Rozdział 18
Toen był przekonany, że za drzwiami znajdzie komnatę Lorda, tymczasem był to krótki korytarz. Rzucił się w pogoń za wrogiem aż dociera do kolejnych drzwi, za którymi pojawia się kolejna niespodzianka. O ile południowy dziedziniec wyglądał jak ruiny, popękane ściany, zero zieleni i same szare barwy, to północny, na który właśnie wszedł, był jego totalną odwrotnością. Prezentował się idealnie. Zdobiły go drzewa, duże i małe, krzewy, kolorowe i w odcieniu zieleni, kwiaty wszelkiej maści i wiele zawieszonych materiałów bogatej w kolorystykę. Zaraz po wejściu na dziedziniec zobaczył wrota, bez jakich kol wiek drzwi, a za nimi ścieżkę biegnącą po łagodnym zboczu góry prowadzącą wprost na brzeg morza Gua. Wypatrzył Lorda i ruszył w pogoń za nim. Mimo, że szlak był łagodny, to podobnie jak z drugiej strony góry, było tu wiele odstających z ziemie kamieni. Sprawnie przemykał między nimi aż wreszcie udało mu się dogonić przeciwnika. Spotkali się w małej przystani. Wściekła twarz Lorda pokazywał tylko nienawiść do Archa i do losu jaki go spotkał.
- Arch, jest jeszcze szansa, że przyjmę Cię powrotem!- zapewnił Lord.
- Chyba sobie kpisz?- odciął się widzący.
- Albo przystaniesz do mnie, albo poczujesz moją moc!- zagroził.
Toen bez słowa utworzył w ręce kulę energii i z wielkim zamachem rzucił nią w przeciwnika. Unik i jej celem stał się mały budynek przy pomoście.
- Doskonale. Jeśli tak chcesz?- Lord zamknął oczy i w koło jego konturów poczerniało powietrze, by po chwili stać się jasną, ale w czarnym kolorze, poświatą, okalającą go niczym peleryna. Otworzył oczy i spojrzał swoimi złymi oczami na Toena. Wyciągnął ręce przed siebie i wysłał w kierunku widzącego kilka potężnych wiązek energii.
' Tak potężna siła, że nawet nie jest w stanie jej uformować. Albo jest za słaby, żeby formować energię.' Zastanawiał się podczas uniku Arch.,
Tym razem niszcząca wiązka uderzyła w fragment Ścieszki za widzącym. Niestety oderwane kamienie i przyczepione do nich resztki energii trafiają w cel. Polała się krew z nogi Toena. Jako kontratak, Arch przyzwał miecz duchowy, złożony z samej energii, i skoczył w kierunku Lorda.
Na taką ewentualność też się przygotował. Wyciągnął swój miecz i obronił się przed atakiem.
- Ale jak?- zdziwił się widzący.
- Ty masz miecz energii, ja mam energię w mieczu.- złowieszczy uśmiech pojawił się na twarzy Lorda.
Czerwony z wściekłości Arch uderzył jeszcze kilka razy i odskoczył rzucając kolejną kulę energii, którą Lord odbił mieczem.
- Zaskoczony? Tak też jestem widzącym!- znowu śmiech odbił się echem po plaży.
- W takim razie zginiesz z ręki innego widzącego!- teraz Toen zdenerwował się nie na żarty.
W jego rękach zaczęły się świecić wiązki energii. Odwołał miecz i z całą siła w nogach zaczął biec na przeciwnika. Z całym rozpędem jaki zdążył nabrać wbił się w Lorda z wyciągniętymi przed siebie ramionami. Zbierająca się w nich energia, odrzuciła wroga na pomost, ale zdążył jeszcze sam wypuścić wiązkę, która walnęła go prosto w klatkę piersiową.
W lekkim szoku widzący upadł na ziemię ale szybko się podniósł z wielkim bólem w piersi. Z wysiłkiem uniósł głowę w kierunku Lorda i dojrzał jak ten leży na ziemi i tylko próbuje podnieść głowę. Po raz kolejny Toen wyciągnął dłoń do przodu i poczęstował Lorda daniem głównym w tej bitwie.
- Z mocą Gryfa, strażnika krainy Iohryt! Nażryj się mojej energii!- wykrzyczał w twarz czarnemu widzącemu i wysłał niesamowicie jasną i nieokiełznaną energię. No właśnie, nieokiełznaną. Nie kontrolowana moc uderzyła również w samego rzucającego powodując obfite rany i obaj energerzy wylądowali na glebie. Toen znowu się podniósł i stworzył kolejny miecz duchowy, którym rzucił w klęczącego Lorda. Ostrze wbiło mu się w rękę i znikło, ale rana została. Lord ostatkiem sił podniósł głowę wysoko i zatrzymał wzrok na Toenie.
- A jednak jesteś moją zgubą, Toenie. Szkoda, byłeś mi jak syn, którego nigdy nie miałem.- zaczął czarny widzący.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro