25. Test Sprawności
Wieczorem w niedzielę Avery zapewniła Biancę o niewinności Axela i próbowała jeszcze przekonać ją do ewentualnego odnowienia kontaktu z kuzynem.
Niestety bez żadnego skutku.
Współlokatorka Avy co prawda wyglądała, jakby jej ulżyło, lecz Avery nie była pewna czy to z powodu troski o Axela, czy własną reputację. Czy może po troszku obu.
Była wykończona po całym dniu wrażeń, więc poszła spać od razu po kolacji, a następnego dnia wstała o świcie.
Rozpoczęła dzień dość zwyczajnie, jedyną różnicą było to, że celowo unikała Michaela. Wiedziała, że powinna go skonfrontować z jego kłamstwem, jednak Emmanuel miał już to zrobić. Poza tym nie była pewna, czy potrafiłaby powiedzieć cokolwiek po spojrzeniu mu w twarz.
Na jej szczęście nie zauważyła go podczas śniadania. Jednakże podczas drogi do klasy z historii, natknęła się na ich wspólnych znajomych.
— Elodie, nie wiem, jak możesz go po tym wszystkim jeszcze bronić! — Usłyszała zdenerwowany głos Emmanuela, jeszcze zanim zdołała go zobaczyć pośród niewielkiego tłumu uczniów.
— Emmy, ja wiem, że to poważna sytuacja. Po prostu uważam, że nie powinniśmy całkowicie skreślać przez to przyjaciela.
— No nie wiem — mruknęła Esha. — O takich rzeczach się nie kłamie.
— Dokładnie! — Emmanuel skrzyżował ramiona, po czym jego wzrok przeniósł się na Avy, spoglądającą na całą sytuację z odległości. — O Avery! — krzyknął. — Chodź tutaj, przecież też jesteś częścią ekipy.
Dziewczyna podeszła powoli, przyglądając się twarzom pozostałych. Cała trójka wyglądała na poddenerwowanych, jednak Elodie wydawała się niemalże zła.
— Avery, jak wczoraj ustaliliśmy, rozmawiałem z Michaelem i gdy powiedziałem mu, że mamy dowody na to, iż Axel jest niewinny i zapytałem o jego własne oskarżenia, on zaczął kręcić. Stwierdził, że źle go zrozumieliśmy i to w sumie nie było wcale nic wielkiego. Jak myślisz, co powinniśmy z tym zrobić?
Kiedy poczuła na sobie trzy wyczekujące pary oczu, jej serce nieco przyśpieszyło. Nie lubiła tego rodzaju presji. Mimo to zdołała się szybko uspokoić i pomyślała o całym poprzednim dniu.
— Jeśli ta cała sytuacja czegokolwiek mnie nauczyła — zaczęła. — To tego, że powinniśmy z kimś porozmawiać i wysłuchać jego strony, jeśli mamy z nim jakiś problem. Dlatego wydaje mi się, że powinniście powiedzieć mu o swoich wątpliwościach i przekazać, że nie podoba wam się taka postawa.
— To na pewno lepsze niż nagłe odcięcie się — mruknęła Elodie, patrząc z wyrzutem na pozostałą dwójkę.
— Moment... „powinniście"? — Esha zmarszczyła brwi. — Chyba „powinniśmy", przecież ty i Michael...
Emmanuel dyskretnie trącił ją łokciem i pokręcił głową, a ona po początkowym zdziwieniu, zrozumiała, o co mu chodziło.
— Och, przepraszam.
— Nic się nie stało — zapewniła Avery. — Słuchajcie, zaraz mam historię i nie chciałabym się spóźnić. Zobaczymy się później i dajcie znać, jak poszło z Michaelem.
***
Na treningu dla łowców Avy wciąż czuła ból mięśni po ćwiczeniach z poprzedniego dnia, lecz z zadowoleniem zauważyła, że zrobiła postępy od pierwszych zajęć. Nawet nauczyciel rzucił do niej „Nieźle, McCoy", gdy zobaczył czas, jaki zajęło jej zrobienie pięciu kółek wokół sali gimnastycznej. Niestety, zarazem, przez zakwasy w rękach nie dawała sobie rady z podciąganiem na drążku czy pompkami. Choć nawet bez bólu, zrobienie trzech pompek było jak dotąd szczytem jej umiejętności. A przynajmniej aż do kolejnych zajęć z przypisanym czarodziejem.
Wtedy to profesor Vose oświadczyła, że łowcy mają się przebrać w swoje stroje sportowe i spotkać z nią oraz czarodziejami w dużej hali sportowej.
W szatni Avery i Bambi ze zdziwieniem zgadywały, dlaczego, myśląc, że być może trener uznał, że ich forma jest na tyle zła, że potrzebują dodatkowych ćwiczeń. Na sali okazało się jednak, że cel tej decyzji był inny.
— Podczas eksponentiologii nasi magowie uczyli się zaklęć wzmacniających, trenując na szczurach... — zaczęła profesor Vose, a Avery szybko nachyliła się do Bambi i zapytała szeptem:
— Co to eksponentiologia?
— Nauka o czarach, chyba od łacińskiego „exponentia", czyli zaklęcie.
— Okej, to ma sens — stwierdziła i wróciła do słuchania ich nauczycielki.
— Za chwilę wasi przypisani czarodzieje wypróbują to zaklęcie na was. Wykonacie wtedy testy sprawnościowe, które robiliście dzisiaj na waszym treningu i porównacie swoje wyniki, żeby samemu zobaczyć różnicę.
Avy popatrzyła na Siegfrieda, który stał z głową uniesioną dumnie do góry. Nie wątpiła, że czarodziej bezbłędnie wypełni swoją część. Już wcześniej udowodnił, że pomimo stosunkowo młodego wieku jest utalentowany. Za to ona wstydziła się tego, jak sobie poradzi.
Nawet ze wzmocnieniem, obstawiała, że będzie jedną z najgorszych i chociaż wiedziała, że inni mieli po prostu więcej doświadczenia i lepsze warunki fizyczne, głupio jej było przed Ziggim. Zdawała sobie sprawę, że chłopak i tak nie pałał do niej dużą sympatią, lecz bała się, że kiedy zobaczy, jak Avy radzi sobie z ćwiczeniami na tle reszty, będzie ją lubił jeszcze mniej.
Tym razem, zamiast dobierać się w pary z innymi łowcami, to magowie, po rzuceniu zaklęcia, mieli nadzorować swoich partnerów. Kiedy Avery o tym usłyszała, od razu poczuła, jak rumieńce wyskakują na jej policzkach. Czyli Ziggy nie tylko miał zobaczyć jej słabe wyniki, ale również je zmierzyć.
Westchnęła cicho.
Jako że byli na dużej hali, wszyscy mogli wykonywać ćwiczenia w tym samym momencie, gdyż mieli wystarczającą ilość drążków, drabinek i materacy. Siegfried i Avery ustawili się przy jednym ze stanowisk.
Avery poprosiła chłopaka jeszcze o pięć minut, żeby mogła się szybko rozciągnąć. Co prawda miała już wcześniej zajęcia sportowe, jednak nie chciała ryzykować urazów. Poza tym nawet Emmanuel poprzedniego dnia im doradził, żeby zawsze trochę się rozruszać przed cięższymi ćwiczeniami.
Ziggy cierpliwie przeczekał, a gdy skończyła, sam szybko się przeciągnął.
— Gotowa? — zapytał.
Kiwnęła głową, a on zamknął oczy i szybko wymamrotał jakąś formułkę. Potem skierował w jej stronę wskazujący i środkowy palec lewej ręki, a po chwili wystrzelił z nich pomarańczowy promień energii i trafił prosto w klatkę piersiową Avery.
Na początku chciała się cofnąć. W momencie, w którym zaklęcie ją dotknęło, poczuła dziwne uderzenie ciepła, tak jakby ktoś wystrzelił w nią strumień gorącej wody. Szybko jednak uczucie rozprzestrzeniło się po całym jej ciele, napawając jej mięśnie wzburzeniem. Zazwyczaj to jej mózg zużywał najwięcej energii, lecz nagle, po raz pierwszy w życiu, poczuła podobną żądzę w reszcie ciała. Tylko że tym razem była to żądza ruchu i miała wrażenie, że jeśli zaraz jej nie zaspokoi, jej mięśnie eksplodują z nadmiaru ekscytacji.
— No dobra, zaczynamy pierwszy test — westchnął Ziggy. — Podciągnięcia na drążku.
Avy pokiwała głową i od razu podbiegła do czerwonego drążka. Stanęła na palcach, by móc go dobrze złapać, zacisnęła ręce i podciągnęła nogi, pozwalając swojemu ciału swobodnie zwisać przez kilka sekund. Potem wzięła jeden oddech i przetestowała siłę ramion, próbując się podciągnąć. I ku jej absolutnemu zdziwieniu, jej ramiona bez problemu umożliwiły jej twarzy na nie tylko zrównanie się poziomem z drążkiem, ale również przewyższenie go. I, choć jej mięśnie przy tym lekko drżały, nie czuła bólu.
Powoli się opuściła, wciąż niedowierzając. Wcześniej udało jej się zrobić podciągnięcie jedynie, gdy odbijała się nogami od podłogi.
Z lekkim zawahaniem spróbowała ponownie i raz jeszcze, bez większego wysiłku, zdołała się podciągnąć. Nie potrafiła ukryć uśmiechu zadowolenia.
— Musisz się trochę pośpieszyć. Spróbuj zrobić jak najwięcej w jak najkrótszym czasie — zawołał do niej Ziggy, a Avery pokiwała głową.
Wysiłek poczuła dopiero przy siódmym razie, a w całości dała radę zrobić trzynaście pełnych podciągnięć, choć przy ostatnim po jej czole spływała już stróżka potu. Mimo to, gdy wreszcie puściła tyczkę i spojrzała na swoje czerwone ręce, była z siebie dumna. Trzynaście podciągnięć to trzynaście więcej niż zazwyczaj. Wiedziała, że to rezultat zaklęcia, lecz po raz pierwszy pomyślała, że być może bycie łowcą nie będzie aż tak trudne, jak początkowo się obawiała.
— Teraz sprawdzamy mięśnie brzucha.
— Okej, czyli plank? — zapytała, licząc, że nie będzie musiała robić brzuszków lub wypychać bioder ku górze.
— Nie, brzuszki z wyprostowanymi rękami. Jak najwięcej w ciągu minuty.
Avery westchnęła, ale posłusznie położyła się na materacu i gdy Siegfried dał jej znak, że włączył stoper, zaczęła rytmicznie podnosić swój tors w kierunku ugiętych kolan. Pod koniec czuła już ogromne zmęczenie, lecz odkryła, że kiedy zwykle już nie była w stanie się unieść, tutaj jej ciało, pomimo bólu, wciąż dawało radę.
Gdy skończyła, od razu zapytała Ziggiego, ile zrobiła. Była tak skupiona na wysiłku, że nawet zapomniała liczyć.
— Pięćdziesiąt dwa — stwierdził, zapisując wynik na specjalnej karcie.
— To o dwadzieścia więcej niż mój rekord — stwierdziła z zadowoleniem.
— Brawo ty — powiedział bez entuzjazmu. — Teraz czas na nogi.
***
Po skończonym treningu cały szary strój Avery był przesiąknięty potem. Mimo to odczuwała zadowolenie, gdyż wiele wyników po zaklęciu wyszło o wiele lepiej niż zwykle. Nie chciała nawet myśleć, jak sprawa wyglądała u lepiej wyćwiczonych uczniów.
Przekazali z Siegfriedem kartkę trenerowi i profesor Vose, a oni po szybkim zerknięciu zatrzymali parę.
— Wasza dwójka, zostańcie tutaj na chwilę.
Sigfried i Avy wymienili zdziwione spojrzenia, jednak od razu ustawili się obok nauczycieli, obserwując, jak reszta oddaje swoje karty. Dziewczyna zazdrościła innym łowcom, że mogli od razu rzucić się w objęcia zimnego prysznica, gdy sama czuła ciepło pulsujące w jej krwi. Nie wiedziała jednak, czy była to kwestia przegrzania od ćwiczeń, zaklęcia, czy może mieszanki obu.
Kiedy wszyscy inni uczniowie opuścili salę, profesor Vose objęła pozostałą dwójkę wzrokiem:
— Avery, różnica między twoimi wynikami przed i po rzuceniu zaklęcia jest ogromna.
— To chyba dobrze? — Dziewczyna skrzyżowała ramiona i lekko się przygarbiła pod spojrzeniem nauczycielki.
— Tak, tak po prostu... to jest o wiele większa różnica niż w przypadku któregokolwiek z uczniów. Kiedykolwiek. Te zaklęcie ma poprawić wytrzymałość łowcy, ale u ciebie...
— To tak jakby oprócz wytrzymałości to zaklęcie ci dodało jeszcze przynajmniej kilka tygodni treningu, McCoy. Patrz na pierwszy punkt. Wcześniej nie potrafiłaś nawet zrobić pełnego podciągnięcia na drążku, a nagle dajesz radę trzynaście. W twoim przypadku powinnaś zrobić trzy, może cztery — stwierdził trener Schmidt, a jego niemiecki akcent sprawiał, że Avy poczuła się, jakby dostawała reprymendę w wojsku. Mężczyzna, prawdopodobnie widząc jej przestraszoną minę, lekko złagodniał i kontynuował. — To nie jest nic złego, po prostu... niespodziewanego. Takie coś nigdy się wcześniej nie zdarzyło i chcemy się jedynie upewnić, czy poprawnie zapisaliście wyniki.
— Wszystko jest jak najbardziej poprawne — powiedział Ziggy, a w jego głosie można było usłyszeć nutkę urazy. Avy uznała, że zirytowała go sugestia, iż mag mógł się pomylić.
— Siegfried jest bardzo utalentowanym czarodziejem, może dzięki temu jego zaklęcie tak na mnie zadziałało? — zasugerowała Avery.
Nauczyciele popatrzyli po sobie z powątpiewaniem.
— No cóż — westchnęła profesor Vose, gładząc ręką swój długi, fioletowy szal. — Będziemy musieli się wam poprzyglądać w przyszłości.
Avy kiwnęła głową, a potem, pytając wcześniej o zgodę, wyszła z sali gimnastycznej. Siegfried podążył za nią z wahaniem.
— Musisz być naprawdę dobry, skoro dzięki tobie uzyskałam tak wysokie wyniki — powiedziała Avery, chcąc zabić niezręczną ciszę pomiędzy nimi.
— Najwyraźniej — mruknął, patrząc na swoje ręce. W jego głosie zabrakło jednak przekonania.
Zanim Avery zdążyła cokolwiek dodać, chłopak szybko wyszedł z szatni, a ona została sama. Słyszała dźwięki wody lejącej się spod pryszniców i śmiechy poszczególnych łowców. Westchnęła. Już powoli przyzwyczajała się do chłodnego obycia swojego partnera, jednak co jakiś czas wciąż ją ono bolało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro