37. Przełamanie Lodów
Avery z trudem przełknęła ślinę i spróbowała wziąć głęboki oddech. Tego na pewno się nie spodziewała. Z czego zauważyła, Rens najwyraźniej również nie poinformował Ziggiego o swoim dziwnym planie.
Unikając wzroku czarodzieja, usiadła na szarym legowisku i spojrzała na najbliższego psopodobnego, który również przyglądał jej się z zaciekawieniem.
— To chowańce Gianmarco — poinformował ją Siegfried niespodziewanie. — Możesz je dotknąć, nic ci się nie stanie.
— Chowańce? Myślałam, że można mieć tylko jednego. — Powoli wyciągnęła rękę w stronę jednego ze stworzeń, a ono od razu do niej podbiegło, radośnie merdając niewielkim ogonem. Avery delikatnie pogłaskała zwierzaka, rozkoszując się uczuciem jego miękkiego futra pod jej palcami. Nigdy nie miała własnego psa, jednak od zawsze je uwielbiała i nawet planowała jednego adoptować, gdy wreszcie zacznie żyć na swoim. Dlatego obecność osobliwego stworzenia w tej niekomfortowej sytuacji od razu dodała jej otuchy.
Chociaż z jednej strony była zła na Rensa, że zamknął ją wbrew woli w pokoju z Siegfriedem, wiedziała, że rzeczywiście, w końcu musiałaby stawić czoła jemu oraz Aidenowi. A zgadzała się, że prościej było zacząć od Ziggiego.
— Zazwyczaj czarodzieje decydują się na jednego, gdyż jest wtedy stałym źródłem mocy, które prościej kontrolować. I może być większy, więc bardziej przydatny. Na przykład jako środek transportu, jeśli przypomina konia lub gryfa. Ale Gianmarco postanowił co jakiś czas tworzyć kilka chowańców, zwykle przypominających szczeniaki czy kocięta, i używać je w celach terapeutycznych.
— Czyli gdzieś tu jest więcej takich stworzeń?
— Nie, to po prostu kolejna próba. Gian jest potężnym czarodziejem, ale utrzymanie kilku chowańców jest niezwykle trudne, szczególnie że te wymagają więcej energii, żeby lepiej odzwierciedlać zachowania zwierzą. Dlatego często po kilku miesiącach się rozpadają i musi zaczynać od nowa.
— Ciekawe — westchnęła dziewczyna, czując, jak ciepłe ciało chowańca kładzie się na jej udach. Ciężko było jej uwierzyć, że nie był on prawdziwym zwierzęciem, a jedynie fizyczną manifestacją magii. — Ty też niedługo będziesz miał chowańca, prawda?
— Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, chciałbym spróbować pod koniec tych wakacji. W szkole uczą zaklęcia ich stworzenia dopiero w ostatnim roku, ale myślę, że może udać mi się wcześniej.
— W takim razie powodzenia.
Siedzieli w ciszy przez jakiś czas, a Avy próbowała w głowie starannie dobrać słowa, rozpoczynające cięższą część rozmowy. Ku jej zdziwieniu Ziggy jednak sam postanowił poruszyć ten temat.
— Słyszałem, że domyśliłaś się, że mieliśmy cię z Aidenem obserwować — stwierdził bez owijania w bawełnę. Co by nie mówić, naprawdę podziwiała w chłopaku jego bezpośredniość. — Sama do tego doszłaś?
— W pewnym sensie — mruknęła. Chociaż inne sprawy zajęły jej umysł, widmo postrzelonego mężczyzny wciąż czaiło się w jej pamięci. Z całych sił próbowała o nim nie myśleć, więc nie chciała wspominać, że to jego słowa ostatecznie ją naprowadziły.
— Godne podziwu — westchnął. — Chociaż Aiden kilka razy prawie nas zdradził, więc też aż tak się nie dziwię, że połączyłaś wszystko w całość.
— Dzięki. — Uśmiechnęła się gorzko, obejmując ręką jednego z chowańców, a on instynktownie wtulił swoją rogatą głowę w brzuch Avery, delikatnie ją przy tym raniąc. — Czy to dlatego nie chciałeś się przyjaźnić? I powiedziałeś, że traktujesz mnie jak zadanie?
Ziggy po raz pierwszy, odkąd weszła do pokoju, spojrzał jej prosto w oczy.
— Nie chciałem zaprzyjaźniać się z kimś, kogo prawdopodobnie musiałbym prędzej czy później zdradzić — przyznał, a jego wzrok ponownie przeszedł na psopodobne stworzenie, stojące przed nim z kolorowym szarpakiem. — Nie wiedzieliśmy, czego się o tobie dowiemy, ale gdyby nasi rodzice uznali cię za zagrożenie, najprawdopodobniej zdecydowaliby się cię wyeliminować.
Po ciele dziewczyny przeszedł dreszcz i poczuła się, jakby miała gulę w gardle. Nie spodziewała się, że jej pozycja była aż tak poważna.
— A więc... czego się dowiedzieliście? — spytała po chwili, słysząc przyśpieszone bicie swojego serca.
— Niczego szczególnego — uznał, kręcąc głową. — Oprócz dziwnych wyników tamtych testów sprawnościowych naprawdę niczym się nie wyróżniasz.
— Powinnam się cieszyć?
Ziggy wzruszył ramionami, wbijając spojrzenie w podłogę.
— Wciąż nie wiemy, dlaczego Filindustria cię obserwuje. A ojciec twierdzi, że on zawsze ma ukryty plan.
— Może wybrał mnie właśnie dlatego, że jestem zwyczajna? Żeby was zdezorientować? — Wiedziała, że to nie była prawda. Tajemnicze, niewidzialne pismo oraz dziwny stan, w który przypadkowo weszła tego poranka, całkowicie przeczyły jej stwierdzeniu. Nie zamierzała jednak dzielić się tym z Siegfriedem, szczególnie nie po tym, jak dowiedziała się, że mogłaby nawet przez to umrzeć.
— Być może — uznał.
— A więc co teraz zrobicie, skoro wiem, co planujecie? — zapytała, częściowo bojąc się odpowiedzi. Mimo to wiedziała, że jeśli ktokolwiek miałby jej powiedzieć prawdę, byłby to Siegfried.
— Nie wiemy — przyznał. — To tak naprawdę zależy od ciebie.
— Ode mnie? — Uniosła brwi.
— Rens zaproponował, żebyśmy nie wspominali naszym rodzicom o tym, że wiesz, i udawali, że wszystko jest w porządku.
— Dlaczego mielibyście to zrobić? — spytała podejrzliwie, jednak od razu przypomniała sobie rozmowę o relacji Aidena z ojcem. O tym jak bardzo wampir nie chciał go zawieść. A tak prawdopodobnie by się stało, gdyby wyjawili, że Avy odkryła ich prawdziwe intencje.
— Bo to najlepsza opcja dla wszystkich. I tak nic na ciebie nie znaleźliśmy, a teraz będziesz mogła się pilnować i kontrolować, co nam pokażesz, a co nie. A my za to nie zawiedziemy naszych rodziców.
— Brzmi logicznie — westchnęła. — Ale dlaczego miałabym wam zaufać?
— Na dobrą sprawę masz do wyboru nas lub Filindustrię — stwierdził.
— Więc może powinnam wybrać jego? — To również przeszło jej przez myśl. Chociaż przez wszystkie dotychczasowe informacje wyobrażała sobie czarodzieja jako potężnego, nikczemnego mężczyznę, nigdy go nie poznała. I on przynajmniej jej nie szpiegował. A przynajmniej nie złapała żadnego z jego szpiegów.
— Raczej nie potrafilibyśmy cię zatrzymać — mruknął. — Ale bym ci to odradził. Zawiedliśmy twoje zaufanie, ale teraz przynajmniej możemy zacząć grać w otwarte karty. Poza tym... Aidenowi naprawdę zależy na twojej przyjaźni. I źle się czuje z całą sytuacją. Wydaje mi się, że powinniście porozmawiać.
Avery przetarła oczy.
— Chyba będziemy musieli. — Wciąż bała się konfrontacji z wampirem. Nie miała pojęcia, jak zareaguje na jego widok. Czy będzie mu w stanie kiedykolwiek wybaczyć? I, jeśli teraz jej nie okłamują, czy jeszcze kiedykolwiek zdołają się zaprzyjaźnić? — Ziggy?
— Tak?
— Dziękuję, że trzymałeś mnie na dystans. — Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek wypowie podobne słowa. Szczególnie wciąż pamiętając, jak się poczuła, gdy czarodziej pierwszy raz wyraził brak zainteresowania przyjaźni z nią. Jednakże w tamtym momencie, brak zażyłej relacji pomógł w przetrwaniu rozmowy. A nawet miała wrażenie, że była to najlepsza konwersacja, jaką kiedykolwiek odbyła z chłopakiem.
— Przykro mi, że, tak czy inaczej, cię zraniliśmy — uznał szczerze. — A teraz, skoro już porozmawialiśmy, musimy zmusić Rensa, żeby nas wypuścił.
— I przy okazji zaplanować jakąś zemstę za zamknięcie mimo woli. — Avery skrzyżowała ramiona, a Ziggy prychnął.
Mimo to nie mogła zaprzeczyć, że była Rensowi wdzięczna. Być może wrzucił ją na głęboką wodę, jednak przynajmniej miała pierwszy krok. Teraz pozostał tylko Aiden.
***
Avery myślała, że spędzą godziny, czekając, aż Rens ich wypuści, jednak wystarczyło zapukać w drzwi, a po chwili chłopak otworzył im z uśmiechem.
— Mam nadzieję, że mieliście owocną konwersację?
— W pewnym sensie — mruknęła Avery, próbując pokazać, że nie pochwalała sposobu, w jaki zmusił ich do komunikacji.
— Tyle mi wystarczy. — Wzruszył ramionami. — Ziggy, wracasz z nami czy znowu się teleportujesz?
— Wystarczy mi na dzisiaj teleportacji. I tak mnie do tej podpuściłeś.
— Nie podpuściłem. Powiedziałem, że to ważne, i rzeczywiście było to coś ważnego — uznał Rens, a następnie skierował się do wyjścia.
Wampir szybko pożegnał się z Gianmarco, a następnie cała trójka wyszła z domu czarodzieja i ruszyła w stronę samochodu.
Podczas drogi powrotnej Avery postanowiła usiąść na tylnym siedzenie, zostawiając cały przód dla Rensa i Siegfrieda.
Podczas gdy oni wdali się w dyskusję o chowańcach, dziewczyna, zupełnie jak podczas drogi w drugą stronę, zaczęła podziwiać malownicze krajobrazy. Przy okazji zastanawiała się, dlaczego Rens postanowił zorganizować całą wycieczkę, tylko po to, by zmusić ją do rozmowy z Ziggim.
Ostatecznie uznała, że najprawdopodobniej chciał być kreatywny. Dodatkowo nie mogła zaprzeczyć, że chwilowe wyrwanie się z domu Van Duisternisów pomogło jej się uspokoić i ułożyć myśli. A sama konwersacja z Ziggim była o wiele lepsza, niż by przypuszczała. Mimo to wiedziała również, że czekała ją jeszcze długa droga, nim zdoła odzyskać spokój ducha. Jeśli kiedykolwiek to się miało stać.
***
Kiedy tylko wjechali do garażu, a Rens wyłączył silnik, Ziggi wyskoczył z samochodu i ruszył w kierunku domu. Avery za to nie potrafiła się zmusić, by opuścić tylne siedzenie. Czuła się, jakby niewidzialna siła przyszpilała ją do skórzanego fotela.
— Stresujesz się rozmową z Aidenem? — zapytał Rens, odpinając swoje pasy bezpieczeństwa.
— Na pewno czuję się bardziej przygotowana niż wcześniej — westchnęła. — Ale wciąż się jej boję.
— Na pocieszenie, on pewnie jeszcze bardziej. Przedstawił nam dzisiaj rano ostatni album Taylor Swift, bo, jak stwierdził, czuje, że jego reputacja nigdy nie była gorsza. I to zdanie to był cytat z jednej z jej piosenek.
Avery mimowolnie się zaśmiała.
— Okej, teraz czuję się nieco lepiej. — Pokręciła głową. — Dziękuję za pomoc. Chociaż wciąż uważam, że nie powinieneś zamykać mnie i Ziggiego w tamtym pokoju.
— Czasem trzeba posunąć się do drastycznych środków. — Wzruszył ramionami. — A więc? Gotowa pójść do salonu i zmierzyć się z ostatecznym wyzwaniem.
— Bardziej chyba nie będę.
Wyszła z samochodu i razem z Rensem udali się do rezydencji, gdzie chłopak zaprowadził ją do salonu.
— Pójdę po Aidena i was tutaj zostawię — poinformował ją, a na pożegnanie pocieszająco uścisnął ramię dziewczyny.
Avery usiadła na fotelu i wzięła głęboki oddech. Pośpiesznie rozglądnęła się po pomieszczeniu, a jej wzrok zatrzymał się na złotym gramofonie ustawionym na jasnej szafce. Mimowolnie się uśmiechnęła, jednak moment rozbawienia szybko został przykryty przez falę niepokoju.
Wciąż bała się, że nie będzie w stanie nigdy wybaczyć chłopakowi jego zdrady i nie będzie nawet w stanie spojrzeć mu w twarz. Zastanawiało ją, dlaczego tak bardzo się tym przejmowała. Szczególnie że potrafiła zrozumieć powodu Aidena i odkryła, że wcale nie czuła wielkiej urazy do Ziggiego, który również miał ją szpiegować.
Wzięła kolejny oddech, próbując się uspokoić, jednak z każdą kolejną sekundą czuła, jak jej żołądek coraz bardziej się zaciskał.
Skierowała swój wzrok na białe firanki ze złotymi, geometrycznymi zdobieniami, próbując dokładnie przeanalizować każdy wyszyty na zasłonach kształt. Jednakże szybko odkryła, że to jeszcze bardziej ją denerwowało. Dlatego zamknęła oczy i powoli policzyła do dziesięciu.
Dokładnie w momencie, w którym uniosła powieki, zobaczyła sylwetkę Aidena, niepewnie przekraczającą próg pokoju.
Wampir zupełnie nie przypominał chłopaka, którego znała. Był przygarbiony, z nieułożonymi włosami, a jego twarz wyrażała całkowitą skruchę.
Stanął przy wyjściu, jego wzrok był wbity w podłogę, a ręce trzymał przy brzuchu, co rusz nerwowo skubiąc swoje palce.
Rens powiedział jej, że Aiden bał się tej rozmowy, jednak nie spodziewała się, że aż tak bardzo. Myślała, że będzie przypominał Ziggiego — nieco przygaszonego, jednak wciąż uważającego, że zrobił najlepszą możliwą rzecz. Widząc go, zamiast złości, której tak bardzo się obawiała, naszło ją głównie współczucie.
— Nie wyglądasz najlepiej — stwierdziła, chcąc w jakikolwiek sposób przerwać ciszę, która ciążyła dziewczynie bardziej niż zarzuty, które miała wobec chłopaka.
Aiden na moment otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknął. Powoli podszedł do jasnej kanapy i na niej usiadł. Przez kilka kolejnych sekund wpatrywał się w swoje dłonie, po czym, ostatecznie, wziął głęboki oddech i wreszcie odważył się, by skierować swoje przekrwione oczy w stronę Avery.
— Avy ja... przepraszam. Wiem, że pewnie nie mogę teraz nic zrobić, żebyś mi zaufała i wiem, że cię zawiodłem i... prawdopodobnie wszystkich. I... — westchnął i pokręcił głową. — Na początku chciałem prosić cię, żebyś spróbowała mnie zrozumieć i mi wybaczyła, ale wiem, że to nie ma sensu, bo nie masz powodu, żeby mi wybaczyć. Byłaś wrzucona sama w obcy świat, a ja to wykorzystałem i się z tobą zaprzyjaźniłem z zamiarem szpiegowania cię. I szybko naprawdę zaczęło mi zależeć na twojej przyjaźni... — Na chwilę przygryzł dolną wargę. — Ale wiem, że teraz to wszystko, to tylko słowa. Dlatego nie chcę cię prosić o wybaczenie czy zaufanie, ale żebyś dała mi szansę udowodnić, że na nie zasługuję i, że zasługuję na twoją przyjaźń. Jakkolwiek będziesz chciała, i jakkolwiek długo to zajmie.
Gdy skończył, ponownie spuścił wzrok, posłusznie czekając na jej decyzję. A Avery niespokojnie siedziała w fotelu, powoli przetwarzając słowa chłopaka.
Chciała spróbować dokładnie przeanalizować swoje własne uczucia, zanim zamierzała cokolwiek odpowiedzieć, jednak odkryła, że nie miała pojęcia, co czuła. Jej serce było zaciśnięte, a w umyśle panował zamęt, lecz nie targały nią żadne skrajne emocje jak radość, nienawiść czy złość. Miała wrażenie, że jedynym, co rzeczywiście silnie odczuwała, było zmęczenie.
Po dłuższej ciszy i wielu próbach zebrania chaotycznych myśli i stworzenia z nich sensownej wypowiedzi, dziewczyna wreszcie uznała, że była gotowa, by mu odpowiedzieć. Już podczas monologu Aidena wiedziała, że nie będzie w stanie całkowicie odrzucić jego przeprosin, jednak zarazem chłopak miał rację co do jednego faktu — nie potrafiła również mu zaufać. A przynajmniej nie w tamtym momencie.
— Wybaczam ci — powiedziała cicho. — Rozmawiałam z Rensem, trochę też z Ziggim i... — Z trudem przełknęła ślinę. — Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego zrobiłeś to, co zrobiłeś. Ale to nie zmienia faktu, że bardzo mnie przy tym zraniłeś. Więc nie jestem gotowa, żeby znowu się przyjaźnić, ale... może z czasem to się zmieni.
Aiden pokiwał głową ze smutnym uśmiechem.
— O nic więcej nie mógłbym prosić.
Avery przytaknęła z poczuciem ulgi.
— A więc... podobno przyjedzie dzisiaj dyrektor szkoły? — zapytała, nie chcąc dopuścić do powrotu niekomfortowej ciszy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro