Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 5


  Spojrzałem na siebie. Dobrze by było znaleźć jakieś okrycie czy coś...wstałem z kanapy i zacząłem się rozglądać, niestety nie znalazłem nic co by się nadawało. Ale moje poczucie wstydu okazało się silniejsze, toteż bez chwili wahania pozbawiłem jedną z podłużnych poduszek leżących na kanapie poszewki i owinąłem się nią jak ręcznikiem...od razu lepiej. Przez kilka minut krążyłem po niewielkim salonie, w końcu zrezygnowany postanowiłem się położyć. Biały mebel nawet nie skrzypnął pod moim ciężarem. Zamknąłem oczy z nadzieją, że kiedy znów je otworzę, to wszystko okaże się tylko głupim koszmarem...
– Halo...– Głos przebił się do mojej świadomości i wyrwał z niespokojnego snu. Sekunda błogości odeszła w zapomnienie, jeszcze zanim uchyliłem powieki wiedziałem gdzie się znajduję...Nadzieja, że to wszystko to tylko skutek zbyt obfitej kolacji przed snem okazałą się płonna- taka byłą moja ostatnia myśl, zanim otworzyłem oczy. Kiedy to zrobiłem, mimowolnie wydałem z siebie okrzyk przerażenia. Wielkie oczy znajdowały się tuż przy mojej twarzy, mogłem dostrzec w nich własne odbicie, jednak, w skutek dźwięku jaki z siebie wydałem, natychmiast się odsunęły. To nie był dobry widok tuż po przebudzeniu.
– Myślałam że nie żyjesz. – Powiedziała to obojętnym tonem, jakby informowała mnie jaka jest dziś pogoda. Chociaż pytanie o pogodę w tym...Nowym Świecie, nie miało przecież najmniejszego sensu.
– Żyję. – Powiedziałem krótko, wciąż lekko urażony. Nagle z mojego żołądka wydobyło się głośne... burczenie. Zaczerwieniłem się, zaś moja towarzyszka przeraziła się nie na żarty. Widząc jej minę nie mogłem powstrzymać i zacząłem śmiać się jak głupi. Ha! Ja też mogę was czymś zaskoczyć...
– Co to było? – Wyszeptała, wciąż przerażona, a mój śmiech przybrał na sile.
– Jestem głodny... – Odparłem między jedną salwą śmiechu a drugą, ona zaś natychmiast się rozluźniła, wstała, podeszła do tej samej szafki co poprzednio i coś z niej wyjęła, po czym zajęła miejsce obok mnie.
– Proszę bardzo. – Wyciągnęła rękę z jakąś dużą, ogromną pastylką.
– Co to niby jest? – Zapytałem tylko
– Jedzenie. – Widać było że i ona powoli traci cierpliwość, jej ton był taki sam, jakim przemawia się do naburmuszonego dziecka, które po raz kolejny odmawia zjedzenia brokułu. – Dostarczy ci wszystkich kalorii których potrzebujesz, no już, jedz. – Pomyślałem sobie: A co mi zależy? Skoro nie mam szans na nic innego...wziąłem tę nieszczęsną pastylkę i połknąłem ją, wyobrażając sobie soczystą karkówkę z pieczonymi ziemniakami i surówką... niestety, nie było szans na takie rarytasy- tabletka okazała się zupełnie bez smaku, ale co dziwne...nie czułem już głodu. Ale nie byłem też syty. Coś pomiędzy...no cóż, na razie musi wystarczyć.
– Mogę wiedzieć czemu zniszczyłeś moje poduszki? – Zapytała widząc moje prowizoryczne okrycie. W tej chwili znów była oazą spokoju. Taka zmienność nastrojów tylko potwierdza moją teorię na temat jej płci...
– Przecież nie będę chodził nago...– Uniosła brwi...a raczej miejsca w których te brwi powinny się znajdować, a ja westchnąłem przeciągle. Ciągle krążymy wokół tego samego...już wiem co czuł mój pradziadek opowiadając mi różne rzeczy o których nie miałem pojęcia. Chyba jeszcze nigdy nie czułem się tak samotny jak w tej chwili... Samotny wśród ludzi. Prychnąłem lekko i straciłem już ochotę na tłumaczenie czegokolwiek mojej towarzyszce.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro