43. Rezerwat Zingaro
Po powrocie z wieczora gier Avery postanowiła po raz kolejny spróbować dziwnej medytacji, doprowadzającej do opuszczenia ciała. Spędziła w tym stanie długie minuty, zwiedzając cały swój apartament. Zdecydowała się nawet na chwilę wyjść na dziedziniec. Jednakże nie pozwoliła sobie na pójście nigdzie dalej, bała się zbytnio oddalać.
Gdy wróciła do normalności, przez dwie godziny pouczyła się jeszcze tajemniczego języka, a następnie poszła spać. Miała wrażenie, że ta noc była spokojniejsza niż pozostałe. Tym razem zamiast koszmarów o postrzelonym mężczyźnie, śniła o swoim ojcu i Greenbridge. W pewnym momencie zobaczyła również Aidena i Jeremiego. Stali obok siebie i potrafiła ich odróżnić jedynie przez ubrania. Obaj patrzyli na nią z wyrzutem.
— Dlaczego nam nie powiedziałaś? — zapytali w tym samym momencie. Avery od razu wiedziała, że nawiązywali do jej podejrzeń, iż Jeremy mógł być bliźniakiem Aidena, który miał zginąć w pożarze wraz z ich matką.
Dziewczyna przez chwilę to rozważała, lecz ostatecznie zepchnęła tę myśl na dalszy plan. Nie miała siły, by się tym zadręczać, musiała najpierw sprostać innym problemom. Jednakże a miała wrażenie, że jej podświadomość nie pozwalała jej zapominać o niczym, nawet najmniejszym przeszkodom.
Kiedy się obudziła i zobaczyła niewielką, jasną sypialnię sycylijskiego apartamentu, zapragnęła przenieść się do Greenbridge. Do jej domu, z ojcem, który mógłby ją pocieszyć i przytulić. Do swojego pokoju z jednoosobowym łóżkiem z brązową narzutą, oknem wychodzącym na lekko zaniedbany ogródek oraz fotografią jej matki, strzegącą ją z biurka.
Niestety wiedziała, że musiała poczekać, zanim będzie mogła tam wrócić. Z niechęcią wstała z łóżka i wybrała ubrania. Wiedziała, że skoro czekała ich wycieczka do rezerwatu, a potem eksploracja jaskini, nie mogła wziąć zwykłych sandałów i ładnego, ale niewygodnego stroju. Dlatego zdecydowała się na brązowe rybaczki, kremowy top i przewiązała się w pasie jedną z nowych, białych koszuli. Do tego jeszcze zamierzała dobrać lekkie adidasy i uznała, że przynajmniej o to nie musiała się martwić.
Przed poranną toaletą szybko jeszcze przepakowała swój plecak. Zostawiła w pokoju „Legend Świata", tłumaczenie „Zbrodni i Kary" oraz list od Bridget, a następnie upewniła się, że miała zeszyt z pustymi kartkami, coś do pisania oraz słownik. Liczyła, że okażą się przydatne i pomogą lepiej zrozumieć dziwne rzeczy, które ją spotykały.
Szybko udała się na śniadanie, gdzie siedzieli już Varma, Claire, Siegfried oraz kilku innych pracowników Przymierza. Usiadła przy stole i od razu nałożyła sobie naleśnika z owocami.
— Widzę, że masz dzisiaj lepszy apetyt — zauważył Ziggy.
— Szykuje się ciekawy dzień, lepiej się najeść — stwierdziła, wymuszając uśmiech.
— Najwyraźniej — uznał mag z nutką ciekawości w głosie.
— Tylko się nie spóźnijcie — wtrącił się Varma. — Wyjeżdżamy punkt dziesiąta, czyli macie niecałą godzinę. Upewnijcie się, że wasi przyjaciele też zbiorą się na czas, jeśli chcą jechać.
— Tak zrobimy — zapewnił Ziggy, a Avery jedynie przytaknęła.
***
Niemalże wszyscy stawili się na czas. Już zaczęli zbierać się w kierunku drzwi prowadzących do wyjścia poza teren ich rezydencji, gdy nagle Rens wyszedł ze swojego apartamentu z rozczochranymi włosami i ogromnymi sińcami pod oczami.
Varma jedynie pokręcił głową.
— Kiedy ostatnio spałeś Laurentiusie? — zapytał.
— Wypiłem wystarczająco kawy i krwi, żeby to nie miało znaczenia — ziewnął.
— Właśnie widzę. — Czarodziej pokręcił głową. — Mamy tylko dziesięć miejsc w naszych samochodach, a wasz ojciec wyraźnie stwierdził, że chce przynajmniej dwóch w pełni wyszkolonych magów na tę wycieczkę. Lepiej będzie, jeśli ty zostaniesz i się wreszcie wyśpisz.
— Mogę przecież prowadzić trzeci samochód — powiedział od razu Rens, jednak Varma mu przerwał.
— I ryzykować, że spowodujesz wypadek? Szczególnie że Paul opowiedział mi o twoim stylu jazdy. Lepiej poproś jednego z magów, żeby rzucił na ciebie zaklęcie usypiające, jeżeli znowu męczy cię bezsenność. Ale nie licz na to, że pozwolę ci prowadzić w takim stanie, znając twoje tendencje.
Rens pokręcił głową, przelotnie spojrzał na Siegfrieda i Aidena, a następnie westchnął.
— No dobrze — powiedział powoli, wyraźnie niezadowolony z obrotu zdarzeń. — Skoro tak spróbuję się zdrzemnąć i dojadę do was później.
— Dla dobra wszystkich, spróbuj zaczerpnąć trochę więcej snu niż drzemka. I na dzisiaj masz zakaz opuszczania terenu rezydencji. — Varma posłał Rensowi znaczące spojrzenie, a następnie skierował się do wyjścia.
Avery ze zdezorientowaniem popatrzyła na Aidena oraz Siegfrieda. Mag jedynie wzruszył ramionami, a wampir skrzyżował ramiona i stwierdził:
— Rens dość często cierpi na bezsenność. Podobno miał przez to jakieś problemy, kiedy jeszcze był w naszej szkole, ale nigdy zbyt dużo o tym nie mówił.
***
Avery spędziła drogę wciśnięta pomiędzy podekscytowanych Axela oraz Bambi na tylnym siedzeniu. Zwykle jej to miejsce nie przeszkadzało. Jednakże z powodu upałów panujących wszędzie wokół, kierujący mag postanowił odkręcić klimatyzację. A ta, co rusz zimnymi podmuchami uderzała w odkryte ramiona i obojczyk dziewczyny, wywołując u niej dreszcze. Miała tylko nadzieję, że nie skończy przeziębiona.
Po ponad godzinnej podróży wreszcie zajechali na parking, a Avery wyskoczyła z chłodnego samochodu, gdy tylko Bambi zwolniła przejście. Niestety trafiła z deszczu pod rynnę, gdyż słońce niemalże było w zenicie, więc z nieba lała się fala upału. Od razu pożałowała, że nie miała ze sobą kremu z filtrem. Jednakże już po chwili, gdy poczuła, jak temperatura dookoła niej spadła do idealnego poziomu, przypomniała sobie o barierach ochronnych rzucanych przez czarodziei.
Dyrektor Varma oraz Claire ruszyli do niewielkiego drewnianego domku z napisem „Biglietteria", żeby kupić dla nich wszystkich wstęp. W tym czasie Avery rozglądnęła się wokół. Dostrzegła tylko kilka samochodów, co uznała za dobry znak. Po swojej lewej, na krańcu parkingu, ujrzała skromny płot ustawiony przed rzędem niewielkich drzew, a za nimi rozprzestrzeniał się błękit Morza Tyrreńskiego. Tymczasem, kiedy spojrzała w prawo, dostrzegła wzgórze porośnięte wysuszoną trawą oraz pojedynczymi, ciemnozielonymi krzewami.
Dziewczyna nigdy wcześniej nie widziała podobnych widoków na żywo, więc postarała się jak najlepiej zapamiętać to miejsce. I, choć prawdziwy cel ich wycieczki nie był turystyczny, złapała się na ciekawości wobec wyglądu reszty rezerwatu.
— Ślicznie tu jest — powiedziała, a Axel wzruszył ramionami.
— Tak typowo śródziemnomorsko — stwierdził, a Bambi pokręciła głową.
— Słyszałam, że ten rezerwat jest jedną z najpiękniejszych lokacji na całej Sycylii — uznała Avy, po czym również rozglądnęła się z zachwytem wymalowanym na twarzy.
Po chwili Gunbir Varma ich zawołał i wszyscy powolnym krokiem przeszli przez specjalne wejście pomiędzy domkiem oraz niskim płotem, uważnie obserwowani przez kobietę, która sprzedała im bilety. Następnie wkroczyli do krótkiego, naturalnego tunelu, prowadzącego do niemalże bajkowej ścieżki po zboczu wzgórza.
Gdy spojrzała poza prowizoryczną drewnianą barierkę, po swojej lewej mogła podziwiać wspaniałe, spokojne morze. Najchętniej wcale nie odrywałaby od niego wzroku, lecz już po chwili potknęła się o niewielki kamień i prawie upadła, więc stwierdziła, że powinna patrzeć pod nogi. Nie miała z tym jednak większego problemu, gdyż nawet ścieżka o niemalże pomarańczowej barwie wydawała jej się magiczna. Nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała gdzieś równie intensywne kolory.
Droga nie należała do ciężkich, lecz z powodu górzystego ukształtowania terenu można było po jakimś czasie zmęczyć. Avery nawet zauważyła, że w porównaniu do Axela czy Ziggiego, którzy dyszeli już po kilkunastu minutach marszu, ona sama dość dobrze sobie radziła. Treningi jednak się opłaciły. Poza tym, nawet gdyby miała gorszą kondycję, nie wątpiła, że zieleń opuncji, wymieszana z żółtymi oraz fioletowymi kwiatami porastającymi zbocze wzgórza, całkowicie pochłonęłaby jej uwagę. Przyzwyczajona do umiarkowanego klimatu Oregonu, nie potrafiła wyjść z podziwu, gdy spoglądała na śródziemnomorską florę w całej swojej okazałości. Nawet niewielkie palmy nana robiły na niej wrażenie.
W pewnym momencie zrównała swój krok z Bambi, która jak dotąd również w samotności komplementowała widoki. Dziewczyna wyglądała jakby była w swoim żywiole, ubrana w ciemne leginsy oraz różową koszulkę trekkingową, z uśmiechem podążała za grupą, nie okazując żadnych oznak zmęczenia. Nawet średniej wielkości plecak zdawał się jej nie ciążyć.
— Hej, teraz sobie przypomniałam, czy kiedy nas nie było sprawa Jing potoczyła się jakoś do przodu? — spytała Avy, częściowo z ciekawości, a częściowo, gdyż chciała nieco urozmaicić sobie wędrówkę.
— Z czego wiem, mają głównego podejrzanego — powiedziała Bambi. — Ostatni raz rozmawiałam z Jing w niedzielę wieczorem i wczoraj miała spotkać się z psychologiem i dyrekcją, by potwierdzić czy to rzeczywiście ten chłopak. Ale zabrali nam telefony, więc nie mam jak się jej zapytać, co z tego wynikło.
— Mam nadzieję, że wszystko się dobrze rozwiąże. W ogóle wiadomo, na którą plażę idziemy?
— Słyszałam, że wybrali „Cala della Disa". To miało być około trzydziestu minut drogi, więc pewnie już niedługo będziemy!
— I będziemy mogli się poopalać i pokąpać w morzu! — Nagle wtrącił się Aiden. Ścieżka nie była na tyle szeroka, by cała trójka mogła iść obok siebie, więc chłopak musiał trzymać się za nimi. — To był świetny pomysł, Avy.
— Dzięki, nam wszystkim przyda się taki odpoczynek — westchnęła Avery.
Choć w środku czuła nieustającą potrzebę poznania tajemnicy niewidzialnego pisma, jakaś część dziewczyny, która była już wyczerpana nadmiarem wydarzeń, spisków i nieszczęść, chciała rzeczywiście usiąść na plaży i zanurzyć się w pięknie rezerwatu. Pozwolić uspokajającemu działaniu natury złagodzić jej troski. Niestety, tego dnia miała ważniejsze zadanie do wykonania.
— To na pewno. — Aiden energicznie pokiwał głową. — W ogóle, patrzcie, Axel rozmawia z dyrektorem.
Zarówno Avery jak i Bambi momentalnie skierowały swój wzrok na kilka metrów przed siebie i ujrzały swojego przyjaciela, zagadującego Gunbira Varmę.
— Pewnie rozmawia o tym, co się stało po jego występie we wiadomościach i będzie próbował namówić go na pomysł gazetki — uznała Bambi, patrząc na chłopaka z troską. — A przynajmniej tak wynikało z przemowy, którą wczoraj przygotowywał.
— Przygotował całą przemowę? — Aiden uniósł brwi.
— Chciał się upewnić, że wszystko dobrze przekaże.
Obserwowali go przez następną minutę. W pewnym momencie zwolnili na tyle, że Anders, mag, który również towarzyszył im podczas tej wycieczki, z impetem wpadł na Aidena. Mężczyzna jednak nic nie powiedział, posłał im jedynie zirytowane spojrzenie, a cała trójka od razu przyśpieszyła.
Niedługo później Axel skończył swoją rozmowę z dyrektorem Varmą i, wymijając Siegfrieda, Minę oraz Theo, z wyraźnym zmęczeniem podbiegł do Bambi, Avery i Aidena.
— Powiedział, że wicedyrektor Fonte zareagował zbyt ostro i może nawet będę mógł wrócić do szkolnych wiadomości! I, do tego, jeśli przedstawię dobry prototyp, może nawet wprowadzi moją gazetkę! — Chłopak wyglądał na wniebowziętego. — Ten człowiek zna się na prawdziwym dziennikarstwie.
Avery posłała Axelowi uśmiech, lecz zaczęła się zastanawiać, czy nawet jeśli Axel odzyska dawną pozycję, to czy będzie miał tyle wolności twórczej, ile by chciał. Nie zamierzała jednak psuć jego radosnej chwili swoimi wątpliwościami. Zasługiwał na trochę optymizmu po tym, co ostatnio przeszedł.
Po jeszcze około dziesięciu minutach nieustannego marszu wreszcie doszli do urokliwego drewnianego znaku z napisem „Cala della Disa", a zaraz obok specjalne zejście. Nie było ono bardzo strome, jednak Avery zauważyła, że Siegfried uparcie trzymał się drewnianej barierki. Sama uważnie stawiała kroki, jednak głównie dlatego, że miała historię niezgrabnych upadków podczas pieszych wędrówek. W wieku trzynastu lat nawet złamała rękę podczas zwykłego grzybobrania z ojcem, po tym jak poślizgnęła się na mokrej trawie.
Gdy ostatecznie dotarli na kamienną plażę, dziewczyna spojrzała na kolejny zapierający wdech w piersiach widok. Lazurowa woda przy brzegu kusiła do kąpieli, a skalista ściana wzgórza odpowiedzialna za odseparowanie miejsca, dodawała mu dzikości i prywatności. Co prawda dostrzegli trzy inne osoby nieopodal, jednak tamci wydawali się już pakować swój dobytek. Mieli więc mieć tę zjawiskową lokację tylko dla siebie.
Choć Avery rozumiała, że ona raczej nie zostanie tam zbyt długo. Jeszcze nie wiedziała, jak Varma planował oddzielić ich od reszty grupy i znaleźć jaskinię, lecz przypuszczała, że niedługo się dowie. Wiedziała, że zależało im na czasie. Dlatego już niedługo miała zobaczyć miejsce, które, według wizji Miny, było jej przeznaczeniem.
Podeszła do skalistej ściany, gdzie zdołała znaleźć przynajmniej skrawek cienia i zostawiła tam swoje rzeczy. Spojrzała na resztę jej towarzyszy i większość już rozkładała ręczniki na kamienistej plaży. Nawet Varma, Claire i reszta pracowników Przymierza zdawała się czerpać przyjemność z pobytu w malowniczym miejscu. Co prawda, w porównaniu do Aidena czy Axela, żadne z nich nie wyglądało, jakby szykowało się do kąpieli, jednak każdy znalazł sobie swój własny kąt.
Avery podeszła do Bambi, która właśnie zdejmowała koszulkę, eksponując swoje nowe, pomarańczowe bikini kupione poprzedniego dnia.
— Kto by się spodziewał, że wrócimy do szkoły opalone — uznała dziewczyna z uśmiechem.
— O ile bariera mnie nie ochroni, to ja wrócę spalona — stwierdziła Avery z lekkim uśmiechem. — Chcesz wejść zamoczyć nogi?
***
Woda nie tylko wyglądała niesamowicie, ale również była stosunkowo ciepła i po kilku minutach Avery miała ochotę cała się w niej zanurzyć. Niestety wciąż nosiła zwykłe ubrania, a jako że nie miała pojęcia, kiedy udadzą się na poszukiwania jaskini, wolała nie przebierać się w strój kąpielowy.
Wkrótce Aiden i Axel do nich dołączyli i we czwórkę zaczęli eksplorować ciemne skały o nierównej powierzchni, znajdujące się po prawej stronie plaży. W pewnym momencie jednak woda zaczęła moczyć podwinięte nogawki Avery, więc dziewczyna zdecydowała się wrócić na brzeg, pozwalając reszcie z ciekawością badać krajobraz.
Gdy postawiła swoje stopy na kamienistej powierzchni, od razu skierowała się ku Minie, która siedziała razem z Siegfriedem na czerwonym ręczniku i spoglądała ze skupieniem na trzy karty ustawione horyzontalnie obok siebie.
Czarodziej wpatrywał się w wieszczkę z fascynacją, gdy ona ze spokojem mu o czymś opowiadała. Avery dyskretnie usiadła obok nich, nie chcąc przeszkadzać w, jak przypuszczała, czytaniu tarota.
— Czy cokolwiek z tego co powiedziałam, brzmi znajomo? — Mina uważnie wpatrywała się w twarz Ziggiego.
— Skłamałbym gdybym powiedział, że nie... ale to nie oznacza, że jesteś wieszczką. Czy tarot nie jest zaprojektowany tak, żeby brzmiał znajomo? — Siegfried pokręcił głową, krzyżując ramiona na piersi.
— Theo mówi dokładnie to samo — burknęła Mina, a jej brat, siedzący nieopodal, na dźwięk swojego imienia od razu oderwał wzrok od książki i spojrzał na siostrę. Szybko jednak wzruszył ramionami i wrócił do lektury.
— Też mogę spróbować? — zapytała nagle Avery, wpatrując się w karty. Nikt nigdy jej nie wróżył. Dlatego skoro miała okazję i to od kogoś, kto rzeczywiście potrafi widzieć więcej niż zwykły człowiek, grzechem byłoby nie skorzystać.
— Jasne — Mina posłała jej ciepły uśmiech. — Tylko pamiętaj, że nie będę dokładnie przewidywać twojej przyszłości, czy coś w ten deseń. Tarot ma za zadanie służyć jako przewodnik, skłaniać do refleksji i pomóc ci zrozumieć samą siebie. Teoretycznie może przepowiedzieć to, co się ma stać, ale pamiętaj, że to nic sprawdzonego.
— Okej. — Avery skinęła, podczas gdy Mina zebrała wszystkie karty i zaczęła je tasować. Ziggy za to skierował swoją uwagę na spokojne morskie fale.
— Masz w głowie jakieś konkretne pytanie? — Wieszczka nie spuszczała wzroku ze swoich rąk, które umiejętnie mieszały talię.
— Ja... — Nawet nie wiedziała, o co miałaby zapytać. Z jednej strony dręczyło ją mnóstwo spraw, jednak, gdy przyszło co do czego, nie wiedziała, czego oczekiwała. — Nie do końca.
— Okej, możemy po prostu zrobić klasyczne czytanie życiowe, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Spróbuj skupić się na kartach.
Avy posłuchała rady i po chwili zobaczyła trzy prostokąty opuszczające talię i ułożone obok siebie na czerwonym materiale.
Pierwszy z nich przedstawiała nieprzytomną kobietę z dziesięcioma mieczami przebijającymi jej delikatne ciało. Na kolejnej dostrzegła tę samą kobietę przeprawiającą się w łódce przez rzekę. Ta karta również zawierała w sobie miecze, sześć ostrzy spoczywało wbitych w drewno barki. Ostatnia za to ukazywała złotą wieżę, atakowaną przez sztorm i błyskawice.
— Oh. — Mina zmarszczyła brwi, sprawiając, że nawet Siegfried się zainteresował.
— Co mówi tarot tym razem? — zapytał czarodziej?
— Ehm... może spróbujemy jeszcze raz? Czasami wychodzą różne bzdury, poza tym to tylko zabawa... — Wieszczka już wyciągała rękę, by zebrać karty, jednak Avery ją powstrzymała. Miała złe przeczucia, lecz wolała usłyszeć interpretację Miny. Wątpiła, żeby coś mogło jeszcze pogorszyć sytuację.
— Chce się dowiedzieć, co to oznacza — powiedziała Avy.
— No dobrze — westchnęła Mina. — W przeszłości widzimy dziesięć mieczy. Zwykle oznacza to katastrofę, często niespodziewaną. Może to być porażka, wypalenie, zdrada...
— To by się zgadzało — mruknęła Avery, a kątem oka zauważyła, że Ziggy lekko się wzdrygnął.
— Generalnie ta karta wskazuje, że byłaś w najniższym możliwym momencie swojego życia, ale razem z tym przychodzi świadomość, że może być tylko lepiej. I teraz przechodząc do teraźniejszości, mamy tu szóstkę mieczy. Mówi nam ona, że nawet jeśli to ciężkie, nadszedł czas, żeby zostawić za sobą przeszłość i ruszyć do przodu. Wyciągnąć wnioski z doświadczeń, które się przeszło i zacząć od nowa, pamiętając o lekcjach przeszłości. Miecze również często są powiązane z logiką i rozsądkiem, więc te dwa aspekty mają ci pomóc w procesie odcinania się od traumatycznych wyrażeń.
— Okej. — Avery skrzyżowała ramiona. Jak dotąd czytanie nie brzmiało tak źle, jak się spodziewała. I wydało jej się zaskakująco trafne. — A więc co oznacza ostatnia karta?
Mina przygryzła wargę i spojrzała na nią z niepokojem, a delikatna bryza wywołała u Avy dreszcze.
— Ostatnia karta przedstawia wieżę. A ona oznacza zmianę.
— Czyli teoretycznie to nic złego? — Niespodziewanie wtrącił Siegfried, wyraźnie zaintrygowany. Avery zdawało się, iż rzeczywiście zaczynał wierzyć w umiejętności Miny.
— Ta zmiana... nie zawsze, ale... często związana jest z chaosem. Zniszczeniem. I niespodziewaną katastrofą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro