Rozdział 3: Szalone przyjęcie
Zanim właściwy turniej się zacznie, pani Skylor postanowiła urządzić dwa przyjęcia - jedno dla dorosłych, drugie dla nas, abyśmy się zapoznali ze swoją parą. Byłam podekscytowana wizją poznania Nelsona, mistrza dźwięku. Dźwięk i ogień - czy to aby na pewno odpowiednia para? Czy to do siebie pasuje? Pora się przekonać.
Annie próbowała mi pomóc wybrać strój. Nie chciałam wyglądać zbyt szykownie. Wystarczyłyby mi jeansy i koszula w kratę, no ale tak się nie da, bo mistrzyni szybkości za nic na świecie nie pozwoliłaby mi tak pójść. Skończyło się na tym, że pożyczyła mi naprawdę wygodną, czerwoną sukienkę (która z resztą pasowała do mojego żywiołu), ale nie chciałam przyjąć butów na obcasie. Wybrałam trampki, które - tu cytat Annie - "dziwnym trafem pasują do sukienki".
- Zaczyna się o 19, tak przynajmniej sądzi Wendy - powiedziałam w kierunku Mistrzyni szybkości, na co kiwnęła głową.
- Pora się zbierać! Mogę cię umalować? - zapytała z podekscytowaniem w głosie - Nie martw się, zrobię to szybko.
Nim zdążyłam zaprotestować, Annie zakończyła upiększanie moje twarzy.
- Jak... - zaczęłam - Ah, no tak. Szybkość - westchnęłam. Przejżałam się w lusterku. Nawet nie było tak źle. Mojej współlokatorce udało się nawet zasłonić moją bliznę.
- Tak właściwie, to nigdy nie zapytłam... Skąd masz tą bliznę? - zaciekawiła się Annie.
- Nie chcę o tym rozmawiać - mruknęłam - Choćmy już na tą imprezę. Będzie alkohol?
- A co? Lubisz?
- Nie, tylko... - przypomniałam sobie o mojej przygodzie z alkoholem, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Dziwne, że lubię ten trunek - Po prostu jestem ciekawa.
- Max i Jack mieli się tym zająć. Ich rodzice nigdy by się na to nie zgodzili! - zaśmiała się.
- W takim razie dobrze, że nie ma tu mojego taty. Ostatnio, kiedy piłam, o mało nie dostał zawału.
Nim się obejrzałam, byliśmy w sali pełnej roztańczonych nastolatków. Nelson, mój partner w turnieju, zajmował się muzyką. Ciekawe, jak z nim teraz zagadam, skoro jest taki zajęty. Musimy się poznać, by potem dobrze współpracować.
- Idę się bawić, Lara. Ty znajdź swoich księciów! - ledwo ją usłyszałam przez hałas. Wywróciłam oczami na ostatnie słowa dziewczyny. Nie jestem jakąś tam Violettą z głupiego serialu dla zakompleksionych nastolatek, żeby wybierać między dwoma chłopakami. Nie jestem aż tak ładna, a mój charakter pozostawia wiele do życzenia. Postanowiłam choć raz nie podpierać ścian i pójść zabawić się z nowymi przyjaciółmi. Zauważyłam Wendy gadającą z jakimś chłopakiem, więc postanowiłam im nie przyszkadzać. Obok konsoli DJ'a stał Peter, nudząc się. Najwidoczniej to nie są jego klimaty. Postanowiłam wyciągnąć go na parkiet.
- Hejjj, Peter! - uśmiechnęłam się - Może masz ochotę zatańczyć? - wyciągnęłam swoją rękę.
- Skoro chcesz... - podał mi rękę i pociągnęłam go w lepsze miejsce. Tańczyliśmy do przypadkowego kawałka, naprawdę świetnie się bawiąc, pomimo tego, że chłopak był androidem.
- Mamy alkohol! - usłyszałam radosny krzyk Maxa, który stał z Jack'iem w wejściu. W każdej dłoni znajdował się sześciopak z popularną marką piwa. Położyli na jednym ze stolików i poszli na parkiet. Peter'owi znudził się taniec i poinformował mnie, że idzie z kimś porozmawiać. Pokiwałam tylko głową i ruszyłam w stronę alkoholu. Ku mojemu zdziwieniu, obok mnie pojawił się Max.
- Tylko nie pij za dużo! - zaśmiał się - To jest... Mocne! - zakrzyknął, biorąc wielki łyk.
- Ta... jestem odporna na tego typu napoje... - mruknęłam. Max jednak nie dosłyszał z powodu głośnej muzyki. Otworzyłam jedną z puszek i po 5 minutach była już pusta. Zrobiło mi się niedobrze, więc nie brałam kolejnych. Poszłam za to na parkiet. Obserwowałam, jak Jack próbuje zatańczyć Moonwalk. Wszyscy się z niego śmiali.
- Hej, Lara! Musisz mi pomóc - usłyszałam za sobą głos mojej kuzynki. Wendy trzymała ledwo żywą Libby, która coś mamrotała - Za dużo wypiła. Trzeba zaprowadzić ją do pokoju.
- Ta... - mruknęłam - Nie mam ochoty jej pomagać - zamilkłam na chwilę - Zrobię to tylko i wyłącznie dla ciebie.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Wzięłam Libby pod ramię i niosłam ją razem z Wendy do jej pokoju.
- Ej, już idziecie?! - zapytał za nami Max - Impreza dopiero się rozkręca!
- Zaraz wrócimy, tylko odstawimy Libby. Oby jej ojciec nie zauważył tego... zapaszku - zaśmiała się mistrzyni błyskawic.
- Okej. Tylko się pośpieszcie, zaraz będzie karaoke! - krzyknął za nami zielony ninja.
- Karaoke? - mruknęłam - Co za idiotyczny pomysł...
- Wszyscy sporo wypili, więc będzie zabawnie. Chciałabym usłyszeć, jak śpiewa Mistrz dźwięku... Ciacho... Pewnie tak samo jego głos. - rozmarzyła się.
- Jeszcze nie miałam okazji z nim rozmawiać - mruknęłam - A przecież jest moim partnerem w turnieju.
- Serio? - zdziwiła się.
- No tak... Patrz, to jej pokój - wskazałam na drzwi - Połóżmy ją i zmywajmy się, nim impreza dla dorosłych się skończy.
- Pewnie jest bardziej szalona od tej naszej - zaśmiała się Wendy.
Położyliśmy Libby na łóżku i zmyłyśmy się z tamtąd jak najszybciej. Wróciłyśmy na salę, gdzie już nikt nie tańczył. Zauważyłyśmy za to Maxa, który stał na stole z mikrofonem i coś śpiewał.
- Shake it of, shake it of! Uhuhu! - wykonał jakiś skomplikowany taniec. Trzeźwa część publiczności śmiała się z niego jak z wariata, którym z resztą był.
- Max, ty idioto! - krzyknęła jego siostra i ściągnęła go ze stołu - Ciebie zaraz karetka odwiezie! Za dużo wypiłeś!
Na publiczności było słychać zawiedzione jęki. Najwidoczniej spodobał im się występ mojego kuzyna, a Wendy tylko to popsuła.
- Kto teraz zaśpiewa? - zapytała jakaś dziewczyna.
- Może Lara? - zaproponował Jack, patrząc na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
- Nie! - krzyknęłam - Nie umiem śpiewać...
- Lara! Lara! Lara! - publiczność skandowała moje imię. Zarumieniłam się i wyrawałam Max'owi mikrofon.
- Cisza! - powiedziałam do mikrofonu, aby każdy mnie usłyszał - Nie będę śpiewać.
- A właśnie, że będziesz! - krzyknął ktoś z tyłu, wywołując jeszcze większy chaos. Westchnęłam cicho.
- Dobra! - weszłam na scenę. Podeszłam do Nelsona i kazałam mu włączyć melodię do mojej ulubionej piosenki.
,,I let it fall, my heart
And as it fell you rose to claim it
It was dark and I was over
Until you kissed my lips and you saved me
My hands, they're strong
But my knees were far too weak
To stand, in your arms
Without falling to your feet
But there's a side to you
That I never knew never knew
All the things you'd say
They were never true never true
And the games you'd play
You would always win, always win
But I set fire, to the rain
Watched it pour as I touched your face
Well it burned while I cried
'Cause I heard it screaming out your name, your name" *(reszty nie będę pisać, bo to dość długa piosenka i nie chcę was tu zanudzać)
Kiedy zaczęłam śpiewać, na sali zapanowała cisza. Wszyscy wsłuchali się w słowa, łapiąc ich sens. Na koniec wszyscy zaczęli klaskać, nie mogłam ich uspokoić.
Przecież nie śpiewam aż tak ładnie.
Chyba.
W końcu poprosiłam kogoś innego, by zaśpiewał. Była to jakaś wolna ballada. Stanęłam pod ścianą, patrząc, jak inni tańczą wolnego. Nawet nie zauważyłam Nelsona obok mnie.
- Jeszcze się nie przedstawiłem - zaczął - Jestem Nelson, mistrz dźwięku.
- Lara - uśmiechnęłam się - Mistrzyni ognia.
- Więc to z tobą będę tworzył parę podczas turnieju. Zatańczysz? - wyciągnął dłoń w moją stronę. Zarumieniłam się, ale przyjęłam propozycję. Położył dłonie na moich biodrach, a ja swoje umieściłam na jego ramionach.
- Ostrzegam: nie umiem tańczć - zaśmiałam się.
- Jak na razie dajesz radę - uśmiechnął się.
Tańczyliśmy w rytm muzyki. Obok nas było kilka innych par, w tym Max i Annie oraz Wendy i chłopak, z którym rozmawiała.
- Wiesz, ładnie śpiewasz - przyznał - Wcale nie gorzej niż Adele.
- Teraz przesadziłeś - zaśmiałam się.
Rozmawialiśmy przez chwilę i nawet plotkowaliśmy o innych mistrzach żywiołów. Trzema słowami, było nam miło, ale jego teksty na podryw są uroczo głupie.
- Już 23:00. Chyba pora wracać do pokojów - powiedział ktoś. Wszyscy się zgodzili. W końcu muszę mieć siłę, by jutro skopać komuś tyłek wraz z Nelsonem. Już miałam wejść do pokoju w towarzystwie Annie, ale poczułam dłoń na moim ramieniu.
Odwróciłam się i ujrzałam Jack'a.
- Możemy porozmawiać? - zapytał.
- Umm... Tak. Annie, zaraz będę - zgodziłam się. Dziewczyna puściła mi oczko i weszła do naszego pokoju - Więc? O co chodzi?
- Wieszz... - poczułam zapach alkoholu, więc odsunęłam się od chłopaka.
- Jesteś pijany, wracaj do siebie - rozkazałam chłodno.
- Oj, no weźź - przysunął się bliżej - Wypiłem tylko 5.
- No to mów, czego chcesz - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nie zadawaj się z nim.
- Wiesz, zważając na to, że jesteśmy w parze, to może być trudne - prychnęłam - Dlaczego w ogóle mi rozkazujesz? Idź do jakiejś innej dziewczyny.
- Więc jesteś zazdrosna - na jego twarzy zagościł łobuzerski uśmiech.
- Co? Nie! Niby o kogo? Jeśli ktoś tu jest zazdrosny, to tylko ty.
Zaśmiał się i odwrócił, nie odzywając się już do mnie słowem.
Pięknie.
* fragment piosenki Adele "Set fire to the rain"
No, nareszcie. Ten rozdział jest jakiś kiepski, ale cóż poradzę... Znowu mam wenę, więc szybko poszło z tym rozdziałem. Aha, i zapomniałabym: Widziałam wszystkie nominacje do Liebster Award i serdecznie za nie dziękuję, ale po prostu nie mam teraz za bardzo czasu, aby odkopać te pytania i na nie odpowiedzieć... Więc po prostu wiedzcie, że skakałam z radości, kiedy się dowiedziałam o tych nominacjach, bo naprawdę poczułam się doceniona :) Następny rozdział jutro lub pojutrze. Pozdrawiam! :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro