Rozdział 5
Już dawno stracili z oczu przystań Gua-Ta, w zamian przed sobą ujrzeli północne doki Iohryta. Kiedy znajdowali się na tyle blisko, aby dojrzeć większe szczegóły, ich oczom ukazali się dwaj mężczyźni spacerujący od łodzi do łodzi. Przystań usadowiona była niżej, w małej zatoczce rzeki Toresthu-An a ścieżka, którą kroczyli ciągnęła się od dłuższego czasu po klifie kilka metrów nad brzegiem jeziora Toreshtu. Mimo, że już byli tak blisko, podróż i tak musiała potrwać jeszcze dwie godziny. Tak przynajmniej mówił znak: „Północna Przystań Iohrytu – 2 Godziny".
Droga za znakiem zaczęła ostro opadać aż stracili z oczu północno- wschodnią część jeziora. Rzeka z kolei była w pełni widoczna. Dwóch mężczyzn płynęło już w stronę Nowej Normahji małą łodzią. Załoga wydawała się zaledwie małymi kreskami, ale Loua mógł ich swobodnie policzyć. Było ich tam pięciu, nie licząc wyróżniających się gości. Nim się spostrzegli czas upłynął i znaleźli się przy malutkim budynku służącym, za pewne, jako magazyn w kompleksie gospód. W drzwiach największego stał starzec. Toenowi zdawało się, że woła ich gestem ręki i pomyślał, iż to tam musi być najemca. Weszli do środka i znaleźli się w wielkim pomieszczeniu przy którego końcu ciągnął się szereg kolumn ustawionych w szerz sali. Zbliżyli się do baru na końcu i wygodnie rozsiedli się w krzesłach przy blacie.
- Gospodarzu, prosimy jakiś ciepły i tani posiłek.- zawołała Kohi. Mężczyzna skinął głową i zniknął. Zapewne udał się do kuchni. Po dłuższej chwili wrócił z dwoma talerzami i wrócił się po następne dwa. Trzy dania to ryż, zapewne sprowadzony z Kothlenu i wędzona ryba rzeczna. Czwarty półmisek zawierał zupę, która pachniała tak wyśmienicie, że Toen nagle zapragnął i tego posiłku.
- Trzy tradycyjne obiady wiejskie, sześć monet.- wycenił karczmarz i podszedł z zupą do starca. Porozmawiał z nim przez chwilę, uśmiechnął się i wrócił do nowych gości.
- Tamten starzec pyta czy zechcecie dołączyć do niego przy tamtym stoliku?- wskazał miejsce i czekał na odpowiedź.
- Bardzo chętnie, dziękujemy.- odpowiedział Toen. Czworo ludzi wstało i skierowała się do stolika, przy którym już siedział starzec. Zajęli wygodne fotele i położyli swoje jedzenie.
- Witajcie nieznajomi.- powitał ich i przedstawił się.
- Mówią na mnie starzec.-
- Ja jestem Toen Arch, a to są Loua Kontar, Kohi i Nisel.- pokazywał wszystkich po kolei.
Starzec wyglądał na trochę zamyślonego i po chwili milczenia się odezwał.
- Kohi, jesteś czarnym energerem prawda?- mimo, że powiedział to w formie pytania, dobrze znał odpowiedź.
- Tak, ale ty przecież to wiesz.- domyśliła się kobieta.
- Tuż przed waszym wyjazdem, gościniec opuściło dwóch czarnych. Macie z nimi coś wspólnego?- tym razem to było pytanie i jego mina wyraźnie o tym mówiła.
- A wiesz może jak się nazywali?- dopytywała.
- Tak. Jeden z nich nazywa się Gort, a drugiego nie miałem przyjemności poznać.- przypomniał sobie starzec.
- Gort i Fizo. Znam ich. Kiedyś byliśmy sojusznikami, ale teraz stoję po dobrej stronie.- przyznała się Kohi.
- Tak myślałem. Podróżujesz z niebieskim i białym energerem. I do tego wojownik, który ma zadatki na kogoś więcej niż tylko człowieka z mieczem.- rozejrzał się dokładnie i dodał ściszonym głosem.
- i to w dodatku bez miecza.- Loua zainteresowało gadanie mężczyzny ale nie dał po sobie o tym poznać.
- A więc gdzie się wybieracie?- teraz jego głos był pewny i donośny.
- Starcze, jeśli mogę zapytać, po co Ci ta wiedza?- zastanawiał się Toen. Coś mu się wydawało w tym człowieku dziwnego. Coś co stawiało go na zupełnie innej pozycji niż człowieka i energera.
' Dziwak!' pomyślał sobie Arch i starał się wsłuchać w odpowiedź starca.
- ...wędrowcem więc mogę wam pomóc w waszej wyprawie. A po za tym to bardzo lubię podróżować.- wytłumaczył się i otworzył pytająco oczy. Kiedy spojrzał na Kohi był pewny, że ona już podjęła decyzję i mimo, że w ich grupie nie było przywódcy, słuchali się jej w sytuacjach kiedy nie mogli znaleźć odpowiedzi. Toenowi było to na rękę, ponieważ sam nie miał zielonego pojęcia co teraz zrobić i cieszył się, iż ktoś go w tym wyręczył.
- Zmierzamy do miasta Boryth, musimy załatwić tam pewną sprawę.- powiedział ostrożnie Kohi.
- Ty masz tam pewną sprawę.- przerwał jej Loua.
- Starcze powiedziałeś, że mam większe możliwości? Jakie?- zmienił temat i przyglądał się starcowi z zaciekawieniem.
- Loua Kontar. Nie będziesz energerem ale masz wiele wspólnego z energią. I będziesz miał jeszcze więcej, jeśli trafisz na odpowiedniego człowieka.- kiedy to mówił jego stare oczy wbite były w sufit, jakby czytał z niego.
' Obiecałem sobie, że nie będę wyjawiał sekretu jeśli kogoś nie będzie dotyczył. On może się nim stać. Ale jest też jeszcze coś, obietnica, że nie będę uczył.' Myślał zaciekle starzec.
' Jeśli mu powiem to inni też się dowiedzą, że ja nim jestem.' Jego myśli wciąż nie dawały za wygraną. Z perspektywy jego rozmówców wyglądał jakby rozmawiał ze sobą w myślach, dziwnie.
' Być może potrzebne są zmiany. Jesteśmy tylko legendą i nikt nie wie czy naprawdę strażnicy istnieją, może pora aby świat się o nas dowiedział?'
- Jak wiecie, istnieją ludzie związani z energią. Energerzy i widzący.- przyznał.
- Jest jeszcze jedna postać związana z energią, legendarna.- dopowiedział.
- Strażnicy energii to bajka dla dzieci.- zaśmiała się Kohi.
- Nie. Ukrywają się. Jest ich garstka ale są o wiele potężniejsi od energerów. Tylko widzący dorównuje im mocą.- wyjaśnił. Wiedział, że będzie potrzebował dowodu, aby w to uwierzyli. Jednak nie mógł jeszcze im o tym powiedzieć. Nie był pewny decyzji o ujawnieniu światu mocy strażników.
- Dobrze wróćmy do rzeczywistości. Dlaczego chciałbyś z nami popłynąć starcze?-
- Ponieważ lubię podróżować, jestem wędrowcem więc to zrozumiałe. Po za tym lubię was. Doprowadzę was tam szybko i bezpiecznie.- jego wzrok teraz wyglądał jakby zależało mu na tej podróży. Wstał od stolika, przeprosił i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. Rzucił jeszcze tylko za plecami.
- Widzący wrócą. Pierwszego już znasz Kohi.- Słowa starca rozeszły się po myśli kobiety i niepewnie spojrzała na Loua i Nisela. Nagle jej wzrok zatrzymał się na Toenie i dotarło do niej o kim mówił starzec.
' A co jeśli się pomylił?' zapytała sama siebie.
Przyjaciele zjedli i odnieśli talerze. Rozejrzeli się jeszcze raz po pomieszczeniu i podziwiali piękne wnętrze a potem wyszli z budynku. Poszli do doku i zobaczyli, że starzec stoi przy jakieś łodzi. W sumie to wielkością bardziej przypominał statek.
- Starcze! To twoja łódź?- zafascynował się Kontar.
- Tak. Kiedy indziej wyjaśnię wam skąd ją mam. Na razie mogę zapewnić was tylko, że jej nie ukradłem.-
- Dobrze. W takim razie powiedź, czy zabierzesz nas do Boryth?- zapytała ucieszona Kohi.
- Oczywiście. Wejdźcie na pokład, szczury lądowe!- zażartował sobie i powitał ich razem z kapitanem.
- To jest kapitan Trys Nio i jego bosman Kotran.-
- Bardzo nam miło kapitanie. Ja jestem Toen Arch a to są Loua Kontar, Kohi i Nisel.- przedstawił i wyciągnął swoją dłoń aby uścisnąć jego.
Szeroki uśmiech kapitana podpowiedział mu, że to dobry człowiek. Weszli na statek głębiej i zobaczył tam biegających czterech marynarzy. Wszyscy ustawiali się w szeregu. Pewnie bosman już ich poinformował o gościach.
- Załoga! Ustawcie się! Starzec chce coś powiedzieć!- krzyczał na nich, a mimo to jego głos miał w sobie coś takiego, co zmiękczało człowieka.
- Witajcie!- krzyknął starzec wchodząc na podwyższenie zwane też mostkiem kapitana. Goście weszli za nim.
- To są moi przyjaciele. Biały energer Toen, czarna energerka Kohi, niebieski energer Nisel i niesamowicie uzdolniony wojownik Loua. Płyniemy do miasta Boryth w krainie Iohryt. Potem płyniemy dalej!- oznajmił i ustąpił miejsca kapitanowi.
- Załoga! Przedstawcie się!- rozkazał Marynarze po kolei wykrzykiwali swoje imiona.
- Majtek Kasak!-
- Nawigator Boa!-
- Masztowy Baz!-
- Masztowy Uhun!-
Trys przeleciał wzrokiem po wszystkich i zawołał bosmana do siebie.
- Gdzie jest Dila?- bosman zrobił wystraszoną minę i zaraz zbiegł na dół.
- Dila! Wyłaź na górę!- krzyk rozprzestrzenił się razem z głębokim echem pod pokładem i tupot stóp docierał do jego uszu szybciej niż się spodziewał.
- Idę, idę.- wymamrotała pod nosem i wyszła na pokład. Dołączyła do reszty.
- Przedstaw się.- poprosił bosman.
- Kucharka Dila!-
- No, to teraz znacie załogę tego statku. Razem siedem osób.- uśmiechnął się starzec i machnął ręką aby poszli za nim. Zeszli n główny pokład i stanęli przy rufie. Mężczyzna rozejrzał się i kiedy już się upewnił, że nikt nie słucha spojrzał na nich i powiedział.
- Moje prawdziwe imię to Fozel Tuvis. Nie używajcie go kiedy inni słyszą.- poprosił i kontynuował.
- Jestem jednym z tych , którzy przewyższają swoją wiedzą zwykłych ludzi. Nie mogę wam zdradzić na razie kim jestem, ale te informacje powinny wam na razie wystarczyć.- zapewnił i poczekał na reakcję.
- Fozelu. Powiedz mi proszę, wtedy w karczmie, powiedziałeś, że znam pierwszego widzącego.- zaczęła Kohi.
- Nie. Powiedziałem, że widzący wrócą, a ty znasz już pierwszego. To znaczy, że ktoś kogo znasz stanie się widzącym a nie, że jest nim.- wyjaśnił.
- Macie jeszcze jakieś pytania?- zapytał. Wszyscy pokręcili głowami i rozeszli się po statku. Kohi jednak została.
- Starcze. Toen stanie się widzącym prawda?- zapytała niepewna swojej teorii. Starzec przymrużył oczy i przez chwilę w ciszy wpatrywał się w kobietę.
- Nie mogę ci wyjawić, czy to on nim będzie ani dlaczego pan Kontar jest taki wyjątkowy.- spokojnie odpowiedział na zaskakująco trafne pytanie czarnej i mijając ją obrzucił jeszcze przeszywającym spojrzeniem. Poczuła się jakby czytał jej myśli.
Po całym dniu żeglugi, dotarli do małej wioski. Przycumowali do małego portu i Loua dojrzał tabliczkę z napisem: „ Witamy w osadzie Gojkanu, osadzie rybaków i łowców." Przechylił głowę o kilka stopni w lewo i zobaczył trochę mniejszą łódź i dwoje czarnych energerów kręcących się po doku. Zbiegł na dół do pozostałych i przekazał co widział. Fozel kazał zostać Toenowi, Kohi i Niselowi na dole a sam wyszedł na ląd z Loua.
- Witajcie!- krzyknął i udał zdziwienie kiedy zobaczył Gorta i Fizo.
- O witaj starcze!- ucieszył się Gort i podszedł do starca.
- Cóż to za młodzieniec?- z uśmiechem na twarzy wskazał Loua.
- To Hun. Jest synem zbrojmistrza i testuje miecze na polowaniach. Dziś zapolujemy tutaj i jutro wyruszamy dalej.- wymówka zdawała się wiarygodna, więc bez problemu czarny w nią uwierzył.
- Ale co ty z nim robisz?- dociekał.
- Jestem wędrowcem, znam te okolice bardzo dobrze. On pochodzi z Boryth a jego łódź nienadawana się na drogę powrotną i zanim znalazł inną, jego zatonęła zabierając ze sobą większość jego sprzętu. Znam kapitana więc pomyślałem sobie, że polecę mu ten statek.- wyjaśnił i najwidoczniej to również Gort kupił. Spojrzał na Loua i starca a potem na statek.
- Piękny okręt. Ruszamy w dalszą drogę. Jeśli kiedyś zajdziesz w góry Kohlahr odwiedź zamek w ich zachodniej części. Jeśli powołasz się na mnie dostaniesz lepszą kwaterę.- zaprosił starca i ruszył z Fizo na swoją łódkę.
Kiedy czarni oddalili się na tyle, że wyglądali jak czarna plamka na wielkiej rzece, pozostali opuścili okręt. Postanowili zostać tutaj aby uzupełnić zapasy żywności i odpocząć od falującej podróży wodnej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro