Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

    Poranne światło wpadło do pokoju i rozświetliło leżące na podłodze kobiece ubrania. Czarny kaptur, mający zasłaniać także ramiona, wisiał na oparciu fotela pokojowego a buty, lekko przypominające obuwie zabójców z średniowiecznych Chin, były równo ułożone w nogach fotela. Promień słońca powoli przesuwał się i po czasie oświetlił twarz pięknej kobiety. Obudziła się czując ciepło na policzku.
' Tak to już ranek.' pomyślała sobie i niczym leniwy bezrobotny skrzat wyplątała się z pościeli stawiając prawą stopę na podłożu.
- No, teraz to mi nikt nie popsuje humoru.- Powiedziała radośnie sama do siebie
Wzięła szybką kąpiel, ubrała się i zeszła do pokoju jadalnego. Przez okno widziała jak wielki Gryf siedzi na trawie i rozkoszuje się widokiem słońca.
- Witaj Kohi.- powitał ją radośnie Toen.
- Witaj Toenie.- odpowiedziała mu prędko i energicznie. Toen był zaskoczony jej dobrym humorem i podszedł do lady w aneksie kuchennym.
- Napijesz się kawy?- zapytał robiąc lekko podejrzane oczy. Kohi, wyczuwając żart, wstała z krzesła i ukłoniła się jak królowi.
- Jeśli masz panie kawę z elfiego krzewu kawowego, to z miłą chęcią.- Arch uniósł wysoko brwi i zastanawiał się czy ta przypadkiem za bardzo z niego nie drwi. Uśmiechnął się tylko i podał jej kubek gorącej kawy. Usiadł obok niej i kiedy brał pierwszy łyk czarnego napoju Kohi zapytała go czy widział już swojego gryfa.
- Tak. Widziałem. O ile się nie mylę powinien być przy domu na trawie.- uśmiechnęli się i kontynuowali popijanie pobudzającej cieczy.

Czoło miał całe mokre a Lord wciąż ścigał jego i pozostałych. Dotarli do rozwalającej się świątyni i ujrzeli kamiennych ludzi stojących i patrzących na wprost. Lord wciąż siedział mu na ogonie. Biegł i uderzył w jakiś kamień. Szybko go wyminął i znowu zobaczył kamiennych ludzi. Odwrócił się i zobaczył jego wściekłą twarz dyszącą ciężko ze zmęczenia. Wziął zamach i uderzył go ale Lord nie zareagował na cios.
- Czego ode mnie chcesz!- krzyknął a Lord w odpowiedzi wyciągnął rękę w bok i wtedy Loua zobaczył złoty sztylet w kształcie smoka, który płynnie przebijając powietrze wbija się w jego bok. Spojrzał na podłogę i zobaczył lejącą się z jego tułowia gęstą białą krew. Zrobiło mu się słabo, krzyczał i szarpał się z przeciwnikiem. Napastnik wykonał kolejny cios i tym razem krew popłynęła z drugiego boku, krew, która tym razem miała kolor zielony. Decydujący cios nadszedł od frontu i jego oczy widziały jak smoczy sztylet wbija mu się między oczy a krew była półprzezroczysta. Stracił przytomność i obudził się cały mokry i zdyszany. Usiadł na łóżku i dyszał ciężko.
' To był tylko sen...' uświadomił sobie z ulgą Kontar.
' Musiałem zbyt długo myśleć wczoraj o tym liście...' usprawiedliwiał sam siebie. W końcu wstał wykąpał się i dołączył do przyjaciół przy kawie.
- Cześć Loua. Co ty taki niewyraźny jesteś?- zapytał Toen.
- Miałem dziwny sen i się nie wyspałem... tyle.- odparł opadnięty z sił młody strażnik.
- Opowiedz nam.- rzuciła beztrosko Kohi. Kontar opowiedział cały sen.
- To nie jest zwykły sen Loua.- dopiero teraz zobaczyli starca schodzącego po schodach.
- Ja miałem taki sam sen.- ze spokojem poinformował zebranych.
- Fozel, co to znaczy?- zapytał Arch. Starzec niemiał pojęcia ale zapewnił ich, że przekonają się o tym.
Kiedy dołączył do nich Nisel, Toen powiedział, że wyruszają.
- Toen, czemu tak szybko?- zapytał wciąż zaspany Nisel.
- Ponieważ musimy odnaleźć Huban, pamiętasz?-
- Pamiętam ale dlaczego tak wcześnie rano?- wciąż marudził niebieski.
Biały powiedział tylko, że im szybciej tym lepiej i ponaglił ich do pakowania się.
Przed południem byli już gotowi do drogi i wyszli z miasta. Musieli iść pieszo, ponieważ nie było ich stać na żaden transport. I tak po całym dniu marszu wczesnym rankiem dotarli do znanego im już głównego portu Iohrytańskiego. Bardzo się ucieszyli. W porcie stał statek z załogą i kapitanem Trysem Nio na pokładzie. Grzecznie się przywitali i po rozmowie z kapitanem wyruszyli w podróż. Dwa dni żeglugi i zobaczyli coś na horyzoncie.
- Toen! Ruiny!- zawołała Kohi. W tym świetle przed południowego słońca wyglądała naprawdę ślicznie. Toen poczuł się jakby widział ją pierwszy raz i serce zabiło mu mocniej. Kiedy zobaczył to co pokazała mu kobieta, zabiło jeszcze szybciej. To był najpiękniejszy widok jaki zapamiętał. Mimo, że zniszczone wciąż jednak tryskała z niego moc i radość.
- Tak, to Huban.- powiedział pod nosem Arch ni to do siebie ni do innych.
Zeszli na ląd i dwie godziny później znajdowali się już u bram ruin. Loua zrobił wielkie oczy i zaczął ciężko dyszeć. Tak to miasto z jego snu. Dokładnie ten sam rynek i ta sama droga, którą uciekał przed Lordem. Dotarli do świątyni Sutasuna i tam zaskoczyło ich stworzenie sięgające im ledwie do klatki piersiowej. Wytrzymałe skrzydła wyrastały z pleców i podkreślały delikatne rysy nietoperza na podobnej do ludzkiej twarzy. Ręce i nogi były tej samej długości i podobnie jak u małp zakończone dłońmi z przeciwstawnymi kciukami. To przydatna cecha ponieważ mógł chwytać równie dobrze nogami co rękami. Ale to duch, jak słusznie zauważył w myślach Fozel.
Istota ostrożnie podeszła do stojącego z przodu Toena i spojrzała na niego jakby przeszywającym zastanawiającym się wzrokiem.
- Ktoś Ty?- rzucił gargulec.
- Jestem Toen Arch a to moi przyjaciele Lua Kontar, Fozel Tuvis, Kohi i Nisel.- przedstawił wszystkich i wykonał majestatyczny skłon.
- Ty masz być nowym widzącym. Dobrze. A wiesz kim ja jestem?- zapytał zamyślonym głosem.
- Jesteś duchem gargulca, strażnika świątyni?- powoli odpowiedział biały.
- Tak. To prawda jestem strażnikiem.-
- Czy pilnujesz świątyni Sutasuna?- szybko wtrącił się Fozel.
- Tak. Sutasun jest potężnym bogiem. Ale teraz, wy ludzie, wolicie Rahii.- zrobił obrażoną minę i kontynuował.
- Ale wy jesteście strażnikami energii i energerami więc szanujecie Sutasuna.- słusznie zauważył stwór.
- Dlaczego wciąż tu jesteś, skoro już od dawna ta świątynia jest tylko opuszczoną ruiną?- dopytywał Arch.
- Sam nie mogę odejść. Przysiągłem bronić tego miejsca.- wyjawił i posmutniał
- Możemy Ci jakoś pomóc?- zastanawiał się biały energer. Gargulec pomyślał chwilę i powoli, jakby niepewnie opowiedział swój pomysł.
- Być może, gdybym złożył inną obietnicę, wyznawcy Sutasuna, może ten by się nie rozgniewał.- bardziej stwierdził niż zapytał.
- Wiem!- krzyknął nagle gargulec.
- Tobie przysięgnę, że będę Twoim strażnikiem!- rzucił śmiało i podszedł do Toena
- Zgadzasz się?- zapytał.
- Tak.- odparł nieśmiało. Istota klękła przy nim i łapiąc Toena za dłoń, zaczęła słowa przysięgi.
- Przysięgam Tobie, biały energerze Toenie Archu, wierność i lojalność oraz, że będę dotrzymywał wszystkich twoich tajemnic oraz spełniał każdą prośbę, o ile będzie zgodna ze słowami Sutasuna. Przysięgam a przysięgę niech zapieczętuje i świadkuje jej bóg Satusan.- Rozłączyli ręce i przez chwilę wiedzieli cieniutką magiczną nić łączącą ich środkowe palce.
- Od teraz jestem Twoim duchem strażnikiem.- ucieszył się gargulec. Toen się tylko uśmiechnął i ruszyli dalej. Wchodzili teraz na rynek i ich oczom ukazał się siedzący na jednym z kamiennych foteli, Hio. Był sam i to lekko zdziwiło przybyszy.
- Toen Arch!- zawołał kiedy tylko ich zobaczył.
- Hio...- zdecydowanie ciszej powitał przeciwnika.
- Tym razem jestem bardziej przygotowany na walkę z Tobą.- pochwalił się czarny.
- Dobrze, poznaj więc mojego nowego przyjaciela.- wyciągnął rękę przed siebie i powiedział.
- Strzeż mnie zgodnie z przysięgą, gargulcu z Huban!-
I tym razem Hio był zdziwiony. Ale kiedy postać niskiego stwora stanęła przed nim, lęk nagle się rozwiał.
- Świetnie, posmakuj mojej czarnej energii!- krzyknął i cisnął promieniem energii. Nowy duch Toena rzucił się na wiązkę energii i odbił ją swoim duchowym sztyletem, którym potem cisnął w Hio.
Przeciwnik nie doznał wielkich ran, a mimo to zachwiał się i zaatakował kolejnym promieniem. Duchowy strażnik Toena sparował i ten atak jednak sam nie zdążył z kontratakiem. Tym razem zza pleców ducha poleciała kula energii i powaliła czarnego na ziemię. Szybko wstał i stworzył równie wielką kulę, która trafiła Toena prosto w klatkę piersiową. Gargulec się zdenerwował i okładał wroga energią ciemniejszą niż czarna energia Kohi. Obaj panowie ledwo stali na nogach z wycieczenia i wreszcie Hio postanowił się wycofać.
- To jeszcze nie konieć Arch! Będę silniejszy i pokonam Cie!- zapowiedział czarny i zniknął za sypiącymi się ścianami budynków. Toen z wycieczenia padł na kolana i oczom wszystkich ukazał się Gryf.
- Witaj gargulcu. Jestem strażnikiem krainy Iohryt i pierwszym duchem stróżem Toena.- przedstawił się i czekał na reakcję.
- Witaj Gryfie. Ja jestem strażnikiem świątyni Sutasuna w Huban. A raczej byłem, teraz służę Toenowi.- opowiedział jak do tego doszło i z kamiennego posągu na środku rynku przedstawiającego Gryfa wyszedł strażnik Banhua.
- Witajcie strażnicy.- powitał duchy i przyjrzał się ludziom.
- Witajcie kontrolujący duchy.-
- Witaj strażniku krainy Banhua.- powitali go goście.
dopiero przebudzony Gryf był bardzo podobny do tego, który chronił Toena. Miał tylko inny kolor sierści. Jego tygrysi tułów przypominał bardziej ciało lwa. Jego czarne pasy były wąskie a maść wydawała się bardziej żółta.
- Przybyliście uwolnić mnie.- stwierdził strażnik z posągu.
- Tak.- powiedziała zafascynowana wyglądem stwora Kohi.
- Ty musisz być czarnym energerem prawda?- zapytał trochę wścibsko.
- Tak.- teraz prawie piszczała z zachwytu postacią wielkiego zwierzęcia.
- Hahaha... podobasz mi się ludzka kobieto!- zaśmiał się.
- Gryfie, strażniku krainy Banhua, czy zechciałbyś przyłączyć się do mnie i strażnika krainy Iohryt oraz gargulca?- zapytał bardzo grzecznym tonem Arch.
- Nie.- rzucił poważnie gryf. Popatrzył na Kohi i po chwili konsternacji podszedł bliżej kobiety zwracając się jednocześnie do białego.
- Nie przyłączę się do Ciebie Toenie, ponieważ już postanowiłem, że będzie to ta kobieta. Kohi.-
Powiedział przyjaznym tonem i zatrzymał się na wprost niej. Dał się jej pogłaskać i zniknął.     

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro