Część 6
Na kilka sekund zapadła niezręczna cisza. To dziwne, zawsze wyobrażałem sobie że przyszłość świata będzie głośna, że poziom hałasu podniesie się jeszcze bardziej. Tymczasem tutaj było skrajnie cicho...nie mogę powiedzieć by było to przyjemne- taka cisza byłaby w stanie doprowadzić mnie do obłędu...
– Mam dla ciebie film, który pozwoli ci lepiej zrozumieć... nas. – Powiedziała, a ja znowu poczułem się jak na jakieś obcej planecie. 1998 wstała, nacisnęła jakiś guzik na przeciwległej ścianie i całe pomieszczenie spowiła ciemność, po kilku sekundach na tej samej ścianie pojawił się duży, biały obraz- coś podobnego puszczał mi kiedyś ojciec z...rzutnika? Tak to się chyba nazywało. Biała postać zajęła miejsce obok mnie.
– Włącz. – Powiedziała krótko i faktycznie, film ruszył- widziałem już coś takiego w którymś filmie, ale wtedy wizja sprzętów obsługiwanych ludzkim głosem wydała mi się zupełnie irracjonalna. Nie usłyszałem żadnego dźwięku, widziałem jedynie obrazy: obracająca się kula ziemska, potem coś się stało, wszelkie niebieskie oceany przybrały zielony odcień, pozostał tylko jeden mały, okrągły punkt- ocean.
– To stało się w trzytysięcznym pierwszym roku, jak już mówiłem. – Jej słowa ledwie do mnie docierały, byłem zbyt zaaferowany wizją nowego świata...– Od tamtej pory wszystkie kraje połączyły się w jeden.
– Zaraz...– Coś mi się tu nie zgadza – Przecież na świecie istnieją...istniały...miliony języków. – No dobra, może trochę się rozpędziłem, ale jakie to ma teraz znaczenie? – Jak ci wszyscy ludzie mogliby się ze sobą porozumieć?
– Miliony? – Zdziwiła się – W tej chwili na świecie jest siedemnaście milionów ludzi, a wtedy było jeszcze mniej... szczerze mówiąc nie wiem co stało się z językami i dialektami, każdy kto zostaje stworzony mówi już biegle po angielsku. – Oznajmiła. Chyba jeszcze nigdy nie cieszyłem się tak ze swojego pochodzenia. Wyobraziłem sobie sytuację w której mówiłbym, dajmy na to, po hiszpańsku, co wtedy?
– Patrz teraz, tak powstaje nowy człowiek – Od razu odegnałem nieprzyjemne myśli i wlepiłem wzrok w telewizor. Duże pomieszczenie. Pod ścianą jakieś...kapsuły? Widzę obcych...cholera, muszę przestać ich tak nazywać! Widzę ludzi...każdy z nich ma w ręce duży, metalowy szpikulec. Podchodzą do kapsuł, wsuwają te...pręty w otwory, które wcześniej przeoczyłem i przechodzą do następnych. Kilka minut później odsuwają się, odkładają narzędzia i jeden z nich naciska jakiś guzik na urządzeniu o dosyć nieregularnych kształtach. W tej sekundzie wszystkie kapsuły się otwierają i widzę...ich. Nowych ludzi. Boże, to jest gorsze niż się spodziewałem. Zawsze byłem przeciwny In vitro, ale coś takiego przy tym to...zaraz się porzygam. Dosłownie.
Zaciskam zęby kiedy mój żołądek zaczyna robić fikołki i pochylam się do przodu.
– Co się dzieje?– Zdążyła jedynie zapytać moja towarzyszka, z mojego gardła wydobył się ciężki do zdefiniowania dźwięki...zaś kilka sekund później zrobiłem nowy wzorek na podłodze, opróżniając swój żołądek z wszelkich treści. Dobrze że nie było tego za wiele.
Kiedy skończyłem, czoło miałem mokre od potu, a oddech urywany. Jak już trochę się uspokoiłem, dostrzegłem że 1998 odsunęła się na sam skraj kanapy. Bardzo ludzkie. Chociaż szczerze mówiąc, zupełnie się jej nie dziwię. Nagle do pomieszczenia wpadło trzech intruzów: Zanim zdążyłem się obejrzeć, jeden z nich... posprzątał z podłogi to co na niej zostawiłem do sterylnego pojemniczka, zaś dwóch pozostałych stanęło nade mną i zaczęło coś co przypominało badanie lekarskie. Poddałem się temu bez sprzeczek, ale z lekką kpiną odnotowałem, że żaden już nie próbuje wpychać mi palców do ust. Kiedy tak patrzyłem na nich wszystkich, nie byłem w stanie zupełnie ich rozróżnić. Byli po prostu identyczni! Znam ludzi którzy upodobniają się do jakiś swoich idoli, zakładają nawet fankluby ale coś takiego to już przesada. Gdzie podziała się jakakolwiek indywidualność? W końcu cała trójka nas opuściła. Spojrzałem na postać koło mnie i zastanawiałem się czy to ta sama, z którą oglądałem wcześniej film.
– Możesz pokazać mi swoje przedramię? – Nie będę żył w niepewności. Bez słowa wyciągnęła rękę i pokazała mi numer: 1998. Odetchnąłem z ulgą.
– Myślałeś że to nie ja? – Czyżbym słyszał w głosie lekką urazę?
– A jak niby mam was odróżnić? Wszyscy wyglądacie tak samo. – Broniłem się.
– Zapomniałam że twoje oczy nie są tak rozwinięte jak nasze...– Aha, czyli siebie nawzajem rozróżniają. Pokręciłem tylko głową.
– Chcesz obejrzeć film do końca?
– Nie! –Odpowiedziałem natychmiast. Teraz już chyba nie miałbym co zwracać...
– To może masz jakieś pytania? – Nawet milion. Zastanowiłem się chwilę, od czego by tu zacząć?
– Rodzicie się... – Nie, to się tak nie nazywa. I nie powinno. – Jesteście tworzeni od razu jako dorośli. Starzejecie się? – Dotąd nie widziałem żadnego człowieka, który wyglądał by na pomarszczonego...ale może oni ich gdzieś zamykają?
– Starzejecie... Wybacz nie wiem co to znaczy. – Aż jęknąłem. Cholera, chyba zanim zacznę z nią jakąkolwiek rozmowę, zrobię wcześniej słowniczek pojęć i powieszę na ścianie. Ale w sumie otrzymałem odpowiedź. Skoro nie wie co to oznacza, to pewnie się nie starzeją...wiecznie młodzi, ha! Czy to oznacza że są nieśmiertelni? Nie, raczej nie, skoro jest ich tylko siedemnaście milionów.
– Jak długo żyjecie? – Nie podejmuję nawet próby wytłumaczenia jej, na czym polega starzenie. Powiem jej że siwieją włosy...zapyta mnie ,,Co to włosy?" Powiem że wypadają zęby, zapyta ,,Co to zęby?" Ech, taka rozmowa...
– Każdy po sto lat.
– To znaczy że każdy z was dokładnie wie, kiedy...– Zmarszczyłem brwi , zastanawiając się czy zrozumie znaczenie słowa „umieranie"– Odejdzie? – Odchrząknąłem lekko.
– Tak. – Odparła najzwyczajniej w świecie, a ja się wzdrygnąłem. To wszystko coraz mniej mi się już podoba...
– Kiedy mnie...obudziliście, bolały mnie wszystkie mięśnie. To normalne? – Usilnie chciałem zmienić temat, 1998 zastanowiła się przez chwilę.
– Wydaje mi się że tak, twój organizm jest słabszy, mniej odporny niż nasze, kiedy cię stworzyliśmy to było tak jakbyś nigdy wcześniej nie używał swojego ciała. – Nie spodobało mi się że mówiąc o mnie użyła określenia ,,stworzyliśmy"...zupełnie jakbym był jednym z nich. Może i byli ludźmi...ludźmi przyszłości, ale ja nie miałem z nimi nic wspólnego. Poczułem jak wzbiera we mnie gniew, wolałbym żeby nigdy mnie nie...stworzyli. Cholera, już nie żyłem, dlaczego nie zostawili mnie w spokoju?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro