18. Magia Krwi
Avery zmarszczyła czoło.
— Maga krwi? — powtórzyła ze zdziwieniem. Pamiętała to określenie z zajęć z przypisanym czarodziejem, jednak profesor Vose jedynie przelotnie o nim wspomniała.
— Mag krwi to osoba, która pobiera energię magiczną z energii życiowej zwierząt, ludzi czy innych nadnaturalnych — wyrecytował Ziggy. Jego niepewny ton zdradzał zmartwienie, jakiego Avy jeszcze nie słyszała u czarodzieja.
— To pewnie nieporozumienie — stwierdził Axel bez przekonania. — Mój kuzyn może być dobrym źródłem, jeśli chodzi o informacje na temat dziwnych zwłok, ale tutaj mógł się pomylić. Przecież magia krwi została surowo zakazana. Nikt nie ośmieliłby się nawet spróbować jej praktykować.
Aiden westchnął, spojrzał przelotnie na Avery, a potem przeniósł swój zatroskany wzrok na Siegfrieda.
— Myślisz, że byłoby to możliwe, żeby ktoś przez lata praktykował magię krwi bez wykrycia? — spytał czarodzieja.
— To... mało prawdopodobne — Ziggy pokręcił głową. — Może gdyby przez lata robił to pod silną barierą... ale żeby w pełni opanować magię krwi, taka osoba potrzebowałaby nauczyciela. A po drugiej wojnie światowej Wielka Rada upewniła się, żeby magia krwi została wyplewiona razem z jej użytkownikami. Już wtedy była zakazana pod groźbą śmierci, więc wątpię, by ktokolwiek tak długo się ostał. Szczególnie że czarodzieje cały czas nadzorują, czy ktoś jej używa.
Aiden skinął, a jego spojrzenie ponownie na ułamek sekundy uciekło w stronę Avery.
— W takim razie miejmy nadzieję, że to rzeczywiście tylko nieporozumienie — stwierdził wampir.
— Dlaczego... dlaczego magia krwi jest tak niebezpieczna? — zapytała Bambi ze spuszczonym wzrokiem, nerwowo skubiąc skórę wokół paznokci.
— To trochę skomplikowane — powiedział Siegfried, prostując się na niewygodnym, drewnianym krześle. — Jak mówiła profesor Vose, kiedy czarodziej używa magii, potrzebuje do tego energii. Jednym ze źródeł takiej energii jest energia życiowa, występująca w każdym organizmie, od bakterii, po ludzi. My, czarodzieje, możemy używać własnej energii, chociaż to jest niebezpieczne na dłuższą skalę. Możemy również czerpać energię życiową roślin czy grzybów. Jednak jeśli chodzi o zwierzęta oraz innych ludzi, to ze względu na długą historię nadużyć i strasznych zbrodni, zakazano pobierania ich energii i nazwano ten... akt magią krwi.
— Ale skoro inni czarodzieje odkryli tego maga krwi, to chyba nie ma się czym martwić? — spytała Avery, zdziwiona nieznikającym zaniepokojeniem swoich znajomych.
— To nie jest takie proste — westchnął Aiden z niechęcią spoglądając na swojego burgera. — Kiedy tylko mag krwi zorientuje się, że jest ścigany, nie powinien mieć problemu, żeby się ukryć.
— Mówi się, że z każdym stuleciem magowie są coraz słabsi. — Siegfried popatrzył z powagą na zdezorientowane twarze Avery i Bambi. — Wiecie, że jesteśmy czymś jak tymczasowe naczynia na energię magiczną. Każdy z nas ma swój limit, ile może jej przyjąć, ale w pewnym sensie, z powodu różnych predyspozycji, każdy z nas również pobierze inną ilość energii z takiego samego źródła. Rozmawialiśmy o tym na ostatnich zajęciach łowców z czarodziejami. Ja, na przykład, jako, najprawdopodobniej, mag żywiołów, pobiorę mniej energii z rosiczki niż tak zwany uzdrowiciel, który ma nadnaturalne predyspozycje do pobierania energii roślin i grzybów.
— Pamiętam — Avery skinęła z głową, uważnie słuchając słów Ziggiego i czekając, aż kontynuuje.
— Większość magów krwi ma wrodzony talent do pobierania energii od zwierząt, ludzi czy innych nadnaturalnych. I potrafią jej pobrać niezliczone ilości, jako że czym częściej używają magii krwi, tym więcej energii mogą przechowywać. Żadni inni magowie nie mają takich... możliwości.
— Czyli... jeśli na wolności żyje jakiś mag krwi, który używał tej magii od lat, jest dużo potężniejszy niż większość żyjących czarodziejów — wydedukowała Avy.
— Otóż to.
— Może być nawet potężniejszy niż sam Filindustria, a ten to podobno jeden z najpotężniejszych magów od lat — stwierdził Axel, nerwowo przeczesując ręką płowe włosy.
— Poza tym podobno przez swoją potęgę, magowie krwi najczęściej wariują — dodał Aiden. — Teraz naprawdę mam nadzieję, że twój kuzyn się przesłyszał.
— Ale... czy to by... naprawdę by nas jakoś bardzo dotknęło? — wydukała Bambi. — Przecież jesteśmy daleko od Niemiec.
— Tutaj nie do końca już nawet chodzi o naszą szkołę. Bardziej o konflikt polityczny, który ta sytuacja może wywołać. Wzajemne oskarżanie się różnych rodów o spiski, powrót podziału na różne mniejsze frakcje, walczące o władze, albo nawet potajemne trenowanie nowych magów krwi, żeby nie być gorszym. Wzajemne ataki, zamachy... — Aiden gwałtownie pokręcił głową. Avery nigdy wcześniej nie widziała go tak strapionego, zwykle zachowywał fasadę kogoś, kto niczym się nie przejmuje.
— To wciąż nic pewnego — powiedział Ziggy, z zaskakująco łagodnym tonem głosu. — Być może nie ma żadnego maga krwi.
— Właśnie, właśnie. Postaram się jak najszybciej skontaktować z moim kuzynem i wyjaśnić całą sprawę — stwierdził Axel żarliwie. — Mam też... yyy... dawnego przyjaciela, łowcę, który teraz studiuje w Berlinie. Napiszę do niego, czy może coś o tym słyszał.
— Przydałoby się — mruknął Aiden, wciąż wyraźnie przejęty sytuacją.
Avery spojrzała na wampira z ciekawością, zastanawiając się, dlaczego tak bardzo przejmował się polityką. Chociaż oczywiście było to dość szlachetne, nie do końca pasowało jej do obrazu chłopaka, który zdążyła stworzyć w swojej głowie. Myślała o nim raczej jak o kimś, kto traktował życie jak zabawę i komu ciężko było jakkolwiek zepsuć humor.
Poza tym podczas każdych zajęć z podstaw polityki i relacji międzynarodowych usilnie próbował pobić swój rekord w pasjansa, więc nigdy nie zgadłaby, że wykazuje zainteresowanie takimi sprawami.
— Wszystko w porządku? — zapytała ostatecznie, patrząc na wampira z lekko uniesionymi brwiami.
— Tak, chyba tak. — Odchylił się na krześle i westchnął. — Ale wrócę do Czarnej Maliny wysłać kilka listów. Karlik sobie na mnie dobrze zarobi.
***
Po powrocie do pokoju Avery spróbowała odrobić pracę domową, jaką dostała na weekend. Pomimo najlepszych chęci, miała wrażenie, że robiła większość zadań mechanicznie, nie potrafiąc poświęcić całego swojego skupienia na bezbłędne odpowiedzi. Jej myśli wciąż krążyły wokół wszystkich nowych informacji, dziwnego zachowania Aidena, a także Michaela, jako że nie do końca wiedziała, co czuła do chłopaka.
Poza tym wciąż pozostawała kwestia tajemniczego pisma, które usilnie próbowała rozszyfrować, siadając codziennie po dwadzieścia minut ze słownikiem. Do piątku wciąż podejrzewała, że był to jakiś żart ze strony Elodie czy Michaela, jednak żadne z nich nie wspomniało już o książce, co jeszcze bardziej podsyciło ciekawość Avy. Szczególnie że miała wrażenie, że coraz bardziej ją ono wciągało, niczym zakazana przyjemność.
Jakby podsumować wszystkie dziwne wydarzenia ostatniego tygodnia, które dotknęły dziewczynę, można byłoby pomyśleć, że ktoś specjalnie je zsyłał. Jakby chciał jeszcze bardziej skomplikować życie Avery, które już i tak było stosunkowo pogmatwane. Ledwo zdążyła przyzwyczaić się do myśli, że czarodzieje i zmiennokształtni istnieją, a tu nagle dowiaduje się o niebezpiecznych magach krwi, jako jedyna widzi jakieś dziwne pismo i może być świadkiem początku tajemniczej epidemii czy konfliktu politycznego w świecie, którego zbytnio wciąż nie rozumiała. Do tego wszystkiego jej nowy, jak powoli zaczynała go określać, przyjaciel wyglądał identycznie, jak chłopak, w którym podkochiwała się od lat. I oczywiście dzień wcześniej przeżyła swój pierwszy pocałunek, z kimś, kogo nawet lubiła, jednak nie wiedziała, czy wystarczająco.
Przez ten cały strumień myśli jęknęła i położyła się na łóżku. Wciąż miała do napisania krótki esej z relacji międzynarodowych na temat osiągnięć Wielkiej Rady Czarodziejów we współczesnym świecie, jednak nie potrafiła wystarczająco się skupić, by zebrać do tego odpowiednie materiały. Szczególnie że Bianca miała niedługo wrócić ze swojego spotkania z nowymi znajomymi, więc Avery wiedziała, że wtedy będzie mogła już całkowicie zapomnieć o dobrych warunkach do pracy.
Ze zrezygnowaniem wróciła do słownika tajemniczego języka. Jak dotąd rozszyfrowała alfabet, który posiadał około czterdzieści znaków, mniej więcej odpowiadających literom alfabetu łacińskiego. Jednakże niektóre symbole odpowiadały jedynie jakiś dziwnym dźwiękom, których prawdopodobnie nie potrafiłaby nawet wymówić.
Mimo to cierpliwie przeszła z orientacyjnej nauki znaków do prób zastosowania ich w najprostszych zdaniach, które odkryła na czwartej stronie książki.
Ostatecznie przez resztę popołudnia nie wróciła już do eseju, za to nauczyła się zapisać „Ja jestem Avery. Mam siedemnaście lat" w dziwnym języku. Chociaż nie była również całkowicie pewna czy dobrała znaki, które fonetycznie umożliwiłyby wymówienie jej imienia, traktowała całość bardziej jako rozrywkę aniżeli rzeczywistą naukę. Pomogło jej to na jakiś czas oderwać myśli od całego chaosu, który na nią spadł.
Po dwóch godzinach do pokoju wróciła Bianca, przyprowadzając dwie blondynki, które zachowywały się, jakby nawet nie zarejestrowały obecności Avery. Dziewczyna, nie czując się zbyt komfortowo z nieznajomymi, ale nie chcąc się również narzucać, postanowiła wyjść z pokoju i pospacerować po szkole.
Jak dotąd chodziła jedynie do najważniejszych miejsc jak klasy, stołówka, sala gimnastyczna, biblioteka czy główne północne wyjście. Nigdy jednak nie spróbowała po prostu snuć się zdobionymi korytarzami, żeby najzwyczajniej lepiej poznać budynek.
Przed dwoma dniami Bambi poleciła jej aplikację, zawierającą cały plan szkoły. Dlatego, zamiast włóczyć się ze wzrokiem utkwionym w kawałku papieru, wbiła spojrzenie w ekran swojego nowego telefonu.
Zastanawiała się, jak wiele pomieszczeń mieściła szkoła. Wiedziała, że budynek był ogromny. Podczas samego wakacyjnego kursu uczęszczało do niej około trzystu uczniów, więc podejrzewała, że w czasie normalnego roku szkolnego ta liczba musiała przekraczać tysiąc. I nawet jeśli jeden pokój mieścił dwie osoby, wciąż oznaczało to zapotrzebowanie na kilkaset pomieszczeń. Do tego sypialnie nauczycieli oraz reszty personelu, wszystkie klasy, trzy stołówki (chociaż podczas wakacji działała jedynie ta główna), kawiarnie, sklepiki, kilka bibliotek, sale gimnastyczne i świetlice. Przeglądając z ciekawością plan, znalazła na nim nawet basen, lodowisko, strzelnicę czy ścianę wspinaczkową. Miała wrażenie, że szkoła sama w sobie zawierała wszystko, czego mogli potrzebować. Za to nie chciała nawet myśleć, ile czasu zajęłoby przedostanie się z jednego jej końca na drugi. Sama mieszkała w zachodnim skrzydle i większość zajęć dziewczyny odbywała się bliżej jej części niż wschodniego skrzydła, dlatego też nigdy nie miała okazji pozwiedzać tamtejszych korytarzy.
Bez pośpiechu pozwalała sobie na oglądanie wszystkich złotych żyrandoli czy geometrycznych wzorów wyrytych w białym suficie. Delikatnie przejeżdżała palcami po ramach ogromnych obrazów powieszonych pomiędzy wysokimi kolumnami. Czasem miała wrażenie, jakby mieszkała w muzeum.
Spojrzała na plan i zobaczyła, że zbliża się do jednej ze świetlic. Jak dotąd nie czuła potrzeby, żeby korzystać z tego typu wspólnych pomieszczeń. Poszła tam raz z Biancą, jednak nie spędziły w tym miejscu za dużo czasu.
Tym razem z ciekawością weszła do świetlicy i zobaczyła stosunkowo nowoczesny pokój z piłkarzykami oraz stołem do ping-ponga, a także kilkoma czerwonymi kanapami i ogromnym telewizorem, na którym właśnie leciały „Gwiezdne Wojny".
Avery oparła się o ścianę i przez chwilę skupiła się na seansie. Jej ojciec był ogromnym fanem uniwersum stworzonego przez George'a Lucasa, więc dziewczyna doskonale znała wszystkie części. Dlatego dość szybko z oglądania zmagań bohaterów filmu przerzuciła się na dyskretne obserwowanie uczniów, znajdujących się w pomieszczeniu.
Skojarzyła dwóch chłopaków z treningu dla łowców, jednak nie znała ich zbyt dobrze, a nie miała w sobie na tyle odwagi, by podejść i zainicjować rozmowę. Poza nimi nie rozpoznała nikogo. A przynajmniej, póki ktoś jej nie szturchnął.
— Avery?
Spojrzała z zaskoczeniem na uśmiechniętą twarz Emmanuela.
— O, hej — szepnęła, nie chcąc przeszkadzać ludziom oglądającym film.
— Nie sądziłem, że cię tu spotkam. — Skrzyżował ramiona. — Nie mieliśmy okazji porozmawiać od wczoraj. Jak ci się podobały otrzęsiny? Słyszałem, że były dość... owocne.
Avy lekko się zarumieniła.
— Były... okej. Michael coś mówił?
— Tak... chcesz pójść na korytarz? Tutaj dość ciężko rozmawiać.
— Jasne. — Pokiwała głową, choć nie do końca miała ochotę na tę konwersację.
Wyszli ze świetlicy i ruszyli przed siebie, początkowo w milczeniu. Emmanuel postanowił kontynuować dopiero po minucie.
— Czyli... ty i Mickey?
— To dość śmieszna ksywka. — Spuściła wzrok. Nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć, więc spróbowała zmienić temat.
— Wymyśliliśmy ją jakiś rok temu — zaśmiał się. — A więc?
— To... dość świeże? Czy to coś złego?
— Nie, nie, po prostu... niespodziewane. — Posłał jej niepewny uśmiech. — Wiedziałem, że mu się podobasz. Wspomniał o tym już po waszym pierwszym spotkaniu, ale nie sądziłem, że on jest w twoim typie.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
— Moim typie?
— To znaczy... nie miałem nic złego na myśli — powiedział od razu z paniką w głosie. — Nie wiem, po prostu... jesteś pewna, że ty też go na tyle lubisz?
— Nie wiem... chyba? Brzmisz, jakbyś nie był z tego powodu zbyt zadowolony — powiedziała niepewnie. Już i tak miała lekkie wątpliwości i czuła, że wszystko zadziało się zbyt szybko.
— Nie, nie, przepraszam, nie chciałem... znam Michaela ponad rok i... nie wiem. Nie chcę mieszać, tylko trochę mnie zaskoczyło, gdy mi wczoraj wspomniał, że się całowaliście. Po prostu wolę się upewnić, że wszystko u ciebie w porządku. I że... eh — westchnął. — Nie miałem mieszać, ale mam wrażenie, że i tak mieszam. — Przeczesał włosy. — Po prostu... wiem, że ja i Mickey się przyjaźnimy, ale chcę ci powiedzieć, że jeśli chciałabyś porozmawiać, to jestem tu też dla ciebie.
— Dzięki. Naprawdę to doceniam — stwierdziła szczerze. — Dobry z ciebie starszy brat.
— Staram się.
Skierowali się w stronę kawiarni.
— Ogólnie dość dziwnie się z tym wszystkim czuję — przyznała Avery, gdy skręcili w pusty korytarz. — Lubię Michaela, ale... znamy się dopiero kilka dni. I z jednej strony to wszystko jest dość ekscytujące, przyjemnie mi się spędza z nim czas, jednak z drugiej to mnie trochę przytłacza. Nigdy wcześniej nie byłam w związku, więc nie wiem nawet, jak się zachowywać.
— Okej. Hmm... to pewnie będzie bardzo duża klisza, ale bądź sobą? Mickey dość cię lubi, co nie zdarza się zbyt często. Najlepiej będzie po prostu płynąć z prądem w twoim własnym tempie. Rób tylko to, z czym czujesz się komfortowo i do niczego się nie zmuszaj.
Avery zmarszczyła czoło. Jego rada całkowicie różniła się od tych, które zwykła jej dawać Bridget.
Emmanuel się roześmiał.
— Wyglądasz na bardzo zaskoczoną.
— Możesz się śmiać, ale to trochę różni się od tego, co mi zawsze mówiono.
— Okej, teraz zdradzę ci wielki sekret — powiedział ze zgrywnym spojrzeniem. — Jeśli chłopak naprawdę lubi dziewczynę, uszanuje jej granice. Nawet jeżeli nie zawsze będzie z tego powodu zadowolony. To jest podstawa każdego zdrowego związku. Dobra komunikacja i respektowanie granic partnera.
— Brzmi sensownie — przyznała. Tak na dobrą sprawę była to najlepsza porada, jaką dostała. Chociaż wiedziała, że prościej było powiedzieć, a ciężej zastosować w praktyce. A jako że miała zobaczyć się z Michaelem za około godzinę, przynajmniej będzie mogła spróbować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro