Rozdział Trzynasty
Ustaliliśmy już, że jestem tchórzem prawda? Prawda.
Po przejściu zawału serca, kiedy obudziłam się w dormitorium ślizgonów, śpiąc w jednym łóżku z Regulusem Blackiem, momentalnie zerwałam się na cztery łapy i stamtąd uciekłam.
Bieganie nie jest moją mocną stroną, tak samo jak eliksiry, ale uwierzcie mi na słowo, zapieprzałam tak szybko, jak Severus uciekł przed szamponem do włosów.
Wiem, to okropne porównanie i nie powinnam, ale naprawę mógłby częściej myć te kłaki.
— Gdzie byłaś całą noc? — zapytała Veronica, gdy tylko przekroczyłam próg naszego dormitorium. Zmierzyła mnie podejrzliwym wzrokiem, od stóp do głów i uniosła brwi. — Albo raczej u kogo?
Uniosłam brwi na pytanie i jedynie pokręciłam tylko głową, bez słowa zgarniając ze swojego łóżka świeże ubranie i ruszyłam do łazienki. Po spojrzeniu w lustro wiedziałam już, o co chodzi dziewczynie i policzki zapiekły mnie z zażenowania. Moje włosy były rozczochranie, ubranie pomięte, a twarz wreszcie nie wyglądała, jakbym miała zaraz umrzeć.
Nienawidzę życia.
***
Impreza urodzinowa Jamesa i Remusa, była jedną z najhuczniejszych, jakie obchodziliśmy w Hogwarcie. Ludzie wyczekiwali na nią, prawie tak bardzo jak na Boże Narodzenie. Uśmiech sam zagościł na mojej twarzy, kiedy Lily — dość niechętnie, ale jednak — przytuliła mojego kuzyna, dając mu małą paczuszkę.
James był w takim szoku, że na moment zastygł w totalnym bezruchu, by następnie mocno objąć rudowłosą. Dziewczyna nie wyglądała na szczególnie zachwycona, ale za to chłopak wyglądał, jakby wygrał życie na loterii.
— Uroczy.
Zerknęłam na Dorcas, której oczy świeciły już od wypitego alkoholu. Brunetka wyglądała ślicznie w fioletowej, dość obcisłej sukience, która ładnie podkreślała kolor jej włosów. Uśmiechnęłam się do niej, co szybko odwzajemniła.
— Widziałaś gdzieś Destiny? — zapytałam, na co brunetka skrzywiła się, jakby przed chwilą zjadła cytrynę. Uniosłam brew, patrząc na nią z zaskoczeniem. Chyba mnie coś ominęło, pomyślałam i rozejrzałam się ponownie po Pokoju Wspólnym, szukając wzrokiem krukonki.
— Nie i mam nadzieje, że jej nie zobaczę. — mruknęła i wtedy mój wzrok odnalazł te perfekcyjne blond włosy, których tak zazdrościłam Conolly. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy zobaczyłam, że wpleciona jest w nie ręka Syriusza Blacka, który zażarcie całował Des.
Otworzyłam usta w szoku i spojrzałam na gryfonkę, stojącą obok mnie, której wargi zaciskały się mocno i zrobiło mi się jej żal. Syriusz podobał jej się od dawna i wiedzieli o tym wszyscy, nawet Syriusz, a mimo o wybrał jej przyjaciółkę.
Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, ale to właśnie wtedy zaczęła się kończyć nasza wspólna przyjaźń.
Złapałam Meandowes za łokieć i pociągnęłam w kierunku stolika z alkoholem. Nie lubiłam pić, ale dziewczyna potrzebowała kompanki do tego, więc mogłam się tego wieczoru poświęcić.
Dwie godziny później byłam już naprawdę pijana i szczęśliwa. Wywijałam na parkiecie z Dorcas oraz Lily, pilnując razem z rudowłosą, by obok nas nie było przypadkiem Syriusza albo Destiny. Byłam zła na blondynkę za to, że nie powiedziała mi o swoim romansie. Z tego co pamiętam, to jeszcze niedawno nie mogli wysiedzieć razem w jednym pomieszczeniu, a teraz nagle przeżywali wielką miłość.
Zatoczyłam się do tyłu, kiedy brunetka okręciła mnie trochę za mocno i zaśmiałam się głośno, co i tak zostało zagłuszone, przez głośną muzykę. Czyjaś ręka złapała mnie za łokieć, przez co odwróciłam się w jego stronę. Uśmiechnęłam się miło do krukona z mojego roku, który wyciągnął do mnie rękę, zapraszając mnie do tańca.
Zerknęłam przez ramię na dziewczyny, które zachichotały głośno i pokazały mi kciuki do góry i przyjęłam rękę blondyna. Romeo Blake był dość sympatycznym chłopakiem, który miał jakieś mugolskie żelastwo na zębach.
— Ładnie wyglądasz Anette? — powiedział tuż koło mojego ucha, przyciągając mnie do siebie. Rumieniec wykwitł na moich policzkach, ale wypity alkohol dodał mi odwagi i nie spuściłam wzroku z jego niebieskich oczu.
Zanim jednak zdążyłam się odezwać, czyjeś ręce, złapały go za ramiona i siłą oderwały ode mnie. Spojrzałam na Syriusza i Jamesa, którzy stali po obu stronach blondyna, obejmując go za ramiona.
— Cześć kolego. — odezwał się Syriusz, przyciągając głowę chłopaka na swoją stronę. Romeo zerknął na mnie przestraszony, a ze mnie uleciało chyba całe szczęście.
— Nie zapędziłeś się trochę? — zapytał James, niby przyjaznym tonem. Zrobiło mi się niedobrze. Za każdym razem, przerabialiśmy ten sam scenariusz. Ze mną zaczynał gadać jakiś chłopak, który mógł potencjalnie się mną w przyszłości zainteresować, a oni w ciągu dziesięciu sekund go przepędzali.
Trochę im się nie dziwiłam, mój ostatni chłopak, nieźle dał mi popalić i zbierałam się psychicznie po tym związku bardzo długo, ale jednak nie wszyscy byli Tylerem.
— Dajcie spokój głąby. — warknęłam, łapiąc Jamesa za ramię, by do odciągnąć. Zaalarmowana Dorcas zrobiła to z Syriuszem, którego tylko mordowałam wzrokiem. Posłałam przepraszające spojrzenie krukonowi i odeszłam, ciągnąc za sobą kuzyna.
Zawlekłam tego idiotę na schody prowadzące do dormitorium chłopców i posłałam mu ostre spojrzenie, czym chłopak nie za bardzo się przejął.
— Musisz mi to robić za każdym razem? Tylko tańczyliśmy. — syknęłam, wbijając palec w klatkę piersiową chłopaka.
— Zaczyna się na tańczeniu, kończy na płakaniu. — mruknął gryfon, na co tylko fuknęłam ze złością i minęłam go, szturchając go ramieniem i ruszyłam w kierunku wyjścia z wieży. Straciłam ochotę na zabawę.
— Zbieram się dziewczyny. — powiedziałam do dwóch gryfonek, które stały niedaleko przejścia. Obie posłały mi współczujące spojrzenie i przytuliły mnie na pożegnanie. Wyszłam z Pokoju Wspólnego Gryfonów, a cisza, jaka panowała na korytarzu, była wręcz uderzająca.
Przejechałam ręką po twarzy, czując jak alkohol i cała impreza przytłaczają mnie, a zmęczenie atakuje całe moje ciało i umysł. Bańka szczęścia pękła, a ja znów miałam ochotę płakać.
— Anette zaczekaj! — zerknęłam przez ramię na blondynkę, która, szła w moją stronę z Syriuszem. Prychnęłam cicho pod nosem, bo byli chyba na końcu listy osób, z którymi chciałabym w tym momencie rozmawiać.
— Dajcie mi spokój. — burknęłam, ruszając w dół wielkich i złośliwych schodów.
— Daj mi to wyjaśnić Anette. — jęknęła dziewczyna, ruszając za mną, na co jedynie wywróciłam oczami, zeskakując na jedno z półpięter i w tym momencie schody, na których była dziewczyna, zaczęły się przesuwać.
— Powiedziałam, żebyście dali mi spokój, był już czas na wyjaśnienia, kiedy to ukrywaliście. — powiedziałam zimo i odeszłam, nie odwracając się już za siebie.
Byłam w szoku, że potrafiłam jej tak powiedzieć. Pewnie to zasługa wypitego alkoholu i złości na huncwotów, ale naprawdę było mi przykro, że mi nie powiedziała, przecież bym się cieszyła.
Droga do piwnic zajęła mi znacznie dłużej niż zwykle, właściwie to po godzinie dalej tam nie dotarłam, bo musiałam sobie zrobić przerwę, na wytrzeźwienie. Usiadłam na zimnym parapecie na trzecim piętrze i podciągnęłam nogi pod brodę, wlepiając wzrok w widok za oknem.
Gwiazdy tej nocy świeciły zadziwiająco mocno, przypominały mi pełnie księżyca, gdy razem z chłopakami leżeliśmy na łące w Zakazanym Lesie i oglądaliśmy je.
Nie odwróciłam się, słysząc dźwięki kroków. Podejrzewałam, że to któryś z prefektów albo nauczycieli, a ja zaraz zarobię szlaban życia, ale było mi już wszystko jedno. Im bliżej ten ktoś był, tym bardziej było mi wszystko jedno.
— Potter. — znany mi głos, był tuż koło mnie. Pociągnęłam nosem i odwróciłam się w kierunku Regulusa, który stał z założonymi rękami. Zmierzyłam go wzrokiem, patrząc z zaskoczeniem na kaptur szarej bluzy, wystający z jego szaty.
— Co tu robisz? — zapytałam cicho, a dreszcz zimna wspiął mi się po plecach. Reg uniósł brwi i wskazał palcem na złotą odznakę, przypiętą do czarnego materiału, tuż obok godła Slytherinu. Przetarłam ręką twarz i westchnęłam cicho pod nosem. — Wybacz, jestem trochę pijana.
— Ciekawe, że się przyznajesz, patrząc na to, że mogę ci wlepić szlaban i odjąć punkty za szwendanie się po nocy pijanej na dodatek. — powiedział, a ja wzruszyłam ramionami, na co chłopak ponownie uniósł brwi, a jego wargi opuściło ciche westchnienie.
Obróciłam głowę z powrotem w kierunku okna i mocniej objęłam kolana ramionami. Na moich nagich udach i ramionach pojawiła się gęsia skórka z zimna, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Im chłodniej mi było, tym szybciej schodził ze mnie alkohol.
— Mogę wiedzieć, co robisz tutaj sama i pijana? — odezwał się znowu, siadając obok mnie na parapecie. Zerknęłam w jego zielone oczy, a w gardle znowu wyrosła mi wielka gula.
— Bo twój brat i mój kuzyn to idioci. — burknęłam, a on parsknął ironicznie, choć na jego ustach wykwitł mały, lekko rozbawiony uśmiech.
— Ameryki nie odkryłaś, ale i tak jestem w szoku, że zrozumiałaś to tak szybko. — mruknął, na co bez zastanowienia, walnęłam go pięścią w ramię, na co chłopak jedynie wybuchł cichym i krótkim śmiechem.
— Jak masz być dla mnie niemiły, to idź już. — syknęłam, patrząc na niego spod byka. Naprawdę nie brakowało mi towarzystwa idiotów.
— No to powiedz, co ci zrobili? — zapytał, chyba widząc, że nie jestem dziś w nastroju na jego głupie, cięte poczucie humoru. Westchnęłam ciężko i przesunęłam się na szerokim parapecie i usiadłam obok niego, spuszczając nogi na dół. Moja spódniczka trochę podsunęła się do góry, ale nie zwracałam na to za bardzo uwagi, to tylko Regulus.
Właściwie to byłam wdzięczna Grace, która zaczarowała ją tak sprytnie, że nawet tak, jak chwilę wcześniej siedziałam z podwiniętymi nogami, nic nie było widać, tak samo jakbym usiadła po turecku.
— Zachowują się, jak jakieś dwa samce, przeganiają każdego chłopaka, który tylko zaczyna ze mną rozmawiać...
— Mnie nie. — przerwał mi, a ja zerknęłam na niego. Jego zielone oczy były jak dwa świecące punkciki w ciemnym korytarzu. Oddech na moment zamarł mi w płucach.
— Widocznie, nie jesteś według nich zagrożeniem matrymonialnym. — powiedziałam, a atmosfera między nami dziwnie zgęstniała. Przełknęłam cicho ślinę, zrywając z nim kontakt wzrokowy i znowu popatrzyłam na szarą ścianę przed nami.
— Wracając to idioci. — powiedziałam, a dziwny stres osiadł mi na żołądku. Zeskoczyłam z parapetu, cudem nie wybijając sobie zębów. — Okej lepiej mi, mogę wracać dalej.
Regulus również zszedł z parapetu i zerknął na mnie z ciężkim westchnieniem. Potem powolnym ruchem sięgnął do guzika swojej szaty i rozpiął go, ściągając czarny materiał ze swoich pleców. Następnie zarzucił pelerynę na moje plecy i zapiął guzik, przy mojej szyi.
Alkohol chyba znowu uderzył mi do głowy, bo, kiedy jego place musnęły przypadkiem skórę na mojej szyi, oddech utknął mi w piersi.
— Jaki dżentelmen. — mruknęłam siląc się na sarkastyczny ton. Ciepły dreszcz przeszedł mi po plecach, a gęsia skórka zeszła z ramion, kiedy okrył je ciepły materiał.
— Powiedzmy, że to podziękowanie za eliksir. Ruszaj się, mój patrol dobiega końca. — burknął, ruszając do przodu. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i dogoniłam chłopaka, idąc z nim ramię w ramię.
Między nami panowała dziwna cisza, która w pewnym momencie zaczęła mi przeszkadzać. Zerknęłam na bruneta, którego szara bluza ładnie podkreślała kolor jego oczu.
— Wiesz, że Syriusz jest chyba z Destiny? — wypaliłam, chcąc przerwać ciszę, która stawała się dla mnie uciążliwa. Chłopak zerknął na mnie i skrzywił się, jakby ktoś mu podstawił pod nos krowie łajno.
— Wiem, widziałem ich ostatnio w bibliotece. — powiedział zniesmaczonym tonem, a ja momentalnie zatrzymałam się w miejscu, otwierając usta w szoku.
— I mi nie powiedziałeś? — zapytałam oburzona, uderzając go znowu w ramię. Regulus wywrócił oczami, a ja uczepiłam się jego ramienia, które jeszcze przed chwilą walnęłam, wlepiając swój wzrok w jego zielone tęczówki. — Co jeszcze widziałeś?
— Na Salazara, no lizali się z dwa tygodnie temu. Jakbyś się cyklicznie nie spóźniała, to sama byś ich przyłapała. — mruknął, patrząc na mnie z góry. Uśmiechnęłam się niewinnie na wzmiankę o moich małych spóźnianiach.
— Reggie przyjaciele sprzedają sobie ploteczki. — mruknęłam słodko, na co on wywrócił oczami, ciągnąc mnie w kierunku piwnic.
— Jak jesteś pijana, jesteś jeszcze bardziej nieznośna. — burknął jedynie, a ja parsknęłam śmiechem.
Cóż, może ten wieczór nie był jednak taki beznadziejny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro