48. Historia Zapisana w Wodzie
Musiała poczekać kilka sekund aż kurz opadnie, żeby zobaczyć twarz mężczyzny. Choć znajdowała się zbyt daleko, by móc dostrzec rysy, widziała jego jasnobrązowe włosy do ramion i wysoką, smukłą sylwetkę.
Z początku nie wiedziała, kim on był. Jednakże szybki rzut oka w kierunku Varmy, podsunął jej odpowiedź. Dyrektor pośpiesznie wciągnął powietrze i cały się spiął. Do tego lekko pobladł. Nie wyglądał na kogoś, kto właśnie wpadł w kłopoty, jak by pewnie stało się, gdyby nieznajomy był przedstawicielem Przymierza. Varma zdawał się być przestraszony obecnością mężczyzny. Czyżby słynny Filindustria mógł rzeczywiście zaszczycić ich obecnością?
Jakby na potwierdzenie Varma po cichu wymówił jego imię i nazwisko. Sam najwyraźniej nie mógł uwierzyć w jego obecność.
Chociaż wiedziała, że powinna była stawić temu czoła, odwróciła się w stronę pomieszczenia z ciałem Saera. Filindustria mógł zaczekać. Przynajmniej wiedziała, że dzięki wodzie oczyszczenia raczej za nią nie podąży. Jeśli w ogóle odważy się wejść do komnaty, w której, jak przypuszczała, straci całą swoją moc.
Zrobiła krok do przodu, gdy nagle usłyszała:
— Avy!
Odwróciła głowę. Aiden wbiegł do pomieszczenia, a za nim podążyli Ziggy, Axel, Bambi oraz Theo. Zmarszczyła czoło. Co oni tam robili?
— Co to za miejsce. — Axel zaczął rozglądać się z szeroko otwartymi ustami. Wyglądał na zachwyconego, póki jego wzrok nie natrafił na zmiażdżone ciało Claire. — Co... co...
Odszedł kilka kroków do tyłu i zwymiotował. Bambi, która również w tamtym momencie to zauważyła, od razu odwróciła się i zakryła oczy. Ziggy oraz Theo jedynie wpatrywali się w zwłoki z wyraźnym przerażeniem. Aiden za to wydawał się całkowicie nieświadomy i wciąż wpatrywał się w Avery, stojącą przy przejściu w jeziorku.
— Co to się dzieje? — zapytał się wampir ze zdezorientowaniem.
— Mam coś jeszcze do załatwienia. — Słowa same opuściły jej usta.
Z trudem przełknęła ślinę i odwróciła się do wszystkich plecami. Wiedziała, że nie tylko będzie musiała zmierzyć się z czarodziejem, którego nazwisko od miesiąca podążało za nią niczym cień. Czekała na nią również rozmowa z Aidenem, Ziggim i najprawdopodobniej Bambi oraz Axelem. A wątpiła, że była na nią gotowa. Miała wrażenie, że wyznanie im prawdy będzie o wiele trudniejsze niż Minie oraz Varmie, którzy przynajmniej częściowo mogli się jej spodziewać.
Nie zważając już na resztę głosów, zrobiła kilka kroków przez wodę i weszła do kolejnego pomieszczenia. Gdy tylko znalazła się po drugiej stronie, wszystkie dźwięki ucichły. Zgadywała, że był to efekt kolejnej bariery.
Choć wcześniej przyleciała do tej komnaty w stanie ducha, nie skupiała się wtedy aż tak bardzo na jej wystroju. Najprawdopodobniej nie byłaby nawet w stanie dość dobrze rozróżnić poszczególnych elementów. Różne odcienie szarości otaczane przez chmury kolorowego pyłu nie sprzyjały przyglądaniu się otoczeniu.
Dlatego całą pierwszą minutę spędziła, uważnie analizując pomieszczenie. Podłoga była całkowicie gładka, przypominała wypolerowany bladozielony kryształ. Ściany zostały pokryte mnóstwem różnych malunków, o wiele bardziej wyrafinowanych i starannych niż te w poprzedniej komnacie. Mimo to w tamtym momencie nie potrafiła docenić otaczającego ją piękna. Najchętniej usiadłaby w jeziorku, zaczerpnęła oddechu i odpoczęła. Niestety nie miała na to czasu.
Przeszła kilka metrów to przodu i wyszła z wody. Wzdrygnęła się, gdy stanęła gołymi stopami na zimnawej powierzchni, lecz po kilku sekundach zdołała się przyzwyczaić.
Podeszła do najbliższej ściany, a z jej nóg wciąż spływały ciepłe krople, zostawiając niewielkie plamy wody na krystalicznej podłodze. Poza nimi całe pomieszczenie wydawało się nienaruszone, jakby nikt go nie odwiedzał od lat. Łącznie z kurzem.
Podejrzewała, że ostatnią osobą, która postawiła nogę w tej komnacie był Saer. Myśl o nim, natychmiast przypomniała jej, że musiała znaleźć i oczyścić jego ciało. Kusiło ją, żeby wejść w stan ducha i spróbować czegoś się jeszcze od niego dowiedzieć. Jednakże wcześniej nie wydawał się chętny do rozmowy, a już i tak jej pomógł.
Sam powiedział, że oczyszczenie „fizycznej powłoki" uwolni jego ducha, co, dziewczyna podejrzewała, był równoznaczne ze śmiercią. Gdy tylko przyszło jej to do głowy, zastygła.
Czy miała po raz kolejny kogoś zabić? Jeśli w ogóle zabiła tamtego mężczyznę. Choć, nawet jeśli, Saer sam ją o to prosił. W takim razie może mogła to uznać za akt miłosierdzia. Ukrócenie udręki.
Zaczęła się trząść.
Poczuła lekkie nudności i kucnęła. Zwątpiła, że da radę iść dalej. Musiała podeprzeć się rękami o ziemię, żeby nie upaść. Plecak zsunął się z jej ramienia i uderzył o ziemię. Nie miała nawet siły go podnieść.
Nie zdołała uspokoić swojego przyśpieszonego oddechu. Przez chwilę myślała, że zaraz padnie na podłogę i zostanie już na niej na zawsze. Skulona, drżąca, niepotrafiąca zrobić nawet najprostszej rzeczy. Całkowicie sparaliżowana lękiem.
Nagle poczuła całkowity spokój. Serce i oddech zwolniły, ciało się rozluźniło. Jej atak paniki ustąpił, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Albo magicznego ducha.
Avery spojrzała ze zdziwieniem w pustą przestrzeń przed sobą. Czyżby Saer potrafił również manipulować jej emocjami? Na pewno jej chwilowe załamanie nie było mu na rękę, przedłużało jedynie jego bezczynność. Dlatego mógł w ten sposób popchnąć ją do wypełnienia obietnicy.
Czy tego chciała, czy nie, była mu to winna. Chociażby za zniszczenie golema.
Podniosła plecak z ziemi i stanęła na nogi. Zaczęła powoli iść wzdłuż ściany, uważnie przyglądając się ogromnym rzeźbom, porozstawianych w całej okrągłej komnacie. Przypominały te w poprzedniej — również ludzko-podobne, z zasłoniętymi twarzami. Jednakże, zamiast z kamienia, zostały one stworzone z tego samego kryształu co reszta otoczenia.
Podobnie było z potężnym stołem, stojącym na jednej grubej, podłużnej nodze w samym centrum okrągłej komnaty. Emanował on miętowym blaskiem i wyglądał niczym miejsce pradawnych rytuałów.
Avy podeszła do niego. Ku swojemu zdziwieniu dostrzegła, że powierzchnia stołu nie była idealnie płaska, jak początkowo przypuszczała. Na środku znajdowało się wgłębienie, a w nim niewielka ilość fioletowej cieczy. Avery z ciekawością spojrzała na płyn, jednak nie odważyła się włożyć do niego ręki.
Szybko jednak coś innego przyciągnęło jej uwagę.
Zza nogi stołu wystawała chuda ręka pokryta ciemnymi plamami.
Pierwszym odruchem Avery było natychmiastowe odwrócenie wzroku. Mimo to zmusiła się, żeby tego nie robić. Musiała nabrać większej odporności na taki rzeczy. Czuła, że to nie będzie ostatni raz, kiedy zobaczy czyjeś ciało.
Nie spuszczając spojrzenia z kończyny, powoli okrążyła stół. Dla asekuracji trzymała prawą dłoń nad jego krystaliczną powierzchnią. Wolała mieć jakieś podparcie.
Gdy wreszcie zobaczyła Saera w pełnej okazałości, kolana delikatnie się pod nią ugięły. Jego przedramię i twarz były jedynie pokryte plamami, lecz reszta widocznego ciała była niemalże cała czarna. Co więcej, zaczernione miejsca nie przypominały ludzkiej skóry — zdawały się o wiele luźniejsze i jakby śliskie. Przywodziły jej na myśl ślimaka.
Spróbowała zignorować czarne plamy i skupić się na jego twarzy. Pomimo ciemnych zniekształceń , potrafiła dość dobrze rozróżnić jego ostre rysy. Zarówno jego brwi jak i włosy były wręcz nienaturalnie jasne, przypominały dziewczynie świeży śnieg.
Avery niemalże automatycznie wzięła swoje białe pasmo w palce lewej ręki. Popatrzyła na nie, a następnie z powrotem spojrzała na włosy Saera. Nie był to dokładnie ten sam kolor, ale niepokojąco podobny.
Westchnęła. Tak jak większość podejrzeń i teorii, które wkradły się do jej umysłu w ostatnim czasie, ta myśl musiała poczekać. Miała inne problemy na głowie.
Zostawiła plecak na ziemi i, podobnie jak wcześniej ciało Claire, delikatnie chwyciła to Saera. Starała się dotykać jedynie jego ciemnych ubrań, które zostały uszyte z lnu i skóry. Wciąż nie wiedziała, jak dokładnie działała tajemnicza choroba.
Przeciągnięcie go w kierunku jeziorka zajęło Avery ponad minutę. Gdy zdyszana już prawie dotarła do brzegu, ciało niefortunnie wyślizgnęło jej się z uchwytu. Nie zauważyła nawet, gdy częściowo sczerniała dłoń Saera przejechała po jej przedramieniu. Jedynie wzięła głęboki oddech i ponownie chwyciła jego tułów. Zostało jeszcze tylko kilka kroków.
Kiedy stanęła na skraju jeziorka, poczuła nagle przeszywający ból ręki. Z krzykiem ponownie upuściła ciało. Mimowolnie zrobiła krok do tyłu, jednak zamiast ziemi, jej stopa natrafiła na taflę wody.
Z impetem wpadła do stawu. Nie zdążyła nawet się podeprzeć czy zamknąć ust, skończyła cała zanurzona w wodzie. Od stóp po końcówki kręconych włosów.
Czując, jak woda wypełnia jej płuca, pośpiesznie się wynurzyła. Jej głośny kaszel połączył się z jękiem spowodowanym przez ból ręki. Kiedy wreszcie udało jej się złapać kojący oddech, zacisnęła zęby i spojrzała na przedramię.
Niewielka czarna plama o średnicy kilku milimetrów pokrywała jej skórę niczym ognista pieczęć. W oczach Avery zebrały się łzy. Nie wiedziała jednak, czy były one spowodowane bólem, czy wizją skończenia jako kolejne zakażone ciało.
Chcąc przynajmniej częściowo ukoić pieczenie, zanurzyła rękę w wodzie. Choć przez pierwsze kilka sekund nie czuła żadnych zmian, po dłuższej chwili ból zaczął ustępować.
Musiała spędzić w jeziorku kilka dobrych minut zanim ręka całkowicie przestała ją boleć. Co więcej, gdy ponownie spojrzała na przedramię, czarna plama zniknęła. Zostało po niej jedynie niewielkie, brązowawe odbarwienie.
Profilaktycznie dziewczyna przetrzymała rękę zanurzoną w wodzie jeszcze przez jakiś czas. Kiedy jednak już się uspokoiła, spojrzała ponownie na ciało Saera. Teraz wiedziała, że na pewno zostanie dobrze oczyszczone.
Nie wychodząc na brzeg, złapała za jego skórzaną kamizelkę i wciągnęła jego ciało do wody. Dokładnie uważała, żeby ponownie go nie dotknąć. Nawet delikatnie odskoczyła, kiedy jego białe włosy rozpłynęły się na wszystkie strony.
Ciało Saera zaczęło powoli zanurzać się pod powierzchnię. Avery poczekała chwilę, ale nic więcej się nie działo. Bała się próbować go wynurzyć, nie chciała znowu przez przypadek dotknąć jednej z plam. Nie wiedziała też, ile oczyszczanie mogło zająć. U niej była to kwestia kilku minut, a przecież dopiero co zdążyło to na nią przejść. Nie była również pewna, czy miała potem coś jeszcze zrobić z pozostałościami Saera, czy po prostu zostawić je w zbiorniku.
Chciała się upewnić, że robiła wszystko, jak należy. Poza tym, dzięki temu mogła odwlec spotkanie z Filindustrią i konfrontację z przyjaciółmi.
Zamknęła oczy i oczyściła umysł. Tym razem zajęło jej to jedynie kilka sekund.
Była naprawdę dumna z tego, z jaką łatwością zaczynało jej przychodzić wchodzenie w stan ducha. A przynajmniej wtedy, kiedy była spokojna.
Rozejrzała się po całym pomieszczeniu, które błyszczało błękitem i bielą. Nigdzie jednak nie potrafiła dostrzec srebra Saera. Jedynie jego ciało emanowało słabym szkarłatem.
Okrążyła całe pomieszczenie, na chwilę nawet wyjrzała do sąsiedniego, w którym znajdowała się reszta. Nie widziała specyficznej srebrzystej zbieraniny. Czyżby gdzieś poszedł? Czy może woda oczyszczenia zadziałała i choć wciąż jeszcze wokół niego tańczyły czerwone partykuły, jego duch już odszedł?
Zawiedziona wróciła do swojego ciała.
Odetchnęła.
Wiedziała, że nie mogła w takim razie nic więcej dla niego zrobić. Dotrzymała obietnicy.
Zarzuciła włosy do tyłu i podeszła plecaka. Następnie delikatnie wytarła o jego powierzchnię wilgotne ręce i wyciągnęła słownik oraz kartkę papieru z ołówkiem. Po krótkim namyśle jednak schowała dwa ostatnie przedmioty. Co prawda nawet nie wiedziała, czy znajdzie w tej jaskini cokolwiek przydatnego. Mimo to, nie chciała również ryzykować, że ktoś niepowołany przeczyta jej notatki i znajdzie coś istotnego, co jej umknęło.
Większość powierzchni ścian została pokryta malunkami i tylko gdzieniegdzie zauważyła jakieś pismo. Jednakże, gdy próbowała szukać tłumaczenia, najczęściej okazywało się, że były to po prostu nazwy różnych wydarzeń. Avery powoli przeszła przez nie po kolei.
„Zbiory". „Celebracja Pełni". „Inauguracja Kapłanów Pełni". „Celebracja Natury". „Rytuał ducha". „Celebracja Czasu".
Potrafiła rozróżnić postacie i niektóre przedmioty na malowidłach. Mimo to, o większości nie byłaby w stanie powiedzieć, że przedstawiały to, co mówiły ich podpisy. Co jednak przykuło jej uwagę to obecność okrągłego księżyca przy każdej scenie. Nie mogła się nie zacząć zastanawiać, co takiego łączyło ich z pełnią.
Dopiero przy miejscu, w którym znalazła ciało Saera, dostrzegła większą ilość pisma. Wiele słów potrafiła już rozpoznać, jednak części musiała poszukać w słowniku. Z zaciekawieniem powoli rozszyfrowywała linijkę po linijce.
Avery spojrzała na datę kilka razy, zanim dostrzegła dopisane z boku wytłumaczenie: „W roku 1347 według kalendarza ...".
Zajęło jej dobre dwie minuty, zanim zdążyła zidentyfikować ostatnie słowo — „gregoriańskiego". Była pod wrażeniem, że słownik rzeczywiście je zawierał.
Choć nie pamiętała dokładnej daty, wiedziała, że kalendarz gregoriański wprowadzono dopiero w szesnastym wieku. Dlatego ktokolwiek to napisał, musiał zrobić to o wiele później, niż miało miejsce wydarzenie w nim opisywane.
„Po eksterminacji znacznej części naszej populacji na wyspie, zostaliśmy zmuszeni do ucieczki. Ci, którzy zwali siebie dzierżycielami boskiej energii, nie dali nam innego wyboru — musieliśmy zapieczętować wejście głównej świątyni. Nie mogliśmy pozwolić, by to święte miejsce zostało splugawione przez zarazę."
Avery z ciekawością spojrzała ponownie na malowidła. Według podpisów, żadne z nich nie przedstawiało zarazy czy wielkiej migracji. O czym dokładnie mówili w tekście?
Liczyła, że kolejna linijka, oddzielona od wcześniejszych metrem pustej przestrzeni, wyjaśni coś więcej. Na jej nieszczęście, autor całkowicie zmienił temat.
„Wszystko, co najważniejsze zapisaliśmy w wodzie. Zbrodnie fałszywych dzierżycieli nie powinny zostać zapomniane. Niech Faelien nam błogosławią".
Avy delikatnie przejechała ręką po ścianie. O co im chodziło z zapisaniem najważniejszego w wodzie? I skoro byli tak silnie związani z Pełnią, czy powiązywali ją również z Faelien, których najwyraźniej czcili?
Jak zwykle w jej głowie powstało więcej pytań, niż dostała odpowiedzi. Powinno przestać ją to dziwić.
Z głębokim westchnieniem przeszła do kolejnej linijki, lecz wtedy za jej placami rozległ się głośne pluśnięcie.
Zastygła. Wątpiła, by ktokolwiek, kogo zostawiła w poprzedniej komnacie, przeszedłby przez wodę oczyszczenia. Czy nawet odważyłby się do niej wejść. W takim razie, o ile jej obecność nie przywołała kolejnego golema, pozostawała jedna opcja.
Powoli się odwróciła, czując, jak wilgotne włosy suną po jej ramionach. Choć serce waliło jej jak młot, zmusiła się, by unieść głowę wysoko do góry i spojrzała Saerowi prosto w oczy.
Choć stał w odległości kilku metrów, mogła bez problemu dostrzec jego błękitne oczy z purpurowymi domieszkami. Kontrastowały z bladą skórą niczym irysy przebijające się przez śnieg.
Jego twarz nie nosiła już na sobie czarnych znamion, jedynie delikatne odbarwienia, podobne do tego na jej przedramieniu. Podobnie rzecz się miała z resztą ciała, które całe ociekało wodą. Czymś, czego nie zauważyła wcześniej, były lekko szpiczaste uszy, które wcześniej zostały ukryte pod bielą włosów.
On również studiował ją wzrokiem. Z przymrużonymi oczami i zaciśniętą szczęką przerzucał spojrzenie to na Avery, to na słownik, który ściskała w ręce. Nie odezwał się nawet słowem.
Ona również nie wiedziała, czy powinna coś powiedzieć. Nawet jeśli potrafili komunikować się w stanie ducha, nie była pewna, czy Saer znał angielski. Z drugiej strony, jeśli nie przerwałaby ciszy, mogłaby się nigdy nie dowiedzieć.
— Dotrzymałam obietnicy — powiedziała lekko drżącym głosem.
Nie wiedziała nawet, dlaczego się stresowała. Być może była to kwestia faktu, że jak dotąd uważała Saera za nieboszczyka. Pogodziła się już z faktem, iż nie dowie się od niego niczego więcej, lecz on nagle postanowił powstać z martwych. I mógł udzielić jej odpowiedzi.
Nic jednak nie odpowiedział. Popatrzył na nią jedynie ze zdziwieniem, a potem raptownie ruszył w jej stronę.
Przerażona gwałtownością jego ruchów, Avery zrobiła krok do tyłu. Zanim zdążyła zareagować w jakikolwiek inny sposób, Saer chwycił ją za ramiona i świat wokół nagle wyblakł.
Wszystko stało się tak szybko, że potrzebowała kilka chwil, by zorientować się, że wszędzie wokół niej latały partykuły.
Choć Saer ją przestraszył, całkowicie zrozumiała, co zrobił i dlaczego. Jeśli rzeczywiście nie znał angielskiego, to był jedyny sposób, żeby porozmawiać. Ona mogła częściowo rozumieć ich pismo, ale nie miała pojęcia, jak wymawiać którąkolwiek z liter.
~ Dotrzymałam obietnicy ~ powtórzyła niepewnie, a srebrna postać Faes wyciągnęła prowizoryczną dłoń w kierunku słownika.
~ Skąd to masz? ~ Saer mógł bez problemu otrzymać miano mistrza zmiany tematu.
~ Znalazłam w mojej szkole ~ powiedziała Avy zgodnie z prawdą.
~ A jednak nie potrafisz mówić w naszym języku?
~ Nie zapisano tam wymowy. Ale częściowo rozumiem pismo.
~ Dlaczego? ~ zapytał, a po chwili dodał. ~ Dlaczego się go uczysz?
Dobre pytanie. Zaczęło się od zwykłej ciekawości, która szybko przerodziła się w obsesję. Zwykła zabawa w naukę nowego niewidzialnego języka, który okazał się mową tajemniczych istot z krwi i kości.
Teraz jednak Saer nieświadomie podarował jej o wiele silniejszą motywację. Sam fakt, że mogła częściowo należeć do ich grupy, sprawiał, iż zapragnęła płynnie opanować ich język. Być może swoje dziedzictwo.
~ Chcę tylko zrozumieć, co się dzieje wokół mnie ~ odparła po dłuższej przerwie. Zgadywała, że Saer nie oczekiwał całej historii jej życia, więc taki skrót dość poprawnie opisywał sytuację dziewczyny.
~ Jesteś tutaj z ludźmi i magami, prawda? ~ Kolejna zmiana tematu. Z jednej strony nieco irytował tym Avery, lecz nie mogłam mu zarzucić braku płynności, z jaką zadawał kolejne pytania.
~ Między innymi. I wamp... zmiennokształtnym chiroptera i felidae i... ~ zanim zdążyła dodać „wieszczką", Saer jej przerwał.
~ Czyli nie znałaś nigdy żadnego innego Faes?
~ Chyba nie.
~ Skoro przeszłaś przez wodę oczyszczenia, ktoś z twojej bliskiej rodzinny musi być jednym z nas. Rodzice albo dziadkowie. Inaczej twoja krew by ci to uniemożliwiła.
~ Nie znałam dziadków. Mój tato jest zmiennokształtnym, a mama... ~ zamarła. Mama. Matka, której nigdy nie poznała. O której nic nie wiedziała. O jasnych, niemalże białych włosach. Łudząco podobnych do tych Saera.
Zaczęła się zastanawiać, czy kiedykolwiek widziała jej uszy. Jednakże na wszystkich zdjęciach, które pamiętała, były one zakryte. Czy również miały szpiczasty kształt?
Była na siebie wściekła, że nie zorientowała się wcześniej. Jak mogła to przegapić? Jak mogła nie połączyć tajemniczych umiejętności z rodzicem, który, na dobrą sprawę, również był enigmą.
~ Nigdy nie poznałam swojej mamy ~ przyznała. ~ Ale też miała jasne włosy. I chyba podobne oczy.
~ Ile masz lat? ~ Dziewczyna nie miała pojęcia, jak było to związane z jej wcześniejszą wypowiedzią. Mimo to, tak jak wcześniej, postanowiła po prostu odpowiadać na jego pytania. Nie wiedziała, co innego mogła zrobić.
~ Prawie osiemnaście.
~ A twoja matka?
~ Nie wiem, była dość młoda, gdy zmarła. Gdy się urodziłam, miała około dwudziestu lat.
Postać Saera poszybowała w kierunku malowidła o tytule „Inauguracja Kapłanów Pełni" i zatrzymał się przy nim przez chwilę.
~ Czy to możliwe? ~ Avery podejrzewała, że to pytanie nie było skierowane w jej stronę. Mimo to, nie potrafiła powstrzymać ciekawości.
~ Co się stało?
Zamiast odpowiedzieć, Saer wrócił do niej i ponownie wskazał na książkę.
~ Pomogę ci z wymową. Przeczytam cały alfabet, a ty zapiszesz, jak wymawiać poszczególne litery. Ale nie będziemy mieli zbyt dużo czasu. Już zbyt długo tutaj byłem.
~ Ale... ~ Choć na pewno nauka wymowy byłaby nieoceniona, doceniłaby również jakieś informacje. Wytłumaczenie. Chociażby historii zapisanej na ścianach. ~ Przynajmniej powiedz mi, czym był krąg z Thrinacji i dlaczego go opuszczono. I co oznacza to, że wszystko zostało zapisane w wodzie? I czym zostało skażone twoje ciało? I moje zresztą też?
~ To dużo pytań.
~ W mojej głowie tli się tysiąc kolejnych — stwierdziła, licząc, że Saer dostrzeże jej desperację i wykaże się empatią. Choć wcześniej nie wydawał się jej mieć zbyt dużo.
~ Nie wiem, co dokładnie skaziło moje ciało. Plamy pojawiły się nagle, a ból był zbyt silny, bym mógł się poruszyć. Ale wiedziałem, że woda oczyszczenia jest wypełniona energią duchową. Faes posiadają naturalne powinowactwo do energii i taka jej ilość naturalnie wnika w nasze ciała i nas regeneruje. A jeśli już nic nie może dla nas zrobić, według tradycji, oczyszcza przed opuszczeniem na zawsze cielesnej powłoki.
~ Czyli nie wiedziałeś, że cię uzdrowi? ~ Avery chłonęła każde jego słowo, jak znakomitą książkę.
~ Nie miałem pewności.
~ Czy byłeś w stanie ducha ze względu na ból? Czy w pewnym momencie straciłeś przytomność? ~ spytała, pamiętając, jak bardzo bolało jej ramię. Trwało to zaledwie kilka minut, ale nie była pewna, czy kiedykolwiek doświadczyła równie silnego bólu.
~ Ani na moment nie straciłem przytomności. Nawet kiedy przestałem oddychać, wciąż żyłem i czułem ten ból.
W tamtym momencie przestało ją dziwić, że był gotowy na śmierć. Nie wyobrażała sobie, przez co musiał przechodzić.
~ Jest więcej osób, które zostały zarażone. Myślisz, że oni również cierpią? Nawet jeśli wyglądają na martwych?
~ Najprawdopodobniej. ~ Odczekał chwilę, zanim dodał: ~ Powinniśmy już wracać. Podam ci wymowę i pokażę historię zapisaną w wodzie. A potem każde pójdzie w swoją stronę.
~ Okej.
~ Ale musisz przyrzec, że nikomu o tym nie powiesz. Magowie nie mogą się dowiedzieć o tym, że wciąż istniejemy.
~ Przyrzekam ~ Co prawda wspomniała już o nim Minie oraz Varmie, lecz mogła spróbować ich przekonać, że Saer nie żył już od dawna. A jego ciało, zamiast zostać uzdrowione, magicznie rozpadło się pod wpływem wody oczyszczenia. Chociaż zarazem myśl o kolejnych kłamstwach, sprawiały, że całkowicie odechciewało jej się w ogóle opuszczać tę komnatę.
Wrócili do normalności równie niespodziewanie, jak weszli w stan ducha. Pierwszym co zobaczyła Avery, były granatowo-purpurowe tęczówki Saera. Dziewczyna zastanawiała się, czy kiedykolwiek widziała równie niesamowite oczy.
Faes rozluźnił uścisk na jej ramionach. Przez chwilę wciąż utrzymywali kontakt wzrokowy, jednak Saer w końcu go przerwał i wskazał na słownik. Avy powolnie mu go podała, a następnie nachyliła się do plecaka, żeby wyjąć z niego ołówek.
Podeszli do kamiennego stołu i Saer położył na nim książkę. Przekartkował ją z uwagą i ostatecznie zatrzymał się na jednej z pierwszych stron – alfabecie. Popatrzył jeszcze na Avery, jakby czekając, aż potwierdzi, że była gotowa. Dziewczyna skinęła, zastanawiając się, czy zrozumiał gest.
Wpatrywał się w nią jeszcze przez ułamek sekundy, lecz ostatecznie skierował zarówno swój wzrok, jak i palec wskazujący, na pierwszy znak.
- „Yl" – Zorientowała się, że po raz pierwszy usłyszała jego głos. Był o wiele głębszy, niż przypuszczała, i zaskakująco dźwięczny.
Ta myśl całkowicie przysłoniła jej początkowe zadanie. Dopiero kiedy Saer spojrzał na nią wyczekująco, przypomniała sobie, by zapisać dźwięk, który usłyszała, obok literki.
Pośpiesznie nakreśliła ołówkiem na kartce dwie litery. Zostały jeszcze czterdzieści dwa znaki.
Całość poszła stosunkowo sprawnie. Nawet kiedy czegoś nie dosłyszała, wystarczyło jedynie posłać mu pytające spojrzenie i zaczekać, a on po chwili powtarzał specyficzne dźwięki. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie miała tak swobodną interakcję z kimś, kto mówi całkiem innym językiem. Nawet jeśli teoretycznie wcześniej porozumiewali się w stanie ducha. Gdy skończyli, Avery odłożyła słownik na bok i popatrzyła wyczekująco na Saera. On niemalże od razu zrozumiał i wskazał na wgłębienie w stole, w którym znajdował się fioletowy płyn. Następnie delikatnie chwycił prawą rękę Avery i zanurzył ich dłonie w cieczy.
Avery zamknęła oczy, spodziewając się, że lada moment wejdzie w stan ducha. Nic takiego jednak się nie stało. Spojrzała na Saera ze zdziwieniem, a on wskazał fioletową ciesz ruchem głowy.
Na jej tafli dziewczyna dostrzegła ruchome sylwetki. Wyglądało to jakby ktoś puścił film z projektora. Rzuciła nawet okiem na sufit, lecz nic na nim nie dostrzegła. Scena rzeczywiście musiała wychodzić z wodo-podobnego płynu.
Nachyliła się, by móc mieć lepszy widok. Choć kolory były wyblakłe, potrafiła dostrzec, że postacie przypominały Saera. Również mieli szpiczaste uszy, jednak ich włosy były o ciemnobrązowym odcieniu, a cera – śniada. Mimo to elementem ich wyglądu, który od razu przykuwał uwagę, były żarzące się złotem oczy. Gdy Avery na nie patrzyła, zdawały się tętnić życiem.
Postacie były w trakcie świętowania, a na twarz Avy mimowolnie wkradł się uśmiech. Wyglądali tak pięknie i beztrosko. Niczym postacie z baśni.
Tak bardzo zaangażowała się w wizualizację, iż pomimo tego, że czytała napis na ścianie, nie była przygotowana na następne sceny. Choć nie słyszała ich krzyków, wystarczyło zobaczyć przerażone oblicza pięknych postaci, by również poczuć trwogę. Pomiędzy nich niespodziewanie wbiegły stada wilków, tygrysów i rysi i zaczęły rozszarpywać je na kawałki. Nie oszczędzając nawet dzieci.
Ci, którzy próbowali walczyć, zostawali zaskakiwani przez ludzi spadających z powietrza. Ludzi, którzy wcześniej szybowali w formach ptaków i nietoperzy.
Avery wyrwała dłoń z uścisku Saera i odskoczyła od stołu. Nie potrafiła już dłużej oglądać tej sceny. Z trudem powstrzymywała łzy. Nie spodziewała się zobaczyć tyle śmierci i ponownie poczuła kołatanie serca.
Faes wynurzył swoją dłoń z ponurym wyrazem twarzy. Przez chwilę zatrzymał swój wzrok na Avery, jakby chciał jej jeszcze coś powiedzieć. Jednakże zamiast tego, sięgnął po słownik i otworzył go na ostatniej, pustej stronie.
W ułamku sekundy całe jego oczy zalały się błękitem. Dziewczyna przeniosła spojrzenie na otwartą pustą stronę i, ku jej zdziwieniu, zaczęły na niej pojawiać się nowe znaki. Teraz już przynajmniej wiedziała, w jaki sposób powstawało pismo Faes. A przynajmniej to niewidzialne dla oczu innych.
Po chwili Saer powrócił do normalności i wręczył jej książkę. Avery od razu chciała zacząć rozszyfrowywać jego wiadomość, lecz on jej przeszkodził. Łagodnie zamknął słownik i wskazał na plecak.
Chciał, żeby przeczytała ją później.
Avery znowu skinęła, choć wciąż nie miała pewności, czy rozumiał ten gest. Wiedziała za to, że nadchodził czas pożegnania.
Zacisnęła szczękę. Bardzo nie chciała wracać. Chociaż zdawała sobie sprawę, że i tak spędziła w tej komnacie o wiele więcej czasu, niż początkowo planowała.
Saer najwyraźniej także nie do końca wiedział, co robić. Ostatecznie niepewnie położył dłoń na jej ramieniu i również skinął. Spojrzał dziewczynie prosto w oczy i utrzymał wzrok przez kilka sekund, po czym odwrócił się i podszedł do przeciwległej ściany. Zaczął sunąć po niej dłońmi, a po chwili otworzyło się kolejne przejście.
Zanim przez nie przeszedł ostatni raz popatrzył na Avy, która obserwowała go, przyciskając słownik do piersi.
Szybko jednak opuścił wzrok i zniknął w ciemnym pomieszczeniu. Za to przejście niemalże natychmiast się za nim zamknęło. Dziewczyna mogłaby przysiąść, że każda komnata w tym kompleksie posiadała ukryte drzwi do kolejnej.
Avery westchnęła. Skończyły jej się wymówki. Nadszedł czas na spotkanie z Filindustrią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro