6. Szkoła im. Anastazji Piotrovnej
Samą podróż Avery opisałaby jako bardzo niekomfortową. Razem z Ernestem Maiolo oraz ojcem pojechała w niedzielę na lotnisko, jednak, zamiast wsiąść do zwykłego samolotu, okazało się, że zabierają ją prywatnym odrzutowcem.
Pożegnanie z tatą zajęło jej kilkanaście minut. Podczas drogi samochodem, mag poinformował ich, że będą mogli rozmawiać jedynie raz w miesiącu. Podobno, aby nie rozpraszać uczniów, kontakt ze światem zewnętrznym był ograniczony za drzwiami placówki. Dlatego ostatnie minuty z ojcem były dla dziewczyny znacznie bardziej wartościowe.
Gdy ostatecznie Ermesto Maiolo ich rozdzielił, zaprowadził ją do specjalnie oddzielonej części lotniska w Portland. Tam weszła z walizkami do białego odrzutowca, ale w środku nikogo nie zastała. Po chwili pilot poinformował ją przez głośnik, że zaraz wystartują, a na stoliku czekało przygotowane jedzenie. I to był ostatni kontakt z człowiekiem, jak miała przez następne godziny.
Przez pierwsze kilka minut po starcie z zainteresowaniem oglądała luksusowo urządzone wnętrze — skórzane fotele i kanapy, stolik z ustawioną tacą z jedzeniem i piciem, a także białe wazony z różnymi kwiatami, które potem okazały się być sztuczne. Gdy zaspokoiła ciekawość, zjadła dwa rogaliki i wypiła sok pomarańczowy, jednak z rozczarowaniem odkryła, że nie smakowały tak dobrze, jak wyglądały. Potem spróbowała poczytać jedną ze swoich książek, lecz ostatecznie rozłożyła się na kanapie i zasnęła.
W ten sposób spędziła większość podróży, z krótkimi pobudkami na toaletę. Mimo to, gdy głos z głośnika oznajmił, że za kilka minut zaczną lądować, czuła się jeszcze bardziej zmęczona, niż zanim wsiadła do odrzutowca.
Korzystając z czasu, jaki jej został, postanowiła ubrać swój śliwkowy sweter i niebieską puchową kurtkę, a do tego ciepłą czapkę, rękawiczki i szalik. Zmieniła również obuwie, zamiast trampek, założyła brązowe, skórzane buty. Nie wiedziała, gdzie dokładnie ją wieźli, ale tydzień wcześniej znalazła na internecie losowe miasto w środku Rosji o nazwie Nowy Urengoj i obserwowała tamtejsze zmiany temperatury. Na ich podstawie przygotowała sobie ubrania do wyjścia.
Lądowanie poszło dość gładko, zresztą podobnie jak start. Już po chwili głos pilota przekazał jej, że czas wysiadać, a drzwi odrzutowca się otworzyły. Dziewczyna wzięła swoje walizki i powoli zeszła po schodkach ustawionych przy odrzutowcu.
Dopiero kiedy stanęła na ziemi i postawiła na niej ciężkie walizki, zdołała się rozglądnąć. A to, co zobaczyła, zaparło jej dech w piersiach. Spodziewała się lotniska przy jakimś rosyjskim mieście, jednak wokół widziała soczyście zieloną trawę, a dalej niezliczone rzędy drzew iglastych. Spojrzała w górę i zobaczyła błękitne niebo przykryte jedynie pojedynczymi chmurami. Ku swojemu zdziwieniu nie czuła również chłodu, a nawet zaczynała się pocić w grubych warstwach wybranych ubrań.
— Jeśli się trochę przesuniesz i obrócisz, będziesz mogła zobaczyć szkołę! — Usłyszała za sobą męski głos z wyraźnym amerykańskim akcentem.
Od razu zrobiła to, co kazał i zobaczyła chłopaka o ciemnej karnacji, z szerokim uśmiechem i wysokimi, wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi. A za nim stał ogromny budynek. Z daleka wyglądał na idealnie białą budowlę ze złotymi, ozdobnymi elementami oraz kolumnami. Przypominał jej trochę Pałac Zimowy z Petersburga.
— Wow. — Nie była w stanie powiedzieć nic więcej.
— Robi wrażenie, co nie? — zaśmiał się chłopak. — Hej Avery, jestem Emmanuel. Będę twoim przewodnikiem po szkole. Mam ci pomóc się zaaklimatyzować, odpowiedzieć na pytania i pokazać wszystkie ważne miejsca. Masz rodzeństwo?
— Nie. — Pokręciła głową.
— Więc możesz mnie uznać za swojego nowego starszego brata. Tak się cieszę! — Zanim zdołała zaprotestować, mocno ją uściskał. — Nawet nie wiesz, jak miło jest tu w końcu mieć jakąś Amerykankę! Omal nie krzyknąłem ze szczęścia, kiedy mnie do ciebie przydzielili. Okej, mamy około dziewiątej rano, a o dziesiątej trzydzieści jest uroczyste rozpoczęcie kursu. Półtora godziny powinny wystarczyć, ale lepiej się pośpieszyć. Najpierw pokażę ci twój pokój. Potrzebujesz pomocy z walizkami?
— Tak, dzięki. — Podała mu jeden z bagaży z nieśmiałym uśmiechem. Sprawiał wrażenie bardzo miłego, ale zarazem nico ją przytłaczał — Czyli jesteś tutaj... absolwentem?
— Nie — zaśmiał się. — Jestem strażnikiem po pierwszym roku. Ale zostałem zaproszony na kurs wakacyjny, więc nie wypadało odmówić.
— Myślałam, że te kursy wakacyjne mają tylko pomóc zrozumieć... to wszystko. Dla nowych uczniów — stwierdziła Avery ze zdziwieniem.
— Tak, przed pierwszym rokiem mogą mieć taką funkcję. Ale tak naprawdę są dwa rodzaje tych kursów. Pierwszy, tak jak mówisz, ma wprowadzić osoby niezaznajomione ze zjawiskami paranormalnymi do naszego świata. Jednakże w naszej szkole to stosunkowa rzadkość. Większość osób, które tu spotkasz to najbardziej obiecujący uczniowie, którym zaproponowano dodatkowe zajęcia lub wcześniejszy początek. Albo, których rodzice po prostu zmusili, żeby wcześniej wyjechali z domu.
— Okej. — Avery pokiwała głową. — Czyli ty wiedziałeś o tym wszystkim, to znaczy o tym świecie nadnaturalnym, zanim tu przyszedłeś?
— Nie. Nie miałem bladego pojęcia — przyznał. — To znaczy moi rodzice zawsze zachęcali mnie do różnych dziwnych sportów, jak rzucanie nożami czy szermierka. No ale mówiąc szczerze, nigdy nie przypuszczałem, że robili to, by zaraz po ukończeniu liceum wysłać mnie na Syberię. Chociaż przynajmniej zdążyli streścić mi wszystkie najważniejsze rzeczy, nim tu przyjechałem. W ogóle nie chcesz zdjąć tej kurki? Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć.
— Tak, chętnie — stwierdziła.
Przystanęli i szybko zrzuciła z siebie puchówkę i zdjęła rękawiczki, czapkę i szalik. Pośpiesznie spakowała je do swojej walizki.
— Myślałam, że skoro ta szkoła jest na Syberii, to temperatura będzie trochę... niższa.
— Jest magicznie utrzymywana na stabilnym poziomie — powiedział Emmanuel, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. — Możesz tutaj spokojnie chodzić w swetrze i nie zamarzniesz.
Nagle usłyszeli hałas. Od razu się odwrócili, by zobaczyć, jak odrzutowiec startuje, rozpędza się, a na końcu wzbija w powietrze. Patrzyli jeszcze przez kilka sekund na wznoszącą się ponad drzewa wielką, białą maszynę, gdy nagle całkowicie zniknęła.
Avery niemalże podskoczyła. Do tej pory nie widziała żadnych dowodów, które potwierdzałyby istnienie tego całego nadprzyrodzonego świata, o którym tyle słyszała. Pomimo że już jakiś czas temu zaczęła w niego wierzyć, do tej pory mała cząstka jej umysłu, wciąż liczyła, że to wszystko było jedynie dziwnym żartem. Miała wrażenie, że ta ostatnia iskierka nadziei właśnie wygasła.
— Co się właśnie stało? — zapytała, wytrzeszczając oczy.
— Przeleciał przez barierę, która otacza cały teren — powiedział. — Witaj w świecie magii, gdzie niebo jest zawsze niebieskie i nikomu nie doskwiera zimno. To co, idziemy dalej?
Spojrzała na niego, próbując udawać ekscytację i rzuciła bez przekonania:
— Jasne.
— Wracając do mojej historii — kontynuował, gdy ponownie ruszyli w kierunku szkoły. — Przyjechałem tu rok temu, całkowicie zielony, tak, jak ty. Też przydzielili mi strażnika opiekuna, tylko że to był totalny buc, z jakiejś wielowiekowej rodziny strażników ze Szwajcarii. Sam musiałem wszystko ogarniać, ale zobaczysz, szybko się tutaj połapiesz. Daj sobie trochę czasu i, jak to nazywają, świat istot nadnaturalnych będzie stał dla ciebie otworem. Co jest o tyle dziwne, że akurat my jesteśmy ludźmi, no ale co zrobić.
Nie było trudno zauważyć, że Emmanuel był gadułą. Jednak Avery uznawała to za dużą zaletę, szczególnie, że przecież miał jej służyć za swojego rodzaju mentora, a przynajmniej pomoc w adaptacji w nowym miejscu.
— To powiedz mi, kto należy do tego świata... istot nadnaturalnych? Oprócz strażników, czarodziejów i wilkołaków.
Chłopak zatrzymał się i spojrzał na nią z szeroko otwartymi, brązowymi oczami.
— O kurczę. Ty naprawdę mało wiesz. — Pokręcił głową. — No cóż, na początku naprostujmy jedną rzecz.
Akurat w tamtym momencie doszli do wielkich pozłacanych drzwi, więc chłopak na chwilę zamilkł, postawił walizkę na ziemi i zapukał pięć razy. Po chwili wysoki mężczyzna o czujnym spojrzeniu wyszedł im na spotkanie.
— Emmanuel Ellison, strażnik. Mam tutaj nową uczennicę, Avery McCoy, również strażniczkę.
— W takim razie zapraszam. — Nieznajomy przytrzymał drzwi, kiedy nastolatkowie przeszli obok niego, wchodząc do przestronnego, jasnego holu.
Avery przebiegła wzorkiem po pomieszczeniu. Złote żyrandole, lśniąca biała podłoga, wysokie kolumny pnące się ku dalekiemu sufitu, łukowe okna. Wszystko wyglądało jak z bajki. Zobaczyła kilku rówieśników, jednak każdy gdzieś zmierzał, a Emmanuel sam zaczął iść w tylko sobie znanym kierunku. Dlatego chwyciła walizkę i szybko do niego podbiegła.
— Nie musisz się martwić o ochronę, są tutaj jedynie dzisiaj — powiedział, kiedy zauważył, że Avy go dogoniła. — Wracając do naszej rozmowy, uważaj ze stwierdzeniem wilkołaki. Nauczyciele tego nie lubią. Co prawda czasem używamy tej nazwy w rozmowach między sobą, ale może to urazić zmiennokształtnych canidae, których forma jest inna niż wilk.
— Okej. Czyli zmiennokształtni canidae — powtórzyła, przy okazji podziwiając kolejne bogato urządzone pomieszczenie.
— Tak. Zmiennokształtni canidae należą do szerszej grupy zmiennokształtnych. Oprócz nich są jeszcze zmiennokształtni felidae, potocznie nazywani kotołakami. Jak pewnie się domyślasz, oni przemieniają się w różnego rodzaju koty, od tych domowych po tygrysy, pantery, gepardy. Cokolwiek sobie wymarzysz. Poza tym mamy zmiennokształtne chiroptera, inaczej nietoperzołaki, również szerzej znani jako wampiry. I z czego wiem, sami rozpowszechniają tę nazwę. Są to najpotężniejsi zmiennokształtni, tak jak mówią legendy, często piją ludzką krew, ale wcale nie potrzebują tego, by przetrwać. Po prostu czerpią z niej energię, która pozwala im lepiej kontrolować przemiany oraz dodaje siły i zwinności.
— Okej, to coś nowego — przyznała dziewczyna. Nigdy nie pomyślałaby o wampirach, które nie muszą pić ludzkiej krwi. Zarazem jej głowa zaczynała boleć od nadmiaru informacji.
— No i tak dochodzimy do ostatnich oficjalnie zakwalifikowanych zmiennokształtnych, czyli zmiennokształtnych aves. Potocznie ptakołaki, same lubią się nazywać aniołami, ale uwierz mi, do tych biblijnych aniołów im daleko.
— A więc mamy na świecie anioły. To chyba największe zaskoczenie jak dotąd. — Dziewczyna pokręciła głową. — Gdzie my w ogóle idziemy?
— Zachodnie skrzydło, drugie piętro. Na cóż, pokryliśmy wszystkich oficjalnych zmiennokształtnych. Możesz jeszcze napotkać plotki o ludziach zmieniających się w jaszczurki, ale to tylko teorie spiskowe. Poza tym, jak pewnie wiesz, spotkasz tutaj również magów, którzy dzielą się na różne rodzaje pod względem sposobów pozyskiwania energii. A także nas, strażników, czyli ludzi o magicznych korzeniach. Tylko pamiętaj, jak coś to od dzisiaj należysz do istot nadnaturalnych — zażartował.
— Dobra. Czyli teoretycznie mamy sześć różnych grup. Chyba ogarniam — westchnęła. Żałowała, że nikt nie dał jej wcześniej chociażby ulotki, by mogła się na spokojnie z tym wszystkim zapoznać. W tamtym momencie miała wrażenie, że w jej umyśle zapanował chaos. A szybkie tempo, które narzucił Emmanuel, wcale nie pomagało.
— Dokładnie. Szybko łapiesz. Jeszcze jedna sprawa. Częścią profesji strażnika jest ścisła współpraca z magami. Z tego powodu obie strony są do tego dokładnie szkolone. Dlatego dzisiaj nie tylko dostaniesz nowy pokój, plan zajęć czy kilka nowych gadżetów, ale także przydzielą ci czarodzieja, który zostanie twoim partnerem na następne trzy miesiące! Będziecie musieli współpracować przy różnych projektach, więc warto utrzymywać z nim dobre stosunki.
— Zapamiętam. Mam jeszcze jedną sprawę. — Przygryzła wargę. Z jednej strony bała się zadać to pytanie, jednak wolała wiedzieć, czego się spodziewać. — Bo wspominałeś o tym rzucaniu nożami i tak dalej. Ja nigdy tego nie robiłam. Mówiąc szczerze, nie jestem typem sportowca. Czy sprawność fizyczna jest rzeczywiście aż tak ważna w byciu strażnikiem?
— Hmmm — Przymrużył powieki i lekko przechylił głowę w prawą stronę. — Na pewno będziesz musiała spędzić trochę czasu na różnych ćwiczeniach fizycznych, polepszaniu swojej kondycji, tego nie unikniesz. Ale powiedziałbym, że to nie jest kluczowa sprawa. Najważniejsze, żebyś w razie nagłego wypadku potrafiła obronić siebie i innych. Nie musisz bić rekordów w bieganiu, czy być w stanie zrobić pięćdziesiąt pompek. Dwadzieścia w zupełności wystarczy. — Avy nie wiedziała, czy żartował, ale jeśli tak, to nie było jej do śmiechu. — Na twoim miejscu na razie bym o tym nie myślał. Jestem pewien, że na spokojnie dostosują twój plan lekcji do twojego zapotrzebowania. Zarząd tej szkoły wykonuje naprawdę świetną robotę.
Jeszcze w ramach wsparcia posłał jej jeden ze swoich weselszych uśmiechów i poklepał dziewczynę po plecach.
Chciała wyrazić swoją ulgę i podziękować za rozwianie niepokoju, jednak wtedy Avery zobaczyła coś, co sprawiło, że jej serce stanęło.
Korytarz, którym akurat szli, był stosunkowo szeroki, jednak opustoszały. Dlatego też, kiedy tylko ktoś wyłonił się z drugiego końca, mimowolnie przyciągnął wzrok dziewczyny. Jednakże w normalnych okolicznościach, rzuciłaby nieznajomemu przelotne spojrzenie i wróciła do rozmowy z Emmanuelem. Tylko że to wcale nie był nieznajomy.
Z naprzeciwka powolnym krokiem szedł Jeremy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro