokończycie polowanie we dwójkę? Chciałabym sprawdzić swoje szczęście nad stawem.

Księżyc przewrócił oczami i zerknął na Lunę, której mina wyrażała niepewność.

— O tej porze roku zwierzyna chowa się po norach — mruknął jak zwykle monotonnym głosem. — Możesz tam iść, ale nie wróżę ci nic dobrego.

Luna wydała z siebie głębokie westchnienie.

— Zbliża się zima. Powinniśmy nałapać jak najwięcej zwierzyny i napełnić nasze brzuchy, póki możemy. — rzekła poważnym tonem, spoglądając z góry na Hiacynta. — Jednakże — dodała przeciągle. — uważam, że w twoim przypadku, jestem skłonna się na to zgodzić. — Biała kotka ucieszyła się natychmiast, na dźwięk tych słów, lecz Luna powiedziała jeszcze: — Powinnaś nauczyć się polować w samotności, skoro praca grupowa nie idzie ci najlepiej.

Normalnie Hiacynt spochmurniałaby po ostatnich słowach matki, ale sam fakt, że się zgodziła, był wystarczający, aby wywołać uśmiech na pysku śnieżnobiałej kotki.

— Dziękuję! Dziękuję, Luno! — zawołała, radośnie podskakując w miejscu.

Czarna kocica z widocznym zdezorientowaniem śledziła ją wzrokiem.

— A co jest w tym stawie takiego ciekawego? — mruknęła podejrzliwie.

— Widzimy się z powrotem! — rzuciła, biegnąc w podskokach ku stawowi. Czuła swoje pędzące serce i uciążliwe myśli, kotłujące się w jej głowie.

Jeszcze nie jest za późno...

***

Hiacynt pędziła jak błyskawica przez las. Liście ulatywały do góry spod jej łap, a giętkie gałęzie krzewów drżały od gwałtownych podmuchów wiatru.

Kotka była wyczerpana długim biegiem, jednak nie miała zamiaru się poddać. Od jej niepowodzenia może zależyć życie Orzecha.

W końcu dotarła na miejsce. Gdy dysząc, przecisnęła się przez ‎zarośla, odniosła wrażenie, jakby ktoś ścisnął mocno jej klatkę piersiową. Niedaleko, tuż obok brzegu siedział brązowy, pręgowany kocur i wpatrywał się w taflę wody. W jego oczach można było dostrzec zmartwienie.

Usłyszawszy szelest liści, nadstawił uszu i spojrzał w kierunku zarośli, z których przed chwilą wynurzyła się Hiacynt. Na widok pełnej wdzięku, śnieżnobiałej kotki, na jego pysku odmalował się zachwyt, a ten pobiegł czym prędzej w podskokach w tę stronę.

— Hiacynt! — zawołał wesoło. — Już myślałem, że nie przyjdziesz. Mam ci tyle do opowiedzenia...

— Cicho! — syknęła ostro Hiacynt, czego szybko pożałowała, widząc skruszoną minę przyjaciela. — Jestem na polowaniu z moją mamą i bratem! Nie powinno cię tu w ogóle być!

Chyba brzmię trochę zbyt ostro. Ale Orzech na pewno zrozumie, że to poważna sprawa.

— Musisz uciekać, mogą być tu w każdej chwili! — ostrzegła ponownie.

W tym momencie rozległ się szelest i odgłos kocich łap, bębniących o podłoże. Hiacynt ze strachu zrobiła kilka kroków do tyłu, tworząc dystans między nią a Orzechem. Kilka sekund po tym z zarośli wychynął Blask, ociekając zapachem lasu.

Widząc intruza na swoim terytorium instynktownie wydał z siebie warkot. Zerknął kątem oka na białą kotkę, która obnażyła kły, chcąc sprawiać pozory.

— Obcy na naszym terytorium? To nie twoje miejsce! — syknął wściekle i zaatakował młodego kocura. Zadał mu potężny cios w podbródek. Jego przeciwnik wydał z siebie bolesny jęk i cofnął się w popłochu.

Hiacynt wraz z Blaskiem zaczęli okrążać kocura.

— Hiacynt, pokaż mu, co robimy z niechcianymi gośćmi na naszym terenie — kotka poczuła, jakby ktoś rzucił w nią kamieniem. Mam zaatakować Orzecha? Nie...Nie mogę...

Muszę, uświadomiła sobie, wzdychając głęboko i spoglądając na brązowego kocura bez śladu litości.

Zacisnęła zęby z bezsilności. Muszę, powtórzyła w myślach jeszcze raz.

Rzuciła się na kocura z wrzaskiem i przyszpiliła go do ziemi.

— Mogłeś uciekać, gdy ci mówiłam! — warknęła tuż przy jego uchu, zanim zaorała pazurami jego uszy. Orzech silnym ruchem odepchnął od siebie przeciwniczkę i z podkulonym ogonem uciekł w głąb lasu, ku krańcu terytorium. Zanim na dobre opuścił nieswój rewir, wbił nienawistne spojrzenie prosto w Hiacynta.

— Przepraszam — szepnęła cicho, tak by nikt, oprócz jej samej, nie mógł usłyszeć tych słów.

— Brawo, Hiacynt! — zawołał z podziwem w oczach Blask. — Ten kocur nie pokaże się już więcej na naszym terytorium. Powiem Lunie, by zostawiła dla ciebie dodatkowy kawałek zwierzyny. Ciężka praca się opłaca!

— Ta...super... — odparła z udawanym entuzjazmem biała kotka. Prawdę mówiąc, jedyne co teraz czuła, to czysta skrucha i ciążące nad nią poczucie winy. On mi ufał, a ja go zdradziłam w taki sposób..., jęknęła w myślach.

— Chodź, Hiacynt. Wracamy na polanę — zarządził Blask, ruszając szybkim krokiem drogą powrotną. Hiacynt niechętnie powlokła się za nim. — Należy ci się nagroda! — dodał entuzjastycznie.

To nie zwycięstwo. To czysta porażka.

***

1269 słów

Skończyłam już PK, więc wracam do pisania PH, a w międzyczasie powstaje zupełnie nowa seria o kotach, pt. Wyzwoleni. Na razie mam napisane 3 rozdziały, więc opublikuję jakiś czas później. Za to z Podróży Hiacynta mam gotowe prawie 6 rozdziałów.

Polecam także zajrzeć do mojej nowej książki z konkursami! A to by było na tyle. Papa!

Cat <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro