42. Złe Przeczucia
Siegfried od dwudziestu minut leżał wygodnie na kanapie, leniwie uwalniając stróżki energii wokół swoich dłoni. Wcześniej tego dnia użył specjalnego kryształu lapis lazuli podarowanego mu przez ojca, więc czuł się przepełniony nowo pobraną magią. Dlatego zdziwił się, kiedy Aiden odmówił jego pomocy przy przygotowywaniu wieczoru gier.
Wampir postanowił samemu zatrzeć kurze i pozamiatać cały apartament. Następnie poszedł do wspólnej kuchni po miski oraz przekąski, a na końcu wyciągnął wszystkie gry i z dumą położył je na stoliku.
— Nigdy wcześniej nie wykazywałeś szczególnego zainteresowania sprzątaniem — zauważył Ziggy, nie odrywając wzroku od energii, która nieśpiesznie owijała palce czarodzieja.
— Po prostu chcę, żebyśmy wszyscy mieli przyjemny wieczór, więc wyczyściłem swój apartament. — Aiden wzruszył ramionami. Wyraz jego twarzy wyglądał na obojętny, jednak Siegfried znał przyjaciela za długo, żeby nie dać się zwieść. Domyślał się, że wampir wciąż czuł się winny sytuacji z Avery. Zresztą, odkąd tylko dziewczyna wspomniała, że istniała szansa, że kiedyś znowu będą się przyjaźnić, ten od razu zaczął rozważać, jak mógł z powrotem wkupić się w jej łaski.
— Naprawdę myślisz, że trochę kurzu tu i tam coś zmieni? — Siegfried przerwał zaklęcie, wstał z kanapy i się przeciągnął. On sam należał do tych bardziej pedantycznych osób, jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że jego przyjacielowi zwykle nie przeszkadzał bałagan.
— Nigdy nie wiadomo. Poza tym, co, jeśli któreś z nich ma alergię na kurz? Może właśnie uratowałem komuś życie!
— To tak nie działa. — Ziggy pokręcił głową. — O której wszyscy mają przyjść?
— Za jakieś pół godziny, Rens będzie tu lada moment. Podobno miał rozmowę z naszym ojcem. — stwierdził Aiden z nutą smutku w głosie.
Siegfried wiedział, że ojciec wampira nie kontaktował się z nim bezpośrednio od czasu ich porwania, wszystko przekazywał mu przez Rensa. Co najprawdopodobniej nikogo szczególnie nie zdziwiło, jednak wciąż było bolesne dla Aidena.
Jego własny ojciec skontaktował się z Ziggim tylko raz i jedynie na kilka minut, gdyż akurat miał przerwę pomiędzy obradami Przymierza. Przez ten czas zdążył jedynie zapytać, czy wszystko z nimi w porządku, a następnie stwierdzić, że nie powinni byli aż tak się narażać.
— Wiesz, czego ma ona dotyczyć? — Siegfried skrzyżował ramiona.
— Nie mam pojęcia. — Gdy tylko wypowiedział te słowa, usłyszeli skrzypnięcie drzwi. — Ale zaraz się dowiemy.
Rens ziewnął, gdy tylko przekroczył próg. Przetarł swoje zaczerwienione oczy, a następnie skierował się na kanapę. W dłoni trzymał kubek wypełniony, jak Siegfried podejrzewał, krwią.
— Mam wrażenie, że zaraz padnę — westchnął.
— Lepiej dla nas, prościej będzie pokonać cię w Monopoly — uznał Aiden.
— W twoich snach — zaśmiał się Rens.
— Czy ojciec przekazał ci coś ważnego? — spytał Siegfried, siadając na fotelu.
— Powiedział jedynie, żebyście dalej śledzili Avery i że możecie składać raporty do któregokolwiek z obecnych tu magów czy łowców. Podobno wybrał najbardziej zaufanych — mruknął.
— Oczywiście, że będziemy ją dalej szpiegować, nie ma powodu, dla którego mielibyśmy przestać — stwierdził Ziggy, a widząc zdziwioną minę Aidena, od razu pokręcił głową i posłał mu wymowne spojrzenie.
Aiden został wychowany z dala od intryg i spisków świata Wielkiej Rady. Choć teoretycznie całkowicie świadomy świata nadnaturalnego oraz jego rozgrywek politycznych, w praktyce nie miał zbyt wielu okazji, żeby się z nim obejść. Przez to często musiano mu o nich przypominać.
Za to rodzice Ziggiego za to już od dziecka tłumaczyli mu, iż za każdym razem, gdy znajdował się poza bezpiecznymi okręgami, musiał mieć się na baczności z tym co mówił. Doskonale zdawał sobie sprawę z popularności zaklęcia podsłuchu, dlatego również z góry założył, iż będą szpiegowani na „wakacjach" na Sycylii. Na miejsca takie jak sala zebrań Wielkiej Rady, domy ważniejszych rodów czy chociażby szkoły nadnaturalne zawsze nakładano specjalne, potężne czary, które wykrywały i niwelowały różnego rodzaju zaklęcia służące do szpiegowania. Jednakże wątpił, żeby to samo tyczyło się tego losowego domu na odludziu.
Co prawda istniało również zaklęcie bariery, które teoretycznie chroniło przed podsłuchem, lecz Siegfried nie zdołał go jeszcze opanować. Wiedział, że nauczano go dopiero podczas trzeciego roku, jednak już sam z siebie dał radę przerobić niemalże wszystkie możliwe zaklęcia przewidziane na rok pierwszy. Dlatego próbował również sięgać po nieco bardziej skomplikowane formułki, jednakże wychodziło mu to już z różnym skutkiem. No a niestety dla niego, zaklęcia związane z barierami, czy to magicznymi, czy fizycznymi, od zawsze należały do tych bardziej skomplikowanych i zwykle do ich opanowanie potrzebowano również dobrego nauczyciela.
— No tak. Tak, racja — powiedział Aiden, starając się przybrać neutralny ton głosu. — Szkoda tylko, że i tak jak dotąd niczego ciekawego nie zauważyliśmy.
Jeszcze w rezydencji Van Duisternisów postanowili ostatecznie zrezygnować ze szpiegowania dziewczyny. Aiden już i tak czuł się fatalnie z tego powodu, a Siegfried również zaczynał mieć wątpliwości. Kiedy podjął się tego zadania, nie miał z dziewczyną żadnego powiązania emocjonalnego, więc uznał, że nie mogło to być nic trudnego. Nawet podczas ich znajomości był dla niej oschły, gdyż wiedział, że potencjalna przyjaźń byłaby w stanie przysłonić jego logikę i wywołać poczucie winy. Jednakże, pomimo jego usilnych starań, to właśnie się stało. Co prawda nie powiedziałby, że polubił dziewczynę od razu, jednak z czasem mimowolnie się do niej przekonał. Nie mógł nie doceniać jej ciężkiej pracy przy nadrabianiu zaległości w treningach czy oddania nauce. Poza tym zawsze była dla niego miła i nie narzucała mu się, chociaż jego zachowanie wobec niej czasami pozostawiało wiele do życzenia. A ostatecznie, naprawdę czuł wobec niej dużo współczucia w odniesieniu do ostatnich wydarzeń. Wiedział, że wiele przeszła, w szczególności jak na kogoś, kto dopiero przed kilkoma tygodniami dowiedział się o świecie nadnaturalnym.
— Czy ja wiem? — Rens spojrzał przekornie na swojego brata. — Wczoraj całkiem nieźle skopała ci tyłek podczas Osadników z Catanu. Jak na pierwszy raz to całkiem imponujące.
— Okej, okej — prychnął Aiden. — Wszyscy wiemy, że tak się stało dzięki podpowiedziom Ziggiego. Poza tym, dałem jej fory!
— Czyli... zawsze dajesz nam fory? — Rens zmarszczył czoło w udawanej zadumie, a następnie wybuchnął śmiechem patrząc na nienawistną minę Aidena.
— Uroczyście oświadczam, że dzisiaj nastąpi twój koniec.
Rens jedynie pokręcił głową, wciąż nie potrafiąc powstrzymać śmiechu. Dopiero po minucie zdołał zapytać:
— Czyli kto ostatecznie dzisiaj przychodzi? Wasi znajomi ze szkoły i Mina i Theo?
— Nie, Mina i Theo nie przychodzą — uciął Aiden od razu.
Siegfried mógł jedynie westchnąć i pokręcić głową. Aiden nie przepadał za rodzeństwem, które uratowało ich od porywaczy. Był przekonany, że to Mina powiedziała Avery prawdę o ich tajnym zadaniu. Jako wieszczka mogła teoretycznie zobaczyć to w jednej ze swoich wizji. Siegfrieda aż tak bardzo ta możliwość nie obchodziła. Zamiast tego był zafascynowany umiejętnościami Miny, wciąż zastanawiając się, czy były one rzeczywiste. Dużo poszlak wskazywało, że tak, poza tym, wiedział, że zdołała przekonać Gunbira Varmę, który był jednym z bardziej szanowanych czarodziei. To on miał złożyć raport o ich porwaniu i zawarł w nim, że zostali uratowani przez wieszczkę oraz jej brata, czarodzieja-amatora.
— Czyli będzie nas... szóstka. Mamy rozszerzenie do Osadników, prawda? — Rens posłał bratu pytające spojrzenie.
— Oczywiście, że tak! W ogóle, Rens, mam do ciebie niezwykle ważne pytanie. — Zrobił teatralną pauzę. — Czy można umrzeć od alergii na kurz? Bo Ziggy twiedzi, że nie.
Siegfried pokręcił głową z niedowierzeniem.
— Teoretycznie... może jeśli byłaby to bardzo silna alergia i dana osoba byłaby otoczona mnóstwem alergenu — stwierdził Rens, wyraźnie skonfundowany.
— Czyli rzeczywiście mogę być bohaterem. — Aiden posłał Ziggiemu zwycięski uśmiech.
***
Po godzinie, odkąd wszyscy się zjawili, postanowili włączyć klimatyzację, gdyż pomimo późnej pory, w środku zrobiło się nieznośnie duszno. Siegfried przez chwilę nawet zatęsknił za wieczną pokojową temperaturą, panującą w Szkole imienia Anastazji Piotrovnej. Mimo to całkiem dobrze się bawił. A przynajmniej na swój sposób.
Nie czuł się aż tak swobodnie jak tylko z Aidenem i Rensem, czy nawet, ku swojemu zdziwieniu, Avery. Jednakże wciąż w miarę lubił Bambi. Axel był dla niego raczej neutralny, ale do niego również zaczynał się przyzwyczajać.
Podczas jednej z pierwszych rund Monopoly, Avery nagle zagadała Bambi na temat możliwych wycieczek wokół wyspy.
— Pewnie nie powinniśmy wybierać się do żadnego większego miasta jak Palermo, ale w jednym z konkursów z geografii, w których brałam u dział w szkole, słyszałam o jakimś słynnym rezerwacie... Zinagro? — stwierdziła Avy, bawiąc się banknotami.
— Masz na myśli Zingaro? — zapytała Bambi z wyraźną ekscytacją. — Słyszałam o nim, podobno jest bardzo ładny! Są tam też plaże, więc można się poopalać!
— Właśnie! Więc myślałam, że możemy się tam jutro wybrać? — uznała Avery z aż nienaturalnym dla niej entuzjazmem.
Siegfried uważnie przyjrzał się dziewczynie. Skąd miałaby znać nazwę jakiegoś losowego rezerwatu naturalnego na Sycylii? Jej historia wydawała się dość podejrzana. Wątpił, że pamiętałaby tak połowiczny fakt.
— Tak i przy okazji wypróbujemy nasze nowe ubrania! — zawołał Axel. — Gdyby tylko nie odebrali nam telefonów, mógłbym jeszcze porobić zdjęcia. To byłby idealny sektor gazetki!
— Rozmawiałeś już z profesorem Varmą? — spytał Aiden.
— Nie, to całe przeniesienie ze szkoły wzięło mnie z zaskoczenia, więc nie byłem przygotowany. Ale teraz jestem gotowy. Jutro będzie mój dzień. Zrobię to podczas naszej wycieczki!
— A w ogóle ktokolwiek pozwolił nam gdzieś pojechać? — Siegfried skrzyżował ramiona i spojrzał wątpliwie na resztę. — Taka wyjazd nie jest czasem zbyt niebezpieczny.
— Pytałam wstępnie dyrektora Varmy i się zgodził — powiedziała Avery od razu.
— W takim razie jutro czeka nas kolejna wycieczka — ziewnął Rens, a następnie klepnął Ziggiego po ramieniu. Siegfried od razu wiedział, że jemu też cała sprawa wydała się dziwnie niespodziewana.
Może i mieli już jej nie szpiegować dla Przymierza, ale Siegfried, nie zamierzał ignorować podejrzanego zachowania dziewczyny.
— To super! To może być... dobra okazja, żeby się trochę zrelaksować — westchnęła Avery, po czym posłała im wszystkim nieco wymuszony uśmiech. — I rozładować napięcie.
— Dokładnie. Brzmi świetnie. — Aiden za to wyglądał na rzeczywiście podekscytowanego. — Ale najpierw wykupię wszystkie nieruchomości, zbuduję imperium i was zniszczę!
Wszyscy zaśmiali się na te słowa. Tylko Bambi sprawiała wrażenie lekko przerażonej.
***
Pożegnali wszystkich około pierwszej w nocy, jednak Siegfried i Rens pod pretekstem pomocy w sprzątaniu zostali w apartamencie Aidena. Wampir nieco się zdziwił i od razu stwierdził, że sam sobie spokojnie poradzi.
— Co trzy pary rąk to nie jedna — uznał Rens i posłał bratu wymowne spojrzenie.
— No dobra, skoro tak bardzo chcecie sprzątać. — Aiden jednak tego nie złapał, więc jedynie wzruszył ramionami i chwycił kolorowe opakowania od planszówek.
Siegfried niechętnie zabrał się do ścierania okruchów po czipsach, a Rens zaczął przeszukiwać szuflady szafki, na której stał telewizor. Po chwili wyciągnął z niej stary, ale wciąż naostrzony ołówek.
— Zawsze gdzieś się da je znaleźć w takich miejscach — mruknął, a następnie zapytał głośniej. — Czyli, Aiden, rozumiem, że cieszysz się z jutrzejszej wycieczki?
— Co za głupie pytanie, oczywiście, że się cieszę! Spędzimy razem trochę czasu, odpoczniemy, pooglądamy ładne widoki i będziemy dobrze się bawić. Z czego się tu nie cieszyć?
— Masz rację — Siegfried obserwował, jak Rens podchodzi do stolika i podnosi jedną z serwetek. — Tylko nie zapomnij niczego jutro wziąć na tę plażę. Pamiętasz, jak raz skończyłeś całkiem spalony, gdy zapomniałeś kremu z filtrem.
— Ej, wcale nie było tak źle — naburmuszył się Aiden, a Rens zaczął sunąć ołówkiem po powierzchni serwetki. — Co tam piszesz?
— Listę rzeczy, o których jutro powinieneś pamiętać — westchnął Rens, a po chwili podał bratu zapisany przedmiot.
— Słuchaj, ja naprawdę... — zaczął Aiden, lecz zamilkł, gdy tylko spojrzał na zawartość wiadomości. — A... acha. Okej, masz rację. Rzeczywiście dobrze mieć listę do sprawdzenia na jutro rano, w sumie pewnie zapomniałbym o moich okularach przeciwsłonecznych. A to byłaby istna tragedia. I moje czerwone kąpielówki. Mhm. Bardzo ważna sprawa.
Siegfried podszedł do Aidena ze zmarszczonym czołem i rzucił okiem na serwetkę. „Wyjazd brzmi dziwnie. Lepiej jutro uważać i mieć oczy szeroko otwarte".
— Rzeczywiście lepiej nie zapomnij tych kąpielówek. Nie chcę znowu oglądać twoich nagich kąpieli — powiedział Ziggy, a następnie przejął serwetkę. Dyskretnie mruknął pod nosem zaklęcie, które momentalnie zamieniło ją w popiół.
— Zewsząd otaczają mnie szydercy. — Aiden pokręcił głową.
Siegfried westchnął. Liczył, że przemawiała przez nich jedynie nadmierna ostrożność i byli zbyt wyczuleni. Jednakże on sam miał złe przeczucia dotyczące nadchodzącego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro