Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Znowu miasto Koth. To tutaj się wszystko zaczęło, cała historia Toena. Przypomniał sobie jak uciekał przed Kohi, jak ona go znalazła i przeszła na jego stronę. Nawet Loua wyglądał jakby coś odzyskał. W końcu wrócił do domu więc nic dziwnego w jego zachowaniu. Potem przypomniał sobie, że następnym pamiętliwym wspomnieniem jest spotkanie i uwolnienie Nisela. Coś złapało go w żołądku i mocno ścisnęło. Brakowało mu przyjaciela. Odwrócił się na moment i spostrzegł zaciekłą rozmowę, a właściwie monolog, Fozela i księcia. Podszedł do nich.
- Wasza wysokość, nalegam abyś się koronował na króla!- namawiał Tuvis.
- Jeśli dalej będziesz tylko księciem, może się to skończyć buntem. Natomiast jeśli zostaniesz już królem, ludzie będą za Tobą szli.- zaciekle bronił swojego stanowiska królewski strażnik energii.
- Dobrze. Zorganizuj proszę koronację.- zgodził się Bardus.
- Wasza wysokość. Nie mamy armii.- upomniał się Toen.
- Ty jesteś generałem Toenie. Zbierz ją w moim imieniu i poinformuj, że będą walczyć dla króla.- poprosił władca. Arch kiwną głową i obrócił się na pięcie. Podszedł do Kohi i Loua.
- Bardus chce abym to ja zebrał armię.- oznajmił.
- Świetnie! I co teraz?- lekko zbulwersowała się kobieta.
- Musimy ją znaleźć.- powiedział spokojnie Kontar.
- Mamy pegazy, więc przynajmniej będziemy szybko mieli odpowiedź.- wtrącił Toen.
- Jak już jesteśmy przy pegazach... Może Pustynne Elfy zgodziły by się nam pomóc? W końcu to ich też dotyczy.- pomyślała czarna.
- Lecimy!- powiedział krótko generał. Po chwili znaleźli się z powrotem na latających koniach i poszybowali w górę. Trochę czasu zajęło zanim dotarli do Euaoen. Oeser od razu poznał zwierzynę z ich hodowli.
- Toen wrócił!- zawołał i pomachał w kierunku nadlatujących. Nie pozostało to nie zauważone. Zanim jeszcze wylądowali wiadomość dotarła do Toe Uion. Kiedy wódz dotarł do przybyszów, Ci już dawno byli na glebie otoczeni przez elfy, które przyszły się przywitać.
- Toenie, Loua, Kohi! Witajcie!- przywitał ich Toe.
- Witaj Toe Uion!- radośnie odpowiedzieli goście.
- Co Was do nas sprowadza?- dopytywał.
- Niestety nic dobrego. Król krainy Cytuar został zabity. Książę wkrótce się koronuje. Miasto Siny poległo i obecnie przebywamy w Koth- opowiedział po łebkach Toen.
- Tak. Po za tym, Toen jest generałem a ja i Kohi oficerami. Fozel jest królewskim strażnikiem energii.- wtrącił Kontar.
- A co z Niselem?- zaciekawił się Oeser.
- Niestety bitwa jaka odbyła się pod Siny pochłonęła wiele ofiar.- Nic więcej Toen nie musiał mówić.
- Przykro nam.- przeprosił mistrz elfów.
- Zjawiliśmy się tutaj aby poprosić was o pomoc. Są wśród was energerzy, którzy mają wielki potencjał. Takich właśnie potrzebujemy.- przyznał Toen.
- Tak ale mamy ich bardzo mało.- przypomniał wódz.
- Każda para rąk się liczy.- poprosił Toen.
- Ale dlaczego mielibyśmy pomóc?- wciąż bronił się Toe.
- Ponieważ Was również to dotyczy. Jeśli Lord przejmie władzę być może nie będziecie mogli sobie tak spokojnie żyć.- argumentował Arch.
- Dobrze. Lecz nie mogę dać więcej niż 3 energerów.- zgodził się Uion.
- Wspaniale. Niech Dojdą do przystani Esphator i znajdą statek do Koth.- poprosił Loua
- Wybacz Toe Uion, ale musimy udać się w dalszą podróż. Teraz lecimy do Tamhai.- goście pożegnali się i dosiedli powietrzne rumaki. Chwilę później wzbili się już w niebo i odlecieli na północ.
Lecieli w górę pustyni Katabor. Bezkresne morze piasku rozciągało się i niczym ogniste skrzydła gryfa mieniły w słońcu odcieniami żółci i czerwieni. Na skraju piaszczystego terenu wyłoniła się mała oaza. Widok doprawdy cudowny. W prawdzie Tamhai znacznie się różniło od Euaoen ale nie tylko wprawne oko pozna to co zbudowały elfie ręce. Oeser powiedział, że ich kultura również lekko się różni i być może znacznie trudniej im będzie ich przekonać. W końcu znaleźli się na tyle blisko, że mogli zostać zauważeni. Toen obniżył lot i przygotowywał się do lądowania a jego towarzysze zrobili dokładnie to samo. Kiedy silne kopyta pegazów uderzyły o ziemię a goście zeskoczyli z wierzchowców pojawili się pierwsi ciekawscy. Przed sobą widzieli dwie potężne kolumny, znacznie wyższe, niż te w poprzedniej elfiej wiosce. Były przede wszystkim wyższe i masywniejsze, ale najważniejszą różnicą było to, że końce słupów były zakrzywione do końca, tworząc niemalże kopułę.
Dwa elfy podbiegły do przybyszów trzymając w ręce dziwne kamienie. Jeden z nich krzyczał.
- Fres tre hua werku!?- Toen rozłożył ręce jako, że nie zrozumiał. Starał się jednak coś powiedzieć.
- Jestem Toen Arch, a to moi przyjaciele. Przybywamy w pokoju!-
- Toe Uion z Euaoen z Gohua, pozdrawia Was.- powiedziała Kohi. Elfy nagle się zatrzymały i schowały kamienie.
- Przybywacie z Euaoen?- zapytał jeden.
- Byliśmy tam niedawno.- zgodził się Arch.
- Po co przybywacie?- dopytywał drugi.
- Chcemy rozmawiać z Toe.- zapowiedział generał. Jeden z elfów odwrócił się i z największą dostępną mu siłach w nogach popędził do Toehua, domu mistrza elfów. Nie kazał długo czekać na siebie. Między kolumnami tworzącymi niedomkniętą kopułę pojawiła się wysoka postać o cerze niemal takiego samego odcienia co ta Toe Uiona.
- Witajcie, jestem Toe Azdar z Tamhai, w czym mogę wam pomóc?- przedstawił się mistrz.
- Jestem Toen Arch, widzący i generał nowego króla krainy Cytuar. To są oficerowie Kohi, czarny energer, oraz Loua Kontar, strażnik energii.- odpowiedział Toen.
- Loua Kontar. Masz rysy elfa. Co Cię łączy z naszą rasą?- zauważył Toe.
- Mój ojciec był elfem. Z tego co wiem mieszkał w tej wiosce i nazywał się Louas Kotar.-
- I był znakomitym Synem Natury, lub jak wy wolicie to nazywać, strażnikiem energii.- dokończył Toe Azdar.
-Ale do rzeczy. Książę Bardus koronuje się na króla. W Siny była wojna, którą rozpoczął Lord. Niestety król został zabity, a ich armia energerów jest zbyt silna nawet dla nas. Przybywamy z prośbą o udostępnienie kilku energerów lub strażników energii.- wyjaśnił widzący.
- Zastanowię się nad waszą prośbą, tymczasem odpocznijcie.- zdecydował Toe. Mistrz odwrócił sie i powędrował do domu mistrza. Do gości podszedł jakiś elf i przez chwilę wpatrywał się w Loua.
- A więc Ty jesteś synem Louasa.- oznajmił.
- Przepraszam, jestem Aron, znakomity łowca. Znałem twojego ojca Loua.- przedstawił się elf.
- Wspaniale! Jaki był?- zachwycił się młody oficer.
- Odważny, dumny i bardzo dobry człowiek.- uśmiechnął się i spojrzał na Toena.
- Wielki widzący, Toen Arch. Jesteś popularny wśród elfów. I wreszcie, kobieta, która z martwych wstała, czarna energerka Kohi.- pochwalił i oddał szacunek pochylając w ich stronę głowę.
- Dziękujemy, bardzo nam miło Cię poznać Aronie.- powiedział Loua.
- Łowco, powiedz nam proszę, co to za kamienie?- wskazał palcem na kamienie w rękach strażników.
- To są emery. Kiedy Syn Natury zmagazynuje tam energię, każdy elf może z niej korzystać.- wyjaśnił Aron. Przechadzali się po wiosce. Minęli parę ślicznych domków bliźniaczych, i fontannę przy której stał posąg gryfa. Kawałek dalej znajdował się już Toehua. W odróżnieniu od Euaoen, tutaj było kilka ulic. Rozchodziły się one od środka i każda kończyła się wieżą strażniczą. Od bramy wejściowej widać już było fontannę i kamienny posąg, ale dopiero przy nich widać dom Toe, który jest tylko kilka metrów dalej. Znajdował się bowiem trochę niżej niż pozostałe i dodatkowo zasłaniał go monument gryfa. Masywny, sprawiał wrażenie ciężkiego, ale kiedy podeszło się bliżej wcale nie był wyższy od domu. Na schodach Toehua stał już Azdar. Machał do nich ręką, zapraszając ich do siebie.
- Widzący, przemyślałem waszą prośbę.- zwrócił się do nich i wprowadził ich do pomieszczenia odpowiadającemu salonowi.
- A więc?- niecierpliwił się Arch.
- Mogę wam dać tylko dwóch kapłanów.- zdecydował Toe.
- Wspaniale. Kiedy możemy się z nimi spotkać?- zapytała Kohi.
- Powinni już na was czekać przy bramie.- Azdar wyglądał na lekko zamyślonego, co zwróciło uwagę Loua. Przyglądał się jeszcze przez chwilę i wreszcie zapytał.
- Toe Azdar, co Cię niepokoi?-
- hym... Bardziej zastanawia niż niepokoi.- zapadła cisza, którą przerwała kontynuacja wypowiedzi mistrza.
- Lord. Powiadacie, że jest zły. Ale według niektórych, to król był zły.-
- Tak, ale król nie żyje i zastąpi go jego syn, książę Bardus.- wyjaśnił Toen.
- Lord chce dobrze. Ale korzysta ze złych ścieżek.- wciąż wyglądał na zamyślonego.
- Nie rozumiem.- dodał pośpiesznie generał.
- Lord chce aby zapanował pokuj w królestwie, ale ten pokuj ma być wymuszony. Doprowadzi do niego śmiercią i wojną. Wzywa do ludzi, którym obiecał kłamstwa. Zamienia ich w morderców.- wyjaśnił.
- Tym bardziej musimy go pokonać!- dobitnie stwierdził Arch.
- Dziękujemy za wsparcie i gościnność Toe Azdar z Tamhai, wyruszamy dalej.- podziękował i pożegnał się. Uściskali sobie dłonie i przyjaciele ruszyli w stronę bramy. Tak jak powiedział przywódca elfów, czekało tam na nich dwóch kapłanów. Postacie w długich szatach, nie specjalnie ozdobionych i leciutkich. Kiedy Toen się przyjrzał, zauważył, a dokładniej mówiąc, nie zauważył rękawów. Na głowach mieli przepaski z metalowym prostokątem. Wyryty na nich symbol był taki sam jak na jednym z budynków, który mijali. Przedstawiał on kulę energii, z której wydobywały się promienie. Ale równie dobrze mógł to być ten ich kamień, emer, albo najzwyczajniej słońce.
- Witajcie, jestem kapłan Noet, a to jest Ytra. Wy ludzie zwiecie kogoś z naszymi mocami energerami.- przedstawił ich pierwszy od prawej.
- Witajcie, Ja jestem generał Toen Arch a to są oficerowie Kohi i Loua Kontar, syn Louasa Kotara.- ukłonił się a pozostali poszli w jego ślady.
- Idźcie do miasta Koth, czekają już na was. My lecimy dalej. Do Tahrasari.- powiadomił ich i dosiadł pegaza. Lot zajął dosyć sporo czasu i po kilku dniach byli już na pustyni Guabor. Wioska elfów okazała się pogorzeliskiem. Musiała się tam odbyć jakaś bitwa. Zatrzymali się w miejscu, gdzie wcześniej musiał znajdować się rynek, ponieważ widać było resztki fontanny. Nagle z ruin domu wynurzył się elf. Przyglądał im się, wychylając się jedynie za resztkami ściany jednego z domów.
- Jesteśmy przyjaciółmi!- zawołał Kontar. Elf jednak nie wyszedł, a jedynie schował się, tak że całkiem już go nie było widać.
- Jestem Toen Arch a to są Kohi i Loua Kontar! Przybyliśmy prosić o pomoc!- wyjaśnił generał.
mieszkaniec ruin niepewnie wyszedł z za muru i przyglądał się gościom. Przez krótką chwilę stał w bezruchu a potem ruszył w ich stronę z miną wyrażającą niepewność i strach. Podszedł na tyle, aby nie musieć krzyczeć.
- Jestem Kolon. Nazywają mnie elfem z ruin.- wymamrotał przerażony elf.
- Dlaczego z ruin?- zapytała niepewna Kohi. Elf poczuł się trochę pewniej i podszedł bliżej, jednakże cały czas zachowywał dystans wystarczający do ucieczki.
- Ponieważ pozostali usadowili się w świątyni za wioską. Ja zostałem tutaj i tu mieszkam.- wytłumaczył powoli.
- Czy Teo z Tahrasari wciąż żyje?- cicho zapytał Loua, jakby się bał mówić o tym głośno.
- Tak. Zaprowadzę Was do niego.- Kolon już całkiem wyzbył się niepewności. Prawdopodobnie dla tego, że poprawnie zatytułowali mistrza wioski. Całą drogę do świątyni elf z ruin dziwnie przyglądał się Loua. Prawdopodobnie widzi jego elfie rysy. Przyjaciele dotarli do świątyni i przekroczyli jej progi. Sam budynek wyglądał dosyć marnie, jak gdyby bitwa dotknęła również jego. Po za tym, to był normalny elfi budynek nie wyróżniający się od innych. Jedynie wejście było zdumiewająco piękne. Ściany otaczające wąską kamienną dróżkę zrobione z gałęzi połączonych ze sobą żywymi roślinami, jakby ktoś kazał im urosnąć właśnie tak i trzymać gałęzie, żeby się nie rozsypały. Gałązki winorośli wplotły się między elementy ścianki tworząc jakby żywy witraż, na którym w tym i tamtym miejscu wydostawały się pąki kwiatów. Wnętrze składało się z jednej wielkiej komnaty, z której były liczne drzwi do innych mniejszych pomieszczeń. Prawdopodobnie tak małych, aby zmieścił się w nich jeden elf w pozycji leżącej i tam musiało być ich miejsce snu. Elf z ruin zaprowadził ich przed oblicze dostojnego elfa. Wyglądał na najbogatszego ze wszystkich. Kolon ukłonił mu się.
- Pan Rivet Koleno la Tahra Demola, On zaprowadzi was do Toe Rasari.- oznajmił wciąż zgięty elf.
- Panie, to są Toen Arch, Kohi oraz Loua Kontar. Przedstawił gości i oddalił się. Elf przyglądał im się przez chwilę, jakby czekał na ukłon z ich strony, jednak zanim zdążyli cokolwiek pomyśleć, ten powiedział.
- Słynny widzący i jego przyjaciele.- zrobił pauzę jakby się nad czymś zastanawiał. Doprawdy persona tego elfa wydawała się bardzo tajemnicza.
- Chodźcie za mną zaprowadzę was do Toe Rasari.- obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku drzwi znajdujących się dokładnie na wprost wejścia do świątyni. Te bardzo się wyróżniały od pozostałych. Były większe i ozdobione pąkami kwiatów wyrastających z żywych gałęzi winorośli, dokładnie takich samych jak te na zewnątrz. Po drugiej ich stronie znajdowało się pomieszczenie mniejsze niż główne, te które zobaczyli bezpośrednio po wejściu do świątyni, ale za to równie piękne i dostojne. Tam przy pojedynczym drzewku winorośli stała kobieta w długiej pelerynie obejmującej zarówno plecy jak i ramiona postaci. Odwróciła się do nich i wtedy Rivet rzekł.
- To są Toen Arch, Kohi oraz Loua Kontar.- jego spokojny głos rozniósł się lekkim echem po pomieszczeniu.
- Witajcie, Jestem Toe Rasari, pierwsza elfka w Tahrasari, która została mistrzem. W czym mogę wam pomóc?- słodki głos Teo brzmiał niczym miód. A przyjemny niczym balsam potrafił złagodzić wszystko. Nic dziwnego, że elfy podążają za nią w tym jakże trudnym i jeszcze niezrozumiałym dla nich okresie. Toen miał wrażenie, że jeśli zwróci się do niej inaczej niż „pani" będzie to bardzo niestosowne i wywoła urażenie elfki.
- Pani, co tutaj się stało, elf z ruin niewiele mówił?- zapytał Toen.
- Lord napadł na nas i zrównał naszą wioskę z ziemią. Na szczęście Posiadamy tą świątynie, do której mogliśmy się przenieść. Jak zauważyłeś jest ukryta przez liczne drzewa oazy i ciężko ją zauważyć, dlatego energerzy Lorda ją pominęli, a my zdołaliśmy się tutaj schronić.- wyjaśniła.
- To wyjaśnia zniszczenia i waszą liczbę.-
- Ale nie to was tutaj sprowadza prawda?- dopytywała. Arch ukradkiem spojrzał na Riveta. Toe musiała to zauważyć, bo zaraz poprosiła go o wyjście.
- Pani, zostałem generałem nowej armii nowego króla. Ale samą armię sam muszę zebrać. Przybyłem prosić o pomoc, ale w obecnej sytuacji, chyba nie mogę wymagać czegoś takiego.- powiedział skruszony. Przy Rasari każdy miał kompleks niższości. Była śliczna niczym bogini a bił od niej taki autorytet, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyli. Otaczała ją wręcz magiczna aura.
- Owszem, mogę pomóc. Wesprę was dwoma zdolnymi. Kapłana muszę zostawić do obrony tych nielicznych i odbudowy Tahrasari.- Zgodziła się Toe.
- Ale opowiedz co się dzieje?- poprosiła.
- Podwładny Lorda, Hio zaatakował miasto Siny. Król został zabity... Dowodzenie przejął książę Bardus, lecz zostaliśmy przepędzeni podczas drugiego ataku. Uciekliśmy do Koth. Bardus się koronował. Moim zadaniem jest zebrać armię tak silną jak tylko się da i odbić Siny z rąk Lorda.- wyjawił i spuścił głowę. Przerażała go siła aury Rasari.
- Tym bardziej czuję się zobowiązana wam pomóc. Teraz pozwólcie, że przedstawię wam kawałek historii mego ludu. Wioska powstała z inicjatywy uciekinierów z pustyni Unbor. Mój przodek nazywał się Roben Tahra Sari. On był pierwszym Toe i wypracował przymierze z innymi wioskami, do dziś znane jako Gohua. Ja i Rivet jesteśmy jedynymi potomkami Robena. Rodzina rozbiła się na dwie gałęzie. Jedna dostała nazwisko Sari, czyli moja. Moje pełne imię brzmi Rasari Sari. Druga natomiast to rodzina o nazwisku Tahra. To oni mieli pierwszeństwo do tytułu Toe. Nastarszy z rodu Tahra. Natomiast jeśli on umarł a następną wiekiem osoba była w gałęzi Sari, ona przejmowała „tron". Rivet Koleno la Tahra Demola jest ostatnim z rodu Tahra, ale zrzekł się bycia Toe i zaszczyt przypadł mnie. Elfy przyjęły mnie bardzo ciepło i chętnie nazwały swoim Toe. O to historia rodu i wioski. Teraz wiecie wystarczająco, aby wiedzieć dlaczego Riveta nazywają panem a mnie panią.- Teon był przekonany, że ona wiedział, że zastanawiał się na nazwaniem jej „panią" na początku spotkania i twierdził, że właśnie dlatego to opowiedziała.
- Teraz przedstawię Wam waszych pomocników.- ruszyła wolnym krokiem, ale z gracją z jaką poruszają się najszlachetniejsi. Wyszli do głównego holu i tam zobaczyli zebranych.
- Kolona już znacie, To są zdolni Jedo i Riwa.- pokazała dwoje ubranych w szaty elfów.
- To oni będą wam towarzyszyć. To jest kapłan Serd oraz Rivet, którego również znacie.- znowu wskazała ręką dostojnego elfa z dokładnie taką samą szatą, jak kapłani z Tamhai.
- Zakładam, że wiecie, kto to jest zdolny? Zapytała Riva.
- W naszych stronach to pojęcie nieznane, ale domyślamy się, że to odpowiednik naszych strażników energii.- powiedziała Kohi. Zdolna tylko kiwnęła głową a wtedy odezwał się Toen.
- Proszę was, abyście dostali się do Koth, my musimy podążać do pozostałych elfów na pustyni Unbor.- Toe Rasari spojrzała na nich pytającym wzrokiem.
- Unbor? Przecież tamte wioski zostały już dawno zniszczone, a ci, którzy przeżyli zostali wcieleni do armii Lorda!- jej oczy napłynęły łzami.
- Cóż... W takim razie ruszamy prosto do Koth.-







W stolicy Półwyspu Kothlenu zgromadzona była już cała armia. Nawet miasto Rostyr wysłało swoich ludzi. Teraz Toen dokonał rachunku aby dowiedzieć się jaką siłą dysponuje.
- Z Euaoen mamy troje energerów, Tamhai dało dwóch energerów a Tahrasari dwóch strażników. Z Rostyr i Koth mamy dwudziestu energerów i tyle samo wojowników. Do tego my... To daje Nam armię trzydziestu jeden magicznych i dwudziestu wojowników!- Słuchający go Loua miał mieszane uczucia, wydawało mu się, że jest ich za mało. Zdławił w sobie to uczucie i natychmiast zebrał ludzi na placu, ponieważ przed chwila Toen go o to poprosił. Kilka dni później stali w mieście Siny. Zatrzymali się przed bramami Zamku, kiedy Hio wyszedł na zewnątrz twierdzy. Za nim wyszła jego armia. Toen policzył.
„Na Sutasuna, ich jest więcej!"
Ale nie on jeden myślał nad ich liczbą. Kohi też zastanawiała się czy aby na pewno dobrze zrobili.
„Trzydzieści jeden plus dwadzieścia daje pięćdziesiąt jeden a ich tu jest jakieś sześćdziesiąt. I ten smok!" była wystraszona, ale przypomniała sobie, że po drodze Toen rozmawiał z Gryfem Iohryt i poprosił go, aby przyprowadził pozostałe gryfy, poprosił o ich pomoc. Teraz poczuła się trochę pewniej ze świadomością, że potężne Gryfy są po ich stronie. A mają przecież jeszcze inne duchy.





Toen wpatrywał się w oczy Hio i vice versa. Oboje wiedzieli, że walka zaraz się zacznie. Ktoś z tłumu za plecami Hio krzyknął, że trzeba atakować, ktoś inny go uciszał. Po stronie widzącego trwałą cisza. Wreszcie Hio dał znak do ataku i obie grupy ruszyły na siebie.

%3D55739%9q

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro