Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Czternasty

— Możemy pogadać?

Ciche westchnienie uleciało z moich ust, kiedy usłyszałam znajomy damski głosem. Podniosłam wzrok na blondynkę, która stała po drugiej stronie stolika, przy którym siedziałam w bibliotece. Zaczęłam żałować, że nie poszłam do stolika Regulusa, ale było już za późno.

Kiwnęłam głową, a blondynka usiadła na krześle naprzeciwko. Siedziałam w ciszy, czekając, aż się odezwie. Nie chciałam jej karać ciszą, ale było mi przykro, bo myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami i możemy sobie mówić o takich rzeczach, jak związki.

— No powiedz coś Anette, nie lubię, jak milczysz. — powiedziała zrezygnowanym tonem, a ja prychnęłam pod nosem.

— Co mam powiedzieć? Super Des, że przeżywasz wielką miłość z Syriuszem Blackiem, który uwaga ironio też jest moim przyjacielem i też nie raczył mi powiedzieć, że po latach nienawidzenia się, świata poza sobą nie widzicie. — burknęłam, zakładając ręce na piersi, osuwając się przy tym delikatnie na krześle. Conolly spuściła wzrok i przygryzła wargę w poczuciu winy.

— Wiem, przepraszam. Powinniśmy ci powiedzieć. — westchnęła, a ja pokręciłam głową, wracając wzrokiem do książki od eliksirów. Jutro znowu mieliśmy ważyć eliksir wielosokowy, więc wolałam przygotować się wcześniej by mieć pewność, że nie wysadzę Regulusowi kolejnego kociołka.

Znaczy, jakby na to nie spojrzeć to nawet z przygotowaniem mogłam go przez przypadek wysadzić, ale przemilczmy tą kwestię.

— No właśnie powinniście, wybacz, ale muszę się uczyć. — burknęłam, wracając wzrokiem do książki. Blondynka złapała mnie za rękę, która leżała na blacie stołu.

— Przepraszam Anette, naprawdę. Chciałam ci powiedzieć, ale wiedziałam, że zawsze kibicowałaś Dorcas i czuję się okropnie, że zabrałam przyjaciółce chłopaka, który podobał jej się od dawna, ale mi też on się podobał. Od dziecka. — przerwała, by nabrać drżący oddech. — Udawałam, że go nie lubię, bo tak było mi łatwiej ukrywać moje uczucia. Ale on mnie rozumie Anette, oboje jesteśmy wygnańcami.

Serce ścisnęło mi się na jej słowa, a ja ścisnęłam jej rękę, przez co dziewczyna podniosła na mnie wzrok, a jej załzawione morskie oczy, łamały mi serce. Uśmiechnęłam się do niej lekko, na co blondyna zaśmiała się cicho.

— Co powiesz na porcję lodów w kuchni i obgadaniu twojego nowego chłopaka? — zaproponowałam, na co ona entuzjastycznie pokiwała głową. Wstałam ze swojego krzesła, co krukonka uczyniła dosłownie chwilę po mnie i obie ruszyłyśmy w kierunku wyjścia z biblioteki.

W połowie drogi do drzwi spotkałyśmy młodszego z braci Black, który na mój widok zatrzymał się i założył ręce na piersi. Uśmiechnęłam się niewinnie do bruneta, który wywrócił oczami.

— Nie działa to na mnie Potter, wracaj do nauki, bo znowu wysadzisz pół szkoły. — burknął, a ja zaśmiałam się cicho i poklepałam go delikatnie po ramieniu.

— Przynajmniej będzie trochę zabawy w twoim smutnym, dupkowatym życiu. — parsknęłam, a chłopak rzucił mi tylko swoje śmiercionośne spojrzenie, które od naszej rozmowy — kiedy odprowadzał mnie pijaną do mojego dormitorium — niemiłosiernie mnie bawiło.

— Święte słowa, wybuchowa Anette. — zaśmiał się Evan wychodząc z jednego z rzędów między regałami z jakimiś książkami pod pachą. Wystawił w moją stronę otwartą rękę, więc bez zawahania przybiłam mu piątkę, na co uśmiech na jego twarzy się powiększył.

Zerknęłam na bruneta, który patrzył na nas z niesmakiem. Posłałam mu kolejny uśmiech, na co jego twarz delikatnie złagodniała.

— No to bawcie się dobrze. — powiedziałam i pociągnęłam zszokowaną Destiny za sobą do wyjścia. Gdy tylko wyszłyśmy na korytarz dziewczyna, pociągnęła mnie za rękaw bluzy.

— Ty chyba też musisz mi coś wyjaśnić.

Pokiwałam głową na jej słowa i ruszyłyśmy do kuchni. Na miejscu usiadłyśmy przy stole krukonów i kiedy Konwalia postawiła przed nami dwie duże miski lodów, mogłyśmy przejść do szczerej, poważnej i długiej rozmowy przyjacielskiej.

— To może ty zaczniesz? Jak to się zaczęło? — zapytałam, wpychając sobie łyżeczkę ze słodyczami do buzi. Blondynka uśmiechnęła się delikatnie i zaczęła opowiadać. Słuchałam jej z zapartym tchem, co jakiś czas, wtrącając swój komentarz.

— A co z Dorcas? — spytałam, kiedy skończyła, a blondynka spuściła głowę, smutniejąc.

— Syriusz ma z nią pogadać. — westchnęła, a ja złapałam ją za rękę, przez co podniosła na mnie wzrok. Posłałam jej pokrzepiający uśmiech.

— Ty też z nią pogadaj. Może jak jej to wyjaśnisz osobiście, to się pogodzicie. — szepnęłam, a ona pokiwała głową, ocierając samotną łzę, która spłynęła po jej policzku.

— Koniec o mnie. Twoja kolej. Dlaczego Regulus Black nie patrzy już na ciebie jak na dziesiątą zarazę świata, a Evan Rosier przybija ci piątki, jakbyście byli najlepszymi przyjaciółmi od dziecka? — zapytała, a ja spuściłam wzrok na blat stołu.

— Nie wiem, nie są tacy źli, jak myślałam. Evan jest zabawny, gdyby nie ich uprzedzenia, na pewno dogadałby się z chłopakami, a Reg nie jest wcale taki straszny, na jakiego się kreuje. To dzieciaki takie jak my, też próbują przetrwać burzę, w jakiej wszyscy się znaleźliśmy. — powiedziałam i zgarnęłam za ucho jeden z niesfornych kosmyków, który wypadł z mojego kucyka.

Blondynka wypuściła głośno powietrze z ust.

— Naprawdę się cieszę, że znalazłaś znajomych, ale może lepiej uważaj, to jednak ślizgoni. — mruknęła, a ja podniosłam na nią zszokowany wzrok. Otworzyłam usta, a ona jakby nigdy nic wsadziła sobie łyżeczkę z lodami do buzi. Złość wybuchła w moich żyłach i odrzuciłam swoją własną łyżkę.

— Wszyscy jesteście po jednych galeonach. Uprzedzeni, niepotrafiący wyjść ze swojego własnego, jednokierunkowego myślenia. — syknęłam, wstając ze swojego miejsca. — Ja jakoś potrafiłam zaakceptować fakt, że jesteś z Syriuszem, a ty nie potrafisz tylko tego, że się przyjaźnimy. Przemyśl co robisz Destiny, bo sama mogłaś być na ich miejscu i Syriusz nawet, by na ciebie nie spojrzał.

— Anette! — krzyknęła jeszcze za mną, ale ja już wyszłam z kuchni i pełnym złości krokiem, ruszyłam w kierunku biblioteki, by wrócić do nauki. Łzy wściekłości zakręciły mi się w oczach, więc mocno zacisnęłam ręce w pięści, wbijając sobie paznokcie w wewnętrzną część dłoni, by jakoś zagłuszyć ból psychiczny, tym fizycznym.

Ze złością odsunęłam krzesło, na którym wcześniej siedziałam i wróciłam do czytania zostawionego podręcznika. Po jakichś piętnastu minutach, kiedy nie mogłam się skupić, zatrzasnęłam głośno książkę i zgarnęłam ją z blatu, ruszając w głąb biblioteki.

Dwójka chłopaków siedziała w ukrytym koncie. Regulus zajmował miejsce przy wąskim stoliku, a Evan siedział na ziemi, tuż pod szerokim parapetem i oknem, które dawało jasne światło pomieszczeniu. W nocy, czy późnymi wieczorami, ciężko było nawet dostrzec, że ono tu jest.

— Wybuchowa Anette, jak miło, że dołączyłaś. — odezwał się Evan, posyłając mi szeroki uśmiech. Zerknęłam na niego i usiadłam na szerokim parapecie, opierając głowę na szybie okna. — No nie mówicie mi, że zaczynasz się robić się burkliwa, jak Regulus.

Parsknęłam cicho, kiedy wspomniany brunet, rzucił w przyjaciela rolką pergaminu.

— Dobrze, że nie robi się tempa jak ty. — warknął brunet, a ja zaśmiałam się cicho. Mój wzrok spotkał się z zielonymi tęczówkami Regulusa i na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu.

— Jak rozmowa z tą lepszą szatańską bliźniaczką Conolly? — zapytał blondyn, odchylając głowę, tak by na mnie spojrzeć i wtedy mój uśmiech zniknął mi z twarzy.

— Nie chce o tym gadać. — burknęłam, otwierając książkę, tam, gdzie skończyłam czytać. Na chwilę zapadła między nami cisza, podczas której starałam się skupić na eliksirze wielosokowym, kiedy Evan podniósł się na równe nogi.

— Skoczę po wodę. — powiedział blondyn, a ja kiwnęłam głową, nie odrywając wzroku od tekstu. Cieszyłam się, że uszanowali moją niechęć do rozmawiania o dyskusji z Destiny. Oparłam skroń o szybę i zerknęłam na widok, który się za nią roztaczał. Na błoniach siedziały grupki, nawet stąd widziałam huncwotów, którzy zajmowali miejsce przy swoim ulubionym drzewie.

Wśród nich była już blondynka, która chyba niezbyt przejęła się moim monologiem co do swojej hipokryzji.

— Zwykle gadasz jak najęta i bardzo mnie jednak irytuje, jak milczysz. — odezwał się Regulus, siadając obok mnie na parapecie. Zerknęłam na niego, a jego intensywnie zielone oczy wlepione były w moją twarz. — Zrobimy tak, ty powiesz mi, gdzie zgubiłaś swoje beznadziejne poczucie humoru, ja ci powiem, że bez bezsensu się przejmujesz.

Burknęłam tylko w odpowiedzi, podciągając kolana bliżej brody i wlepiłam wzrok w krajobraz za oknem. Było mi naprawdę przykro i serio nie chciałam z nikim o tym rozmawiać. Nawet jeśli osobą, która chciała mnie wysłuchać był sam Regulus Black.

Ciche i pełne zrezygnowania westchnienie uleciało z warg chłopaka, zaraz po tym mruknął jakieś zaklęcie, więc z czystej ciekawości zerknęłam na niego kątem oka. Zesztywniałam w szoku, widząc wyciągniętego w moją stronę słonecznika. Otworzyłam usta w szoku, a głos zamarł mi w połowie drogi do gardła.

— Skąd...? — wyjąkałam, a chłopak uśmiechnął się w mój ulubiony sposób, trochę złośliwy, ale tak bardzo pasujący do jego osoby.

— Powiedzmy, że jesteś bardzo przewidywalna. — powiedział, a ja zaśmiałam się cicho, odbierając od niego kwiatka. Kiedy nasze palce się spotkały, po moim całym ciele przebiegł ciepły dreszcz.

Uśmiechnęłam się lekko, a mój żołądek dziwacznie skręcił się z przyjemnego stresu.

— Dzięki Reg. — szepnęłam, zerkając na bruneta, który tylko szturchnął mnie zaczepnie w nogę. Zakwiliłam, jakby rzeczywiście zrobił mi krzywdę i bez zastanowienia, oddałam mu, kopiąc go w udo.

— Grabisz sobie Potter. — syknął, łapiąc mnie za kostkę i wbił mi w nią palce, na co syknęłam i zrzuciłam wolną nogę na ziemię i wbiłam paznokcie w nadgarstek chłopaka, dzięki czemu puścił moją kostkę.

Tak właśnie zaczęła się nasza przepychanka. W pewnym momencie po prostu zeskoczyłam z parapetu, chowając się za stolikiem, który stał na środku. Brunet stanął po drugiej stronie z zaciętą miną. Bolały mnie już żebra od jego wbijania w nie palców.

— Co za dzieciaki, zostawić was na trzy minuty samych i już się bijecie. — ironiczny głos Evana, przeciął napiętą ciszę między nami. Zerknęłam na blondyna, który w ręku trzymał plastikową reklamówkę, z którą wyglądał trochę jak żul. Zwłaszcza kiedy się poruszył a butelki, które miał w środku obiły się o siebie. Uśmiechnęłam się do niego, pokazując zęby.  — Cieszę się, że wrócił ci humor Anette, ale nie musieliście się od razu napierdalać.

Powyciągał z reklamówki butelki z piwem kremowym, na co uniosłam zaskoczona brwi.

— Och nie mówcie, że daliście się nabrać na to, że poszedłem po wodę. Co ja jestem zwierzę, żeby wodę pić?

Parsknęłam na jego słowa i sama sięgnęłam po butelkę, kompletnie zapominając o nieprzyjemniej konfrontacji z przyjaciółką.

mam mieszane uczucia co do tego rozdziału. W ogóle ostatnio przeżywam trochę kryzys i nie za bardzo nawet wiem czy wam się ta książka podoba. Proszę o opinie.

kimkimkolwiek

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro