Rozdział 11
Wzburzona rzeka i silne wiatry dawały się we znaki na tyle, że podróż zdawała się być wieczną udręką. Mroźne powiewy mało pasowały do panującej pory roku, ale kraina Esphaka słynie z „humorków" pogodowych. Przez pół dnia wędrowali w kierunku pustyni Katabor tylko po to, żeby przed wejściem na nią rozbić obóz.
- Proponuje się tutaj zatrzymać na noc.- mówiąc to, Tuvis powoli się rozglądał.
- Ale jeszcze jest wcześnie.- zaprotestowała Kohi.
- Tak ale musimy nabrać sił, wody i zapasów. Ta pustynia oznacza gorące piaski i brak picia.- wyjaśnił starzec.
- W takim razie zostaniemy tutaj i się przygotujemy.- uśmiechał się Arch.
- Cieszę się, że chociaż Ty mnie popierasz Toen.- parsknął Fozel.
- Staruszku, ja też chylę głowę przed twoją wiedzą!- oburzył się na żarty Loua. Chwilę później wszyscy pogodnie się śmiali. Zejście na ląd musiało sprawić im wielką przyjemność, albo mają już dość podróży morskich. Może to i dobrze, że Toen poprosił kapitana Trysa, żeby płynęli do Siny? Teraz nie będzie się nad tym zastanawiał. Widzieli gdzie zaczyna się pustynna przestrzeń. Tutaj chroniła ich gęsta roślinność i gdzie niegdzie wyrastające drzewa o wystarczająco szerokich koronach aby się pod nimi schować przed słońcem. Wiele strumyczków odchodziło od rzeczki, która przez przypadek odłączyła się od Toresthu-An i niema jej na żadnych mapach. Można było w niej schłodzić rozgrzane czoło i nabrać jako wody pitnej. Prawdą było to, że przy tych małych żyłkach wodnych rosły naprawdę wysokie i szerokie drzewa. Krajobraz przypominał bajkowe malunki.
- Dobra teraz podzielimy się na grupy o rozdamy obowiązki.- stwierdził na głos Toen. Ku jego zdziwieniu wszyscy pokiwali głowami.
- Co proponujesz Toen?- zapytał starzec.
- Tak pomyślałem, że ty mógłbyś zostać tutaj i pilnować rzeczy przed zwierzętami, Ja i Kohi znajdziemy jakieś jedzenie, a Loua i Nisel napełnią bukłaki.- Fozel delikatnie zmarszczył brwi i po dosłownie sekundowej przerwie kiwnął głową i usiadł.
- Mi to pasuje. Nie zmęczę się!- roześmiał się strażnik.
Chwilę później wszyscy byli gotowi. Czarna i biały zabrali sznurki, a młody strażnik i niebieski wzięli wszystkie bukłaki i parę baniek na zapas. Energerzy poszli na zachód. Oddalili się od obozu na tyle, aby swobodnie rozmawiać i Kohi nagle zapytała.
- Co powiedziałeś Hio w Boryth?- Twarz Toena zrobiłą się lekko czerwona a mimika wyraźnie mówiła „skąd Ona wie?". Szybko się otrząsną z zaskoczenia i spojrzał na nią.
- Chciał ze mną walczyć, więc zaproponowałem mu, że powiem mu gdzie jesteś, w zamian za rozejście się bez starcia.- przyznał się.
- Acha, a więc chciałeś mnie wydać?!- teraz już cicho krzyczała. Wyraźnie miała mu to za złe.
- Nie. Ja tylko nie chciałem z nim walczyć, Kohi.- broni się biały.
- Najwyraźniej jednak nie dbałeś przy tym o moje bezpieczeństwo!- wyrzuciła krzykiem kobieta.
- Ale ja wiedziałem, że on czuje do Ciebie jakąś sympatię, i że nie zrobi Ci krzywdy.- Gdyby Kohi użyła teraz swoich zdolności, na pewno Toen by na tym bardzo ucierpiał, była nie tylko zdenerwowana ale i wkurwiona.
- Jak mogłeś?!- obrażona ruszyła przodem.
' I dlaczego ona się tak denerwuje?' zastanawiał sięToen,
' Przecież nikomu nic się wtedy nie stało?' jego rozmyślenia zostały przerwane przez widok zniszczonej roślinności. Połamane drzewa leżą na ziemi dając nowe miejsca do siedzenia dla ptaszyny. Toen rozejrzał się w prawo i lewo i nagle uświadomił sobie, że ktoś ich obserwuje. Wcześniej też to czół tylko nie zwracał na to uwagi. Teraz kiedy jego dobry humor zniknął jakby zauważał więcej w otoczeniu. Zbliżył się do obrażonej koleżanki i nachylając się nad jej uchem prawie, że wyszeptał.
- Myślę, że ktoś nas obserwuje od dłuższego czasu.- Kiedy skończył popatrzył jej głęboko w oczy z odwzajemnieniem. Z odległości wyglądało to jakby para kochanków się właśnie godziła po jakieś śmiertelnej kłótni. Ona również zbliżyła policzek do jego twarzy i powiedziała na ucho.
- Tak, też mam takie odczucie. Ale mi się wydaje, że obserwują nas od strony pustyni.-
Toen przez chwilę zastanawiał się nad tym faktem i w końcu ruszyli w stronę rzeki. Tam przynajmniej była cała roślinność, czyli zwierzyna również. Złapali kilka dzików i przytargali je na sznurkach do obozu. Chwilę po nich do ogniska podeszli Nisel i Kontar.
- Jakieś wieści?- zapytał Toen, jakby oczekiwał, że ktoś jeszcze potwierdzi jego przeczucia.
- Tak. Toen mam wrażenie, że coś na nas patrzy. Albo szpieguje.- powiedział ściszonym głosem Loua.
- Nie chcę krakać, ale zgadzam się z Loua.- powiedział wystarczająco głośno niebieski.
- Fozel, co o tym myślisz? My uważamy, że przybyli od strony piasków.- przekazał Toen.
- Myślę, że to mogą być oni.- powiedział do siebie starzec.
- Tak.- tutaj Tuvis obniżył ton, tak jak wcześniej Loua.
- Myślę, że to mogą być elfy pustynne.- zdradził.
- Jest coś jeszcze. Tam gdzie byliśmy po dziki było strasznie zniszczone środowisko. To chyba mogą być te trole, o których mówił Gort.- przypomniał Arch.
Starzec popadł w bezkresne zamyślenie, by po chwili unieść wzrok ku Toenowi.
- Jeśli to te trole i ten czarny mówił prawdę, to gdzieś tu musi być też smok.- słusznie zauważył i podszedł do białego.
- Toenie.- położył dłoń na ramieniu mężczyzny.
- Możemy pokonać te trole. Ale nie jesteśmy wystarczająco silni aby pokonać smoka.- powiedział pobłażliwym tonem i spojrzał po każdym.
Odezwa Toena była wręcz pewna.
- Skoro możemy pokonać te trole, to uwolnijmy te ziemie od nich. Zobacz jakich szkód narobiły?-
- Dobrze, ale jeśli zaatakujemy trole to smok będzie ich bronił.- negował stary strażnik energii.
- Jeśli Gort mówił prawdę.- wtrącił się pewnym głosem Loua.
- Dziękuję przyjacielu, że za mną jesteś.- zwrócił się do Kontara Arch.
- Ja tylko stwierdzam fakty. Tak samo jak ty chcę wybić te potwory, ale jeśli ta bestia zaatakuje to wszyscy zginiemy.- według Fozela ta odpowiedź była bardziej niż logiczna, ale za to najrozsądniejsza jaka dzisiaj padła.
- Ja idę. Pokonam ich sam!- zdenerwował się Toen, i to nie na żarty. Na całe szczęście dla niego, z ziemi, podniosła się Kohi.
- Poczekaj Toen, idę z Tobą.- odezwała się i teraz wszystkie oczy były skierowane na nich oboje.
- Skoro wy idziecie to i ja idę.- w ich stronę ruszył także i Nisel, a zaraz po nim Loua i Tuvis. Brak przekonania o dobrej decyzji nie sprawił, że zostali, a wręcz przeciwnie, żaden z nich nie chciał zostawić przyjaciół na pewną śmierć. Starzec biadolił i narzekał przez całą drogę, dopóki nie usłyszeli wycia i ryku czterech rosłych troli.
- Powiadają, że trole są odporne na energię.- wyszeptał Nisel.
- To nie prawda energerze.- zaprzeczył równie cicho Fozel.
- A widziałeś już je?- dopytywała Kohi.
- Tak, z jednym nawet walczyłem. Było nas troje i z trudem zwyciężyliśmy.- przypomniał sobie staruszek.
- My damy rade.- powiedział twardo i pewnym tonem Arch. Ledwie skończył mówić, kiedy podniósł się na równe nogi i rzucił kulę energii w stronę najbliższego trola. Ten padł z jękiem na ziemię i po chwili wstał rozglądając się dookoła. Pozostałe już zobaczyły intruzów i kierowali się w ich stronę. Potężne nogi wprawiały ziemię w drgania, co wzbudzało lęk w każdym sercu, a wielkie i silne ramiona dzierżyły przerażające maczugi z kamiennym zakończeniem. Widok z piekła rodem.
Marsz tych bestii zdawał się być zwiastunem końca życia każdego, kto z nimi zadrze. Z rąk Toena wystrzeliły kolejne pociski energii i trol, który oberwał jako pierwszy, tym razem padł na ziemię w bezruchu. Pozostali celowali w pierwszego biegnącego i również udało im się go powalić. Całą siłę ognia skierowali przeciwko kolejnemu i ten również został zabity. Woń śmierci zbliżała się do energerów i strażników w postaci ostatniego trola. Udało mu się podejść na tyle blisko, że był w stanie zrobić zamach wycelowany prosto w Toena. Na szczęście tarcza którą stworzył zdołała ochronić jego życie, ale i tak padł na ziemię z wielkim bólem przeszywającym jego lewe ramię. Ręka nie była połamana ale mocno stłuczona i posiniaczona. Powietrze rozdarł głośny ryk i na niebie widoczny był zarys ogromnej latającej bestii.
- Smok! Smok leci!- wykrzyczał Fozel. Loua był zachwycony widokiem zwierzęcia ale i przerażony jego potęgą. Zbliżał się do nich z niewiarygodną prędkością a trol wciąż wymachiwał swoją pałką. Robiąc kolejne uniki starali się go atakować ale walka wręcz z nim sprawiała trudne wyzwanie. Uratował ich smok. Zionął ogniem paląc swojego towarzysza i przy okazji parę krzaków. Minęło pół godziny walki, a smok wciąż krążył nad drzewami co chwila obrywając atakami energii i odgryzając się kulami ognia. Wreszcie opadł na ziemię i wszyscy ze zmniejszonego dystansu kontynuowali ostrzał. Smok rozpostarł swoje ogromne skrzydła i machnął nimi robiąc ogromny podmuch wiatru, przez który stracili równowagę i rozłożyli się na ziemi. Toen podniósł się z ziemi i wystraszył się nie na żarty. Kohi leżała bez ruchu. W jego oczach pojawiły się łzy i wokół niego pojawiła się biała poświata, która z sekundy na sekundę zaczynała się robić coraz bledsza i bledsza by na koniec stać się pół przezroczystą. Fozel spojrzał na niego i szybko zrozumiał co to oznacza. Zakochany w Kohi stał się właśnie widzącym. Również jego moc gwałtownie wzrosła. Stworzył wielką kulę energii i rzucił nią w smoka. Potem w jego dłoniach pokazały się dwa lśniące bielą transparentne miecze duchowe. Za jego plecami nagle pojawił się Gryf Iohryt i Gryf Banhua. Przy jego boku staną elf podążający za Loua od Cyni i gargulec z Huban. Przy Kohi pojawił się nagle skrzat należący do Nisela. Toen wraz z armią duchów pędził rozwścieczony na smoka. Tuvis miał wrażenie, że widzi jak jego łzy lecą za plecy i lądując na ziemi wyznaczają trasę, którą przebiegł. Z całą siła pędu, Arch wbił się w smoka. Pozostawiając dwa wbite miecze w ciele bestii, odskoczył do tyłu i stworzył ogromne, również prześwitujące, kule energii, lecz tak skoncentrowanej, że ich blask oślepiał nawet potwora. Skierował je prosto w serce smoka, który opadł bezwładnie na ziemię. Jeszcze dychał i z jego paszczy unosił się gęsty szary dym. Spokojnym krokiem podszedł do niego i zadławionym od płaczu głosem odezwał się.
- Przysięgam, że zabiję Cię jeszcze raz jeśli to będzie konieczne!- zagroził i stworzył ogromny miecz, który wbił prosto w głowę potwora tym samym pozbawiając go życia. Spojrzał zapłakanym wzrokiem w niebo i po sekundzie, trwającej niemalże wieczność, odwrócił się i podbiegł do Kohi. Wciąż leżała na ziemi. Ukląkł przy niej i położył rękę na jej sercu.
' Nie zostawiaj mnie!' wołał ją w duchu. Ku wielkiemu zdziwieniu kobieta otworzyła oczy. Fozel nie wiedział czy to Arch ją uleczył, czy skrzat, ale dziękował w duchu obydwóm, że ona żyje. Delikatnie uniosła się na łokciach a widzący ją mocno przytulił. Wyszeptał jej coś do ucha co sprawiło, że uśmiechnęła się i powiedział na głos.
- Ja Ciebie też kocham Toenie. To dlatego Ci pomagam i pozwoliłam uciec.- po tych słowach czarna straciła przytomność.
W mieście Koth trwało właśnie przyjazne popołudnie, a krzyki kupców było radosne. Nikt nie wiedział, że właśnie narodził się nowy widzący. Krwawy oddział szukał nowych energerów w mieście z rozkazu Lorda. Hio razem z Fratunem siedzieli koło posągu Gryfa w rynku.
- Nienawidzę tego Archa. Ta jego dobroć. Myśli, że każdy jest dobry. On chce, żebym się do niego przyłączył. I jeszcze przeciągną na swoją stronę Kohi... Nienawidzę gnoja!- wykrzyczał Hio.
- Ta nienawiść Cię zniszczy panie. Rozumiem, ale musisz się opanować. Owszem zasługuje na śmierć, ale pamiętaj, że Lord chce mieć go żywego.- przypomniał mu stary energer.
- Nie obchodzi mnie to! Zabiję drania!- teraz nie potrafił opanować swojej złości. Niespodziewanie na twarzach wszystkich w rynku pojawiło się wielkie zdziwienie. Ogromny duch pojawił się przy posągu.
- Czarny energerzy Hio. Również nienawidzę Toena. Zabił mnie i teraz ja chce zabić jego.-
- Smoku. Sam go zabiję.- wściekłość czarnego zaślepiła mu oczy i nawet nie przejął się tym, że rozmawia z duchem dzikiego smoka, którego zabił Toen.
- Energerze, on stał się widzącym! Sam go nie pokonasz.- ostrzegł go dziki smok.
- Widzącym!- przeraził się Fratun.
- Hio, połączmy siły i razem go zabijmy!- zaproponował znowu duch. Hio bez dalszego namysłu zgodził się i smok zniknął w jego czarnej jak otchłań poświacie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro