46. Huk
Aiden chodził po plaży tam i z powrotem. Ziggy od początku miał rację. Coś było nie tak.
Wiedział, że pomysł, iż Varma, Claire czy Mina mieli niecne plany wobec Avery, był naciągany. Mimo to nie potrafił odgonić go ze swoich myśli. Wszystko układał się w zbyt niepokojąco logiczną całość. Nie pozwolili Rensowi z nimi pojechać. Tarot Miny zestresował Avy na tyle, że musiała się przejść. A Varma i Claire narzucili im swoje towarzystwo. I teraz zniknęli na niepokojąco długi czas.
— Myślałem, że to będzie tylko dziesięć minut — mruknął, posyłając Ziggiemu zmartwione spojrzenie.
— Avery była roztrzęsiona, na pewno potrzebuje trochę czasu — uznał czarodziej. Zarazem subtelnie wskazał głową na Andersa — maga, którego z nimi zostawili.
Czarodziej ponuro siedział przy skalnej ścianie. Co jakiś czas zerkał na Bambi i Axela, którzy wciąż kąpali się w morzu. Za to ich oraz czytającego nieopodal książkę Theo zdawał się całkowicie ignorować. Jednakże, dzięki gestowi Ziggiego, Aiden zorientował się, że były to tylko pozory. Nie mogli zdradzać zbyt wiele w rozmowach. On na pewno ich podsłuchiwał.
W tym wszystkim zaczął się również zastanawiać, jak wiele rozumieli Bami oraz Axel. Zachowywali się w miarę normalnie, jednak wątpił, że nie wyłapali podenerwowania, jakie panowało pomiędzy nimi wszystkimi. Choć, gdyby był na ich miejscu, zapewne przypisałby to stresowi, związanemu z porwaniem.
— Nie chcesz jeszcze wejść do wody? — zaoferował mu Siegfried.
— Nie — westchnął wampir, zsuwając na nos ciemne okulary.
Mrużąc oczy, spojrzał przez szkła na palące słońce, górujące na błękitnym niebie. Często samo przebywanie na powietrzu podczas słonecznego dnia potrafiło mu poprawić humor. Nie tym razem.
Wziął do ręki kilka rozgrzanych kamieni i rzucił je przed siebie. Tylko jeden z nich trafił do wody, wywołując niemalże niesłyszalny plusk. Spróbował jeszcze raz, licząc, że pomoże mu to rozładować napięcie, które się w nim gotowało.
— Próbujesz puszczać kaczki? — Niespodziewanie usłyszał głos Theo.
Nawet nie zauważył, kiedy chłopak do nich podszedł, wciąż trzymając w ręce swoją książkę.
— Nie, nawet nie wiem, jak — przyznał Aiden. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej Theo sam z siebie rozpoczął z nim niezobowiązującą rozmowę.
— Szczerze ja też. — Chłopak poprawił swoje okulary. — Już długo nie wracają, prawda?
Zarówno Aiden, jak i Ziggy, spojrzeli na Theo ze zdziwieniem. Dotychczas wydawał się on całkiem spokojny, więc uznali, że doskonale wiedział, co się działo. Jego zmartwienie zbiło ich z tropu.
— Myślałem o tym samym — przyznał Aiden. — Może powinniśmy zapytać Andersa, czy też byśmy mogli się przejść.
— Nie wiem, czy to najlepszy pomysł... — stwierdził Theo. W tym samym momencie usłyszeli huk.
Wydawał on się odległy, lecz towarzyszyły mu delikatne wstrząsy. Ziggy i Aiden natychmiastowo wymienili spojrzenia. To nie mógł być przypadek.
Theo wyciągnął z kieszeni swoich brązowych spodenek komórkę i od razu wybrał czyjś numer, Aiden podejrzewał, że Miny. Od razu mogli usłyszeć dźwięk wskazujący na brak sygnału. Pobladły chłopak spróbował jeszcze raz, jednak z tym samym rezultatem.
W tym samym momencie Axel i Bambi wyszli z wody i do nich podbiegli.
— Słyszeliście ten huk? — zapytał Axel, lekko dysząc.
— Tak, powinniśmy iść i to sprawdzić — uznał od razu Aiden, wstając na nogi.
— Czy to bezpieczne? — Bambi skrzyżowała ramiona.
— Nie i nie możemy się narażać. — Anders niespodziewanie zjawił się tuż obok. — Najlepiej będzie, jeśli wrócimy do samochodu.
— A co z Avy? I Miną, dyrektorem Varmą i Claire? Mamy ich tak zostawić? — Aiden pokręcił głową. — Musimy iść to sprawdzić.
— Nawet nie wiemy, czy to coś niebezpiecznego, a ja nie mogę podejmować takich decyzji bez konsultacji z Przymierzem... — Głos Andersa był całkowicie neutralny, jakby w ogóle się nie przejął.
— Świetnie, więc kiedy ty skontaktujesz się z Przymierzem, my pójdziemy sprawdzić, co się stało. — W celu podkreślenia swoich słów, zaczął oddalać się w kierunku wyjścia z plaży. Wiedział, że Bambi i Axel musieli jeszcze się przebrać, więc starał się stawiać kroki w stosunkowo wolnym tempie.
Zza pleców usłyszał również głos Siegfrieda.
— Lepiej z nim nie dyskutować w takich sytuacjach. Nie zapomnij, że pracujesz dla jego ojca.
Ziggy rzadko kiedy powoływał się na pozycję ich ojców, gdy rozmawiał z ich podwładnymi. Jednakże, gdy już to robił, zawsze brzmiał zaskakująco groźnie i przekonująco. Tak, że nawet jeśli zadaniem maga było obserwowanie ich, Aidena nie zdziwiło, iż postanowił się zgodzić.
— No dobrze, ale trzymamy się razem.
Aiden zatrzymał się ze zwycięskim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Musieli poczekać niecałą minutę na Bambi i Axela. W tym czasie spojrzał również na Theo, który wyglądał na skonfliktowanego. Chłopak stał z boku z zaciśniętymi wargami i nic nie mówił, jedynie co chwilę zerkał w telefon. Wampir chciałby, żeby oni też mogli mieć swoje własne komórki. Wtedy przynajmniej mógłby spróbować się skontaktować z Avy, zamiast musieć czekać, aż ich znajdą.
Kiedy wreszcie ruszyli, chłopak niemalże w podskokach ruszył w kierunku wyjścia z plaży. Niestety z powodu nienajlepszej kondycji, jego energia szybko się wyczerpała i już po pięciu minutach przyśpieszonego marszu zaczął dyszeć. Mimo to nie spowolnił tempa. Nie chciał tracić ani chwili. Nawet jeśli to nie miało być nic niebezpiecznego, wolał nie ryzykować.
Choć wiedział, że Anders wytoczył wokół nich barierę chroniącą przed ciepłem, czuł, jak kropelki potu powoli spływały mu po czole. Starł je, biorąc przy tym płytki oddech. Przypomniał sobie, dlaczego nigdy nie był fanem zbyt wyczerpujących sportów.
Dopiero po dłuższym czasie spojrzał na resztę i większość również była zdyszana. Jedynie Bambi oraz Theo w miarę się trzymali, chłopak nawet wciąż co chwilę zerkał w telefon. Jednakże jego twarz wcale nie wydawała się spokojniejsza.
Nie wiedział nawet do końca, czego szukali. Teoretycznie postanowili ich poszukać na wypadek niebezpieczeństwa. Mimo to myślał, że po prostu wpadną w pewnym momencie na Avery, Minę, Claire oraz Varmę i okaże się, że nic się nie stało. Dlatego dość się zdziwił, kiedy po około dwudziestu minutach wyczerpującego marszu, trafili na głośną grupkę ludzi przy ogromnej grocie.
Nieznajomi głośno dyskutowali po angielsku o jakimś dziwnym wejściu, które znaleźli w ścianie.
— Nie było tego w żadnych broszurach. — Usłyszeli ochrypły głos należący do niskiego mężczyzny. — Musimy to sprawdzić.
— Ale przecież nie powinniśmy przechodzić przez ten płotek — jęknęła kobieta z ogromnym kapeluszem i ze spaloną na czerwono skórą.
— Nie ma nic lepszego niż niewygodni świadkowie — mruknął Anders i kazał się reszcie przesunąć.
Podszedł do grupki i zaczął z nimi rozmawiać. Po chwili jednak rozłożył ręce i wystrzeliły z nich promienie, które poleciały w kierunku głów turystów. Nie trzeba było długo czekać, a wszyscy oni robotycznym krokiem odeszli w drugą stronę.
Kiedy zniknęli z pola widzenia, Anders rzucił zaklęcie, które tworzyło wokół nich specjalną barierę. Dopiero po tym pozwolił im podejść bliżej dziwnego wejścia.
Mag sam na nie spojrzał ze zdziwieniem, wyciągnął telefon i zrobił zdjęcie. Aiden i Ziggy od razu przyjrzeli się przejściu i zauważyli schody prowadzące w ciemność. Chcieli od razu sprawdzić, co znajdowało się na dole, lecz Anders ich powstrzymał.
— Nie póki nie przybędą posiłki.
— Ile to tak mniej więcej zajmie? — zapytał Ziggy.
Anders spojrzał na ekran swojego telefonu.
— Niecałą minutę — mruknął.
Aiden parsknął z niezadowoleniem, a Axel poklepał go na ramieniu.
— To prawie nic. — Próbował go pocieszyć. — Poza tym, z całą resztą pewnie wszystko w porządku. Może też właśnie tutaj idą, żeby zobaczyć, co to był za hałas.
Aiden skinął, krzyżując ramiona. Nie wiedział, dlaczego, ale miał złe przeczucia. Wpatrywał się w ciemne wejście, całkowicie zapominając o otaczającym go świecie. Nie zauważył nawet, gdy ktoś się do nich przeteleportował. Dopiero męski głos wyciągnął go z zamyślenia niczym wiadro zimnej wody.
— A więc wreszcie znaleźliśmy to, czego tak długo szukaliśmy.
Aiden kątem oka zauważył, że stojący obok niego Ziggy gwałtownie się odwrócił. On sam zamarł.
Nie był to żaden z magów czy łowców przydzielonych przez Przymierze. Mimo tego Aiden znał ten głos. I na pewno nie spodziewał się go tu usłyszeć.
Po całym ciele przeszłygo ciarki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro