Dzieci przed ołtarzem
Dziękuję za betę MeryRavenLu
Do wielkiego pokoju pełnego kartonowych pudeł, wpadały promienie słońca. Gdzieś pośród pakunków wędrowała szarooka piękność o włosach równie jasnych, jak światło wślizgujące się przez szyby. Dzień zapowiadał się naprawdę pięknie jednak nie dla Narcyzy. Miała zostać wystawiona na pokaz niczym zwierzę w zoo. Na pokaz przed czysto-krwistymi czarodziejami, a jeden z nich weźmie sobie ją za żonę. Wprost cudownie.
- Spakowałaś się? - zapytała Druella, otwierając drzwi z trzaskiem.
- Tak, matko.
- Świetnie - podsumowała ostro. - Przebierz się. Lepiej, żebyśmy się nie spóźnili.
- Oczywiście, matko. - Skinęła głową po raz kolejny. Pani Black spojrzała na córkę z wyższością i wyszła.
Druella była kobietą nie godną roli matki. O nie. Nigdy nie interesowała się swoimi córkami. Nie przykuwała uwagi do ich uczuć, pierwszych miłości i łez płynących czasami po policzkach. Panią Black absorbowały tylko ich oceny, zachowanie i to, czy godnie reprezentują swój ród. Nic więcej...
- Co za stara jędza. - Narcyza wystraszyła się na śmierć, słysząc za sobą czyjś głos. Odwróciła się gwałtownie.
- Bella! - Na twarzy szarookiej zakwitł szeroki uśmiech. - Już myślałam, że cię nie będzie. - Przytuliła się do starszej siostry.
Bellatrix wyszła za mąż już trzy lata temu. Oczywiście poślubiła mężczyznę wybranego przez rodziców - Rudolfa Lestrange'a. Nie kochała go ani trochę jednak decyzja ojca była niepodważalna. Jedyne co go z nią łączyło to przekonanie, że w czarodziejskim świecie najważniejsze jest pochodzenie. Utrzymanie czystości krwi w Anglii. Jednak mimo starań młodej pary, Bella nie urodziła jeszcze następcy rodu, nazwiska i fortuny. Trzy lata małżeństwa, bez owocu w postaci dziecka wystarczyły, by Druella Black prawie że wyparła się swojej córki, jednak ta, wcale się tym nie przejmowała.
- Mnie miałoby nie być na zaręczynach mojej siostrzyczki? - zakpiła z słów blondynki, wygodnie usadawiając się na pudłach. - Po co ci te wszystkie rupiecie?
- Mogą się przydać - mruknęła szarooka. - Pójdę się przebrać.
- Mhm - przytaknęła jej czarnowłosa, rozkładając się na tobołkach.
- No i jak? - zapytała po chwili, wracając z łazienki. Narcyza wyglądała naprawdę zjawiskowo. Miała na sobie wieczorową, koronkową suknię, a jej długie jasne włosy zaplecione były wraz z kwiatami w niskie upięcie. Mimo że wcale nie podobał się ten cały obrządek wybierania życiowego partnera, chciała wypaść jak najlepiej.
- Masz zamiar odwiedzić straszne Wiltshire w takim stroju? - Bellatrix spojrzała na nią z politowaniem.
- Źle wyglądam?! - przeraziła się blondynka.
- Nie. - Bella roześmiała się szczerze. - Tylko żartowałam.
- Bardzo śmiesznie - syknęła. - Wiltshire naprawdę jest takie straszne? - zapytała, przypominając sobie te wszystkie legendy o hrabstwie zarządzanym przez Malfoyów. Jednak Bellatrix nie zdążyła odpowiedzieć.
- Co ty tu robisz?! - Siostry odwróciły się gwałtownie na głos matki.
- Pomagam - odparła hardo Bella.
- Nikt nie potrzebuje twojej pomocy - warknęła na starszą córkę Druella. - Zajęłabyś się lepiej swoją rodziną. Ile to już minęło? - Spojrzała na mężatkę pytająco, jednak nie dała jej odpowiedzieć. - Trzy lata. Od trzech lat staracie się Rudolfem o dziecko i co?! Również twoim obowiązkiem jest podtrzymać czystość-krwi! Nie zapominaj o tym - burknęła na pierworodną. Ough! Jak ona jej nienawidziła. Z resztą z wzajemnością. - Jesteś gotowa? -zwróciła się do Narcyzy.
- Tak, matko.
***
Strach, który gościł w głowie Narcyzy przy bramie Malfoy Manor, szybko ustąpił miejsca zachwytowi. Posiadłość majacząca między równo przyciętymi krzakami była piękna, majestatyczna, nadzwyczajna. Z drugiej strony, ciemne mury napawały człowieka grozą ale nie były tak przerażające jak w legendach.
- Witajcie, moi drodzy! - przywitał uroczyście wszystkich Abraxas Malfoy, stojąc u szczytu długiego stołu. - Jest mi niezmiernie miło was gościć na trzysta dziewięćdziesiątym czwartym zjeździe rodów czystej krwi. Bardzo się cieszę, że kolejny raz w naszej posiadłości zaręczą się młode pary. Ale zanim to, zjedzmy coś - zakończył przemowę z uśmiechem, zajmując swoje miejsce. Po lewej stronie stołu siedziały panny na wydaniu wraz ze swoimi rodzicami. Zaś po prawej młodzi czarodzieje szukający żon, w towarzystwie matek i ojców. Na stole pojawiły się najróżniejsze potrawy. Rozpoczęła się uczta, jednak panowała grobowa cisza. Czarodzieje jedli powoli, starając się zachować wszystkie zasady etykiety. Młodzi spoglądali po sobie od czasu do czasu.
- Adrenalina jak na grzybobraniu - mruknęła siostrze do ucha Bella. Szarooka parsknęła w swój talerz.
- Narcyzo! - skarciła ją Druella oburzona zachowaniem córki.
- Wybacz, matko - poprosiła, starając się ukryć uśmiech, po czym wymieniła rozbawione spojrzenia z siostrą. Odpowiedziała jej tym samym.
Odkąd Bellatrix wyprowadziła się z domu, często spotykała się z Narcyzą, a przy okazji denerwowała Druellę kiedy tylko miała okazję. Wręcz uwielbiała patrzeć jak na twarz matki wstępują rumieńce wściekłości, a paznokcie wbijają się w skórę. Chciała się jej tym odpłacić, za te wszystkie lata zniewagi i braku szacunku. Za traktowanie jej jak powietrze, za... nawet nie miała ochoty o tym wspominać. Odwiedzała siostrę by upewnić się, że Druella traktuje ją chociażby przyzwoicie. Wielokrotnie prosiła ojca o wykazanie nieco większego zainteresowania swoją młodszą córką, jednak ten zawsze ją zbywał mówiąc, że ma dużo pracy a wychowywanie dzieci leży po stronie matki. Co za bzdura!
- Podoba ci się któryś? - zapytała Bellatrix widząc, że rodziców nie będzie interesowało zdanie ich córki, co do przyszłego męża. Narcyza wzruszyła ramionami. Już dawno założyła sobie, że nie będzie sama wybierać. Przecież i tak ktoś inny zrobi to za nią. - Kogo my tu mamy? - Czarnowłosa zmierzyła wzrokiem gości. - Hmm... Jest Yaxley, Nott, Parkinson...
- Znasz ich wszystkich? - spytała z podziwem blondynka. Dużo słyszała o swoim szwagrze jednak Bella nigdy nie wspominała, by jej mąż interesował się sprawami małżeńskimi w nienaruszalnej dwudziestce ósemce rodów. Ale starsza siostra uświadomiła ją, że się myli:
- Powiedzmy. Wiesz, Rudolf jest wielkim fanem wiadomości i zawsze wie, kto jest aktualnie na wydaniu - wyjaśniła Bellatrix, spoglądając na męża siedzącego obok jeszcze niezaręczonego brata.
Dlaczego musieli ją wydać właśnie za niego? Oczywiście nie mogła narzekać na problemy finansowe jednak kiedy się poznali, panicz Lestrange tylko skinął na nią głową i zamknął się w swoim pokoju, a oprowadzeniem panienki Black po domu musiała się zająć się jego matka. Później było nieco lepiej, jednak nie mieli wielu tematów do rozmowy, a kiedy przyszedł czas na skonsumowanie małżeństwa, Bellatrix pierwszy raz zrozumiała, że z Rudolfem nie ma żartów. Był brutalny, oschły i niedelikatny a jedyne na czym mu zależało było posiadanie syna dlatego jego żona, miała wielką nadzieję, że jej kochaną siostrę spotka lepszy los.
- Może wydadzą mnie za Rabastana? - mruknęła Narcyza, uśmiechając się delikatnie. - Wtedy na pewno będziemy blisko. Mimo że blondynka starała się zachować kamienne oblicze - jak na prawdziwą arystokratkę przystało - z każdą chwilą stresowała się coraz bardziej. Chciała już teraz wiedzieć z kim spędzi resztę życia jednak zanim się tego dowie, musi przebrnąć jeszcze przez uroczysty obiad, prezentację młodych dam i ewentualne pojedynki, gdyby o jej rękę ubiegało się więcej kandydatów. Chociaż tego się nie spodziewała. Ba! Bała się, że nikt jej nie wybierze i zostanie starą panną.
- Och, siostrzyczko, zawsze będziemy blisko, choćby wydali cię za Weasleya. - Skrzywiła się na wspomnienie zdrajców krwi. Z jednej strony panienka Black miała rację, byłyby blisko. Ale z drugiej nie chciała by Cyzia wyszła za równie brutalną, młodszą kopię Rudolfa. Odwróciła na chwilę wzrok i oniemiała widząc przystojnego blondyna, siedzącego obok zarządcy posiadłości w Wiltshire: - On jeszcze nie ma żony! - oburzyła się Bellatrix, kręcąc głową z dezaprobatą. Młodsza siostra spojrzała na nią pytająco. - Malfoy, Lucjusz Malfoy. Jedyny syn Abraxasa Malfoya. Był ze mną na roku - wyjaśniła. - Już dawno powinien się ożenić.
- Skąd wiesz, że nie ma żony?
- Nie ma - zapewniła ją. - Spójrz, wszyscy młodzi mają białe kokardy - mruknęła, spoglądając na białą wstążkę, którą związane były włosy chłopaka. - Ty też taką masz - przypomniała siostrze, spoglądając na jej chudy nadgarstek obwiązany białą tasiemką.
***
Po uroczystym obiedzie przyszedł czas na prezentację młodych czarownic. Wszystkie panny, przepięknie ubrane i uczesane chciały wypaść jak najlepiej. Co chwilę poprawiały włosy i uśmiechały się delikatnie.
- Moja córka Narcyza Black - zaczął Cygnus, przelotnie spoglądając na blondynkę. - Wniesie osiem tysięcy galeonów posagu. Z rodów Black i Rosier. - Szarooka uśmiechnęła się pod nosem i skłoniła głową. Rozległy się gromkie brawa.
- Czy mamy jeszcze jakieś młode damy? - zapytał Abraxas. Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, kontynuował: - Moi drodzy, nadszedł czas na wybór kandydatek - oznajmił wesoło. Pierwszy poderwał się Corban Yaxley:
- Chciałbym prosić o rękę Narcyzy Black.
- Ja również! - zadeklarował Rabastan Lestrange. Narcyza nie mogła w to uwierzyć. Myślała, że nikomu się nie spodoba i zostanie wybrana na końcu.
- Mój syn także. - Wszyscy odwrócili głowy w stronę pani Malfoy. Spojrzała na nich z wyższością.
- Mamo! - zaprotestował Lucjusz.
- Nie wybrałeś sobie żony przez trzy lata, więc ja się tym zajmę - syknęła. Lucjusz zukał ratunku w oczach ojca, jednak ten stał za żoną murem.
- Nie! - Druella Black wstała od stołu. - Nie zgadzam się, by moja córka wyszła za Lucjusza Malfoya. "Stara jędza" jak przywykła nazywać matkę Bellatrix, żywiła wielką urazę do Malfoy'ów a już szczególnie do Abraxasa. Jednak powodów owej niechęci nie przedstawiła nawet Cygnusowi.
- To ja decyduję - warknął na kobietę pan Black po czym przytaknął Abraxasowi na znak zgody. Wściekła pani Black, wyszła trzaskając drzwiami.
- A więc mamy trzech kandydatów - podsumował pan Malfoy. - Czy wszyscy panowie są pewni swojej decyzji? - Na jego słowa Rabastan, Corban i Kathleen Malfoy przytaknęli. - No cóż, nie pozostaje nam nic innego jak pojedynek. - Uśmiechnął się. Już dawno nie oglądał pojedynków... Przywołał syna gestem dłoni. - Nie zhańb naszego rodu - mruknął i wręczył Lucjuszowi różdżkę przekazywaną sobie u Malfoyów z pokolenia na pokolenie. Chłopakowi zaświeciły się oczy.
- Jeśli dzisiaj nie wybierzesz sobie żony, ożenisz się z Molly Prewett - ostrzegła syna Kathleen. - Zrozumiałeś? - Natychmiast jej przytaknął i ruszył na środek jadalni, gdzie czekali na niego pozostali kandydaci. Pani Malfoy roześmiała się wraz z mężem. Jeszcze nigdy nie widzieli takiego przerażenia na twarzy syna. Oczywiście nie mieli najmniejszego zamiaru łączyć go węzłem małżeńskim z tą rudą dziewuchą. Chcieli dla niego jak najlepiej i liczyli się z jego zdaniem jednak już trzy lata decydował i zdecydować nie mógł, więc państwo Malfoy stwierdzili, że najwyższy czas mu w tym pomóc. Przecież Malfoy Manor musi mieć kolejnego małego następce, a Abraxas i Kathleen nie ukrywali, że chcą zostać dziatkami. Poza tym ich, syn nie może zostać starym kawalerem. Co to to nie!
Narcyza była oczarowana. Jeszcze nigdy nikt się o nią nie pojedynkował. To było takie niesamowite uczucie! Siedziała jak na szpilkach, czekając na wynik pojedynku. Corban zalecał się do niej już w szkole lecz nigdy go nie lubiła. Był arogancki i nie miał w sobie krzty pokory. Rabastana widywała czasami na przerwach albo mijała się z nim w pokoju wspólnym ale że przez te wszystkie lata nauki, zamieniła z nim tylko kilka zdań. Największą tajemnicą pozostawał panicz Malfoy. Gdy była na czwartym roku był prefektem naczelnym, co nie zmieniało faktu, że znała go tylko z widzenia.
- No i co, Cyziu? - zapytała ją Bellatrix. - Który?
- Nie wiem - mruknęła. Nie potrafiła wybrać. Wszyscy byli od niej starsi. Yaxley i Rabastan o rok, a Malfoy aż o trzy, jednak musiała przyznać, że to właśnie Lucjusz najbardziej się jej spodobał. Był przystojny i wysoki. Prezentował się dumnie i był uderzająco podobny do ojca.
Młodzi czarodzieje skłonili się, po czym odwrócili od siebie i zrobili trzy kroki, każdy w swoją stronę. Wszyscy byli niezmiernie zdenerwowani. Przecież nie codziennie pojedynkuje się o przyszłą żonę. Walkę zaczął Rabastan, rzucając niewerbalnym zaklęciem w Yaxleya. Chłopak zdołał je odbić, jednak Lucjusz wykorzystał moment nieuwagi chłopaka i pozbawił go różdżki. Jednego przeciwnika miał już za sobą. Odetchnął głęboko i odwrócił się do Lestrange'a. Z jednej strony nie był zadowolony, że matka wybrała za niego ale z drugiej Narcyza Black wydawała się być najładniejszą czarownicą na tegorocznym spotkaniu.
Z Rabastanem pojedynkował się naprawdę długo. Kątem oka dostrzegał jak blondynka denerwuje się za każdym razem, gdy jakaś paskudna klątwa mknie w jego stronę. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy i już po krótkim czasie, okazało się, że panicz Lestrange pojedynkuje się o wiele lepiej od niego...
Narcyza wściekła się, gdy po raz kolejny poczuła, jak zaciska pięści widząc zaklęcie pędzące w stronę blondyna. Złamała swoją zasadę. Wybrała. I właśnie za ten wybór, była na siebie wściekła. A co jeśli jeśli wygra Rabastan? Wtedy będzie musiała wyjść za niego a jej serce pęknie na milion kawałków.
- Podoba ci się Malfoy - stwierdziła Bella, widząc wypieki na twarzy siostry.
- Wcale nie - odparła. Ale Bellatrix zbyt dobrze ją znała, by nie zauważyć kłamstwa. Kiedy Lucjusz zablokował zaklęcie w ostatnim momencie, Narcyza prawie poderwała się z miejsca.
- Chyba zostaniesz panią Lestrange - mruknęła czarnowłosa chociaż wcale nie chciała, by do tego doszło. Musiała coś wymyślić. Nie pozwoli by Cyzia przechodziła przez to samo piekło co ona. Na jej słowa, blondynka posmutniała. O nie! Czarnowłosa nie miała najmniejszego zamiaru pozwolić swojej siostrze cierpieć. I wiedziała już, jak do tego nie dopuścić. - Chcesz Malfoya? - zapytała by się upewnić.
- Chyba - odpowiedziała niezbyt pewnie.
- Chcesz czy nie? - warknęła. Jeśli zrobi to co zamierza, wydziedziczą ją i z Blacków i z Lestrange'ów. Ale cóż. Raz kozie śmierć.
- Chcę - zapewniła Cyzia. Bellatrix przytaknęła. Wsunęła rękę pod stół i wyjęła różdżkę.
- Confundus - mruknęła cichutko. Postawiła na swoim. Uśmiechnęła się pod nosem widząc jak Rabastan potyka się o swoje niezawiązane sznurówki i rozpłaszcza się na dywanie, wypuszczając różdżkę. Lucjusz otworzył usta ze zdziwienia, nie wierząc w to, co się stało. Wygrał! Nie zhańbił rodu!
- Dziękuję - wyszeptała szarooka do siostry. Miała ochotę ją teraz wyściskać i skakać z nią z radości ale to nie był najlepszy moment na tego typu zachowania,
- Gratulacje - burknął Lestrange, wymieniając uścisk dłoni z Malfoyem. Zadowolony z siebie blondyn ruszył w stronę panny Black. Podekscytowana blondynka wręcz skakała na krześle. Chłopak podszedł do niej uśmiechając się delikatnie. Wstała, pozwalając sobie na szeroki uśmiech. Nie potrafiła opanować emocji. Co z tego, że nie przystoi się tak szczerzyć?! To nie był moment na etykietę!
Lucjusz pocałował jej dłoń i odwiązał białą wstążkę z nadgarstka. Narcyza stanęła za blondynem i odwiązała tasiemkę z jego włosów, sprawiając, że rozsypały się po plecach. Były równie długie, jak jej. Chłopak złapał ją za rękę i poprowadził do wyjścia. Weszli do ogrodu:
- Lucjusz Malfoy - przedstawił się, kłaniając się nisko.
- Narcyza Black - odparła z uśmiechem, nadal nie do końca wierząc w to, co się właśnie stało.
Nie widzieli się nigdy wcześniej, a teraz mieli zostać połączeni węzłem małżeńskim. Siedemnastolatka i dwudziestolatek. Jedna decyzja zadecydowała o reszcie życia. Cóż za absurd!? Ale jedno było pewne - pasowali do siebie. On był zachwycony jej urodą. Ona oczarowana jego szarmancją. I choć wydawało im się, że są już dorośli nadal byli dziećmi.
Dziećmi przed ołtarzem.
edit z 8 marca 2024 :3
cudowna osoba @kitabu757 nagrała audiooboka z tego lucissy, niżej wrzucam Wam link do yt, have fun <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro