|4|
- Ehhh! - westchnął brązowowłosy chłopiec - Babciu Auro... Co chciałaś mi takiego ważnego powiedzieć? - zapytał ziewając
-Och... Kochany Luke... mój czas na tym świecie nie ubłaganie mknie ku końcowi... - rzekła staruszka
,,Ta... Słyszymy już to od roku..." - pomyślał chłopiec
- Myślę, że jest teraz najlepszy moment, aby przekazać ci tajemnicę którą powierzył mi sam Mistrz Energii. Kazał mi ją powiedzieć dopiero w tedy, gdy będę czuła, że śmierć jest blisko. Tą tajemnicę w pełni miał poznać jedynie jeden z najmłodszych członków klanu - Powiedziała
- Ale babciu! Czemu MI to mówisz?! Altea jest w tym samym wieku, co ja. Tak naprawdę technicznie rzecz biorąc, nawet nie jesteś moją babcią. Więc czemu każesz mi się zrywać o tak pogańskiej godzinie z łóżka?
- Jest szósta - mruknęła starsza pani - o tej godzinie dawno wstajesz do szkoły.
- Ale są WAKACJE, babciu. W wakacje, nie wstaję wcześniej niż dziesiąta - jęknął chłopak.
- Dobra, dobra... Jeżeli chcesz wiedzieć czemu wybrałam ciebie, a nie Alteę Cammis to słuchaj uważnie. Zrobiłam to z tego samego powodu, z jakiego mieszkam w waszym domu.
- Bo nie lubią twojej obecności?
Kobieta zignorowała jego uwagę.
-Bo w tobie płynie najczystsza krew Smith'ów, Luke. Oczywiście masz w sobie domieszkę innych rodzin, ale jako jedyny posiadasz to nazwisko.
- Serio? Mieszkasz z nami tylko dlatego, że mamy na nazwisko Smith?
-Ahh! Jesteś tak samo irytujący i ciężko myślący jak twój dziadek! Nathan zawsze dostrzegał to co było najmniej warte uwagi!
- Masz na myśl mojego prawdziwego dziadka, czy twojego męża? - zapytał
- A kto się nazywa Natan Smith?! Mój mąż, czy twój dziadek?! - odrzekła wyraźnie zirytowana.
- Dobra... Punkt dla ciebie, babciu. Więc jaka jest ta Supertajna, strzeżona przez całe twoje życie tajemnica?
- No cóż... Musimy się cofnąć w czasy mojej młodości - słysząc te zdanie Luke westchnął - Oj bez przesady! Aż tak... jak to się mówi... nie przynudzam!
- Dobrze, babciu... Już ci więcej nie przeszkadzam.
-A więc...
,, To było wiele lat temu...
Miałam wtedy około jedenastu lat. Powiedział mi to w dzień pogrzebu pradziadka Kai'a, ale pamiętam to bardzo dobrze.
Prababcia, Skylor Smith, wróciła już do szpitala, a większość rodziny i przybyłych na pogrzeb się już rozjechała. Tylko moi rodzice i dziadkowie pozostali, aby przyjrzeć się czy grób dobrze wygląda, i czy nie ma na nim większych uszkodzeń.
Pozostali tylko oni i białowłosy mężczyzna. Wiedziałam bardzo dobrze kim był. Pradziadek wiele opowiadał, w czasach gdy jeszcze był do tego zdolny, o swojej młodości. Wspominał wtedy o swoich przyjaciołach, o wojnie...
Pomimo zmarszczek i siwych włosów, bez problemu rozpoznałam w nim tego Lloyd'a Garmadona.
Stał, zamyślony, przed świeżym grobem.
Przyglądałam się mu z oddali, gdy ten nagle się odwrócił i podszedł do mnie.
- Aura, tak? - Zapytał - Twój pradziadek dużo opowiadał o tobie.
Cicho odpowiedziałam coś w stylu, że o panu również.
- Auro, jako że jesteś spokrewniona z rodem Smith'ów myślę, że mogę coś ci powiedzieć. Bardzo ważną tajemnicę, której będziesz musieć strzec aż do śmierci.
- Jaką, proszę pana?
- Gdzieś na zachód od Ninjago City jest pustynia. Na tej pustyni jest zbudowane coś w rodzaju hotelu. Zostawiłem w nim coś naprawdę cennego...
- Co takiego?
- Coś czego już nigdy nie ujrzę... A mianowicie moją córkę.
- Pańską córkę?!
Mężczyzna skinął głową.
- Tak. To był jedyny sposób, aby zapewnić jej bezpieczeństwo - odrzekł starszy pan..."
- Moment babciu! - przerwał kobiecie chłopiec - Przecież na Historii Ninjago mówili, że Zielony Ninja zabił
swoją córkę, aby wrogowie nie mogli wypełnić przepowiedni!
- Też tak myślałam. Ale jak się okazuje nie jest to prawdą.
- Ale...
- Mogę dokończyć?!
,,A więc...
- Ale jak to, proszę Pana...?- zapytałam- Przecież każdy mówi...
- Każdy mówi to, co usłyszał. Każdy mówi to co usłyszał od jednej osoby. Ode mnie. Ale to, że każdy tak mówi nie znaczy, że jest to prawdą. Każdy mówi to, co pozwoliłem im wiedzieć. A teraz ty, jako jedyna od bardzo długiego czasu, będziesz znać prawdę
- Czyli... Pańska córka żyje?
- Tak, i nie sądzę aby to się zmieniło jeszcze za twojego życia - odparł- pojawi się też parę pokoleń, parę minie, a ona dalej będzie żyć.
- Ale... Jak to możliwe?
Mężczyzna westchnął.
- Powinna mieć tyle lat co twoja babcia... Powinna mieć rodzinę, mieć pracę, przeżyć życie tak jak wszyscy. Ale nie może mieć tego. Nie byłem wstanie jej zabić, ale byłem w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo do czasów kiedy sprawa ucichnie. Ten hotel o którym mówiłem zatrzymuje czas. Można do niego bez problemu wejść, lecz nie wyjść. Chcę, aby Annie jak najdłużej tam przebywała, ale nie chcę aby została tam na wieczność. Chcę dać jej szansę na spokojne przeżycie życia. Dlatego ktoś musi ją stamtąd wyciągnąć, ktoś kto by oświetlił jej drogę wyjścia. Ktoś kto pomoże jej się odnaleźć w obcym jej już świecie. Ktoś kto pochodzi z rodziny Smith. Smithowie nigdy mnie nie zawiedli, więc teraz też nie mogą. Obiecaj mi, że gdy nadejdzie odpowiedni moment wyślesz kogoś, by ją przyprowadził. "
Staruszka zakończyła opowieść.
- Czy mogłam odmówić przyjacielowi pradziadka? Nie. Obiecałam więc. I właśnie teraz dotrzymuje słowa...
- Och... Czyli mam udać się na p u s t y n i ę i odnaleźć jakiś hotel z którego nie da się wyjść? - Zapytał Luke - Jestem tylko dzieckiem, nie znam dobrze geografii... Nie mam pojęcia jak przeżyć, a co najważniejsze: Jak wyciągnąć tą Annie z hotelu.
Aura uśmiechnęła się do niego.
- Jesteś Smith'em. Smith'owie nigdy się nie poddają. Nawet jeśli nie wiedzą co robić. Wiesz jaki jest najlepszy sposób, aby pokonać problem...?
- ,,Najlepszym sposobem na problem jest stawienie mu czoła i spróbowanie go rozwiązać'' Tak, tak - burknął zirytowany chłopiec - Zawsze to powtarzasz.
- Jeżeli teraz dasz radę, to dasz radę sobie ze wszystkim - rzekła Babcia Aura.
Ah, jak bardzo się ona myliła... Na jego drodze od tego momentu miały pojawiać się co raz trudniejsze problemy... Problemy z którymi, może sobie nie poradzić...
CDN
Przepraszam, że tak nudno, ale to początek. Obiecuje, że dalej powinno być ciekawiej!
Nawet nie sieci jakie problemy miałam z pisaniem tego rozdziału >_< Siedziałam nad nim od lutego i ani trochę mi nie odpowiadał. Ciągle coś brakowało, no i aktywował się brak weny. Ale już jest.
Wybaczcie, za taką brzydką okładkę, ale okazało się, że był błąd w tytule itp itd i musiałam szybko coś wykminić, więc no... Podziwiajcie mój brak artyzmu hahah
No dobrze... Ja się żegnam do następnego!
~Dela
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro