Część 2
– Temperatura trzydzieści sześć i sześć.– Skąd on to wie?! W końcu zabrał dłoń z mojego czoła i dwoma palcami rozszerzył mi prawe oko.
– Gałki oczne zbyt małe, o dziwnym, nieokreślonym kolorze.– Miałem ochotę powiedzieć kto tu ma dziwne oczy, ale strach sprawił że głos uwiązł mi w gardle. Słowem wyjaśnienia- w moim wyglądzie, a zwłaszcza w oczach nie było nic nadzwyczajnego, byłem prostym chłopcem z Nowego Yorku. Z bardzo standardowymi, brązowymi oczami.
– Zbyt rozwinięte narządy węchowe.– Brutalnie pociągnął mnie za nos, a ja syknąłem z bólu. Cholera, gdybym tylko mógł się ruszyć! Obcy na chwilę odsunął się i dosłownie zlustrował mnie od stóp do głów- poczułem jak na moje policzki wykwita rumieniec.
– Nadmierne owłosienie całego ciała upodabnia osobnika do zwierząt...– Że co?! Ten gość, jeśli mogę go tak nazwać zaczynał coraz bardziej mnie wkurzać. Że niby to ja wyglądam jak zwierzę?! Ja w życiu nie przyrównałbym ich do zwierząt- byłaby to jawna obraza- Przed oczami stanął mi Hulk, nasz stary, ważący pięćdziesiąt kilo kundel. Chociaż tyle razy na niego narzekałem to, Bóg mi świadkiem, sto razy wolałbym teraz jego towarzystwo.
– To fascynujące...– Jeden z dwójki obcych stojących po mojej lewej stronie zabrał w końcu głos. Fascynujące. Tak. I jak ja mam to niby skomentować?!
– Gdzie ja...– Nie zdążyłem dokończyć, bo gość który męczył mnie do tej pory niespodziewanie wsadził mi w usta dwa palce i zaczął wodzić palcami po moich zębach.
– Obecność zębów to tylko kolejna cecha zwierzęca u tego osobnika...– O nie, tego już za wiele! Korzystając z okazji, poczekałem aż przesunął palce na dolne jedynki i z całej siły go ugryzłem. Ku mojej uciesze, wydał okrzyk bólu i natychmiast zabrał tę swoją przydługą rękę, odsuwając się o jakiś metr. Zerknąłem na jego dwóch towarzyszy. Wyglądali na wstrząśniętych. No cóż...przynajmniej dowiedziałem się że jednak mają kości pod tą swoją skórą.
– Agresja i nadpobudliwość!– Wysyczała moja niedoszła ofiara. Tak...wypuść mnie a pokażę ci agresję. – Powinno się go od razu wyeliminować!– Zamarłem. Nieoczekiwanie, kolejny obcy przyszedł mi z pomocą:
- Nie ty decydujesz, 9804.– Co to za numerek? O co tu chodzi? Dostrzegłem jak na twarzy tamtego pojawia się coś na kształt złości, po chwili podszedł do ściany i...zniknął. Tak po prostu. Zmarszczyłem brwi i przeniosłem wzrok na dwóch pozostałych. Oni zaś przyglądali się mnie, czułem ich wzrok na całym swoim ciele.
– Gdzie ja jestem?– Ponowiłem pytanie, mając nadzieję że tym razem uzyskam odpowiedź.
– W instytucie badań Nowego Świata.– Odparł jeden z nich. Instytut. Nic mi to nie mówi. Nie do końca o to mi chodziło.
– Na jakiej planecie?– Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę jak dziwnie zabrzmiało to pytanie. No cóż, patrząc na moich rozmówców można wysnuć różne wnioski...wstrzymałem oddech czekając na odpowiedź. Obcy zaś spojrzeli po sobie i po chwili zaczęli się....śmiać. Po prostu śmiać, ukazując zupełnie puste dziąsła. Ten dźwięk był okropny, w niczym nie przypominał prawdziwego, ludzkiego śmiechu.
– Na Ziemi.– Dowiedziałem się w końcu. Co? Ale jak to? Czyżby...cholera, chyba naoglądałem się za dużo filmów science-fiction.
– Ale wy nie jesteście ludźmi.– Wypowiedziałem na głos myśli, moje brwi znów spotkały się nad oczami. – Nie wyglądacie jak ludzie...– Obcy w końcu przestali się śmiać i spojrzeli na mnie, jakby wyrosła mi druga głowa. No cóż, w takich warunkach myślę, że to nie byłoby wcale takie dziwne...Nagle jeden podrapał się po swej własnej łysej głowie i w jego ciemnych oczach coś zalśniło.
– Oczywiście...w jego czasach człowiek wyglądał pewnie inaczej, tak jak on.– Zaczął tłumaczyć swojemu koledze, tamten zaś kiwał tylko głową. – Nie był jeszcze tak rozwinięty...– Znów obrzucił mnie spojrzeniem od stóp do głów, a we mnie zawrzał gniew. Odepnij mnie od tego czegoś, a skopię ci ten twój biały, rozwinięty tyłek! Zaraz...co to znaczy...,,w jego czasach"?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro