Ucieczka
Nogi plątały mu się jak oszalałe, biegł już długo i wciąż nie mógł odpocząć. Wiedział, że podążają za nim czarni energerzy. Jego oczom ukazała się przepaść. Zatrzymał się na chwilę i spojrzał w dół. Widok rozpościerał się więcej niż dwadzieścia metrów w głąb. Szybko odwrócił się i nasłuchiwał, aby móc oszacować odległość między nim a ścigającymi. Ukląkł przy krawędzi i powoli zdrapywał się po kamiennej ścianie. Czarni zatrzymali się przy urwisku i patrzyli na niego z niecierpliwością. Na niego i na dzielącą ich odległość zaledwie trzech metrów.
'wcześniej było ich więcej' pomyślał zaniepokojony, ale wciąż energicznie posuwał się ku dołowi.
- Pospiesz się Kohi!- ponaglał kobietę czarny energer.
- Oj Hio, zamknij się!- warknęła i z całych sił starała się dogonić uciekiniera.
Kobieta rzucała co chwile wulgarnymi przezwiskami w stronę towarzysza i mimo, że odgryzał się, nie jednokrotnie ostrzej, nie przestawała tego robić. Mężczyzna był już coraz bliżej końca kiedy Kohi nagle oderwała się ze ściany i wpadła nogami w postać pod sobą. Oboje spadali próbując odpychać siebie nawzajem. Napastniczka po chwili zrezygnowała i zahaczyła swoją bronią o jakiś odstający kamień, co pozwoliło zwolnić jej upadek na tyle, aby z powrotem mogła złapać się odstających kamieni i przylgnąć do ściany. Uciekający mężczyzna wciąż spadał. Ze zdumieniem stwierdził, że jest dla niego ratunek. Jeszcze dwa metry i trafi na skalną półkę. Upadek może mu połamać nogi, ale chęć przeżycia dawała mu nadzieję, że jednak nic mu się nie stanie i będzie mógł dalej uciekać, aż w końcu energerzy zrezygnują z pościgu. Szybko wyciągnął ręce w kierunku chropowatej pionowej powierzchni i mimo wielkiego bólu zwolnił swój lot. Upadł na półkę i natychmiast poczuł w nogach wielkie katusze. Powoli podniósł się na nogi i spojrzał w górę. Czarni znajdowali się jeszcze wysoko. 'To dziwne' wydawało się, że dosyć długo spadali a odległość między kobietą a mężczyzną była zaledwie dwa metry. Czyli wciąż depczą mu po piętach. Kohi posuwała się wyjątkowo szybko, mimo to i tak Hio ją doganiał. Zbocze zaczęło trochę łagodnieć i teraz można było już biec, a wystające jeszcze kamienie stanowiły idealną podborę, aby nie wywrócić się i nie stoczyć, podczas biegu. Jego szczęście nie trwało jednak długo. Potknął się i zatrzymał na skale kilka kroków dalej. Zaklął pod nosem i odruchowo zobaczył co było przyczyną wypadku. To był miecz. Wbity w skałę po samą rękojeść. Podszedł bliżej i okazało się, że wcale nie był w kamieniu, lecz był tylko między nie wsadzony. Chwycił go i wyjął. Pięknie wykonany miecz z ozdobnym grawerem na klindze.
'musiał należeć do ważnej albo bardzo bogatej osoby.' Pomyślał sobie i wciąż trzymając go w dłoni dalej biegł. Kilka metrów wyżej zatrzymali się czarni.
- Hio, idź powiedz Lordowi, że Toen ucieka. Ja będę dalej go goniła.- poinstruowała kolegę. Ton w jakim to powiedziała, brzmiał jak rozkaz, jednak żadne z nich nie było przełożonym drugiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro